Opowieść alkoholika: czułem, jak kostucha chodzi mi po plecach

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Opowieść alkoholika: czułem, jak kostucha chodzi mi po plecach
Foto: Glow Images/East News

- Żyję tylko dlatego, że poczułem w pewnym momencie, że żarty już się skończyły - mówi gość audycji "Godzina prawdy", dziennikarz Krzysztof Dowgird.

Posłuchaj

Dziennikarz Krzysztof Dowgird opowiada o swojej chorobie alkoholowej (Godzina prawdy/Trójka)
+
Dodaj do playlisty
+

- Mam 63 lata. Pochodzę z naprawdę dobrej rodziny, w której nikt nie miał problemów z alkoholem. Gorzała wędrowała na stół kilka razy w roku, w kryształowej karafce, i prawie w tej samej postaci wracała do kredensu. Nie mogę więc tego, że jestem chory, zrzucić na dom, na rodziców. A przeanalizowałem nawet drzewo genealogiczne, by znaleźć pijącego dziadka lub babcię - mówi dziennikarz Krzysztof Dowgird.

Jak wspomina gość audycji "Godzina prawdy", pierwszy raz upił się na zakończenie podstawówki. Wraz z kolegami postanowił uczcić ten fakt, kupując tanie wino. Alkohol pili w krzakach, Dowgird "padł", a później przez kilka dni wymiotował. Choć to doświadczenie zniechęciło go od picia na długo, zapamiętał uczucie, jakie towarzyszyło mu zanim dopadły go skutki uboczne. - Zawsze byłem cherlawy, w szkole byłem najmniejszy, najniższy. Siedziałem w ostatniej ławce, byłem wybierany jako ostatni, gdy tworzyły się drużyny do gry w dwa ognie. Okazało się, że gdy piję wino rosną mi skrzydła - wyjaśnia.
Wszystkie audycje z cyklu "Godzina prawdy" znajdziesz TU >>>
Po alkohol sięgnął znów w liceum. - Jak się napiłem, to byłem w stanie rządzić całym internatem. Wywalili mnie stamtąd, bo się upiłem w złym momencie - opowiada. Wówczas Dowgird trafił do Warszawy, do hotelu robotniczego. - Pili tam wszyscy. Alkoholu nie tykał tylko kot ciecia i ja. Chciałem się jakoś od tego odciąć. Szukając towarzystwa, trafiłem do klubów studenckich. Zacząłem pić weekendowo, bo wtedy rozkręcały się fajne rozmowy. Wszyscy mnie lubili, kiedy piłem - opowiada.
Gość Michała Olszańskiego przyznaje, że nie wie, kiedy stał się alkoholikiem. - Myślę, że nie ma takiego momentu, kiedy człowiek wie, że przekroczył granicę - ocenia. - Doszedłem do momentu, kiedy mało nie umarłem. Byłem strzępem człowieka. Czułem, jak kostucha chodzi mi po plecach. Żyję tylko dlatego, że poczułem w pewnym momencie, że żarty już się skończyły, że teraz na mnie kolej. Wtedy zaczęło mi się chcieć żyć - podkreśla.
Dowgird poszedł na terapię. Jak wspomina, siedział z innymi alkoholikami i nienawidził ich. Sam siebie pytał, co on robi wśród "meneli", co to mówią, że "włanczają" radio. - Mówili mi, że wszystko będzie okej, jeśli tylko przestanę pić. Ja byłem wówczas w takim stanie, że bolały mnie nawet włosy. Dziś jestem im wdzięczny. Nie oszukiwali mnie - zaznacza. - Do tej pory uważam, że rozum przyszedł do mnie przez zadek, bo ja siedziałem i słuchałem ich. Czułem, że tylko słuchając mądrzejszych, poradzę sobie. Wokół mnie ludzie umierali jak muchy, postanowiłem trzymać stronę zwycięzców - dodaje.
Gdy Dowigird wyszedł na prostą, miał potrzebę powiedzenia innym uzależnionym, że nie muszą umierać, że mogą znaleźć wyjście z sytuacji. Wówczas na rynku medialnym zaczęły pojawiać się komercyjne stacje radiowe. Gość radiowej Trójki uznał, że mógłby prowadzić audycję, w której mówiłby o chorobie alkoholowej. Robi to do dziś. - Nie jestem terapeutą, ale na milion procent jestem alkoholikiem. Przychodzę do radia nie po to, by mówić ludziom, co mają robić, jak mają żyć. Sam tego nie wiem. Przychodzę do radia, by opowiedzieć swoją historię - zaznacza.

Audycja "Godzina prawdy" na antenie Trójki w każdy piątek od godz. 12.05 do 13.00.

(kk/mp)

Polecane