"Każde uratowane dziecko sprawia mi ogromną radość"

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
"Każde uratowane dziecko sprawia mi ogromną radość"
Katarzyna KowalskaFoto: fot. G.Darmetko/PR

- Sama będąc matką, interweniowałam w domach, gdzie dzieciom działa się krzywda. Ich duże przerażone oczy robiły na mnie większe wrażenie niż pierwsze zgony w dochodzeniówce - mówi Katarzyna Kowalska, była policjantka, która od 2010 roku prowadzi pogotowie opiekuńcze.

Posłuchaj

Najtrudniejsze są rozstania z naszymi dzieciakami - mówi Katarzyna Kowalska w "Godzinie prawdy"
+
Dodaj do playlisty
+

Do domu Katarzyny Kowalskiej trafiają dzieci z patologicznych rodzin, bite i zaniedbane. Razem ze swoim partnerem oraz trójką już dorastających potomków tworzą wspaniałe miejsce, gdzie mali podopieczni w końcu mogą poczuć się bezpiecznie. Wcześniej pani Katarzyna pracowała przez ponad 20 lat w policji, do której trafiła za namową koleżanki.

- Nie wypalił mi jeden egzamin na studia i nie miałam żadnego innego pomysłu na życie. Koleżanka marzyła o pracy w formacjach mundurowych, więc razem zaczęłyśmy starać się o pracę w milicji - opowiada gość Michała Olszańskiego. Pani Katarzyna trafiła do wydziału dochodzeniowego. Tak wspomina pierwszy wyjazd z technikiem "na zgon": - Chciałam zgrywać twardą kobitkę. Ale dostałam histerii, nie potrafiłam zapanować nad emocjami - opowiada.

Na skutek życiowych zawirowań z dochodzeniówki przeszła do wydziału ds. nieletnich. W pracy widziała, jak okrutni potrafią być rodzice i jaką krzywdę wyrządzają swoim pociechom. Dlatego po przejściu na emeryturę zdecydowała, że będzie pomagać. Dziś z dumą opowiada o wszystkich podopiecznych, którzy spod jej skrzydeł trafiają do nowych, kochających rodzin.

Posłuchaj innych rozmów z niezwykłymi ludźmi w "Godzinie prawdy" >>>

Pierwsza była maleńka dziewczynka. Gdy Martynka trafiła do ich domu, ważyła niecałe 2 kg. Byli w szoku, na gwałt kupowali łóżeczko, wyprawkę. Mała była u nich pół roku, potem odeszła do rodziny adopcyjnej. - Z jej mamą do tej pory mamy wspaniały kontakt. A jednak, oddając Martynkę, przeżywałam to okropnie, przez tydzień spałam z jej ubrankiem - wspomina Katarzyna Kowalska.

Przez ich dom do tej pory przeszła dziesiątka dzieci. Najmocniej wspominają "Benka", 4-miesięczną dziewczynkę, która trafiła do szpitala w stanie agonalnym, pobita przez rodziców. Z duszą na ramieniu pani Katarzyna pojechała po nią. Bała się, że "Benek" umrze w ich domu. Mała była ustabilizowana, ale obrażenia mózgu miała tak ogromne, że nie widziała, nie słyszała, pozostawała ruchowo niesprawna. - Jak obrzęk mózgu się zmniejszył, zaczęła słyszeć, wodzić oczami, ruszać się. Każdy najmniejszy sukces czciliśmy całą rodziną. W którymś momencie lekarze przestali mówić o upośledzeniu, a zaczęli mówić o opóźnieniu. Po 8 miesiącach oddaliśmy "Benusia" z lekkim sercem wspaniałym rodzicom adopcyjnym - opowiada.

Jak pojawił się rodzinny pomysł prowadzenia pogotowia opiekuńczego i jak wyglądają święta w domu pełnym dzieci własnych oraz tych, które są tam "na chwilę"? Zapraszamy do wysłuchania całej audycji.

"Godzina prawdy" na antenie Trójki w każdy piątek tuż po godzinie 12.00.

Polecane