Piotr Bączek

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Piotr Bączek

Złożyłem zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pana ministra Bondaryka. Zarzucam mu między innymi nie zweryfikowanie informacji na temat prac komisji weryfikacyjnej i wprowadzenie w błąd innych organów państwa.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Gościem dzisiaj jest pan Piotr Bączek, członek komisji weryfikacyjnej i asystent Jacka Kurskiego w komisji śledczej do spraw nacisków. Dzień dobry.

Dzień dobry, panie redaktorze. Dzień dobry państwu.

Pan pracuje jeszcze w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego?

Jestem na wypowiedzeniu.

Był tam pan wysokim funkcjonariuszem.

Pracownikiem cywilnym, członkiem kierownictwa SKW.

Trzynastego maja dostał się pan na czołówki gazet i na pierwsze miejsca w serwisach informacyjnych…

Ale to nie dzięki mnie, tylko dzięki szefowi ABW.

Tak. Skąd pan się w ogóle wziął w komisji weryfikacyjnej? Jaka była pana droga zawodowa. Polacy pamiętają, że współpracował pan z Antonim Macierewiczem  w ’92 roku. A co było potem? Co pan potem robił?

Przez kilkanaście lat byłem dziennikarzem. Na początku lat 90-tych – „Nowy Świat”, „Tygodnik Centrum”, następnie „Gazeta Polska”, „Głos” i znowu „Gazeta Polska”. W 2006 roku pan premier Jarosław Kaczyński poprosił mnie o włączenie się do komisji weryfikacyjnej. Wyraziłem wolę, że tak. I znalazłem się w składzie komisji weryfikacyjnej od lipca 2006 roku. Po utworzeniu SKW, wszedłem w skład kierownictwa SKW.

Co panowie robili w komisji weryfikacyjnej? Dwanaście osób, z tego, co pamiętam, ją tworzyło.

Dwanaście osób z ramienia premiera i dwanaście osób z ramienia prezydenta.

Na czym polegała ta praca? Na zasiadaniu w komisji i przeglądaniu papierów byłych funkcjonariuszy WSI?

Również.

Odbieraniu od nich oświadczeń, zeznań?

Oświadczenia oni składali sami jeszcze w 2006 roku. Sprawdzaliśmy i sprawdzamy nadal zgodność tych oświadczeń z prawdą. Między innymi na dokumentacji byłych Wojskowych Służb Informacyjnych oraz różnych innych akt.

Czy z tych zeznań, z tych dokumentów wynika potwierdzenie, zaprzeczenie, a może wątpliwość, że warto było likwidować WSI?

Niedawny przykład z komisji śledczej pana pułkownika Jerzego Stachowicza dowodzi chyba tego, że weryfikację służb specjalnych należało przeprowadzić i to na początku lat 90-tych.

On przeszedł weryfikację.

Przeszedł, ale weryfikację bardzo szybką. Ta weryfikacja trwała kilkanaście tygodni, dwa, trzy miesiące. Nie sposób wyłapać wszystkie takie niuanse, takie fakty z życiorysów wszystkich funkcjonariuszy.

I dlatego tak długo to trwało w przypadku WSI?

Trwa nadal. I myślę, że powinno potrwać jeszcze kilka miesięcy. Komisja weryfikacyjna wznowiła pracę kilkanaście dni przed rewizją u mnie.

Jak goszczą tutaj politycy, w większości lewicy, Platforma jest tu podzielona, ale dużo jest głosów, że likwidacja WSI jest zbędna, że to była szkoda wyrządzona polskiemu bezpieczeństwu.

Przypomnę, że ustawa o weryfikacji żołnierzy WSI przeszła większością głosów w Sejmie. Głosowali zarówno posłowie PiS-u, jak i Platformy Obywatelskiej.

Może żałują dzisiaj, może uważają, że to był błąd?

A może są inne zakulisowe wpływy na Platformę? Nie wiem.

A dlaczego pana zdaniem warto było rozwiązać WSI?

Może warto przeczytać raport o weryfikacji WSI – dogłębnie i bez negatywnych komentarzy. Wtedy zobaczymy, że ta struktura była praktycznie podporządkowana wpływom osób, które były wyszkolone jeszcze w latach 80-tych oraz wpływom osób, które były wyszkolone na wschodzie.

I to miało wpływ na działalność?

Skoro WSI nie podejmowało żadnych skutecznych działań na przestrzeni kilkunastu lat po ’90 roku, to według mnie tak.

Wie pan, co będzie w drugiej części „Raportu”, w tzw. „Aneksie”?

Nie, nie znam „Aneksu” przewodniczącego komisji weryfikacyjnej.

Dziś o dziewiątej – komisja sprawiedliwości, która będzie się zajmowała sprawą wydarzeń z trzynastego maja, kiedy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego weszła między innymi do pana domu. Co pan powie posłom?

Nie wiem, czy będę mógł uczestniczyć w tej komisji? Bo od kilku dni zdarzają się jakieś dziwne sprawy w Kancelarii Sejmu. Na przykład urzędnicy Kancelarii Sejmu nie chcą mi wydać umowy, na podstawie której mógłbym rozpocząć pracę na rzecz posła Jacka Kurskiego.

O tej sprawie pisze dziś „Rzeczpospolita”, która informuje, że zmieniono regulamin. Teraz Prezydium Sejmu musi wydać zgodę na to, żeby pan mógł być asystentem.

Tak. Wygląda to tak, jakby uchwała sejmowa została wcielona w życie po wydarzeniach trzynastego maja.

Tylko to jest inna komisja – komisja do spraw nacisków. Pan ma być asystentem posła Jacka Kurskiego, a komisja sprawiedliwości zajmie się akcją ABW. Ale w taki razie może teraz powiedzmy posłom, przez nasze mikrofony: jak pan rozumie akcję ABW? Co to było?

Ja rozumiem, że to jest złamanie prawa przez pana ministra Bondaryka. Złożyłem zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pana ministra Bondaryka i mam nadzieję, że Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyjaśni tę sprawę. Zarzucam mu między innymi nie zweryfikowanie informacji na temat prac komisji weryfikacyjnej i wprowadzenie w błąd innych organów państwa, między innymi Prokuratury Krajowej.

Złożył pan doniesienie o przestępstwie?

Tak. Jeszcze przed Bożym Ciałem.

A jak pan sądzi, po co ABW weszła od pana domu? Bo ja. mówiąc szczerze, nie bardzo rozumiem. To są jakieś dziwne sugestie, że pan jakieś tajne dokumenty miał trzymać w domu? Były jakieś powody, żeby tak sądzić?

Żadnych tajnych dokumentów nie trzymałem, nie miałem i nie zostały skonfiskowane przez funkcjonariuszy ABW.

Ale jakąkolwiek klauzulą poufności były…

Nie. Nie mogę się niestety na ten temat wypowiadać. Mam nadzieję, że za kilka dni Prokuratura Krajowa odda mi te dokumenty i pokażę je państwu. To będzie kompromitacja ABW i Prokuratury Krajowej.

A myśli pan, ze były jakieś informacje, że u pana coś może być?

Według doniesień prasowych – i tu chciałbym podziękować panu Wojtkowi Czuchnowskiemu, który na podstawie przecieków swoich informatorów ” tydzień temu opublikował tekst w „Gazecie Wyborczej o tym, kto kręcił weryfikacja WSI – według doniesień medialnych ABW i Prokuratura Krajowa prowadziła intensywne działania operacyjne wobec mnie i innych członków komisji weryfikacyjnej na podstawie spreparowanych informacji. Prawdopodobnie na podstawie wiadomości od pana Aleksandra L. i Leszka T.

To są byli funkcjonariusze WSI. Nie zweryfikowani?

Pan Aleksander L. chyba nawet nie pracował w WSI, w WSW jeszcze. Natomiast pan Leszek T. prawdopodobnie był żołnierzem WSI. W tym przypadku warto o tym wspomnieć – prokuratura wojskowa prowadziła wobec niego postępowanie wyjaśniające w sprawie ewentualnego poświadczenia nieprawdy. Dziwnym trafem ABW nie wiedziała o tym.

W tle są jeszcze dwa inne przesłuchania. Myślę tu o przeszukaniu mieszkania pana L. i dziennikarza Wojciecha S. To są sprawy pokrewne? Medialnie wyglądało na to, że to jest jedna historia.

Według doniesień prasowych – tak. Twierdzi się w tych publikacjach prasowych, iż miałem kontakty z L., z S. i T. Taka zbitka powstaje. To oświadczam: nie znałem ani pana Aleksandra L., ani pana Leszka T…

Dziennikarza Wojciecha S. pan znał?

W okresie, kiedy pracowałem w prasie, miałem sporadyczne kontakty. To było dwa, trzy lata temu.

Co to są za osoby: L. i S.? To są współpracownicy? Słyszałem, jak ten dziennikarz się tłumaczył, że to był jego błąd życiowy, że on czerpał informacje od tego byłego funkcjonariusza. I to jakoś ich połączyło. Ale czy oni rzeczywiście mogli handlować raportem?

To jest pytanie do pana ministra Bondaryka. Jak wynika z doniesień prasowych, pan Leszek T. był na kontakcie ABW. Zgodził się na podsłuchiwanie, czyli można wysnuć hipotezę, że był współpracownikiem ABW. Czerpię to z teksu pana Czuchnowskiego.

To mogła być prowokacja?

Wszystko na to wskazuje. Tak zwana gra operacyjna przeciwko komisji weryfikacyjnej.

Pan stawia strasznie poważny zarzut, że służby państwowe podjęły przeciwko komisji weryfikacyjnej prowokację polityczną. To jest coś jak inwigilacja prawicy, jak Watergate…

Albo i gorzej. W trakcie przeszukania nie został poinformowany o rewizji w moim domu ani pan poseł Jacek Kurski (mimo, że poinformowałem funkcjonariuszy, że jestem jego asystentem), ani przewodniczący komisji weryfikacyjnej Jan Olszewski. Tak jakby organ państwa czyli minister Bondaryka nie musiał informować innego organu państwa o działaniach.

Ale wróćmy do tej prowokacji: myśli pan, że to jest wersja prawdopodobna – taki zarzut pan stawia?

Pan marszałek Komorowski zaraz po bezprawnym wejściu do mojego domu funkcjonariuszy ABW postawił tezę, że należy powołać komisję śledczą w tej sprawie. Przychylam się do tego wniosku i mam nadzieję, że pan marszałek Komorowski wywiąże się z tej obietnicy.

Co ta komisja miałaby wyjaśniać? Same okoliczności zatrzymania?

Nie, nie. Jak wynika z doniesień medialnych, ta akcja trwała już ponad pół roku. Zaczęła się w listopadzie 2007 roku, czyli zaraz po wyborach. ABW musiała zebrać jakiś materiał. Z tekstu Czuchnowskiego wynika, że kontrolowano nasze maile, rozmowy telefoniczne. Była obserwacja. Tak zresztą mówią sąsiedzi – że non stop ktoś stał pod naszym domem. Warto ujawnić te materiały i wyjaśnić, na jakiej podstawie prowadzono takie działania.

Sądzi pan, że można jeszcze dziś dokończyć likwidację WSI?

Oczywiście, że można. To zależy tylko od woli politycznej Platformy Obywatelskiej, która – przypominam – głosowała za likwidacją i weryfikacją WSI.

Ale wydaje się, że prace komisji są sparaliżowane.

Ale nie z naszej winy. Nie z mojej winy.

Rozumiem, ale myślę o takim wniosku obiektywnym.

Można przedłużyć prace komisji weryfikacyjnej o ten czas, który nam zabrano. Czyli cztery, pięć miesięcy.

Cztery, pięć miesięcy wam zabrano?

Praktycznie tajna kancelaria zaczęła prace w kwietniu. System, komputerowy zaczął działać dwa, trzy tygodnie temu. I to nie z naszej winy, ponieważ przewodniczący Jan Olszewski wielokrotnie zwracał się do odpowiednich osób w SKW i Kancelarii Premiera.

Ile jeszcze trzeba, żeby weryfikację dokończyć? Żeby móc powiedzieć, że byli żołnierze WSI zostali przefiltrowani?

Myślę, że ten czas czterech, pięciu miesięcy wystarczy. Pod warunkiem, że nie będzie dalej takich prowokacji.

Co się stanie, jeżeli się nie uda?

To jest pytanie do pana ministra Klicha, który zapowiedział, że osoby nie zweryfikowane będą przyjmowane do służb. Mogą być takie przypadki jak pułkownika Stachowicza za kilka lat. I doniesienia medialne, że to jest wina komisji weryfikacyjnej, która nie mogła dogłębnie dokonać tego procesu weryfikacji.

Dziś o dziewiątej – komisja sprawiedliwości. Przemówi pan?

Nie wiem. To zależy od przewodniczącego Kalisza.

Dostał pan zaproszenie?

Tak, zostałem zaproszony na tę komisję przez posłów PiS-u.

To już niedługo. Za niecałe pół godziny. Dziękuję bardzo. Piotr Bączek, członek komisji weryfikacyjnej był członkiem Salonu.

I asystent Jacka Kurskiego.

 

 

 

 


 

Polecane