Zamieszki w Turcji. Zapalnikiem mogło być cokolwiek
2013-06-12, 14:06 | aktualizacja 2013-06-12, 18:06
- To było ukoronowanie długiego niezadowolenia z tego w jaki sposób jest sprawowana władza w Turcji - mówi dr Adam Szymański, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego o początkach demonstracji i zamieszek w Turcji.
Posłuchaj
Policja znowu zaatakowała demonstrantów na placu Taksim w Stambule. Według Agencji Associated Press, na miejscu było wtedy 30 tysięcy ludzi. Funkcjonariusze użyli gazu, armatek wodnych i gumowych kul. W ciągu ostatnich dwóch tygodni protesty przeciwko rządowi premiera Erdogana zorganizowano w 78 tureckich miastach. Zginęły 4 osoby, a 5 tysięcy zostało rannych.
- Rząd nie do końca zrozumiał na czym polegają te protesty, przecenił też swoją siłę i swoje możliwości rozładowywania tego typu napięć- mówi specjalista w zakresie tureckiej polityki, dr Adam Szymański z Uniwersytetu Warszawskiego.
Rozmówca Damiana Kwieka podkreśla, że istnieje niebezpieczeństwo, że protesty utrudnią rządowi przeprowadzenie ważnych reform politycznych, które ten planował: przyjęcia nowej konstytucji, stworzenia systemu prezydenckiego, a także zakończenia procesu pokojowego z Kurdami.
Więcej komentarzy do bieżącej sytuacji na świecie znajdziesz na podstronach audycji "Raport o stanie świata" oraz "Trzy strony świata"
Szymon Ananicz z Ośrodka Studiów Wschodnich ocenia, że strategia władzy wobec tego kryzysu jest bardzo niespójna. Z jednej strony politycy deklarują, że chcą rozmawiać z demonstrantami. Z drugiej - stosują twarde, siłowe rozwiązania. Pojawiają się też relacje mówiące o tym, że starcia z policją są inicjowane przez grupy prowokatorów.
Audycji "Trzy strony świata" można słuchać w każdy poniedziałek i środę o godz. 16.45.