Proces mediacyjny w wielu wypadkach jest dużo krótszy i mniej stresujący niż rozprawa w sądzie. Zaczyna się od tego, że strony spotykają się przy jednym stole. Ewa Syta:
Czy mediator mógłby pogodzić Kargula i Pawlaka?
Agata Gójska – mediatorka: - Tak, pod jednym warunkiem – dobra wola, żeby chcieć zaryzykować, chcieć podjąć rozmowy, zaryzykować.
Agnieszka Rękas – sędzia: - Do mediatora można trafić na dwa sposoby. Strony w każdym sporze, niezależnie czego on dotyczy, mogą same iść do mediatora i jest to tzw. mediacja pozasądowa.
Ewa Litowińska-Kutera: - sędzia: - Sędzia może na samym początku postępowania powiedzieć stronom, że w ogóle jest taka możliwość. Nie wszystkie sprawy nadają się do mediacji, np. o przemocy w rodzinie, gdzie jedna ze stron jest chora psychicznie lub ma zaburzenia osobowości; kiedy jest uzależnienie od alkoholu, od narkotyków.
Jerzy Książek – prezes Polskiego Centrum Mediacji: - Mediatorzy z PCM na pierwszym spotkaniu z każdą ze stron rozmawiają na osobności. Nie chcemy obiektywizmu, tylko jak dana strona czuje tę sprawę i jak wyobraża sobie rozwiązanie. Jeśli strony się godzą na rozmowę bezpośrednią, siadamy i strony mówią sobie to co mediatorowi. Czasem są to zupełnie inne wersje wydarzeń.
Robert Boch – mediator: - Potem rozpoczyna się wspólna praca. Pracując wspólnie strony widzą tę samą sytuację inaczej. Czasami jest olśnienie „Jak bym wiedział/ła, że ty tak to postrzegasz…”.
Kiedy mediację można uznać za udaną?
Robert Boch: - Kiedy strony uznają, że to one same rozwiązały konflikt, to jest ich dzieło, mediatorzy byli w cieniu.
Sylwester Pieckowski – mecenas: - Trzeba pamiętać, że na uścisku dłoni się nie kończy. Ta ugoda, zatwierdzona przez sąd, kończy spór.