Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Kamila Kolanowska 12.12.2011

Działalność wydawnicza

Wiadomości mieliśmy z widzeń. Bardzo szybko w Białołęce pojawiły się też radia przemycone z zewnątrz, albo nawet specjalnie dla nas wykonane. Ja dostałem takie maleńkie radyjko wykonane, o ile pamiętam przez inżynierów z politechniki. To taka mała niekształtna bryłka była z antenką, dwoma pokrętłami i potencjometrem. Łapało Wolną Europę, nawet dobrze, ale można było też wybrać Głos Ameryki.

Nie wszyscy mieli w celach takie udogodnienia, więc myśmy te informacje usłyszane z radia przepisywali i kolportowali po obu pawilonach. Ukazywało się to w gazetce "Koniem przez świat".

Była też druga gazetka: "Kipisz codzienny" - wydawało mi się, że redagował ją Czuma, ale nie jestem pewien. To w jego celi, robiło kilka osób. Tak jak "Koniem przez świat" redagowaliśmy w wiele osób.

W "Koniem przez świat" mieliśmy piękne wydania okolicznościowe: z okazji setnego numeru, z okazji Wielkiejnocy. Raz wydrukowaliśmy wiersze Kelusa, który siedział w Białołęce, w części więziennej. Jego wiersze nam dostarczono. Myśmy to pięknie wydali.

Drukowaliśmy też literaturę piękną, np. opowiadania Janusza Andermana, który też siedział w Białołęce i stale nam dostarczał. Głównie interesowało nas to, co się dzieje w kraju. "Koniem przez świat" był światowym pismem i interesowało nas to, co działo się na dużym spacerniaku, czyli w kraju. Chociaż oczywiście jakieś wiadomości z Białołęki też były.

Marek Kossakowski

Krzysztof Śliwiński przemycił radio i robił nasłuchy. Słuchaliśmy Radia Wolna Europa i Radia RFI na przykład i wiedzieliśmy co się dzieje, co o nas mówią. (...) Później żeśmy to spisywali i zrobiliśmy pismo i wysyłaliśmy to do celi obok. Pisaliśmy wiadomości, w celi obok to przepisywali. I to się nazywało "Koniem przez świat". Myśmy to robili w naszej celi, a Wojtek Borowik i Marek Kossakowski w celi obok. Ale to była nasza rzecz, myśmy mieli to radio.

Aż w pewnym momencie wyszło konkurencyjne pismo: "Kipisz codzienny". To chyba wydawał Czuma, albo ktoś z prawicy, już dokładnie nie pamiętam. Później pojawiła się też publicystyka. My dawaliśmy serwis. Krzysztof słuchał, ja zapisywałem ręcznie i podawaliśmy tym "koniem" obok. Oni robili nakład: dwa egzemplarze: jeden w lewo, drugi w prawo. (...) to pismo robiło cały obieg.

Jacek Czaputowicz

Uznaliśmy z Jankiem Skórzyńskim, że musimy podtrzymać opór w obozie, nie tylko na zewnątrz. Zaczęliśmy wydawać gazetę "Koniem przez świat". To było rozbudowane przedsięwzięcie. Pod naszą celą dokonywała się redakcja materiału, który gromadziliśmy, przepisywanie. Stad pochodził kolportaż.

Materiał pochodził z wielu źródeł, m.in.: z celi, w której siedział Jacek Czaputowicz i Krzysztof Śliwiński. Krzysztofowi udało się przemycić radyjko i dzięki temu mieliśmy nasłuch na Wolną Europę i inne stacje, które informowały o tym co się dzieje w Polsce.

Inne informacje pochodziły oczywiście z widzeń, rodziny nam przynosiły informacje. Później także z publikacji podziemnych, głównie z Tygodnika Mazowsze, który był przemycany do więzień.

Ważne były też informacje, co działo się w samym więzieniu, one zbierane były od internowanych, z poszczególnych cel. Wiadomo w jednych celach było lepiej w innych gorzej, były różnego rodzaju represje i o tym informowaliśmy codziennie w naszej gazecie. Miała swoją winietę, prawie profesjonalną itd.

Wojtek Borowik

Byłem w celi z Wojtkiem Borowikiem. Wydawaliśmy "Koniem przez świat" . To było z nasłuchów radiowych, z tym że radio było w innej celi. Wydłubaliśmy dziury przy biegnących u góry celi rurach. Tamtędy przepychaliśmy papier. To służyło do przerzucania bibuły, do łączności z innymi celami.

Stosowaliśmy też technikę, która nazywa się "koń". Bierze się sznurek z jakimś ciężarkiem i przywiązuje się wiadomość. To wygląda trochę jak wędka. Ktoś z innej celi wystawia kij od szczotki. Na nim owija się sznurek i tak wiadomość trafia do odbiorcy. Stąd tytuł naszego pisemka "Koniem przez świat". Tak wędrowało z celi do celi. Ręcznie było pisane tzw. "chiński powielacz", cała cela przepisywała. Wojtek drukował, a myśmy przepisywali.

Wojciech Bogaczyk