Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Kamila Kolanowska 12.12.2011

Rola kościoła

Pierwszym przedmiotem, który został dostarczony do Białołęki przez moją żonę była szczotka do włosów. Aldona, czyli moja żona chodziła z prośbą o nadanie paczki i mówiła, że na pewno potrzebuję szczotki do włosów, bo miałem bardzo długie. Chodziła od jednego kościoła parafialnego do drugiego, aż wreszcie dotarła do księdza Sikorskiego.

Ksiądz Sikorski bardzo poważnie podszedł do tej sprawy i potem przyjaźniliśmy się bardzo długo... Ksiądz Sikorski - udzielał nam ślubu w Białołęce... bo myśmy brali ślub kościelny w Białołęce, ślub cywilny braliśmy wiele lat wcześniej, w 54 roku, a kościelny 1 lipca 1982 roku. To była taka budująca uroczystość...

Rozmawialiśmy o potrzebie uświęcenia naszego związku z księdzem Sikorskim. Ksiądz Sikorski biegał po władzach więziennych i innych, żeby uzyskać na to zgodę, uzyskał zgodę, już była wyznaczona data ślubu, a Aldona na dwa dni przed ślubem dostała telefon do domu od wychowawcy, proszę Pani, a tego ślubu to nie będzie. Ona mówi - a dlaczego? Bo u nas nie ma dużej sali, nie ma warunków.

Zadzwoniła do księdza Sikorskiego, a ksiądz mówi: to my pojedziemy na ten ślub i zobaczymy co będzie, wziął wszystkie utensylia potrzebne na tę okoliczność. Otworzyły się wrota, nie ma dyrektora więzienia, to my poczekamy, funkcjonariusze przechadzali się, a my czekaliśmy. Ksiądz Sikorski ich kropił święconą wodą, wreszcie drzwi się otworzyły i wjechał dyr., więzienia. Żadnego ślubu nie będzie, powiedział, bo nie ma sali. Nam wystarczy malutka, wpuścił i był ślub. Świadkiem był nasz syn Sebastian.

Tadeusz Klimczak

Dobrze, że ich dopuszczano. To był taki kontakt na świat. No i samo uczestnictwo w nabożeństwie, we mszy. To też było ważne. Ja dostałem gryps od ks. Sikorskiego, że mi się córka urodziła, w styczniu 8. Już trzy tygodnie siedziałem, prawie miesiąc. Moja żona była w ciąży jak mnie internowali. Po trzech miesiącach miałem widzenie, pierwszy raz zobaczyłem córkę.

Jacek Czaputowicz

Cele otwarto przed świętami Bożego Narodzenia. Było kilkaset osób na korytarzach. Była msza święta, pierwszy raz w takim wielkim gronie. Pełna napięcia i przeżyć, bo ludzie się po raz pierwszy zobaczyli - może 200 może 250.

Była msza polowa. Ołtarz zrobiono. Ludzie rozmodleni, jak to zawsze w opresji, jak jest problem, kłopot, to ludzie otwierają się na tę pomoc zewnętrzną. Tak na co dzień to różnie jest. I taka powstała atmosfera rozmodlenia. Chodziliśmy na msze wszyscy: i wierzący i niewierzący i wątpiący. Sprzyjała temu atmosfera opresji, niejasności, niepewności.

I może opowiem tu pewna zabawną anegdotkę. W czasie mszy, w takiej właśnie atmosferze rozmodlenia jakiś głos z tyłu dochodzi: "mam widzenie". Szept poszedł od razu do przodu, że ktoś ma widzenie. I sobie tak myślę, jak bardzo się uduchowiliśmy w tej trudnej sytuacji. Ale to się okazało, że to żona do kolegi, po raz pierwszy przyszła i o takie widzenie chodziło.

Jan Dworak

W Białołęce odbyło się bierzmowanie. Było nasz dwunastu i ja właśnie byłem jednym z tych bierzmowanych. Byli tacy, którzy mieli zaniedbanie jeśli chodzi sakramenty. Przyjechał do nas biskup Dąbrowski i udzielił nam bierzmowania. Myśmy w więziennych koszulach wystąpili. Między innymi był też Wojetk Celiński.

Chrztów nie było, ale na przykład Gienio Temkin pod wpływem pobytu w Białołęce nawrócił się i wziął ślub kościelny ze swoją narzeczoną. Można powiedzieć, że bardzo wielu ludzi Białołęka nawróciła. Ja wtedy ponieważ byłem takim jak to koledzy mówili "proboszczem", ale byłem lektorem. I jako lektor rzuciłem hasło, że zamienimy więzienie w klasztor. I to hasło skutkowało. Rzeczywiście na złość czerwonemu ludzie się nawracali.

Antoni Zambrowski

Były restrykcje. Nieraz nie wolno było uczestniczyć w mszach św. większej ilości osób, więc musieliśmy wtedy odprawić dwie, trzy nawet msze, bo przyprowadzano na nie małe grupy. Były awantury ze strażnikami. Nieraz mścili się w ten sposób, ze jak ktoś nie był im w czymś posłuszny to mówili: ty nie pójdziesz na mszę św. A ja wtedy mówiłem: to ja nie będę odprawiał i takie awantury słychać było na korytarzach. Jak to usłyszeli ci w celach, że ja tam z nimi za głośno dyskutuję, to zaczynało się walenie w drzwi i krzyki: zostawcie księdza.

Ks. Sikorski

Korespondencja była. Zachowałem w szarej uciętej kopercie napis "ocenzurowano". Mam to na pamiątkę. Oraz korespondencja, która przez ks. Sikorskiego szła. Mieliśmy swój stempel :"obóz internowanych" i to też zachowałem na pamiątkę. (...) Listy przekazywaliśmy przez ks. Sikorskiego. On miał swoją ekipę, która roznosiła je rodzinom.

Andrzej Newelski