Atak pozycyjny był przez całe lata przekleństwem reprezentacji Polski. Gra zespołów kolejnych selekcjonerów bazowała na szybkich kontratakach, a w momencie, w którym to biało-czerwoni musieli przejąć inicjatywę, często dochodziło do tego, że kibice oglądali prawdziwy pokaz bezradności.
Brak kreatywnych zawodników, brak pomysłu na grę i niemoc pod bramką przeciwnika - to było prawdziwą bolączką. Tym razem Polacy musieli sprawdzić się z rywalem, który w tym roku bramki z gry jeszcze nie stracił, a jego główne (w niedzielę właściwie jedyne) atuty sprowadzały się do ustawienia defensywnych zasieków i zdecydowanej, twardej gry.
Jeszcze przed meczem wiele wskazywało na to, że nie będziemy oglądać gradu bramek, a o ostatecznym wyniku może przesądzić jeden gol. I to się sprawdziło - przebłysk Arkadiusza Milika, chwila nieuwagi przeciwników wykorzystana bezlitośnie wystarczyły.
Polska - Irlandia Północna. Biało-czerwoni zaczynają turniej od wygranej. Zadanie wykonane
Trzeba było zostawić na murawie dużo serca, mozolnie budować akcje, jednocześnie trzymając gardę. Momentów szaleństwa nie było praktycznie żadnych, zamiast tego oglądaliśmy ciężką pracę i harówkę, którą musieli wykonać ofensywni zawodnicy czy boczni obrońcy.
- Brawa dla zawodników za duże serce włożone w ten mecz. Na fizyczność Irlandii Północnej trzeba było odpowiedzieć także siłą. Na początku meczu to my przejęliśmy inicjatywę, dopiero wtedy mogą wypłynąć na wierzch umiejętności. Wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi pod względem piłkarskim, ale szanujemy rywala. Nie przegrał żadnego z ostatnich 12 spotkań, to ma swoją wymowę. To był dobry mecz w naszym wykonaniu, ale żyjemy już następnym meczem z Niemcami - mówił po ostatnim gwizdku selekcjoner Adam Nawałka.
Wiemy na pewno, że Irlandia Północna nie była rywalem, który pokazałby, na co stać biało-czerwonych. Można być też przekonanym o tym, że był to pierwszy i ostatni mecz tego typu na tym turnieju. Żaden inny rywal nie cofnie się przed Polakami do własnej szesnastki, spychając ich do bocznych sektorów i zmuszając do wykonywania dziesiątek dośrodkowań, z których nic nie wynika. Z Niemcami to my zagramy defensywnie, z Ukrainą możemy spodziewać się bardziej wyrównanego spotkania, w którym będzie można bardziej rozwinąć skrzydła.
Możemy zastanawiać się, jak będzie wyglądać defensywa z bardziej wymagającym rywalem. To tutaj trzeba szukać najsłabszego punktu Polaków, ale niedzielny przeciwnik sprawdził tę formację wyjątkowo pobieżnie. Kilka dość przypadkowych akcji pokazało jednak, że nawet pod niewielką presją dochodzi do sporej nerwowości.
Trzeba powiedzieć jedno - Polacy zagrali dobry mecz, w pełni zrealizowali założenia taktyczne, ostatecznie sprawdzili się w roli faworyta, co na pewno jest budujące.
- Świadomość taktyczna zawodników jest bardzo wysoka. Wszyscy zawodnicy zasłużyli na słowa uznania właśnie za mądrość, zaangażowanie i "chłodną głowę". Kilka razy moi zawodnicy byli prowokowani, ale odpowiadaliśmy na to twardą, mądrą grą. Dzięki temu mecz przebiegał pod nasze dyktando - przyznał Nawałka.
Polska miała obowiązek wygrać to spotkanie i wywiązała się z niego pewnie. Zabrakło skuteczności pod bramką rywala, jednak ogólny obraz gry wychodzi jak najbardziej na plus.
- Zakładaliśmy, że ten mecz chcemy i musimy wygrać, i wygraliśmy, czyli nic się nie stało. Myślę, że byliśmy drużyną o tyle lepszą, że mogliśmy wygrać nawet w rozmiarze dwóch bramek. Taktycznie trener przygotował drużynę, przez 80 minut grała wspaniale. Wiadomo, że potem dba się o wynik i idzie się te 10 metrów do tyłu. Rywale ze dwa razy piłkę wrzucili, ale niczego wielkiego nie zrobili. Teraz jest "reset". Wygraliśmy mecz, jesteśmy trochę rozluźnieni, ale już dziś wieczorem sztab trenerski będzie myślał o następnym meczu. Niemcy nie są dla nas wielką zagadką, ale są drużyną, która na pewno jest faworytem. Do tej pory przez pół roku żyliśmy meczem z Irlandią Północną, teraz mamy cztery dni, żeby przygotować się do następnego starcia - stwierdził Zbigniew Boniek.
Plusów możemy doszukiwać się także u poszczególnych zawodników. Jakub Błaszczykowski rozegrał bardzo dobre zawody, podobnie jak Łukasz Piszczek, Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak. Robert Lewandowski będzie musiał radzić sobie z "troskliwą" opieką przeciwników, ale nie dojdzie już do sytuacji, w której rywale skupią na nim całą uwagę. Największym zwycięzcą okazał się jednak Bartosz Kapustka, który skupił na sobie uwagę nie tylko polskich kibiców. Na portalach społecznościowych wypowiadali się o nim m.in. Gary Lineker czy Rio Ferdinand i było to słowa pełne uznania.
- Niesamowite uczucie grać w takim meczu, na długo go zapamiętam, dziękuję trenerowi, że mi zaufał, jestem zadowolony, że udało się wygrać. To pierwszy mecz w tym turnieju, apetyty na pewno wzrosną, szykujemy się już na kolejne. Mieliśmy sporo sytuacji podbramkowych, wynik mógł być wyższy, ale myślę, że byliśmy lepszym zespołem, mieliśmy więcej z gry, staraliśmy się utrzymywać przy piłce i wygraliśmy zasłużenie - podsumował najmłodszy zawodnik na boisku.
Zbyt wielu wniosków po meczu takim jak ten z Irlandią Północną wyciągnąć jednak nie można. Przy tak jednostronnym widowisku i specyficznych warunkach, które zostały postawione przed biało-czerwonymi, wciąż niewiele wiemy o tym, na co stać nas na tym turnieju. Za wcześnie, by ogłaszać wielkie aspiracje, nie można też mówić o spektakularnym, świetnym zwycięstwie.
Polacy wykonali zadanie w sposób, w jaki robią to drużyny dojrzałe, pewne swego. I przede wszystkim z tego trzeba rozliczać naszą drużynę.
Źródło: PAP
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl