– Przesadzasz i to z kilku powodów. Nie każdy uważa PRL za swoją ojczyznę. A na pewno to, o czym mówisz, nie skojarzy się z niczym kombatantowi 2 Korpusu ani komuś, kto urodził się w końcu lat 90. Nie chodzi tez o jedno miejsce, lecz kilka...
– Pozwolisz, że opowiem to po swojemu?
– Proszę bardzo, ale uprzedzam, że wypunktuję każdą nieścisłość!
– Nie będzie takiej potrzeby, zobaczysz. Zacznę od spojrzenia nie naszymi oczami, nawykłymi już do rzymskiej rzeczywistości, ale oczami naszych gości. Wszyscy, starzy i młodzi, całe dnie spędzają na zwiedzaniu Wiecznego Miasta. Nie mamy serca kazać im wracać do domu miejską komunikacją, wyjeżdżam więc po nich na stację metra albo przystanek, na którym zatrzymują się autobusy jadące ze śródmieścia. Jedziemy potem Via Grotta Perfetta, gdzie po prawej stronie, pod numerem 360 jest...
– Pełeks!
– Zaczekaj, nie psuj efektu zaskoczenia! Powiedzmy, że jest to miejsce, które mogłoby się kojarzyć. Ale mój pasażer czy pasażerka są ogól tak już zmęczeni, że nie zwracają na to uwagi. Zdarza się, że ten i ów potem, podczas kolacji, zwierza się, mówiąc: chyba się zdrzemnąłem w samochodzie i wydawało mi się, że widziałem Pewex.
– I wtedy my to zaraz wyjaśniamy!
– Ja teraz mówię. Nie przywidziało ci się, przyjacielu, bo tam naprawdę jest sklep Pewex. Po serii niebolesnych pytań: jak to, jakim cudem, skąd i po co? goście nasi dowiadują się wreszcie, skąd wziął się w Rzymie Pewex. Supermercati Pewex...
– Włosi wymawiają z angielska: pełeks...
– Co jest dość zabawne, bo ze znajomością angielskiego nie jest we Włoszech najlepiej. A pełeks wymówi każdy: i starzec, i dziecko.
– Zauważyłeś, że nikt dotąd nie poprosił, by go tam zaprowadzić?
– To proste. Kiedy mówimy, że nie ma tam nic polskiego, przechodzi ochota.
– A kiedyś było: śmietana, masło w złotym opakowaniu, kabanosy i polędwica sopocka...
– Pozostała już tylko Wyborowa... Pełeksy są tylko w Rzymie, głównie na peryferiach i jest ich w sumie aż jedenaście.
– Tak: trzy hipermarkety i osiem supermarketów. W tych dniach był jakiś jubileusz, bo w kasie rozdawano kupony ze słowem „anniversario”, za które można wygrać rejs statkiem wycieczkowym...
– Mam nadzieje, że po katastrofie Costy Concordii nie połasiłeś się na to... Pani w kasie nie umiała opowiedzieć na moje pytanie: ile to już lat. Wydawało jej się, że siedem. Nasz sąsiad z parteru twierdzi, że już dziesięć, jego córka była tam kiedyś kasjerką...
– Kiedy były jeszcze kabanosy i śmietana!
– Pamiętasz, że znajomy adwokat z Warszawy mówił nam kiedyś, jak logo dawnego Pewexu trafiło do Włoch jako rekompensata za długi Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego wobec jakichś włoskich dostawców.
– Patrz, a Włosi, którzy dyskutowali o tym kiedyś w Internecie z Polakami, twierdzili, że to jakiś rzymski handlowiec chciał w ten sposób zwabić do swych sklepów polską klientelę!
– To wyszedłby na tym jak Zabłocki na mydle. Te sklepy wcale nie są tanie. A w środku są wyjątkowo ciasne.
– Ale przyznasz, że ten „nasz”, ozdobiony chorągiewkami wszystkich krajów świata, wygląda jak siedziba ONZ-tu.
– Nie wmówisz mi, że ktoś z naszych gości otwierając oczy na jego wysokości, pomyślał, że jest w Nowym Jorku!
– No nie, tak źle nie było.
– Tak czy inaczej, świątecznych zakupów nie będziemy robić w pełeksie, tylko w jednym z dwóch polskich sklepów w Wiecznym Mieście. Kiedyś były trzy, ale ten tuż przy Watykanie po śmierci Jana Pawła II stracił klientów i został zamknięty.
– To już o tym nie mówmy. Dziękuję, że dałeś mi się wygadać. Teraz pewnie poprosisz, żebyśmy zobaczyli twoje zdjęcia?
– Proszę bardzo.
Z Rzymu, korespondent Polskiego Radia, Marek Lehnert.