Postać i twórczość Uładzimira Niaklajeŭa (zobacz wideo)

Ostatnia aktualizacja: 14.01.2011 18:50
W programie koncertu "Usłysz Białoruś – kultura kontra dyktatura", zainicjowanego przez Program 2 Polskiego Radia, znalazła się poezja represjonowanego Uładzimira Niaklajeŭa w interpretacji Adama Ferencego i w opracowaniach muzyków białoruskich.
Audio
  • Franak Wiaczorka recytuje wiersz Niaklajuea o fladze: posłuchaj


Uładzimir Niaklajeŭ to białoruski poeta, prozaik i działacz społeczno-polityczny. Jest laureatem szeregu nagród zawodowych i państwowych za twórczość literacką. 25 lutego 2010 roku został przewodniczącym kampanii społecznej "Mów prawdę!".

W wyborach prezydenckich w 2010 roku kandydował na urząd prezydenta. W dniu wyborów został pobity do nieprzytomności, a następnie porwany ze szpitala przez nieznanych sprawców.
 
Postać Uładzimira Niaklajeŭa przedstawia w rozmowie z portalem polskieradio.pl opozycjonista białoruski Franak Wieczorka, który kilka dni temu wyszedł z więzienia, w zeszłym tygodniu był przesłuchiwany przez KGB.

- Uładzimir Niaklajeŭ, kandydat na prezydenta, jest poetą bardzo znanym na Białorusi. Jest w każdym podręczniku, każdej książce białoruskiej poezji. Jest fantastyczny. Każdy od malutkiego zna jego piosenki. Ma niezwykłe wyczucie słowa – mówi Franak Wieczorka.

- Jego słowa trafiają do serca, wystarczy dwa razy usłyszeć jego wiersze i zapadają w pamięć. Jego wiersze wcale nie są polityczne, wiele jest o kochaniu – mówił nasz rozmówca.

Wydawałoby się, że taki przypadek, pobicie znanego człowieka na Białorusi, wywoła wielkie wzburzenie. Ale tak nie jest - wielu ludzi, którzy znają poezję Niaklajeŭa, nie wie nawet, że został pobity i jest w areszcie.

Specjalnie dla naszych czytelników Franak wyrecytował i przetłumaczył wiersz Niaklajeŭa o biało-czerwono-białej fladze.

Zapraszamy do obejrzenia fragmentów wywiadu oraz do wysłuchania recytacji (boks Wideo oraz boks Posłuchaj w ramce po prawej stronie)

Wybrane wiersze Uładzimira Niaklajeŭa


Nad wodą

 

Święta i swoja własna,

Z siebie samej wynika

Woda

           taka już jasna,

Że aż w niebyt umyka.

 

Do światłości przejrzysta,

W siebie samą tchnie życie

Dusza

            taka już jasna,

Że aż niknie w niebycie.

 

 

 

 

Zabawa

 

Z rana niebo to ciemniało, to bladło,

W dzień na ziemię czarnym ogniem upadło.

 

Pochyliłem się, podniosłem go z trawy,

Z lewej ręki przerzucałem do prawej.

 

Aż na prawej ręce skórę osmalił,

Aż na lewej ręce piętno wypalił.

 

Zapytała dłoni dłoń ze zdumieniem:

Po co mamy się przerzucać płomieniem?

 

I tak lewej objaśniła dłoń prawa:

Drobiazg, to jest tylko taka zabawa.

 

 

 

 

*   *   *

 

Skąd taka gorycz,

                             kolego mężczyzno?

Łyczek wolności – i mdło się zrobiło?

Cokolwiek jeszcze się stanie z Ojczyzną,

Gorzej nie będzie – bo lepiej nie było.

 

Zgubił swą drogę nasz kraj przy trzech sosnach,

Przebiegł ją wspak jak czółenko na krosnach,

I wpadł ze ślepym narodem w pochodzie

Z sideł zachodu w pułapkę na wschodzie.

 

Może potomni przewidzą na oczy,

Ale o drogę się nikt nie dopyta.

Jak zjawa z pustki, co w pustce odbita,

Pogoń z pieczątki w paszporcie wyskoczy:

Choć niepodkuta, rwie naprzód z kopyta.

 

 

 

 

Proszcza

(Fragmenty)

 

*

 

Czy los dzwonnika, czy tylko poety

Był ci sądzony,

Siedzisz na wieży: któż inny, jak nie ty,

Miałby bić w dzwony?

 

W potopie ognia i wód przeraźliwym,

Nieszczęść i wojny,

Na byt z niebytu spoglądasz z podziwem,

Zbędny i wolny.

 

Nie wiesz, kto brat, kto przyjaciel, kto bliski –

Tych ci nie trzeba.

Masz tylko to, co oślepia jak błyski

Zimnego nieba.

 

Masz tylko to, twoja sprawa w zachwycie

Do końca czasów –

Świadku spraw świata w szaleństwie, w niebycie

Wiecznych zapasów.

 

Gdy cios śmiertelny w tej walce zdradziecko

Bratu brat zada,

Nie płacz, nie żałuj: ich bawią jak dziecko

Zbrodnia i zdrada.

 

Gdy palą domy i siostry swe gwałcą,

Uchwyć się ognia,

Dymu, iskierki: nie ty jesteś sprawcą,

Nie twoja zbrodnia.

 

Nie masz im ojca ni syna – zbrodniarze,

Co chodzą zgrają,

Niech z nienawiścią, zanim Bóg ich skarze,

Wodza kochają.

 

Kiedy dla siebie chcą wybrać włodarza,

Dla ryb i ptaków,

Twój dawny wybór się już nie powtarza:

Nie zmieniaj znaków.

 

W norach twych braci, co ślepi jak krety,

Ziemia pogrzebie,

Lecz twoja wieża – dzwonnika, poety –

Płynie po niebie.

 

Świat przeciw tobie się cały sprzymierzy,

Lecz twój świat cały

Jest tam, nie tutaj, i nie masz na wieży

Hańby ni chwały.

 

Niech cię nie łudzi rzecz ziemska i żywa

Sługi lub władcy,

Co twarz swą we łzach i we krwi obmywa

I w gwiazdy patrzy.

 

Ich krew i łzy są jak rosa w dolinie.

Hańbią czy chwalą –

Z falą niebieską i tak Ryba płynie

I Ptak – nad falą.

 

*

 

Wiecujące ulice, place, które gniew chłoszcze,

Raz na zawsze porzucę kiedyś i ruszę nad Proszczę,

Co jak chaber na hafcie świeci na ziemi błękitem

Razem z soborem na dnie dla oszczędności ukrytym.

 

Drogą bolesną

                         z kamieniem

                                               winy niezabliźnionej

Wstąpię w jeziorną toń i rozkołyszę dzwony,

I, tonąc w uścisku Proszczy,

                                              za wszystkich kochanych na jawie

Pomodlę się i popłaczę, i świecę w świątyni postawię.

 

Jak złota ryba u brzegu mignie świeca płynąca,

Jak złota żmija w trawę śmignie świeca płonąca,

Jak złota pszczoła w powietrzu nad polem szczęśliwym wzleci,

Nad jedną dla nas wszystkich ziemią i wodą zaświeci.

 

Z dna proszczy – z dna przebaczenia

                                                               jednoskrzydła świeca wypłynie,

Od zmroku do świtu świecę zapalam w głębi, w głębinie.

Jeden mamy brzeg nad jeziorem

                                                      i nigdy już z tego brzegu –

Choćby do śmierci się szturchać – nie zepchnie jeden drugiego.

 

Choćby miotać się tłumem w nienawistnym obłędzie,

Nikt nieproszonym gościem, przybłędą wśród nas nie będzie,

Wśród nas

                  tylko my –

                                     i nie otchłań, ale toń Przebaczenia.

I tyle tylko w niej życia,

                                        ile tej świecy płomienia.

 

Przełożył Adam Pomorski