Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Kamila Kolanowska 12.12.2011

Kwidzyn

Chciałbym tu przede wszystkim przedstawić genezę i techniki wykonywania pieczątek, znaczków i innych druków z obozu w Kwidzynie. Początkiem jednakże jest obóz w Gębarzewie. To tam powstały pierwsze wykonywane przeze mnie pieczątki. Przedstawię przykładowo historię jednej z nich.

Projekt pieczątki "Róża" wykonany został przeze mnie w Obozie Internowanych w Gębarzewie w kwietniu 1982 roku. Również tam został wycięty wzór: matryca z linoleum spod łóżka stojącego po lewej stronie celi nr 16, w pawilonie III. Dłutko do wyrzynania zostało zrobione z wieczka puszki po konserwie, następnie zostało zaostrzone na parapecie okiennym celi. Później zostało oprawione w plastikową nasadkę (na gorąco) długopisu. Dzięki temu nie wrzynało się w dłoń.

Tusz pochodził na początku z wkładów do długopisów, który należało wydmuchać z rurki. Był bardzo gęsty, więc dolewałem wody kolońskiej, by go rozcieńczyć. Watą lub tamponem z koszuli nanosiłem go na matrycę i odciskałem na kartkach, a później na kopertach i w książkach.

Matryca musiała być po użyciu dokładnie wyczyszczona: też wodą kolońską. Służbę więzienną ciekawił ustawiczny zapach wody kolońskiej w naszej celi, tłumaczyliśmy że zagłuszamy tak nieprzyjemny zapach bijący z ubikacji. Czasami zatykaliśmy odpływ WC, by to uwiarygodnić: przychodziła wtedy ekipa hydraulików, by udrożnić rurę. Nic nie podejrzewali, bo na moją prośbę koledzy w innych celach też zatykali odpływ.

Inspiracją do przygotowania matrycy była zupełnie prozaiczna sytuacja. Otóż jeden z moich kolegów z celi (Jacek Kubiak z NSZ UAM) był na widzeniu. Przyjechała do niego dziewczyna i przywiozła mu czerwoną różę. Przyniósł ją do celi. Wszyscy zamarliśmy oczarowani tym kwiatem. Każdy podchodził, dotykał go i wąchał. Siedzieliśmy w milczeniu i patrzyliśmy na tę różę, jak na coś niebywałego.

Kolega umył słoik po dżemie i wstawił do niego kwiat. Róża nie więdła, co wprawiało nas w niezwykły nastrój. Rano po przebudzeniu każdy z nas najpierw spoglądał na różę: traktowaliśmy ją prawie jak amulet. Koledzy z innych cel, dowiedziawszy się o niej, oglądali ją przy każdej nadarzającej się okazji. Nawet strażnicy więzienni zachowywali się w naszej celi bardziej powściągliwie. Ta róża była dla nas powiewem innego, wolnego świata, była nadzieją na lepszy czas.

Po około czterech tygodniach róża uschła, pozostając w niezmienionym stanie. Pozostała z nami przez cały okres obozu. Rozkruszyła się po wyjściu kolegi z obozu: może była znakiem dla nas? Ta róża tak mnie ujęła, że postanowiłem ją naszkicować. Ale każdy chciał dostać ten rysunek. Przyszło mi zatem do głowy, by zrobić stempel.

Na początku siedzieliśmy w zamkniętych celach, później w wyniku naszych protestów otwierano je na dwie godziny, tak, że mogliśmy się wzajemnie odwiedzać. Wtedy też koledzy z innych cel dostarczali mi kartki i tusz do stempli. Łącznie wykonałem 414 sztuk odbitek w zielonym i niebieskim kolorze. Dzisiaj ten stempel jest symbolem internowanych z obozu Gębarzewo.

Obóz w Gębarzewie zlikwidowano 30 lipca 1982 roku, a pozostałych internowanych przewieziono do obozu w Kwidzynie. Przebywałem wtedy w szpitalu w Gnieźnie. Rankiem 12 sierpnia 1982 roku milicja wtargnęła z bronią do szpitala i uprowadziła mnie i dwóch kolegów - Juliana Zydorka i Bogdana Ciszaka. Nie wiedzieliśmy, dokąd jedziemy, nikt nam nie powiedział. Wczesnym popołudniem dojechaliśmy do Kwidzyna.

Ośrodek odosobnienia w Kwidzynie był obozem zbiorczym dla osób ze zlikwidowanych wcześniej obozów. Przebywało w nim wówczas 148 internowanych, skupionych w trzech parterowych pawilonach.

Uderzająca była swoboda panująca w ośrodku. Wszystkie cele były otwarte od rana do północy, internowani mieli własne radioodbiorniki, magnetofony, widzenia z rodzinami odbywały się na wolnym powietrzu w atmosferze pikniku.

Nieograniczona możliwość korzystania ze spacerów, z kortu tenisowego, boiska do siatkówki, terenu do gry w piłkę nożną. Spacernik otwarty do godziny 22.00, a w praktyce zamykany często dużo później - bo niektórzy internowani na każdym kroku pragnęli udowadniać "klawiszom", że nic im zabronić nie można.

Oddziałowi i inni funkcjonariusze służby więziennej, prawie niewidoczni, nie bronili grupkom internowanych nawet wchodzenia na dachy więziennych pawilonów, skąd od czasu do czasu rozlegały się zbiorowe śpiewy patriotyczne i religijne. Praktycznie żadnej kontroli. Podczas widzenia 7 sierpnia z obozu wyszedł nie zauważony jeden z internowanych - Mirosław Andrzejewski.

Internowani prowadzili ożywioną twórczość. Znaczki, stemple, koperty wytwarzano bez zagrożenia ze strony służby więziennej. Ściany większości cel wymalowane były olbrzymimi symbolami "Solidarności", KPN-u, Polski Walczącej. W kolejną miesięcznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 sierpnia odbył sie uroczysty apel wszystkich internowanych.

Na obozowych latarniach zawieszono flagi z napisem "Solidarność". Minutą ciszy uczciliśmy pamięć ofiar stanu wojennego, chóralnie odśpiewaliśmy hymn narodowy i "Rotę". Dla mnie to była szalenie uroczysta chwila.

Nagle 14 sierpnia nastąpił zwrot o 180 stopni. Zmiana komendanta obozu. Tego, co nastąpiło później, nie zapomnę do końca życia. Masakrę internowanych w ośrodku odosobnienia w Kwidzynie opisano już wielokrotnie i nie chciałbym powielać tych zapisów, brzmią one prawie jednakowo. Napisałem wtedy wiersz, może on odda atmosferę tamtego dnia:

Sobota - czternasty.

Zawarty spiż bramy

Oddziela

od bliskich.

Wewnątrz -

demonstracja siły.

Stoją w szeregu

uderzając pałkami o tarcze,

spojrzenia pełne nienawiści

- jeszcze czekają...

Dziecko

dłoń swoją wsuwa pod bramę,

trzyma małe lusterko

starając się dostrzec w nim ojca...

Smagnięta pałką

dłoń cofa się

upuszczając na beton zwierciadło.

Słychać skargi

płaczącego dziecka.

Więziony ojciec

przez powiekę łez

spogląda

na okruchy szkła

rozbitego przy wejściu.

Omawiając twórczość internowanych w obozie Kwidzyn należy podzielić ją na dwa okresy: przed i po 14 sierpnia. Do 14 sierpnia rozwijała się ona bez przeszkód, emanując swoją intensywnością na cały obóz. Po 14 sierpnia, mimo zaostrzonego rygoru i prowadzenia 16-dniowej głodówki, sztuka obozowa rozwinęła się do niespotykanych rozmiarów, przybierając formę zorganizowanej produkcji.

Złagodzenie systemu represji pozwoliło na współpracę między celami przy drukach zwartych. Jednakże stosowano duże środki ostrożności, gdyż aktywność służby więziennej znacznie wzrosła.

Twórczość tę można sklasyfikować następująco:

- znaczki nominałowe (pieczątki i drukowane),

- znaczki beznominałowe (pieczątki i drukowane),

- koperty i kartki pocztowe,

- plakaty, kalendarze i ryciny (rękodzieło i drukowane),

- druki zwarte (broszury)

- rękodzieło (rzeźba, płaskorzeźba, colage),

- malarstwo,

- fonografia.

Niewątpliwie większość twórczości stanowiły pieczątki i znaczki. Do wyrobu matryc pieczęciowych służyły kawałki linoleum, PCV, gumki kreślarskie "Myszka", guma z pasów transmisyjnych, klocki drewniane. Skalpelem lub dłutkiem wykonanym z wieczka puszki, oprawionym w plastikową nasadkę długopisu, wycinano lustrzane odbicie motywu.

Gdy udało się mojej rodzinie przemycić komplet dłutek, praca stała się bardziej efektywna. Odciskano wzór w poduszeczkach nasączonych tuszem do stempli, tamponowano ręcznie lub nanoszono kolor, mażąc powierzchnię pisakiem.

K. Stasiewski