Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela

Playlista

Dorothy Arzner na planie
Dorothy Arzner na planie, foto: mundocritica.com
28.09.2014

Kobieta w Hollywood

Jedną z najciekawszych sekcji na festiwalu w San Sebastian była retrospektywa Dorothy Arzner.

Amerykańska reżyserka była jedyną kobietą, która zrobiła karierę za kamerą w złotej erze Hollywood. Pracowała od lat 20-tych do wczesnych 40-tych i powoli pięła się po zawodowych szczeblach - zajmowała się montażem, potem została asystentką reżyserów, ale gdy zorientowała się, że z tej pozycji nie ma szans na awans, zbuntowała się i wymusiła na wytwórni Paramount Pictures zgodę na reżyserię pierwszego filmu. Jej debiut, "Fashions for Women", okazał się hitem.

Arzner często powtarzała, że nie jest "reżyserką filmów kobiecych" ani "reżyserką filmów queerowych" (jej homoseksualizm nie był tajemnicą), tylko po prostu "reżyserką". Faktem jest jednak, że jako kobieta, która przebiła szklany sufit i odniosła sukces w silnie zmaskulinizowanym środowisku, stała się jedną z ulubionych postaci feministycznych badaczek (np. Laury Mulvey). W jej filmach dopatrywano się sprzeciwu wobec dominujących w kinie wizerunków kobiet - zawsze przeflitrowanych przez męskie wyobrażenia i fantazje.

I rzeczywiście, kiedy dzisiaj oglądamy np. "Dance, Girl, Dance", trudno nie zauważyć, że bohaterki, choć w dużej mierze zależne fabularnie od mężczyzn, to silne jednostki, które nie dają sobą pomiatać. Jedna z nich występuje na scenie jako ucieleśnienie męskich pragnień. Jej świadomość i manifestowana otwarcie nieależność sprawiają jednak, że nadwyręża stereotyp - kiedy wychodzi na estradę i słyszy "daj z siebie wszystko", rzuca ze swadą: "nie wytrzymaliby tego". Innym przykładem jest poniższa scena:Czasami w kinie Arzner dowartościowanie bohaterek, schematycznie nakreślonych w scenariuszu, nie odbywało się za pomocą otwartego buntu, lecz jednego, genialnie skomponowanego ujęcia - jak pod koniec filmu "Craig's Wife", kiedy egoistyczna i oschła kobieta stoi na środku kadru, ogromna i samotna jednocześnie. Przegrana, ale majestatyczna.

W 1975 roku Director's Guild of America zorganizowała uroczystość celebrującą dorobek Dorothy Arzner. Fenomen reżyserki najlepiej ujęła Katharine Hepburn: "Czy to nie cudowne, że miałaś tak wspaniałą karierę, chociaż nie miałaś prawa mieć żadnej?".

O Autorze:

Krytyk filmowy, kulturoznawca. Absolwent Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Redaktor i prowadzący czwartkowej audycji "Na cztery ręce" w radiowej Czwórce. Współpracuje z "Kinem", portalami "dwutygodnik.com", "filmweb.pl", "Fandor". Prowadził i współredagował "Aktualności Filmowe" w Canal+. Współautor książek "Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" (red. Jakub Bożek) i "Wunderkamera. Kino Terry'ego Gilliama" (red. Kuba Mikurda). Laureat Grand Prix Konkursu im. Krzysztofa Mętraka, nominowany do Nagrody PISF w kategorii "Krytyka filmowa". Wielbiciel Jeana-Luca Godarda, Joela i Ethana Coenów, Bruce'a Springsteena i Jona Stewarta. Fan Manchesteru United i angielskiego futbolu.