Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela

Playlista

Poważny człowiek
"Poważny człowiek", foto: liberalironist.wordpress.com
01.12.2014

Melancholijni brutaliści

W sobotę 60 lat skończył Joel Coen, który wraz ze swoim młodszym o trzy lata bratem Ethanem tworzy wybitny artystyczny tandem.

 

Coenów nazywa się często "dwugłowym reżyserem". Wszystko dlatego, że pracujący z nimi aktorzy nagminnie powtarzali, że Joel i Ethan robią wszystko razem, a jeden kończy zdanie rozpoczęte przez drugiego. Obowiązująca do czasu "Okrucieństwa nie do przyjęcia" nomenklatura, w której Joel reżyseruje, Ethan produkuje, a obaj piszą scenariusze, istniała tylko w teorii. Jedyny podział ról, do jakiego bracia się kiedykolwiek przyznali, został wdrożony przy adaptacjach - jeden trzyma otwartą książkę, a drugi pisze na komputerze.
Nagrodzeni Oscarem za "To nie jest kraj dla starych ludzi", wspaniałą ekranizację powieści Cormaca McCarthy'ego, bracia zyskali miano kluczowych autorów światowego kina już w 1991 roku, gdy canneńskie jury pod przewodnictwem Romana Polańskiego jednogłośnie przyznało Złotą Palmę "Bartonowi Finkowi". Co ciekawe, pod naciskiej jurorów kierownictwo festiwalu zmieniło wówczas zasady, które zabraniały przyznawać Złotej Palmy, nagrody za reżyserię i laurów aktorskich ekipie tego samego filmu. Coenów tymczasem doceniono również za reżyserię, a Johna Turturro za tytułową rolę.
Gdyby Coenowie zaczęli karierę w latach 40-tych czy 50-tych, byliby hołubieni przez krytyków "Cahiers du Cinema". Podobnie jak amerykańscy reżyserzy, w których zakochali się Francois Truffaut, Jean-Luc Godard i spółka, Joel i Ethan łączą typową dla wielkich filmowców zza oceanu miłość do gatunkowych matryc (bazę, by tak rzec po marksistowsku) z autorską filozofią (nadbudową, by pozostać konsekwentnym).
Chociaż w "Okrucieństwie nie do przyjęcia" mamy do czynienia ze "screwball comedy", "Co jest grane, Davis?" to odwrócony biopic, a "Ścieżka strachu" zdradza inspiracje kinem gangsterskim, podstawowym tekstem kultury jest dla Coenów film noir. Nawet jeśli bracia nie przywołują go dosłownie - jak w "Śmiertelnie proste" czy "Człowieku, którego nie było" - to egzystencjalny pesymizm, motyw życia jako pułapki bez wyjścia i bezsilność uwięzionej w niej jednostki biorą Coenowie właśnie z czarnego kryminału.
Fatalizm braci ma swoje korzenie również w żydowskiej kulturze, która jest drugim najważniejszym komponentem ich twórczości. Najlepiej widać to oczywiście w genialnym "Poważnym człowieku", gdzie Coenowie reinterpretują Księgę Hioba, by pokazać judaizm (i religię w ogóle) jako hierarchiczny system dogmatów, który koniec końców okazuje się równie nieprzydatny dla głównego bohatera jak rodzina czy praca. Scena, w której Larry Gopnik prosi o audiencję u ważnego rabina, a sekretarka mówi, że rabin jest zajęty, bo "myśli", to błysk geniuszu - trzy linijki dialogu, absurdalny humor i poważna refleksja na temat żydowskiej tradycji.
Tego rodzaju oszczędność i rytm dialogu, narracyjny pragmatyzm i mistrzostwo skrótu pozwalają w filmach Coenów na koegzystencję wysokiej próby rozrywki, narracyjnej przejrzystości, formalnego wyrafinowania, kulturowych kontekstów oraz walorów intelektualnych. Nawet w tzw. "lżejszych filmach" - czy kiedy Walter Sobchak odpowiada nihiliście narzekającemu, że został potraktowany nie fair: "kto tu jest nihilistą, bando żałosnych mazgajów?", nie odwołuje się do tego samego przekonania, że nihilizmu nie można konsekwentnie praktyjować, które wyłożył w swoim słynnym eseju Leszek Kołakowski?
Braciom zarzuca się zresztą często, że ich erudycja i reżyserska biegłość skutkuje historiami mechanicznymi, w których bohaterowie są tylko marionetkami w rękach złośliwych demiurgów (czyli Coenów). Joel i Ethan nigdy jednak nie robią tego z pobudek sadystycznych (a przynajmniej nie tylko), lecz w celu odsłonięcia szerszych mechanizmów rządzących światem przedstawionym. To najczęściej przypadek (najsilniej obecny chyba w "Tajne przez poufne"), makabra (przesiąka "Fargo" do cna), przemoc (najbardziej przerażająca w "To nie jest kraj dla starych ludzi"), a ostatnio melancholia ("Prawdziwe męstwo" z przepiękną, przypominającą romantyczny wiersz sekwencją konnej jazdy pod rozgwieżdżonym niebem czy "Co jest grane, Davis?" - cudowna ballada o stracie i życiowej tułaczce).
Inna sprawa, że obok nihilistycznych komedii ("Tajne przez poufne") i mizantropicznych filmów neo-noir ("Śmiertelnie proste", "Człowiek, którego nie było"), gdzie Coenowie zdają się twierdzić, że ludzie to skończeni idioci, bracia mają na koncie kilkoro fenomenalnych bohaterów, których darzą ogromną sympatią. Trio z "Big Lebowskiego" przywodzi na myśl rodzinę - ojca-patriarchę (John Goodman), znacznie bardziej tolerancyjną matkę (Jeff Bridges) i notorycznie pozbawiane prawa głosu dziecko (Steve Buscemi). Kolejna trójka, tym razem z "Prawdziwego męstwa", to oaza szlachetności na pustyni obojętności i niegodziwości (nawet jeśli jest to szlachetność podzszyta niejedną przywarą). Nie mowiąc już o Marge Gunderson (wielka Frances McDormand) z "Fargo" - inteligentnej i uroczej policjantce, przerażonej ogromem zła, jakie napotyka.
Gdy autorzy tej klasy zagoszczą na stałe w kanonie, ciekawie jest obserwować wewnętrzny dialog, jaki prowadzą ze sobą ich filmy. "Co jest grane, Davis?", ostatnie dzieło Coenów, to po części satyra wymierzona zarówno w artystyczny mainstream, jak i snobistycznych, aroganckich twórców niezależnych. Joel i Ethan świadomie sytuują się gdzieś pomiędzy, podobnie jak zrobili to ponad dwadzieścia lat temu w "Bartonie Finku". Jeśli zakończenie "Fargo", gdzie Marge znajduje ukojenie w ramionach męża, wpuszcza kroplę miodu do beczki dziegciu, to finał "To nie jest kraj dla starych ludzi", w którym szeryf Bell (świetny Tommy Lee Jones) wraca do żony - wręcz przeciwnie. Marge i jej męża widzimy w kadrze razem, słyszymy też ich ciepły dialog. Rozmowa Bella z małżonką kręcona jest na ujęciu-przeciwujęciu, aż wreszcie oglądamy samego szeryfa, który opowiada sen. Ostoją bezpieczeństwa jest w nim ojciec rozpalający kolejne ogniska na pustyni.
"A potem się obudziłem" - kończy Bell, a jego słowa trafiają tylko w czerń, którą Coenowie wypełniają ekran.

Coenów nazywa się często "dwugłowym reżyserem". Pracujący z nimi aktorzy nagminnie bowiem powtarzali, że Joel i Ethan robią wszystko razem, a jeden kończy zdanie rozpoczęte przez drugiego. Obowiązująca do czasu "Okrucieństwa nie do przyjęcia" nomenklatura, w której Joel reżyseruje, Ethan produkuje, a obaj piszą scenariusze, nie odpowiadała rzeczywistości. Jedyny podział ról, do jakiego Coenowie się kiedykolwiek przyznali, został wdrożony przy adaptacjach - jeden trzyma otwartą książkę, a drugi pisze na komputerze.

Nagrodzeni Oscarem za "To nie jest kraj dla starych ludzi" bracia zyskali miano kluczowych autorów światowego kina już w 1991 roku, gdy canneńskie jury pod przewodnictwem Romana Polańskiego jednogłośnie przyznało Złotą Palmę "Bartonowi Finkowi". Co ciekawe, pod naciskiem jurorów kierownictwo festiwalu zmieniło wówczas zasady, które zabraniały przyznawania Złotej Palmy, nagrody za reżyserię i laurów aktorskich ekipie tego samego filmu. Coenów tymczasem doceniono również za reżyserię, a Johna Turturro za tytułową rolę.

Gdyby Coenowie zaczęli karierę w latach 40-tych lub 50-tych, byliby zapewne hołubieni przez krytyków "Cahiers du Cinema". Podobnie jak amerykańscy reżyserzy, w których zakochali się Francois Truffaut, Jean-Luc Godard et consortes, Joel i Ethan łączą typową dla wielkich filmowców zza oceanu miłość do gatunkowych matryc (bazę, by tak rzec po marksistowsku) z autorską filozofią (nadbudową, by pozostać konsekwentnym). 
Chociaż w "Okrucieństwie nie do przyjęcia" mamy do czynienia ze "screwball comedy", "Co jest grane, Davis?" to odwrócony biopic, a "Ścieżka strachu" zdradza inspiracje kinem gangsterskim, podstawowymi tekstami kultury są dla Coenów filmy noir. Nawet jeśli bracia nie przywołują ich dosłownie - jak w debiutanckim "Śmiertelnie proste" czy trochę niedocenionym "Człowieku, którego nie było" - to egzystencjalny pesymizm, motyw życia jako pułapki bez wyjścia i portret bezsilnej jednostki biorą właśnie z czarnych kryminałów.

Fatalizm braci ma swoje korzenie również w żydowskiej kulturze, która jest drugim najważniejszym komponentem ich twórczości. Najlepiej widać to oczywiście w genialnym "Poważnym człowieku", gdzie Coenowie reinterpretują Księgę Hioba, by pokazać judaizm (i religię w ogóle) jako hierarchiczny system oparty na dogmatach, który okazuje się równie nieprzydatny dla głównego bohatera jak rodzina czy praca. Scena, w której Larry Gopnik prosi o audiencję u ważnego rabina, a sekretarka mówi, że rabin jest zajęty, bo "myśli", to błysk geniuszu - trzy linijki dialogu, absurdalny humor i poważna refleksja na temat żydowskiej tradycji.

Tego rodzaju oszczędność słowa i drobiazgowo zaprojektowany rytm dialogu, jak również narracyjny pragmatyzm i perfekcja skrótu, pozwalają w filmach Coenów na koegzystencję wysokiej próby rozrywki, formalnego wyrafinowania, kulturowych kontekstów oraz walorów intelektualnych. Nawet tzw. "lżejsze filmy" pełne są interesująych podtekstów - czy kiedy Walter Sobchak odpowiada nihiliście narzekającemu, że został potraktowany nie fair: "kto tu jest nihilistą, bando żałosnych mazgajów?", nie odwołuje się do tego samego przekonania, że nihilizmu nie można konsekwentnie praktykować, które wyłożył w jednym ze swoich esejów Leszek Kołakowski?
Braciom zarzuca się zresztą często, że ich erudycja i reżyserska biegłość rodzą fabuły mechaniczne, w których bohaterowie są tylko marionetkami w rękach złośliwych demiurgów (czyli twórców). Joel i Ethan nigdy jednak nie robią tego z pobudek sadystycznych (a przynajmniej nie tylko), lecz w celu odsłonięcia szerszych mechanizmów rządzących światem przedstawionym. To najczęściej przypadek (najsilniej obecny chyba w "Tajne przez poufne"), makabra (przesiąka "Fargo" do cna), przemoc (najbardziej przerażająca w "To nie jest kraj dla starych ludzi"), a ostatnio melancholia ("Prawdziwe męstwo" z przepiękną, przypominającą romantyczny wiersz sekwencją konnej jazdy pod rozgwieżdżonym niebem oraz "Co jest grane, Davis?" - cudowna ballada o stracie i życiowej tułaczce).

Inna sprawa, że obok nihilistycznych komedii ("Tajne przez poufne") i mizantropicznych filmów neo-noir ("Śmiertelnie proste", "Człowiek, którego nie było"), gdzie Coenowie zdają się twierdzić, że ludzie to skończeni idioci, bracia mają na koncie kilkoro fenomenalnych bohaterów, których darzą ogromną sympatią. Trio z "Big Lebowskiego" przywodzi na myśl zabawną, sympatycznie dysfunkcyjną rodzinę - ojca-patriarchę (John Goodman), znacznie bardziej tolerancyjną matkę (Jeff Bridges) i notorycznie pozbawiane prawa głosu dziecko (Steve Buscemi). Kolejna kapitalna trójka - Jeff Bridges, Hailee Steinfeld i Matt Damon z "Prawdziwego męstwa" - to oaza szlachetności na pustyni obojętności i niegodziwości (nawet jeśli jest to szlachetność podzszyta niejedną przywarą). Nie mowiąc już o Marge Gunderson (wielka Frances McDormand) z "Fargo" - inteligentnej i uroczej policjantce, przerażonej ogromem zła, jakie napotyka na swej drodze.

Gdy autorzy tej klasy zagoszczą na stałe w kanonie, warto obserwować wewnętrzny dialog, jaki prowadzą ze sobą ich filmy. "Co jest grane, Davis?", ostatnie dzieło Coenów, to po części satyra wymierzona zarówno w artystyczny mainstream, jak i snobistycznych, aroganckich twórców niezależnych. Joel i Ethan świadomie sytuują się gdzieś pomiędzy, podobnie jak zrobili to ponad dwadzieścia lat temu w "Bartonie Finku". Jeśli zakończenie "Fargo", gdzie Marge znajduje ukojenie w ramionach męża, wpuszcza kroplę miodu do beczki dziegciu, to finał "To nie jest kraj dla starych ludzi", w którym szeryf Bell (świetny Tommy Lee Jones) wraca do żony - wręcz przeciwnie. Marge i jej męża widzimy w kadrze razem, słyszymy też ich ciepły dialog. Rozmowa Bella z małżonką kręcona jest na ujęciu-przeciwujęciu, szeryf opowiada sen. Ostoją bezpieczeństwa jest w nim ojciec rozpalający kolejne ogniska na pustyni.

"A potem się obudziłem" - kończy Bell, a jego milczenie ginie w czerni, którą Coenowie wypełniają ekran.

O Autorze:

Krytyk filmowy, kulturoznawca. Absolwent Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Redaktor i prowadzący czwartkowej audycji "Na cztery ręce" w radiowej Czwórce. Współpracuje z "Kinem", portalami "dwutygodnik.com", "filmweb.pl", "Fandor". Prowadził i współredagował "Aktualności Filmowe" w Canal+. Współautor książek "Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" (red. Jakub Bożek) i "Wunderkamera. Kino Terry'ego Gilliama" (red. Kuba Mikurda). Laureat Grand Prix Konkursu im. Krzysztofa Mętraka, nominowany do Nagrody PISF w kategorii "Krytyka filmowa". Wielbiciel Jeana-Luca Godarda, Joela i Ethana Coenów, Bruce'a Springsteena i Jona Stewarta. Fan Manchesteru United i angielskiego futbolu.