Kajak nazywa się "Olo". Aleksander Doba wyjaśnia, że to zdrobnienie od jego imienia. Jednostka nie przypomina kajaków, jakie znamy z jezior czy rzek. Żeby przepłynąć Atlantyk, musiał do tego celu zostać zbudowany specjalny kajak. Powstał z takich samych materiałów, z jakich buduje się oceaniczne jachty. Jest więc wytrzymały, o czym świadczy fakt, że dwa razy przepłynął ocean. Ma 7 metrów długości i metr szerokości. Na dziobie powstała niewielka kabina, w której można się przespać. - Śmieję się, że jest niewiele większa od trumny - mówi żeglarz w radiowej Jedynce . Zapewnia, że da się w niej odpocząć. Kiedy spał zapalał światła nawigacyjne i wciągał na maszt ekran radarowy, żeby przepływające w pobliżu statki widziały jego kajak.
Aleksander Doba wspomina, że duże statki często zmieniały kurs, aby zobaczyć, co to takiego płynie, zwłaszcza, że kajak jest pomalowany na żółto. Śmiałek starał się pozdrawiać marynarzy wstrzemięźliwie, aby nie wpadło im do głowy spuścić szalupę i chcieć poczęstować go np. piwem. - To mogłoby zostać uznane za pomoc, a obie moje wyprawy odbyły się bez niczyjej pomocy - wyjaśnia wilk morski w audycji "Lato z Radiem".
Kajakarz ma 67 lat, ale czuje się młodo. Dobrze czuje się z młodymi, bo koledzy w jego wieku licytują się, kto na co choruje. - Nie będę udawał starego, jak takim się nie czuję - zauważa gość radiowej Jedynki.
Co żeglarz robił jeszcze nocami, poza spaniem? Dlaczego po osiągnięciu kontynentu amerykańskiego nie chciał wysiąść z kajaka?
Posłuchaj całej rozmowy, którą prowadził Roman Czejarek.
Audycja " Lato z Radiem" na antenie Jedynki od poniedziałku do soboty między 9.00 a 13.00 oraz w niedziele od 10.00 do 13.00. Zapraszamy!
(ag/asz)