EURO 2016

Euro 2016: Polska miała szansę na więcej? Pokolenie "Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało"

Ostatnia aktualizacja: 03.07.2016 12:00
Polscy piłkarze dokonali rzeczy historycznej. Awans do ćwierćfinału mistrzostw Europy to bez wątpienia wielki sukces, ale mimo wszystko niedosyt pozostaje. Czy Polska miała szansę na coś więcej? Tak i niestety taka szansa może się długo nie powtórzyć.
Audio
  • Kibice doceniali jakość gry reprezentacji Polski (IAR)
  • Kibice podkreślali, że nie mogło ich zabraknąć również na lotnisku, w dniu powrotu piłkarzy do kraju (IAR)
  • Kibice zgromadzeni w hali przylotów stołecznego lotniska nie pozostawili złudzeń co do tego, jak oceniają występ Polaków we Francji (IAR)
Polscy piłkarze po porażce w ćwierćfinale Euro 2016 z Portugalią
Polscy piłkarze po porażce w ćwierćfinale Euro 2016 z PortugaliąFoto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Po ostatnim karnym w meczu z Portugalią w redakcji zapanowała na chwilę grobowa cisza. Nie było złości, nie było łez, obyło się bez przekleństw. Po prostu - przyjęliśmy ze smutkiem do wiadomości odpadnięcie biało-czerwonych z turnieju. Świat się nie zawalił. Portal nadal działał, spokojnie wróciliśmy do swojej pracy.

Los bywa okrutny

Przez głowę przelatywały mi dwie myśli. Pierwsza - strasznie mi szkoda Kuby Błaszczykowskiego, bo ciągnął tę reprezentację wraz z kilkoma innymi piłkarzami od początku do końca tego turnieju. Był zdecydowanym liderem kadry Adama Nawałki. Pokazał, że zabieranie mu opaski kapitańskiej było lekko pochopne. Cieszę się, że aferę z tym związaną udało się załagodzić przed wyjazdem do Francji i piłkarz Borussii Dortmund stał się integralną częścią kadry. Zaryzykuję, że bez niego nie mielibyśmy tego historycznego wyniku.

Konkurs karnych to jednak okrutna gra i muszą paść ofiary. Los okazał się niezwykle niesprawiedliwy, że padło akurat na Błaszczykowskiego. Mam nadzieję, że Kuba wybaczy sam sobie, jak najszybciej. Jestem przekonany, że cały kraj i wszyscy jego koledzy z drużyny pewnie nawet przez chwilę nie pomyśleli o nim złego słowa. Ktoś musiał odpaść. Padło na naszych, padło na naszego lidera, ale życie toczy się dalej i już niedługo Błaszczykowski będzie mógł znów przysłużyć się reprezentacji Polski. Zresztą, by nie zbaczać z tematu - zachęcam do przeczytania tekstu Pawła Słójkowskiego o samym Kubie:

Czytaj dalej
błaszczykowski 1200.jpg
Błaszczykowski - człowiek, który nigdy nie rezygnuje

Bo tak naprawdę chciałbym skupić się na drugiej rzeczy, jaka przyszła mi na myśl po trafieniu Ricardo Quaresmy, które pozbawiło nas marzeń o półfinale. Słynne - nic się nie stało, Polacy nic się nie stało. Jako rocznik 1982 nigdy przecież nie miałem okazji oglądać większego sukcesu polskich piłkarzy. Oczywiście był finał igrzysk olimpijskich 1992 w Barcelonie, przegrany z ekipą Hiszpanii, ale to jednak był sukces kadry młodzieżowej, a nie seniorskiej. Trochę inny kaliber.

Lata posuchy i grupowych udręk

Potem straszne lata posuchy i upokorzeń, aż wreszcie awans do mistrzostw świata w 2002 kadry Jerzego Engela. Na turnieju w Korei Południowej i Japonii pomimo szumnych zapowiedzi - totalna klęska. W grupie przegraliśmy z Koreą Południową (0:2) i Portugalią (0:4), by na koniec pocieszyć się zwycięstwem ze Stanami Zjednoczonymi (3:1). Standardowo - mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor.

Przyszedł 2006 rok i mistrzostwa świata w Niemczech z wybrańcami Pawła Janasa. I znów mecz otwarcia z Ekwadorem (0:2), mecz o wszystko z Niemcami (0:1) i mecz o honor z Kostaryką (2:1).

W 2008 roku historyczny awans na mistrzostwa Europy z Leo Beenhakkerem na ławce trenerskiej. Holenderski szkoleniowiec też nie zdołał jednak popchnąć biało-czerwonych do wyjścia z grupy. Po meczach z Niemcami (0:2), Austrią (1:1) i Chorwacją (0:1) wróciliśmy do domu.

W 2012 roku wszystko miało potoczyć się inaczej. W końcu wspólnie z Ukrainą Polska organizowała wielki turniej - Euro 2012. Niestety kadra Franciszka Smudy rozczarowała. Po spotkaniach z Grecją (1:1), Rosją (1:1) i Czechami (0:1) zakończyliśmy zmagania. Nastała narodowa żałoba. Żałoba z której wyszliśmy dopiero teraz - na turnieju we Francji.

Przyznam szczerze, że przed turniejem wróżyłem naszej reprezentacji awans z trzeciego miejsca w grupie do 1/8 finału i tam porażkę z bardziej utytułowanymi rywalami. To był zresztą cel minimum polskiej kadry - wyjście z grupy. Wszystko ponad to miało być sukcesem. I ten sukces nadszedł po rzutach karnych ze Szwajcarią. Dlatego na ćwierćfinał z Portugalią patrzyłem zupełnie spokojnie.

Ogólnonarodowa euforia

Wygramy - super, przeżyjemy jeszcze wiele emocji, poprawimy historyczny wynik na mistrzostwach Europy, będziemy mieli jeszcze kilka dni więcej by spekulować o następnych rywalach biało-czerwonych, oglądać konferencje prasowe i dowiadywać się, co chłopaki jedli na śniadanie. Jednym słowem - piękny sen będzie trwał. Przegramy - nic się nie stało. Sukces już jest, chłopaki wrócą do kraju,  jako bohaterowie. Powstaną rozliczne poematy na cześć naszej kadry, setki tysięcy memów z napisem "Dziękujemy". Sen się skończy, ale nie obudzimy się z niego z wielkim kacem, tylko rześko będziemy patrzeć w świetlaną przyszłość.

I tak też właśnie się stało. Kibice w kraju oszaleli na punkcie polskiej kadry już po Szwajcarii. Wszyscy dziennikarze chwalą postawę biało-czerwonych. Minimum 10 tweetów o tym, jaka to była fajna przygoda. Jerzy Engel w swoim stylu daje większości naszych piłkarzy 10/10 za występ na Stade Velodrome. Na Facebooku nawet najwięksi laicy, którzy nie kojarzą co to spalony (tzw. ofsajd) dziękują Adamowi Nawałce.

Skończyłem pracę po meczu Polski z Portugalią grubo po północy. Z miasta wylewał się właśnie tłum ludzi. Zupełnie jak w poniedziałkowy poranek. Setki zajętych taksówek, zapchane środki komunikacji miejskiej. Wszyscy na biało-czerwono. Było lekkie przygnębienie, ale raczej nie narodowa stypa. Gdy dotarłem do jednego z warszawskich klubów powoli ogarniane było pobojowisko. Wreszcie chwila by się zatrzymać i na spokojnie pomyśleć o tym, co wydarzyło się na murawie.

Nagle telefon od ojca - zapalonego fana Lechii Gdańsk, wydawcy kilku książek o zespole biało-zielonych. "No w sumie fajny mecz, mogli wygrać, ale pokazali się z dobrej strony, w sumie dobry turniej - ugrali więcej niż się spodziewałem" - to moja wersja tego co stało się na turnieju we Francji. - No tak. Wszystko jasne Ty jesteś z pokolenia - "Polacy nic się nie stało" - odpowiedział spokojnie i momentalnie mnie zamurowało. - A przecież w tym meczu Portugalia była spokojnie do ogrania. Trzeba było tylko pójść po rozum do głowy i nie dać się cofnąć, tylko pójść za ciosem. Takiemu rywalowi nie można dać rozwinąć skrzydeł w ofensywie i grać tylko by nie przegrać. Nawałka fatalnie ustawił zespół po przerwie, daliśmy się zepchnąć do obrony, zamiast wyprowadzić kolejny cios - kontynuował ku mojemu zaskoczeniu.

Szarganie świętości, czy chłodne spojrzenie?

No bo jak to? Jak można szargać narodową świętość? Jak krytykować ekipę, która osiągnęła historyczny sukces? Jak oceniać Adama Nawałkę, którego wszyscy okrzyknęli co najmniej zbawcą polskiej piłki? Tego dnia nie byłem w stanie tego zrozumieć. Zmęczony po całym dniu pracy, skupiłem się tylko na pozytywach tego turnieju.

Po eksplozji euforii przyszedł jednak czas na refleksję. Mój ojciec - rocznik 1955 swoje w piłce nożnej widział. Sukces "Orłów" Kazimierza Górskiego na mistrzostwach świata w Niemczech w 1974 roku (srebrny za 3. miejsce), czy podopiecznych Antoniego Piechniczka na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku (brązowy medal też za 3. miejsce). Wreszcie finał Pucharu Zdobywców Pucharów w 1970 roku, gdy Górnik Zabrze mierzył się z Manchesterem City (1:2). Miał okazję śledzić sukcesy Legii Warszawa (półfinał w 1970 roku), czy Widzewa Łódź (półfinał w 1983 roku) w Pucharze Europy. Poznał więc smak sukcesu w polskiej piłce. Coś o czym ja mogłem jedynie czytać w annałach historii. Nic dziwnego, że oczekuje czegoś więcej. Wyjaśnił mi to zresztą w takim oto mailu:

"Niestety nie dane Ci było przeżyć tego, co ja przeżyłem w  1974, 1978 i 1970. Zwyczajnie mieliśmy lepszych wtedy piłkarzy. Awans  do półfinału byłby dziś na wyrost. W 1974 roku mogliśmy zdobyć mistrzostwo świata. Mieliśmy na to potencjał. To że zdobyliśmy trzecie miejsce to był.. najmniejszy z możliwych sukces.

Dziś mogę Ci wymienić 11-tkę z pamięci:

Grał Tomaszewski, mimo że był bramkarz lepszy od niego. Nazywał się Fischer. Potem Szymanowski - najlepszy prawy obrońca świata. Do tego Musiał, Gorgoń i Żmuda. To był najlepszy blok obronny obok niemieckiego i holenderskiego. Pomoc: Deyna w  piątce najlepszych piłkarzy France Football. Najlepszy pomocnik mistrzostw świata. Oprócz niego Kraska - defensywny pomocnik, mający 21 lat i Maszczyk - defensywny pomocnik z Ruchu Chorzów. No i Kasperczak, który z 3-ligowej Stali Mielec doszedł do finałów mistrzostw świata i był rewelacyjnym podającym. Atak - Lato i Szarmach. Najlepszy atak na świecie.

Dzisiaj mieliśmy za mało atutów i zbyt bojaźliwego trenera. Jedyną bronią przeciwko Portugalii był atak i tylko atak! To  drużyna, która ma beznadziejną obronę, ale kapitalny atak - Renato Sanches i Ronaldo. Nie można grać na remis albo na 1:0 z taką drużyną. Poza tym trzeba było wystawić Boruca! Fabiański puścił 8. karnych z rzędu. To wręcz niemożliwe! I on o tym wie" - napisał.

Z Portugalią trzeba było pójść za ciosem

Nie wiem, jak wyszłyby karne z manewrem Artur Boruc za Łukasza Fabiańskiego (na mundialu w Brazylii coś takiego zrobił Louis Van Gaal z wejściem Tima Krula za Jaspera Cillessena i dzięki temu Holendrzy pokonali w karnych Kostarykę). Ale z jednym zgadzam się na pewno. Z Portugalią trzeba było iść za ciosem. Po tak wspaniałym otwarciu - zrobiliśmy największy błąd z możliwych. Cofnęliśmy się, a przecież każdy ekspert, dziennikarz, czy nawet zwykły kibic wiedział, że to się musi zemścić - podobnie, jak zemściło się ze Szwajcarią. Mówiłem o tym już w trakcie meczu w studiu Polskiego Radia 24 z Tomaszem Kowalczykiem:

Posłuchaj
23:58 Kronika Euro 2016 - Tomasz Kowalczyk i Marcin Nowak (PolskieRadio.pl) o meczu Polska - Portugalia (PR24).mp3 Kronika Euro 2016 - Tomasz Kowalczyk i Marcin Nowak (PolskieRadio.pl) o meczu Polska - Portugalia (PR24)

 

Adam Nawałka kompletnie nie wyciągnął więc wniosków ze starcia z Helwetami. Albo wyciągnął, ale nasza reprezentacja nie była już w stanie pociągnąć tego spotkania fizycznie. Co działo się w szatni - pewnie się kiedyś dowiemy. Czy Nawałka kazał bronić wyniku 1:0, czy odwrotnie - nakazał ruszyć do ataku, ale piłkarze go nie posłuchali? Może teraz po porażce to już niektórych nie interesuje, ale mnie a i owszem. Jeśli ta drużyna będzie nadal prowadzona przez Nawałkę (a to chyba niemal pewne) to wydaje mi się, że powinniśmy wiedzieć, czy mamy zbyt bojaźliwego trenera? Bo nagle z ekipy, która strzelała najwięcej goli w eliminacjach do Euro 2016 staliśmy się drużyną murującą bramkę. I owszem chwała naszym piłkarzom z bloku defensywnego za zaangażowanie, walkę i poświęcenie, ale już w ofensywie nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia, a przecież wydawało się, że to w pomocy i ataku mamy najwięcej indywidulaności.

Lider Błaszczykowski

No i właśnie czy zabrakło nam atutów? Na papierze wydawało się, że możemy spokojnie mierzyć się z Portugalią. Nasza przedmeczowa analiza dobitnie to pokazywała.

Czytaj dalej
Polska 1200.jpg
Który zespół jest silniejszy na papierze?

Liczyliśmy na przebudzenie Lewandowskiego, który do ćwierćfinału był jednym z największych rozczarowań całego turnieju. Już po 100 sekundach mogliśmy cieszyć się z jego gola po pięknej zespołowej akcji. To był ten Lewandowski, na którego wszyscy czekali. Zagrał swój najlepszy mecz turnieju, gdy było to najbardziej potrzebne. I choć nie dałbym mu oceny, jak Jerzy Engel - 10/10, to jednak zasłużył na solidne 8/10. Choć należą mu się też słowa krytyki za wcześniejsze występy w tym turnieju (może poza meczem z Niemcami). Nie możemy głaskać piłkarza, który nie potrafi przez 3 mecze trafić w światło bramki. Gra w defensywie, za którą tak chwalony był gracz Bayernu Monachium jest oczywiście ważna. Ale Robert Lewandowski jest napastnikiem. Nie gra w środku obrony obok Pazdana i Glika. I o tym też mówmy uczciwie. "Lewy" nie był na Euro 2016 naszym liderem. Był rozczarowaniem, nawet pomimo dobrego występu z Portugalią.

Tak naprawdę zespół na tym turnieju ciągnął Jakub Błaszczykowski. Kolejny raz pokazał wszystkim jakim jest wartościowym punktem drużyny. Dla mnie najlepszy piłkarz naszej kadry na tym turnieju. I dlatego tak okrutny los okazał się, gdy to właśnie on nie strzelił karnego z Portugalią. W jego przypadku powiedzenie - "Nic się nie stało" jest jak najbardziej trafne.

Pisałem już o bloku defensywnym - pewny w bramce Łukasz Fabiański, solidny Łukasz Piszczek, rewelacyjni Kamil Glik i Michał Pazdan (odkrycie turnieju spośród Polaków?), no i rzeczywiście może w tym składzie słabszy - Artur Jędrzejczyk, ale już w pomocy - dzielący i rządzący generał Grzegorz Krychowiak, świetnie przy nim spisujący się Krzysztof Mączyński. To na pewno są jasne punkty tej drużyny. Kamil Grosicki, może mniej błyskotliwy na skrzydle niż nasz lider - Błaszczykowski, ale i tak nieźle radzący sobie na tym turnieju, wielokrotnie siejący popłoch na swojej stronie boiska. Do tego Arek Milik, który owszem zmarnował wiele 100-procentowych sytuacji, ale też jego gol z Irlandią Północną był dla nas na tych mistrzostwach niezwykle ważny.

Sztuką jest wygrać, gdy nie idzie

Czy zatem nie mieliśmy atutów na grę w półfinale? Nie zgodzę się. Atutów mieliśmy aż nadto. Po prostu nie potrafiliśmy ich wykorzystać. I to było widać nie tylko w meczu z Portugalią. Tak na dobrą sprawę - tylko o jednym meczu na tym turnieju możemy napisać zupełnie uczciwie, że byliśmy zdecydowanie lepsi od naszych rywali. O meczu z Irlandią Północną (1:0). Spotkanie z aktualnymi mistrzami świata - Niemcami (0:0) można było wygrać i to na pewno należy zaliczyć na plus biało-czerwonym, ale skłaniałbym się do tego, że był to sprawiedliwy remis. Mecz z Ukrainą (1:0), mimo iż wygrany, był najgorszym występem Polaków na boiskach we Francji. Nie zasłużyliśmy w starciu z naszymi sąsiadami choćby na remis. Tymczasem po golu Błaszczykowskiego i kilku rozpaczliwych interwencjach w defensywie schodziliśmy z murawy z trzema punktami.

Czytaj dalej
piłka nożna Polska 1200.jpg
Wielki sukces Polaków, który przyniósł łzy radości i łzy rozpaczy

Jeśli chodzi o mecz ze Szwajcarią to rację muszę przyznać Granitowi Xhace. - Źle zaczęliśmy ten mecz, ale z czasem przejęliśmy kontrolę. I jeśli spojrzy się na to, co działo się od początku drugiej połowy aż do końca dogrywki, to do ćwierćfinału awansowała nie ta drużyna, która powinna. Bardzo chcieliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść jeszcze przed karnymi - podkreślił pomocnik Arsenalu Londyn. Nic dodać, nic ująć - cofnęliśmy się do głębokiej defensywy zamiast iść za ciosem.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chcę wypominać tych spotkań biało-czerwonym. Sztuką jest wygrać mecz, w którym zespołowi po prostu nie idzie. To pokazuje charakter drużyny. I tu dochodzimy do ostatniego meczu biało-czerwonych na Euro 2016. Czy mieliśmy piłkarzy indywidualnie lepszych od rywali? Tak, moim zdaniem - jeśli nie lepszych to na pewno na tym samym poziomie. Czy nasi zostawili serce na boisku? Z pewnością. Czy Portugalia była do ogrania? Spokojnie. Czego więc zabrakło? Moim zdaniem wyszło albo kunktatorstwo i minimalizm trenera, a raczej błąd taktyczny na ten mecz (jeśli Nawałka nakazał cofnąć się po bramce do obrony, zamiast zaatakować), pewnie też brak doświadczenia, no i trochę brak szczęścia. Szczęścia, które mieliśmy choćby w meczu ze Szwajcarią.

A więc pozostaje mi spojrzeć na ten turniej po raz ostatni i wyciągnąć jakieś wnioski. Nie napiszę tu jakiejś prawdy objawionej, czy nawet krótkiego tekstu, który ktoś mógłby użyć do jakiegoś mema.

Dziękujemy, ale żal pozostaje

Z jednej strony chcę podziękować naszym piłkarzom za sukces, którego w swoim życiu wcześniej nie dane mi było przeżyć z polską reprezentacją.

Z drugiej strony chcę napisać, że wśród oczywistej euforii po tym turnieju - trzeba spojrzeć na to chłodno i powiedzieć sobie szczerze. Portugalia była spokojnie do ogrania - wystarczyło pójść za ciosem. A w półfinale gralibyśmy z Walią... która właśnie za ciosem poszła w meczu z faworyzowaną Belgią dzień później. I to właśnie z tych przecież teoretycznie słabszych od nas Walijczyków powinniśmy brać przykład w przyszłości. I powinniśmy mieć nadzieję, że będzie jeszcze kiedyś taka szansa, żeby stanąć z ekipą tego pokroju (Walia z wykartkowanym do tego liderem środka pola - Aaronem Ramseyem) w meczu o finał mistrzostw Europy. Choć mam prawo mieć obawy, że to już nie nastąpi. A tym samym mam prawo mieć żal, że tej szansy nie wykorzystaliśmy. Zapewne nasi piłkarze też o tym wiedzą, szczególnie po tym, gdy zobaczyli mecz w Lille.


Marcin Nowak, PolskieRadio.pl

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak

Czytaj także

Euro 2016: biało-czerwoni już w kraju. Powrócili jak zwycięzcy

01.07.2016 17:00
Około godz. 16.00 wracający z mistrzostw Europy we Francji polscy piłkarze wylądowali na warszawskim Okęciu. Ubrani w garnitury udali się bezspośrednio do autokaru. Setki kibiców powitały ich okrzykiem "dziękujemy".
Kamil Grosicki na warszawskim lotnisku Okęcie. Piłkarze reprezentacji Polski witani przez kibiców na lotnisku w Warszawie. Polacy wrócili do kraju z mistrzostwa Europy we Francji. Wczoraj w Marsylii Polska przegrała po rzutach karnych w ćwierćfinale Euro 2016 z Portugalią
Kamil Grosicki na warszawskim lotnisku Okęcie. Piłkarze reprezentacji Polski witani przez kibiców na lotnisku w Warszawie. Polacy wrócili do kraju z mistrzostwa Europy we Francji. Wczoraj w Marsylii Polska przegrała po rzutach karnych w ćwierćfinale Euro 2016 z PortugaliąFoto: PAP/Paweł Supernak
Posłuchaj
00'24 Kibice zgromadzeni w hali przylotów stołecznego lotniska nie pozostawili złudzeń co do tego, jak oceniają występ Polaków we Francji (IAR)
00'26 Kibice podkreślali, że nie mogło ich zabraknąć również na lotnisku, w dniu powrotu piłkarzy do kraju (IAR)
00'15 Kibice doceniali jakość gry reprezentacji Polski (IAR)
więcej


Dzień wcześniej biało-czerwoni przegrali po rzutach karnych 3-5 z Portugalią w ćwierćfinale mistrzostw Europy.

Kibice zaczęli gromadzić się w hali warszawskiego lotniska już w ciągu dnia, niektórzy czekali parę godzin na przylot piłkarzy. Co chwila wybuchały spontaniczne przyśpiewki - "Polska, biało-czerwoni", "Adam Nawałka", "Jesteśmy z wami" i inne. Odśpiewano także "Mazurka Dąbrowskiego".

Odpadnięcie z Euro 2016 jest dla wielu powodem do smutku, ale pretensji do Polaków raczej nikt nie ma.

- To strasznie fajne, że po raz pierwszy po dużym turnieju nie ma rozmowy o tym, kto teraz ma objąć tę kadrę i ją uzdrowić - mówili kibice.

Rzecznik lotniska Przemysław Przybylski oszacował, że pojawiło się ok. pięciu tysięcy osób. - Hala mieści 10 tysięcy, na pewno połowa była zapełniona. To duże przedsięwzięcie, port lotniczy nie jest przystosowany do takich imprez masowych. Ale obyło się bez incydentów i zagrożeń - zaznaczył.

Czytaj dalej
piłka nożna Polska 1200.jpg
Przegraliśmy wojnę nerwów. Koniec marzeń po heroicznym boju


Ścieżka, którą mieli przejść piłkarze, była odgrodzona od kibiców słupkami i linkami, pilnowali jej też funkcjonariusze policji. Na początku byli trochę spięci, ale po chwilę z uśmiechem przysłuchiwali się radośnie śpiewającym sympatykom biało-czerwonych.

- To jest szał. Każdy chce tych piłkarzy dotknąć, zdobyć autograf, zrobić zdjęcie... Wyznaczyliśmy ścieżkę dla zawodników, ale tłum był tak duży, że to przejście robiło się coraz węższe i piłkarze ledwo się zmieścili. Takiego szaleństwa nie było nawet wtedy, gdy reprezentacja siatkarzy wracała ze srebrnym medalem mistrzostw świata w Japonii - ocenił Przybylski.

Wprawdzie tuż przed przylotem w szeregi zgromadzonych zaczęło wkradać się zniecierpliwienie, bo samolot spóźnił się o ok. godzinę, ale kibice spędzali czas skandując po kolei nazwiska reprezentantów Polski. Gdy ci weszli w końcu do hali przylotów, zapanowała euforia.


W czwartek, przy stanie 4-3 dla Portugalii, rzutu karnego nie wykorzystał Jakub Błaszczykowski. Później decydujący strzał z 11 metrów oddał Ricardo Quaresma, pieczętując triumf rywali.

- Że też akurat na Kubę musiało trafić. Ten chłopak tyle w życiu przeszedł, w ostatnim sezonie tak naprawdę w tej Fiorentinie nie grał, sam się przygotowywał do turnieju i praktycznie nas wprowadził do fazy pucharowej. Mam nadzieję, że się szybko po tym pozbiera - dodał inny fan biało-czerwonych.

Portugalia zagra w półfinale ze zwycięzcą pary Walia - Belgia. W grze pozostały jeszcze Niemcy, Włochy, Francja i Islandia. Biało-czerwoni osiągnęli największy sukces w historii występów na mistrzostwach Europy.




ah, man