Magda Jethon: Nienawidzę formatu

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Magda Jethon: Nienawidzę formatu
Magda Jethon, dyrektor TrójkiFoto: PR

- Trójka jest pewnym rodzajem wspólnoty ludzi, którzy ją tworzą i tych, którzy jej słuchają - mówi Magda Jethon, dyrektor Trójki, w specjalnej rozmowie na 50. urodziny stacji.

Jak to jest kierować radiem, które ma 50 lat?
Nieważne, ile ma lat, raczej zapytałabym, jak kierować, bądź co bądź, kultowym radiem. Na szczęście prawie się w nim urodziłam, więc nie podchodzę do niego na kolanach, a z drugiej strony znam jego wartość. Dlatego w moim stosunku do anteny jest element dumy, ale może niezbyt nabożnej. Myślę, że my wszyscy trójkowicze czujemy podobnie. Dlatego jest nam niezwykle przykro, a nawet cierpimy bezgranicznie, kiedy ktoś bezpardonowo wkracza na nasze terytorium. Pamiętam, była kiedyś w Trójce wicedyrektorka, której zdawało się, że posiadła monopol na mądrość radiową. Miała jakąś pseudowizję, po czym dopasowała do niej równie absurdalny plan. Z nikim nie konsultując, zabrała się za wprowadzenie go w życie. Byłam wtedy kierowniczką redakcji, no i siłą rzeczy jedną z pierwszych osób, które go poznały. Postanowiłam wyrazić swoje zdanie. W trakcie moich wywodów pani wicedyrektor machała rękami, a na każdy argument powtarzała "nie”, aż w końcu, żeby ją nastraszyć, powiedziałam: "Marek Niedźwiecki na pewno się na to nie zgodzi". Bez zastanowienia odparowała: "Nie takich jak Niedźwiecki wyrzucałam z roboty". Szczęśliwie najpierw ją wyrzucili.

A co ze zmianami?
Zmiany jak najbardziej, przecież wiesz, że nie jestem zwolenniczką radia "Mówią wieki", stale wprowadzam jakieś zmiany. Jestem otwarta na całkowicie nowe odlotowe pomysły, ale najpierw muszą się one urodzić, a jak wiesz, nie rodzą się na pniu. Niczego nie wolno robić na siłę. Nie ma we mnie zgody na wprowadzanie bezsensownych zmian w imię tak zwanej nowoczesności. Nowoczesność komercyjna to tandetna abstrakcja, która po latach stosowania otrzymała niezasłużenie miano profesjonalizmu. Jak mawiali moi profesorowie malarstwa: żeby móc malować abstrakcję, trzeba umieć namalować studium postaci. Jeśli zaczniesz od abstrakcji, zostaniesz debilem plastycznym.
Ale jakoś trzeba tę nowoczesność wprowadzać. Media komercyjne budują swoją potęgę przy pomocy badań. Ty jesteś przeciwna badaniom?
Absolutnie nie. Badania bywają bezcenne, często pokazują, jak mylne potrafią być tak zwane obiegowe lub prywatne opinie. Badania wymagają perfekcyjnego doboru grupy oraz mądrej interpretacji. Znane są przypadki, że ten sam wynik był interpretowany w sposób diametralnie sprzeczny przez dwie różne grupy ekspertów. Zapewne znasz stary dowcip, który mówi, że człowiek z nogami w piecu i głową w lodówce znajduje się w średnio przyjemnej atmosferze. Nadmierne zaufanie do badań nie może ograniczać czy wykluczać intuicji i zdrowego rozsądku. Zbytnie zaufanie do badań gwarantuje poruszanie się w przeciętności. Nie tak dawno przygotowywałam koncert razem z pewnym reżyserem telewizyjnym. Do jego prowadzenia wybrano Wojtka Manna. Człowiek z telewizji bez zahamowań powiedział, że trzeba będzie Mannowi napisać dowcipy. Zatkało mnie. Dowiedziałam się wtedy, że właśnie robi się badania na temat oczekiwań widza co do dowcipu, jaki chciałby usłyszeć. Pomyślałam, że muszę albo szybko umrzeć, bo nie wytrzymam tych mądrości, albo kupić broń. Na szczęście nie zdążyłam, bo…
Bo co?
Wcześniej Wojtek odmówił prowadzenia. Trójka jest naprawdę oryginalnym radiem, zdecydowanie autorskim, z tradycją tworzenia przez osoby, których pomysłów na program i sposób wypowiedzi nikt nigdy nie badał, a jednak w większości przypadków pomysły te się sprawdziły. Swoją drogą ciekawe, jak się mierzy dowcip Manna czy Andrusa.
50 lat to szmat czasu... Ty trafiłaś do Trójki, gdy była absolutnym polskim ośrodkiem kultury, czyli w kultowych latach 70.

To były piękne czasy, bo na korytarzach spotykałam swoich idoli: Jonasza Koftę, Adama Kreczmara, Jacka Janczarskiego czy Maćka Zembatego. Często myślałam, jaką jestem szczęściarą, że pracuję tam, gdzie są najfajniejsi ludzie w tym kraju. Ale powiem ci, że parę dni temu znów tak pomyślałam. To było w czasie występu Artura Andrusa na gali Plebiscytu "Srebrne Usta". Znów poczułam, że jestem w najcudowniejszym miejscu na ziemi. Dodatkowo utwierdził mnie w tym przekonaniu pan minister Bartosz Arłukowicz, który po koncercie podszedł do mnie i powiedział: jak odejdę z ministerstwa, to zatrudnijcie mnie u siebie, mogę być choćby strażnikiem.
Są tacy, którzy mówią o wzruszeniu, kiedy słyszą dżingiel Listy Przebojów, albo czują dreszcze, kiedy wchodzą do Studia im. Agnieszki Osieckiej. A Ty, kiedy myślisz o Trójce, to włączają Ci się emocje czy raczej myślenie z cyklu "szkiełko i oko"?

Oczywiście, że emocje. Choć nie są to uczucia typu dreszcze czy inne pensjonarskie wzruszenia. To jest solidne uczucie. Bez nadmiernego patosu, bez przesady, ale z elementami zaborczości, a nawet zazdrości. Osobiście przeżywam, nie śpiąc po nocach, kiedy ktoś, kto wg mnie nie czuje Trójki, chce coś w niej zamieszać. Jestem wtedy zdolna do zabicia, krzyczę, kopię, pluję i z całego serca nienawidzę. Nie znaczy to jednak, że brak mi dystansu czy rozsądku. Jak trzeba, to umiem się wystudzić, rozegrać zaplanowaną partyjkę i dopiąć swego. Jest wiele spraw, w których nie ma miejsca na emocje ani sentymenty. To są na przykład sprawy finansowe. Ogólnie godzę sprzeczności, z jednej strony uwielbiam porządek, a z drugiej, miewam w głowie odlotowe pomysły, a na biurku nieład artystyczny.

Dżennet Połtorzycka-Stampf’l, odbierając Złoty Mikrofon po pięćdziesięciu latach pracy w Polskim Radiu, powiedziała o Myśliwieckiej: "Nie było i nie ma drugiego takiego budynku, w którym panowałby podobny klimat. Chciałabym młodym ludziom życzyć, żeby mogli pracować w takim klimacie przyjaźni i pasji pracy, to jest bardzo wiele warte i zostaje na całe życie". Myślisz, że młodzi ludzie, którzy pracują teraz na Myśliwieckiej, czują tę wyjątkowość? A z drugiej strony, czy to dobrze? Czy to nie zamyka ich w myśleniu z cyklu: "jesteśmy najfajniejsi, inni i tak się nie liczą"?
Myślę, że wiek nie ma tu nic do rzeczy. Właściwie Trójka, jeśli idzie o klimat, szaleństwo czy oryginalność, wcale się nie zmieniła. I wtedy, i dziś są ludzie, którzy po prostu przychodzą do roboty, i ci, którzy oddaliby życie za Trójkę. Powiem więcej, wtedy ta miłość była bardziej zrozumiała, bo kraj był szary i brzydki, a tu było cudownie. Teraz naokoło jest pięknie, radośnie i kolorowo, a mimo to mamy w zespole takich, którzy mogliby robić kariery finansowe, opływać w różne dobra, a wybierają Trójkę, choć tu często bida aż piszczy. Budynek jest oczywiście fajny, bo ma ogród, bo leży obok Łazienek, ale klimat tworzą bez wątpienia ludzie. Rozumiem, że pytasz, czy ci młodzi ludzie nie mają poprzewracane w głowach i zachowują się, jakby byli "najmądrzejsi w całej wsi". Trochę tak, warunki, w jakich tu żyjemy, sprzyjają rozbudzaniu ego. Często nie mogę patrzeć, jak u niektórych to ego puchnie. Ale wiem, że to być może jest rodzaj psychicznej samoobrony, no i że jest na pewno chwilowe, bo zawsze się znajdzie jakiś życzliwy słuchacz, który jednym mailem wbije w ziemię.

Kiedy będąc dzieckiem słuchałam z moimi rodzicami rozrywki przy niedzielnym śniadaniu, radio mówiło do mnie: "Witaj, droga młoda inteligencjo!". Czy nie boisz sie, że młoda inteligencja chętniej słucha innych stacji? Co zrobić, żeby złapali "trójkowego bakcyla"?
Inteligent to oczywiście nasz słuchacz, ale nie każdy inteligent. Słusznie mówisz o bakcylu. Ale jednak, żeby złapać bakcyla, trzeba posiadać zdolność jego łapania. A poza tym, kto jest inteligentem – czy ten, który ma dyplom, czy może ktoś zupełnie inny?… Oczywiście, staramy się poszerzać grono naszych słuchaczy, szczególnie o ludzi młodych, ale to nie stanie się jednego dnia, to jest proces, który musi trwać.
Pewnie wiesz, że na hasło "Jethon ma nowy pomysł" część zespołu podnosi oczy do nieba i mówi: to może w maju, a najlepiej w czerwcu albo może już po wakacjach, bo nie dajemy już rady…
Robimy rzeczywiście dużo, ale nie jest to zwykła robota. To jest wielka hulanka, po której człowiek jest zmęczony, jak po zwykłej pracy, ale też szczęśliwy, jak po jakimś nadzwyczajnym wydarzeniu. Powiem wielki banał, jeśli chce się coś fajnego zrobić, to nie da się metodą na pół gwizdka.

Ten rok jest wyjątkowy z powodu 50. urodzin Trójki. Mam nadzieję, że w ferworze przygotowań obchodów, oprócz intensywnej pracy pod presją czasu, stresu i obaw, czy wszystko się uda, są też pozytywne emocje i przyjemne wydarzenia?
Oczywiście, że tak. Jesteśmy wzruszeni faktem, jak absolutnie entuzjastycznie słuchacze przyjęli nasz historyczny cykl autorstwa Marcina Gutowskiego "Trójka z dżemem – palce lizać". Wiedzieliśmy, że to się spodoba, ale nie przypuszczaliśmy, że z jego powodu będą nam się codziennie "zatykać" skrzynki mailowe.

Słuchacze piszą, że odkąd emitowana jest ta audycja, wciąż spóźniają się do pracy, bo nie chcą opuścić ani jednego wątku z naszej pięćdziesięcioletniej historii. "Trójka z dżemem" wciągnęła słuchaczy w sposób nieprawdopodobny. Dlatego też podjęliśmy decyzję, że pod koniec roku na jego podstawie wydamy książkę. W ten sposób przejdzie do historii.

No właśnie, słuchacze Trójki są znani ze swojej lojalności. Z jednej strony to marzenie każdej stacji – mieć takich słuchaczy, z drugiej strony – duże obciążenie.
Słuchacze są obłędni. Może inaczej: są cudowni i nieznośni, zupełnie jak znaczna część zespołu. Tu wszystko jest jak w prawdziwej miłości, emocje sięgają zenitu. Kochamy się i nienawidzimy. Nie ma letnich temperatur. Słuchacz jest cudowny, kiedy walczy razem z nami o program, kiedy nas wspiera, kiedy pokazuje swoje przywiązanie i przychodzi pod nasz budynek w ramach protestu z trumną, albo przyjeżdża z końca Polski z własnoręcznie upieczonym tortem urodzinowym lub wyhaftowaną serwetką. Nawet wtedy, kiedy nas krytykuje i żąda wzięcia pod uwagę jego zdania, ale nieznośny jest, kiedy przekracza granice dobrego smaku i np. zaczyna nachodzić, nękać, żądać i osaczać.
Czym jest kolor w Twoim życiu?
Dziwne pytanie. Jeden z moich profesorów malarstwa Zbigniew Paluszak, którego wspominam z wielką sympatią, mawiał często, że jestem niezłą kolorystką. A dziwne pytanie dlatego, bo pewnie miałaś na myśli mój kolor włosów, a nie akwarele, pastele czy inne obrazki. I tu ktoś powie, co za kolorystka z takim papuzim upierzeniem (śmiech). Ale znam się na kolorach. Podobno nieźle maluję, mam w tej chwili mało na to czasu, ale na pewno na emeryturze będzie to moje główne zajęcie. Od pewnego czasu kupuję ramy z naciągniętym i zagruntowanym płótnem, bo boję się, że na emeryturze nie będzie mnie na to stać. Kupiłam też piękne sztalugi, stoją w moim salonie.
Czy Ty w ogóle prowadzisz jakieś życie pozaradiowe? Byłaś ostatnio w kinie, przeczytałaś  książkę czy coś ugotowałaś?
Nie jest tak źle. Chadzam do kina, ostatnio przeczytałam "Trójkę do potęgi" Grzegorza Miecugowa – świetna książka, nieźle się ubawiłam. Nie gotuję. Na mojej kuchence gazowej stoi obraz – olej na płótnie. Bardzo dobrze komponuje się z szafkami kuchennymi oraz z pozostałymi meblami mojego salonu. Jest w kolorze czerwonawym i ma białe ramy.
A czym jest właściwie Trójka? Stacją radiową, wiem, że nienawidzisz słowa "stacja", formatem dla inteligencji czy może stanem ducha?
Słowo "stacja" nie boli mnie aż tak bardzo. Gorszym jest "format". Nienawidzę formatu. Inny mój nauczyciel malarstwa, fantastyczny i ukochany Przybysław Krajewski, jeden z najwybitniejszych i najbardziej oryginalnych polskich malarzy współczesnych, wbijał nam do głowy codziennie, że ambicją każdego człowieka powinno być dążenie do oryginalności i niepowtarzalności, a banał i komunał to coś, czego powinniśmy się wstydzić najbardziej. W Trójce znalazłam kontynuację tego, co poznałam i zrozumiałam we wczesnej młodości, w czasie, kiedy w sposób naturalny kształtowała się moja wrażliwość. A czym jest Trójka? Jest pewnym rodzajem wspólnoty ludzi, którzy ją tworzą i tych, którzy jej słuchają.
 Z Magdą Jethon, dyrektor Trójki, rozmawiała Anna Perek-Zaborska (Polskie Radio)

Polecane