W styczniu 1949 roku, w rejonie koła podbiegunowego środkowej Syberii, na rozkaz Stalina, ponad sto tysięcy więźniów łagrów rozpoczęło budowę magistrali kolejowej. Pracowali w skrajnie niesprzyjających warunkach klimatycznych. Aż do śmierci dyktatora.    
 W marcu 1953 roku realizację projektu przerwano.    
 Sześćdziesiąt lat po śmierci Stalina, grupa polskich dziennikarzy i badaczy, dotarła do najbardziej monstrualnego pomnika tamtych czasów - zapomnianej kolei widmo,Transpolarnej Magistrali Kolejowej.    
 - Ten fragment historii stalinizmu jest ciągle białą plamą. Nikt nie jest w stanie wyliczyć liczby ofiar. Ale tam, na miejscu, ludzie mają świadomość tragedii. Nie tak silną jak w Europie, ale mają - mówi     dziennikarz,   Tomek Grzywaczewski  . - Im dalej od Moskwy i polityki, podejście wydaje się bardziej uczciwe - dodaje     Maciek Cypryk, współzałożyciel Storytisers  .   
 Polscy reporterzy dotarli do miejsc, w których nikt wcześniej nie był, do fragmentu magistrali, na całkowicie bezludnym terenie Rosji. W Europie takie miejsca zostały zamienione w muzea. Natomiast w tajdze, w miejscu niedostępnym dla ludzi, wszystko niszczeje wraz z upływającym czasem. Niedotknięte przez człowieka.
 
Żywotność tych mostów kolejowych, na przekór ekstremalnym warunkom pogodowym, świadczy o solidności wykonania. fot.www.deadroad2013.com
- Każdy punkt tej wyprawy był zaskoczeniem. Droga, którą przebyliśmy była bardzo trudna. Szliśmy powoli, przez nieprzystępne tereny tajgi i bagnistej lasotundry. Od najbliższej wioski dzieliła nas odległość trzystu kilometrów - opowiada Tomek Grzywaczewski.   
 Na szczęście był z nimi lokalny myśliwy - Dima.   
 - To cud, że z nami wyruszył. Dał słowo swojemu przyjacielowi, strażakowi, którego poznaliśmy na początku podróży, że się nami zaopiekuje. I, jak mówił, to przyrzeczenie go zobowiązało - wspominają podróżnicy.   
 Dima był doświadczony. Miał ze sobą strzelbę, którą chronił podróżników przed niedźwiedziami.   
 - Obraz niedźwiedzia zmieniał się wraz z odległością. Na początku był legendą, panem tajgi, przed którym nie ma obrony. Później stawał się w naszych wyobrażeniach seryjnym mordercą. Ostatecznie, potraktowaliśmy go jak Rosjanie, jak Dima, dla którego niebezpieczeńswto było "wsjo normale". On w swoim życiu ustrzelił osiem niedźwiedzi. W tym jednego, który zabił jego syna - opowiada Maciej Cypryk.   
 Myśliwy bezpiecznie przeprowadził podróżników do celu, którym był łagr wypatrzony na zdjęciach satelitarnych.    
 - Gdy dotarliśmy na miejsce, dostaliśmy wielką nauczkę od historii. Łagr spłonął miesiąc przed naszym przybyciem. Zachowały się zasieki, budynki administracji, miski, waciaki, pralnia i proszek, którym prano ubrania. Połączenie ciszy tajgi i świadomości, że na tym bezludnym terenie wchodzimy do obozu koncentracyjnego, zrobiło na nas piorunujące wrażenie - mówią goście audycji     "Na cztery ręce"  .   
 W związku z tym, że ewakuacja trwała niecałe dwa tygodnie, nikt nie miał czasu by wynieść rzeczy. Wszystko zostało porzucone. To wszystko tam jest - od przedmiotów codziennego użytku, przez fragmenty ukończonej linii kolejowej, baraki, budynki administracji, po całe kolejowe eszelony - lokomotywy, wagony, węglarki, drezyny. Tajga, otaczająca tereny budowy, usiana jest mogiłami tysięcy więźniów. Opustoszały teren nazwano Martwą Drogą.
 jl