X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Piotr Baron

Ostatnia aktualizacja: 01.07.2008 13:44
"Buddyzm i hinduizm są duchowościami bardzo egzotycznymi w stosunku do całego śródziemnomorskiego pnia, z którego wyrosła nasza kultura i również amerykańska".
fot. baron.cba.pl

Piotr Baron od lat plasuje się w grupie najbardziej cenionych polskich saksofonistów tenorowych i sopranowych. By się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do corocznych wyników magazynu "Jazz Forum". Co więcej, Baron należy do grupy muzyków, którzy nie mają żadnego problemu ze zdefiniowaniem celów, które chcą osiągnąć poprzez swoją muzykę. Autor płyty "Sanctus, Sanctus, Sanctus", jak sam mówi, gra na chwałę bożą i ewangelizuje poprzez jazz.

Piotr Baron urodził się we Wrocławiu w 1961 roku. Od lat jest mocno związany z tym miastem, w którym animuje scenę muzyczną i uczestniczy w akcjach charytatywnych. Niedawno na festiwalu Jazz nad Odrą obchodził jubileusz trzydziestolecia swojej pracy artystycznej. Festiwal ten wspomina bardzo dobrze, gdyż w rok po debiucie otrzymał wyróżnienie jako solista. Jak się okazało, nie był to jednorazowy sukces, gdyż w 1984 r. wygrał solistyczne Grand Prix na festiwalu San Sebastian "Jazz Aldia" w Hiszpanii. Nie warto rozpisywać się o osobistościach sceny krajowej, z którymi udało mu się współpracować, gdyż na jego liście znajduje się śmietanka polskiej estrady jazzowej ze Zbigniewem Namysłowskim, Tomaszem Stańką i Janem Ptaszynem Wróblewskim na czele. Jego gra została doceniona także przez wielu znanych zagranicznych jazzmanów, co owocowało współpracą choćby z Artem Farmerem, Davidem Murrayem i Rayem Charlesem.
Piotr Baron, artysta odznaczony Brązowym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" oraz Honorową Odznaką Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, przyczynił się do powstania ponad sześćdziesięciu płyt, a na jego koncie znajduje się siedem autorskich krążków: Take One (1995), Tango (1996), Blue Rain (1997), Bogurodzica (2000) i nagrany w Nowym Jorku album Reference (2004). W kwietniu 2006, w studio No Sound w Pasadenie, nagrał kolejną płytę: Salve Regina, na której obok Piotra grają Amerykanie: Ishmael "Wadada" Leo Smith – trąbka, Darek "Oles" Oleszkiewicz – kontrabas i Marvin "Smitty" Smith – perkusja.
W tym roku saksofonista wydał kolejny krążek zatytułowany "Sanctus, Sanctus, Sanctus" nagrany wraz z Michałem Tokajem, Michałem Barańskim, Łukaszem Żytą oraz specjalnymi gośćmi: Natalią Niemen, Mieczysławem Szcześniakiem, Piotrem Wojtasikiem i Tomasem Celis Sanchezem.

Piotr Baron live w Rura Jazz Club

O powstaniu albumu i o tym, że poprzez muzykę można postawić sobie ważniejsze zadanie niż dostarczanie rozrywki, z Piotrem Baronem rozmawia Petar Petrović.

Petar Petrović: Co to znaczy grać na chwałę Boga? W dzisiejszym zsekularyzowanym świecie, w którym okazywanie religijności nie uchodzi i nie jest na czasie, już samo przyznanie się do tego, że jest się praktykującym chrześcijaninem, grozi sarkastyczną reakcją.

Piotr Baron: Po pierwsze, Święty Paweł powiedział: czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego, czynicie wszystko na Chwałę Bożą. Po drugie, Jezus powiedział: kto mnie wyzna przed ludźmi, tego ja wyznam przed Ojcem. Więc można pokusić się o to, by stwierdzić, że robię to z czystego pragmatyzmu, żeby sobie coś załatwić, czytaj: załatwić sobie życie wieczne. Oczywiście po części jest to prawda. Dużo dotarło do mnie, kiedy umierał Andrzej Cudzich, mój przyjaciel i wieloletni muzyczny partner, i podczas modlitwy charyzmatycznej z Mietkiem Szcześniakiem, kiedy już naprawdę było z nim źle. Po tej modlitwie on powiedział do Mietka, że jeżeli będzie mu dane zostać, to nie zagra już żadnej nuty w żadnej innej sprawie niż na Chwałę Bożą, bo wszystko inne jest funta kłaków warte, czyli nic innego jak marność nad marnościami. No akurat stało się inaczej. Nie zdążył i jest teraz tam, a nie tu. Ale te słowa do mnie dotarły i potraktowałem je jako taki życiowy message od Andrzeja, który został poparty innymi wydarzeniami odmieniającymi moje życie. To, czego on nie zdążył zrealizować, staram się teraz brać na siebie.

P.P.: John Coltrane był muzykiem poszukującym, wielbiącym Boga na różne sposoby. To samo można powiedzieć o panu. Przeczytałem, że dziesięć lat temu przeżył pan nawrócenie. Od jakiego momentu postanowił pan tworzyć muzykę mocno związaną z religią? Czy poprzez muzykę jazzową można ewangelizować?

P.B.: Coltrane był zawsze dla mnie najważniejszym muzykiem. Jeżeli sztuka jest odbierana estetycznie, jeżeli znajduje się w niej ładunek duchowy, bez względu czy jest on związany z chrześcijaństwem, czy też nie, jeśli jest to sztuka przeniknięta jakimś duchem, to ten duch przenika też odbiorcę. To uduchowienie coltranowskie dotarło do mnie poprzez słuchanie jego nagrań. A że w 1997 roku wróciłem do Jezusa Chrystusa, wszystko się ze sobą jakoś tak powiązało. Nagrałem w tym okresie płytę "Blue Rain" która była hołdem dla Coltrane’a. Myślę, że to nie był przypadek. Ten muzyk jest dla mnie wzorem muzyki uduchowionej. Nie zapominajmy, że nawet taki świntuch jak Duke Ellington napisał "Sacred Concerts". Louis Armstrong był człowiekiem głęboko nawróconym i ewangelizującym, jego jedna płyta nazywa się „Louis And The Good Book”, na której poza graniem i śpiewaniem utworów umownie wpisanych w gospel, nawraca i ewangelizuje. Bardzo ją polecam, bo jest naprawdę przepiękna.

[----- Podzial strony -----]

P.P.: Czy nie spotkał się pan ze stwierdzeniami słuchaczy nieobcujących na co dzień z jazzem, że muzyka ta, w szczególności spod znaku free, nijak nie przystaje do kontemplacji, a jest raczej niezrozumiałym jazgotem?

P.B.: Nie uważam się za muzyka free, raczej zaliczałbym się do tradycjonalistów. Z pewnością niektóre moje płyty utrzymane są w całkiem ostrej stylistyce, natomiast nie staram się nikogo do niczego zachęcać. Staram się grać najlepiej jak potrafię i uważam, że to jest najlepsza zachęta. Jeśli ktoś uważa tę muzykę za jazgot – to jego święte prawo. Nie sądzę, żeby można było zmienić takie nastawienie poprzez zachęty. A z kolei ja nie pójdę na jakiś kompromis jeśli chodzi o muzykę, bo to nie byłoby naturalne.

fot. baron.cba.pl

P.P.: Wielu muzyków free jazzowych związanych było z ruchami lewicyzującymi. Swojego czasu stawali w opozycji do kultury i religii, w której wyrośli i odwracali się od kultury chrześcijańskiej na rzecz buddyzmu, hinduizmu czy islamu.

P.B.: Powiem tak: islam to jest jedna z trzech religii abrahamicznych. Miałem zaszczyt nagrywać płytę i koncertować ze świetnym muzykiem Leo Smithem Wadada, który podobnie jak ja nie widzi niezgody pomiędzy islamem i chrześcijaństwem. Jeżeli chodzi o buddyzm, to nie jest to religia, tylko sposób udoskonalenia duszy. Jeżeli chodzi o hinduizm, to jest troszkę gorzej, bo jest to religia politeistyczna, ale moim zdaniem lepsza religia politeistyczna niż narkotyki i alkoholizm. A jeśli chodzi o islam, to czarni w ten sposób uciekali przed segregacją rasową, bo mówili: "a nie jestem Murzynem, jestem muzułmaninem"i w tym momencie nie można było już takiego człowieka trącić. Jeżeli chodzi o wolność religijną, to Amerykanie są na tym punkcie bardzo przewrażliwieni. Buddyzm i hinduizm są duchowościami bardzo egzotycznymi w stosunku do całego śródziemnomorskiego pnia, z którego wyrosła nasza kultura i również amerykańska. Jest on bardzo odległy od wierzeń afrykańskich, które są asymilowane przez niektóre kościoły chrześcijańskie, np. baptystów. Należy zaznaczyć, że przemożny wpływ na zainteresowanie jazzmanów tymi kulturami miała przede wszystkim ich muzyka, gdyż jest ona rzeczywiście transowa, unosząca się, wzbogacająca doświadczenia, w szczególności jazzu lat 60,, kiedy poszukiwano bardzo wielu źródeł synkretyzmu i przeróżnych fuzji, i dawało to fenomenalne rezultaty. Najlepszym przykładem jest muzyka niedawno zmarłej Alice Coltrane, genialnej pianistki i harfistki, która fantastycznie połączyła jazz z muzyką hinduską, i to nie na tej zasadzie, jak robili to wszyscy, co polegało na zaproszeniu Hindusa z sitarem do zespołu i już. Ona uczyła się grać ich muzykę. Ona przebywała w ich otoczeniu, modliła się, medytowała i to słychać na płytach. Jestem chrześcijaninem i uważam, że Jezus to jest droga, prawda i życie, ale nie mam prawa potępiać nikogo, kto szuka duchowości. Wolę hinduistę od faceta, który leje żonę, bez względu na to, jak silnie katolicko jest zakorzeniony w swoim przekonaniu.

P.P.: Na pana płytach nawiązujących do religii, wcześniej "Bogurodzica" i "Salve Regina", znajdują się kompozycje w większości inspirowane starymi pieśniami kościelnymi. Gdzie szukał pan inspiracji do najnowszej płyty?

P.B.: W 2004 roku po raz pierwszy pojechałem wraz z moją żoną Elżbietą i roczną córeczką do Ogródka nad Dunajcem na Strefę Chwały, to są rekolekcje muzyków chrześcijan. To jest coś niesamowitego, zlot najbardziej zakręconych muzyków chrześcijańskich z różnych kościołów, organizowane przez kościół katolicki. Ale pojawiają się tam ludzie z kościoła baptystów, zielonoświątkowców, protestanci niezrzeszeni, grekokatolicy, prawosławni. Od rana do wieczora jest modlitwa - wzywanie Ducha Świętego. I tam jest coś takiego jak uwielbianie Boga przez muzykę. I to jest najpiękniejsze na świecie jam session. Tam nikt nie gra źle, gdyż każdy muzyk gra tyle, ile umie, ale gra to najlepiej jak może. Ja się tam nauczyłem od nowa budowania przestrzeni w muzyce. Spotkałem tam różnych ludzi i stwierdziłem, że muszę zbudować zespół, który będzie grał takie rzeczy na co dzień, a nie od wielkiego święta. Wierzę, że można grać jazz, poza piosenkami uwielbienia, poza piosenkami oazowymi, poza pieśniami kościoła, które są potwornie kaleczone przez organistów diecezjalnych.
Obecnie mój zespół składa się z Łukasza Żyto na perkusji, Michała Barańskiego na basie i Michała Tokaja na pianinie. Michała Barańskiego spotkałem właśnie w Ogródku, nie wiedząc, że to jazzman, myślałem, że to jeden z braci chrześcijan, który świetnie gra. Wtedy wymieniliśmy telefony, a potem jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem go w zespole Zbigniewa Namysłowskiego. Stamtąd przyszła do mnie główna inspiracja. Tam poznałem bardzo blisko Mietka Szcześniaka, z którym znaliśmy się ze sceny.

fot. baron.cba.pl

P.P.: Dlaczego zdecydował się pan partie wokalne powierzyć Mieczysławowi Szcześniakowi i  Natalii Niemen? Po raz pierwszy skorzystał pan z usług wokalistów.

P.B.: To są ludzie o przepięknych duszach, o cudownym sposobie modlenia się. A z kolei ich śpiewanie bardzo mnie dotyka, więc można powiedzieć, że zrobiłem to z egoizmu. A na dodatek oni śpiewają w tej samej sprawie, w której ja gram.

P.P.: Niedawno na festiwalu Jazz nad Odrą został panu wręczony przez ministra kultury medal Gloria Artis.

P.B.: Szczerze mówiąc, dla mnie ważniejsze jest, że grałem w trasie z Billym Harperem czy z Artem Farmerem (śmiech). Na ludziach robi to jednak kolosalne wrażenie, bo rzeczywiście, Gloria Artis to najwyższe możliwe odznaczenie dla twórcy. Na szczęście ja dostałem tylko brązowy medal (śmiech). Mój ojciec i obaj dziadowie otrzymywali odznaczenia tego pokroju co Virtuti Militari. To są odznaczenia, które wręczane są za przelaną krew. Odznaczenia, które zdobywa się w sytuacjach krytycznych, kiedy jest albo albo. Z tej perspektywy to moje odznaczenie jest żartobliwie śmieszne. No ładnie pan zagrał, tu jest medal, to ja jeszcze raz zagram, to proszę, to niech pan zagra… No mam ten medal. Leży w pudełku obok innych, bo dostałem jeszcze Złotą Ostrogę, Zasłużony dla Wrocławia…aaa i jeszcze najcenniejsze dla mnie odznaczenie i z niego jestem rzeczywiście dumny - Kryształowe Serce, które otrzymałem od dzieci chorych na białaczkę po tym, jak zagrałem na ich aukcji. Jest na nim wygrawerowane na prawdziwym krysztale w kształcie serca z półprofilem małego dziecka: "Chore dzieci dziękują". Uważam, że nie można w życiu więcej zrobić niż pomóc cierpiącemu dziecku.

P.P.: Jazzem zainteresował pana ojciec. To znany motyw, pasja rodziców przechodzi na dzieci. Tak samo jest i w pana przypadku. Pana dzieci interesują się muzyką i idą w ślady ojca.

P.B.: To są szalenie zajęci muzycy (śmiech). Mój starszy syn Adam jest trębaczem hardbopowym, który gra w zespołach drum&bassowych i eksperymentuje z przetwarzaniem dźwięków. Młodszy gra na gitarze rhythm and blues, czy raczej nazwałbym to progresywny rock, idący w stronę jazzu. Teraz można go słyszeć w zespole Afromental i widzieć w serialu "39 i pół". No i jest jeszcze Marysieńka, która na razie gra na pianinie z nut i przepięknie śpiewa piosenki. Marysia ostatnio stwierdziła, że jeden brat wyjechał, drugi wyjechał, tata wyjechał, wszyscy na koncertach, a ona na to: "Ej koncerciarze, to ja też będę koncerciarzem i też wyjadę" (śmiech).