Raport Białoruś

Aleksander Łukaszenka: nie mogę dopuścić do ukraińskiego wariantu na Białorusi

Ostatnia aktualizacja: 24.03.2017 18:00
Aleksander Łukaszenka oświadczył, że nie dopuści, by w jego kraju powtórzyła się konfliktowa sytuacja, do jakiej doszło na Ukrainie, gdy nastąpiła tam zmiana władzy.
Audio
  • Łukaszenka: nie mogę dopuścić do ukraińskiego scenariusza na Białorusi. Relacja Włodzimierza Paca z Mińska (IAR)
Aleksander Łukaszenka
Aleksander ŁukaszenkaFoto: Shutterstock.com

- Nie mogę dopuścić, aby na Białorusi został powtórzony ukraiński wariant - powiedział Aleksander Łukaszenka w trakcie pobytu w obwodzie grodzieńskim.

Aleksander Łukaszenka oświadczył, że niektórzy ludzie chcą wywołać na Białorusi niepokoje społeczne. Zaznaczył, że są pewne granice, których nie można przekroczyć bez naruszania prawa i konstytucji.

- Jeśli władze tego nie zobaczą lub przeoczą to - nie daj Bóg, tak jak na Ukrainie - wtedy nastąpi reakcja łańcuchowa, którą trudno powstrzymać i do której zostaną zaangażowane miliony ludzi - mówił Łukaszenka.

Jego zdaniem, część ludzi widząc, że może być wciągniętych do bezprawnych działań, zaczyna rezygnować z udziału w zaplanowanych na najbliższe dni demonstracjach białoruskiej opozycji.

Wyraził przy tym przekonanie, że komuś zależy na tym, żeby na Białorusi wywołać zamieszki. - Ktoś chce zaognić sytuację i wykorzystuje do tego naszych kozaków. Doszło do tego, że jak partyzanci kopali doły i chowali. Chowają broń, sprzęt, topory, noże, granaty i temu podobne. I wszyscy mówią: uczymy dzieci patriotyzmu. Z bojowymi granatami uczyć dzieci? – powiedział Aleksander Łukaszenka.

- Kogoś swędzą ręce. Ale istnieje granica, której nikt nie powinien przekroczyć, łamiąc prawo i konstytucję. I jeśli władza tego nie dostrzeże, dojdzie do reakcji łańcuchowej, którą będzie bardzo trudno zatrzymać, bo zostaną wciągnięte miliony ludzi – oświadczył.

Wyraził też przekonanie, że częścią dzisiejszych wojen hybrydowych jest konfrontacja informacyjna w internecie. - Informacyjne wojny przez internet to zasadnicze pole walki. Ten, kto umie stawić opór w tej wojnie, ten przetrwa. To bardzo ważne. Muszę powiedzieć, że my nauczyliśmy się tego kilka lat temu – powiedział.

Od początku marca na Białorusi trwają zatrzymania uczestników i organizatorów demonstracji przeciwko tzw. dekretowi o pasożytnictwie (przewidującemu jednorazowy podatek od osób, które nie pracowały co najmniej 183 dni w ciągu roku i nie zarejestrowały się oficjalnie jako bezrobotni) i w związku z trudną sytuacją gospodarczą.

Według niezależnego Centrum Praw Człowieka „Wiasna” zatrzymano już 300 osób. Wielu z nich wymierzane są kary aresztu lub grzywny. W aresztach przebywa wielu liderów i działaczy środowisk opozycyjnych.

Łukaszenka poinformował we wtorek, że na Białorusi zatrzymano uzbrojonych ludzi, którzy przygotowywali prowokację. Jak dodał, pieniądze na szkolenie wojskowe "piątej kolumny" docierały na Białoruś przez terytorium Polski i Litwy. Według niego jeden z obozów, w których prowadzono szkolenia z bronią, znajdował się w okolicach Bobrujska i Osipowicz, a pozostałe na Ukrainie. "Wydaje mi się, że także na Litwie lub w Polsce, nie jestem pewny, ale gdzieś tam" - dodał szef białoruskiego państwa

Po tej deklaracji zaczęły się także zatrzymania osób, które – jak twierdzą władze – uczestniczyły w przygotowaniach do masowych zamieszek. Od wtorku zatrzymano 26 osób. Zatrzymano m.in. byłego więźnia politycznego Źmiciera Daszkiewicza. W piątek zatrzymano także wiceszefa opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Mikałaja Kazłoua.
mw/ kot/ ap/

PAP/IAR/agkm

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak