Polskie Radio

Debata dnia, 18 sierpnia 2015 - pełny zapis

Ostatnia aktualizacja: 17.08.2015 16:20
Audio
  • Bez Solidarności nie byłoby dziś wolności (Debata dnia/Jedynka)

Marek Mądrzejewski: 35 lat temu zaczynał się karnawał, trwał 500 dni i... i 13 grudnia 81 roku generał Jaruzelski przekuł w czyn swoje rozumienie sławetnej linii porozumienia i walki. Ginęli górnicy z „Wujka”, ginęli księża z błogosławionym Jerzym Popiełuszką na czele, ginęli niewinni, niezłomni, kochający wolność. Tysiące ludzi przeszło przez ośrodki internowania, areszty i więzienia, a byli wśród nich nasi dzisiejsi goście. Oni wyszli stamtąd wyprostowani. Nie wszyscy mieli takie szczęście. Stan wojenny rozbił Solidarność jako masowy ruch związkowy i społeczny, jednak jej nie zabił. Czy wówczas ktokolwiek wierzył w jej odrodzenie, w jej powrót, nie mówiąc o otwarciu na pojednanie, na Okrągły Stół, na częściowo wolne wybory? Czy bez samoograniczenia, jakie nie bez trudu narzuciła sobie Solidarność, bez żądzy zemsty, którą pałało wielu jej działaczy, udałoby się bezkrwawo obalić komunizm?

O tym między innymi chcę porozmawiać z moimi gośćmi, którymi są: we Wrocławiu Władysław Frasyniuk, wówczas legendarny przywódca dolnośląskiej jawnej i podziemnej Solidarności, potem uczestnik plenarnych obrad Okrągłego Stołu, później poseł, choć nie tak zwanego sejmu kontraktowego, także przewodniczący Unii Wolności, Partii Demokratycznej, obecnie przedsiębiorca transportowy. Witamy, panie Władysławie, serdecznie.

Władysław Frasyniuk: Kłaniam się.

Marek Mądrzejewski: Tu, w Warszawie, Wojciech Borowik, współpracownik KORu, członek Solidarności i NZS, działacz podziemnej Solidarności, potem w 89 dyrektor Biura Komitetu Obywatelskiego, wreszcie poseł na Sejm z Unii Pracy, obecnie przewodniczący Stowarzyszenia Wolnego Słowa.

Wojciech Borowik: Dzień dobry państwu.

Marek Mądrzejewski: Marek Balicki, wówczas działacz związkowy, działacz solidarnościowego podziemia, w wolnej Polsce polityk, poseł, senator, minister zdrowia w rządach Leszka Millera i Marka Belki, obecnie, jak zawsze, lekarz i kierownik Centrum Zdrowia Psychicznego w Szpitalu Wolskim, witam serdecznie.

Marek Balicki: Dzień dobry.

Marek Mądrzejewski: Czy grudzień był nieunikniony? Władysław Frasyniuk.

Władysław Frasyniuk: No, chyba tak i chyba nikt nie miał takiej naiwnej nadziei, że zakończy się to inaczej. Problem polega na tym, że, myślę, fenomen tych 16 miesięcy zwanych słusznie karnawałem Solidarności, było to, że myśmy sobie uświadomili, że kompromis i porozumienie jest rzeczą nie tyle pozytywną, co dającą czas na to, żeby się organizować, i czas na to, żeby przekonywać przeciwników do tego, żeby demokratyzowali, żeby zmieniali tą polską rzeczywistość. Ja mam wrażenie, że te 16 miesięcy zaważyły na tym wszystkim, co się później wydarzyło. Ale tak naprawdę moje pokolenie, pokolenie bardzo młodych ludzi, bo przecież ja miałem 26 lat, wyciągnęło wnioski ze współczesnej historii, Polski. Mieliśmy  świadomość, że nie na ulicy, nie zbrojne powstanie, że porozumienia, właśnie porozumienia gdańskie, a później porozumienie warszawskie, kiedy groziło nam strajkiem generalnym po pobiciu Rulewskiego, że te wszystkie porozumienia dawało nam czas i przestrzeń na to, żeby budować społeczeństwo obywatelskie. I dlatego, szczerze powiedziawszy, po 13 grudnia ta Solidarność nie została rozbita, ale też nikt nie miał cienia wątpliwości, że każde porozumienie kiedyś się kończy i że ta totalitarna władza ma problem z komunikacją ze społeczeństwem.

Marek Mądrzejewski: Wojciech Borowik.

Wojciech Borowik: No, ja powiem szczerze, też nie miałem wątpliwości, że ta przygoda kiedyś będzie musiała się skończyć. Zaskoczony byłem sposobem, który władza zastosowała, dlatego że sądziłem, myślałem, że jesteśmy bardziej przygotowani do tego, żeby stawiać opór. Myślę, oczywiście, o strajkach, nie o żadnym zbrojnym oporze. Ale powiem w ten sposób, otóż ja współpracowałem, byłem związany z takim podziemnym wydawnictwem Niezależną Oficyną Wydawniczą i część...

Marek Mądrzejewski: Starszym niż Solidarność.

Wojciech Borowik: No, starszym trochę, starszym trochę. I byliśmy też podzieleni w naszym skromnym gronie. Część osób uważała, że od momentu, kiedy powstała Solidarność, trzeba w zasadzie się ujawnić, maszyny zainstalowaliśmy w Regionie Mazowsze, tam drukowaliśmy bibułę też na użytek związkowy, a druga część z nas jednak uważała, że trzeba się przygotować do takiej sytuacji, kiedy władza będzie jednak chciała innymi metodami ze Związkiem się porozumiewać. I część...

Marek Mądrzejewski: Do której części pan należał?

Wojciech Borowik: Ja należałem do tej drugiej. Moja drukarnia przetrwała 13 grudnia i...

Marek Mądrzejewski: I Bogu dziękować.

Wojciech Borowik: ...i pracowała do 89 roku, była również wykorzystywana w czasie kampanii wyborczej 89 roku. I takich... Znaczy byliśmy przygotowani na to, byliśmy przygotowani, chociaż ja zostałem 13 grudnia internowany, ale ludzie, którzy działali w tej części niejawnej, przetrwali, no i stawiali opór.

Marek Mądrzejewski: Marek Balicki.

Marek Balicki: No, nie będę oryginalny, ale moja perspektywa trochę inna jest niż warszawska czy wrocławska. Mieszkałem wówczas i pracowałem w Lęborku, kilkadziesiąt kilometrów od Gdańska, ale byłem związany ze środowiskiem działaczy Solidarności skupionych wokół Andrzeja Gwiazdy i Anny Dudy–Gwiazdy, stąd nasz... byliśmy przygotowani na to, że stan wojenny czy jakaś jego forma prędzej czy później się stanie, więc stąd to nie było zaskoczenie. Ale chcę wrócić do tego, co Władek Frasyniuk mówił na początku, że ten okres 16 miesięcy to... dla mnie to było takie jedno wielkie przebudzenie, i to właśnie tego pokolenia. Władek powiedział: 27 lat. Ja też wówczas miałem 27 lat...

Marek Mądrzejewski: Tak, panowie są w ogóle w zbliżonym wieku wszyscy.

Marek Balicki: I to jest pokolenie, dla którego to było jedno z największych, jeśli nie największe wydarzenie w życiu społecznym, w historii Polski, i stąd też tak duże zaangażowanie tych roczników w to, co się wówczas działo. I to jest jedna uwaga. I druga, z którą się zgadzam z Władkiem – wyciągnięcie wniosków z poprzednich doświadczeń, z działań innych pokoleń, wcześniejszych pokoleń. I te 16 miesięcy to było zbudowanie fundamentów dla tego, co mogło się wydarzyć później, po 89 roku, czyli bez tych 16 miesięcy nie wiadomo, kiedy byłby 89 rok i czy byłby w takiej formie, w jakiej był.

Marek Mądrzejewski: Wśród interpretacji zdarzeń dokładnie z tamtego czasu jest i taka, że np. Lech Wałęsa był dokładnie poinformowany o zamiarach generała Jaruzelskiego, i wprawdzie nie brakło działaczy tych w najwyższych władzach Związku, Komisji Krajowej, którzy to symbolicznie, tylko powiem ostatnie słowa ze stenogramu z posiedzenia ostatniej Komisji Krajowej, na uwagę Andrzeja Słowika o tym, że właśnie stan wojenny może za chwilę być wprowadzony, jeden z uczestników obrad powiedział: „Słowik, nie kracz”.

Marek Balicki: No, ja bym przed... to znaczy w dniu tym byłem na spotkaniu w Gdańsku właśnie w naszym gronie i wracając do domu, wiedziałem, że to nastąpi być może w najbliższym czasie. Przyjechałem do domu i po dwóch godzinach byłem już internowany, bo to było na dwie godziny przez 24.00, wcześniej (...)

Marek Mądrzejewski: Jednym z takich bojowników czy – jak przedtem powiedziałem – symboli tych legendarnych przywódców Solidarności niezłomnych był Władysław Frasyniuk. Mam takie pytanie: czy miał pan żal do tych, którzy wiedzieli, że tak może się to wszystko skończyć i Związku nie ostrzegli, bo wówczas ta postawa czy obrona mogła wyglądać zupełnie inaczej? Władysław Frasyniuk.

Władysław Frasyniuk: Więc po pierwsze mam wrażenie, a nawet takie głębokie przekonanie, że tak naprawdę nikt tego nie wiedział  i mity o tym, że to wiedział Lech Wałęsa, jest absolutnie kolejną bajką. Ja byłem szefem Regionu Dolny Śląsk, jedynego regionu w Polsce, który zastanowił się, co oznaczają słowa wypowiadane na kolejnych plenach, acz uznaliśmy, że tak się radykalizują i że te cytaty, które stają się publiczne, są specjalnie dobrane po to, żeby mobilizować swoich członków partii do takiego ostrego ataku na Solidarność. Przypomnę, że były takie wersje, że towarzyszom partyjnym rozdawano broń i mówiono: weź tą broń, bo nie jesteśmy cię w stanie obronić przed tą krwawą Solidarnością. I wtedy mój region siadł, co prawda nie w demokratycznym składzie, a w składzie ze strajku 80 roku, czyli sprawdzonych ludzi, i zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby się przygotować do stanu wojennego. Przypomnę, że byliśmy jedynym regionem, który wyprowadził pieniądze, zrobiliśmy dokładnie to samo...

Marek Mądrzejewski: Nie pozwolił sobie wyprowadzić.

Władysław Frasyniuk: Nie pozwolił sobie wyprowadzić pieniądze. Po drugie zrobiliśmy dokładnie to samo, co Wojtek Borowik, to znaczy cały sprzęt poligraficzny żeśmy przekazali... zezłomowaliśmy, jak to się mówi po polsku, czyli przekazaliśmy Kornelowi Morawieckiemu, i poprosiliśmy komisje zakładowe, żeby powołały tzw. mężów zaufania. Otóż ja tą informacją podzieliłem się z członkami władz krajowych, a zwłaszcza z tymi, do których miałem 150 procent zaufania. Byli tam także koledzy z Łodzi, żeby nie było cienia wątpliwości. Wszyscy byli przekonani, że jest nas 10 milionów i jak przypierdzielimy tymi bramami fabrycznymi, to czerwony po prostu w majtki zrobi. 13 grudnia był taką twardą weryfikacją i okazało się, że tych, co trzaskali tymi bramami, była jak zwykle zdecydowana mniejszość.

Marek Mądrzejewski: I rzeczywiście najczęściej byli to ci na 150% sprawdzeni poprzez różne i wcześniejsze, poprzedzające Solidarność doświadczenia. Wojciech Borowik.

Wojciech Borowik: Ja chcę nawiązać jeszcze do słów Władka Frasyniuka, otóż ja też nie bardzo wierzę, że Lech Wałęsa miał jakąś tajemną wiedzę na temat tego, kiedy i w jaki sposób będzie wprowadzany stan wojenny, czy w ogóle ktokolwiek z tych elit solidarnościowych miał taką wiedzę. Natomiast ja myślę, że wszyscy ci, którzy obserwowali scenę polityczną wtedy, mieli świadomość, że wcześniej czy później taka rzecz się zdarzy. I Władysław Frasyniuk i jego koledzy mogli się przygotować do tego.

My się też przygotowywaliśmy w ramach naszego wydawnictwa do tego momentu, kiedy trzeba będzie rzeczywiście zejść do podziemia i wspierać strajkujących robotników drukami, no bo to jest taka najlepsza metoda walki z komuną, walka wolnym słowem.

Natomiast jest jeszcze jedna rzecz. Ja też byłem ogromnie zaskoczony i powiem szczerze, rozczarowany, bo w pierwszych dniach, jak siedzieliśmy w Białołęce, to byliśmy przekonani, że ten nasz pobyt bardzo szybko się skończy, no bo zaraz rozpocznie się strajk generalny, władza kolejny raz ustąpi, my wyjdziemy jako bohaterowie, ci właśnie niezłomni, przez władze...

Marek Mądrzejewski: Szanowani.

Wojciech Borowik: ...w jakiś sposób nobilitowani, no a okazało się, że po pierwszych informacjach, jakie zaczęły do nas przychodzić do więzienia, widać było, że tego oporu nie będzie na dużą skalę, że władza bardzo szybko rozprawiła się ze strajkującymi zakładami, z tymi, którzy stali na czele tych strajków. No ale trzeba pamiętać też, że wtedy ta historia się jednak nie skończyła, bo przeszliśmy do innego sposobu radzenia sobie z systemem.

Marek Mądrzejewski: I prawdę powiedziawszy to, co mnie najbardziej interesuje po latach, to rzecz następująca. Mówiłem o tych, którzy wówczas ginęli, każdy z panów miał, że tak powiem, otwarte swoje konto, swoje rachunki krzywd, które mógł przedstawić generałowi Kiszczakowi czy Jaruzelskiemu. Ale zazwyczaj człowiek, zwłaszcza człowiek Solidarności, jest bardziej uwrażliwiony na krzywdę cudzą. To ci intelektualiści, którzy siedzieli, jeśli nie w komfortowych, to całkiem przyzwoitych warunkach w ośrodkach odosobnienia, jednak jako pewien wyrzut sumienia mieli los robotników, których traktowano w sposób brutalny, często bijąc po aresztach. I generalnie budowała się wówczas taka piramida krzywdy i wydawało się, że jeżeli w którymś momencie to się skończy, to skończy się potwornym odwetem. Tego nie było. Jak każdy z panów poradził sobie... bo nie wierzę w to, że nie miał takiego odczucia, każdy z panów poradził sobie z tym odczuciem sam? Władysław Frasyniuk.

Władysław Frasyniuk: Ja to jestem w komfortowej sytuacji, bo jak ja siedziałem w kryminale, to szczerze powiedziawszy nie odpuszczałem klawiszom i za to dostałem dodatkowy wyrok 10 miesięcy. No, znieważyłem nie byle kogo, bo wicenaczelnika wielkiego więzienia w Barczewie, czyli więzienia dla morderców. Natomiast powiedziałbym tak: generalnie to jest pewna filozofia chyba Solidarności. To wielka zasługa ludzi KOR–u, szczerze powiedziawszy, na ręce Wojtka należałoby temu środowiskowi raz jeszcze podziękować głośno. To oni nas uczyli takiej pewnej wrażliwości i odpowiedzialności, to oni nas uczyli, żeby wyciągać konsekwencje ze wszystkich przegranych polskich powstań. Kiedy siedliśmy do tego Okrągłego Stołu, no to ci ludzie, którzy siedzieli w więzieniach, ja, szczerze powiedziawszy, nie byłem grzeczny, w związku z tym doświadczyłem wszystkich...

Marek Mądrzejewski: Krzywd.

Władysław Frasyniuk: ...okropieństw kryminału, wszystkich, bo ja miałem połamane żebra, wykręcono mi bark, wykręcono mi genitalia z tych najgorszych. Nie ma takiej kary więziennej, której bym nie odbył, z 6–miesięcznymi izolatkami, siedziałem w celi skuty do przodu i do tyłu jako dodatkowa represja... Wszystko znam, wszystko znam. Szczerze powiedziawszy, wyszedłem z takim głębokim przeświadczeniem, że demokracja daje drugie życie. Daje drugie życie tym, którzy nie mieli odwagi, ale daje drugie życie takim ludziom, jak Kwaśniewski czy Wojciech Jaruzelski. I mieliśmy świadomość, że ważniejsza jest przyszłość niż odwet, niż takie poczucie, nasze poczucie, zasadne poczucie krzywdy, ale prawdę też powiem, i to jest duża porażka, i taki w głosie powiedziałbym mam żal, prawdę powiedziawszy wierzyliśmy w to, że ten system sprawiedliwości, że te sądy same się oczyszczą, że sąd stanie się taką elitą w państwie i że każdy obywatel, który będzie chciał dochodzić krzywd, będzie miał do tego prawo. Tak się nie stało, niestety.

Marek Mądrzejewski: Marek Balicki.

Marek Balicki: Ja nawiążę jeszcze do tego, co Wojtek Borowik powiedział. Na początku stan wojenny i pierwsze miesiące stanu wojennego i te nadzieje nasze, czy mieliśmy nadzieję, czy nie mieliśmy, to dziś jest, oczywiście, trudno powiedzieć, bo potem dziesiątki lat spowodowały, że dziś nie jesteśmy w stanie odtworzyć naszych emocji, naszego myślenia w takim stopniu, jak to trzeba byłoby zrobić. Ale ja nie miałem takiego wrażenia, że tu nagle się wszystko szybko skończy, że po paru miesiącach zima wasza, wiosna nasza, chociaż takie były hasła.

Natomiast to, co dla mnie do dzisiaj jest bardzo ważnym doświadczeniem, ja mieszkałem, pracowałem w trzydziestokilkutysięcznym Lęborku, że dość szybko odtworzyły się sieci działaczy Solidarności, tych, którzy kierowali komisjami zakładowymi w poszczególnych placówkach, i dość szybko przeszliśmy na ten nurt tej działalności, o której Wojtek mówił, czyli słowo drukowane. I jak na małe miasto, wydaje się, że osiągnęliśmy dość duży wpływ na to, co się działo, co się myślało w Lęborku, i przez kilka lat ta działalność była prowadzona i ona była tym fundamentem budowania innej przyszłości, jeśli pojawi się szansa na zmianę, która po kilku latach nastąpiła. To jedno.

I drugie, to, co Władek powiedział, to ja mam takie poczucie, ponieważ później przeprowadzając się do Warszawy jeszcze w latach 80. i po ograniczeniu kontaktów z tym moim dotychczasowym środowiskiem w Lęborku, jak śledziłem losy poszczególnych działaczy, to mam takie poczucie, że wielu z nich, którzy sporo wnieśli w działania w latach 80., pozostawiliśmy trochę samym sobie i wielu z nich znalazło się w dość czy w bardzo trudnej sytuacji życiowej. I to jest jakiś wyrzut.

Marek Mądrzejewski: A czy wyrzutem nie jest również to, że w tej drodze porozumienia, przypomnę, że właściwie pierwsze rozmowy, takie właściwie nieoficjalne między Andrzejem Stelmachowskim a Józefem Czyrkiem na temat ustawienia tego mebla w kształcie okrągłego stołu, to były rozmowy z 20 sierpnia 88 roku, że temu wszystkiemu towarzyszyły śmierci: Jan Strzelecki, ksiądz Suchowolec, ksiądz Zych... Czy panowie nie mają takiego wyrzutu sumienia, że to, co się działo w czasie tej opresji na początku stanu wojennego, trudno to, oczywiście, podarować czy uznać, że jakby było normalne, prawda? Ale potem, kiedy już zapadają polityczne decyzje na najwyższym szczycie, że będziemy próbowali budować porozumienie, że Okrągły Stół będzie tym etapem pośrednim, że w którymś momencie będziemy musieli znaleźć z poczuciem dużej tolerancji miejsce dla siebie w tym samym kraju, i tych, którzy byli po tamtej stronie, i tych, którzy byli po tej stronie, czy to nie są takie ofiary po prostu złożone na ołtarzu pojednania, a złożone w sposób jakby... nie wiem... tragiczny i kompletnie nie zasługujące na coś takiego, co się przydarzył? Myśmy wtenczas, panowie, państwo przemilczali to, przechodzili jakby do porządku dziennego. Nie boli to dziś w sumieniu?

Władysław Frasyniuk: Jeśli mogę, po pierwsze tak naprawdę wiele wiemy na temat rozmów, które się toczyły i w Magdalence, i podczas podkomisji, w tych tak zwanych podstolikach, i przy stole prezydialnym, natomiast do końca nie wiemy tak naprawdę, kiedy zaczęły się rozmowy o tym, żeby ten mebel konstruować. Ja mam takie głębokie przekonanie, że w 86 roku, kiedy wychodziłem z więzienia, słyszałem, że tak powiem, w głosie ówczesnej władzy: to ostatnie więzienie będziemy gadać, i nie miałem cienia wątpliwości, a dwa razy wychodziłem na amnestię, nie miałem cienia wątpliwości, że tym razem do więzienia nie trafię i nie trafiłem. Siedziałem po 3 miesiące, ale nigdy nie trafiłem z powrotem do więzienia. Więc rozmowy trwały wcześniej i jedyne, co wiemy to to, że inicjatorem tych rozmów był Kościół Katolicki w Polsce. To pierwsza uwaga.

Druga uwaga – powiedziałbym tak: jak jest wojna, to są ofiary. Przypomnę, że robimy kult Powstania Warszawskiego, tam w dwa tygodnie 200 tysięcy ludzi zginęło. Wie pan, ja mam takie poczucie krzywdy i jest mi wstyd wtedy, kiedy polski Sejm wstaje i czci minutą ciszy pułkownika Kuklińskiego. I tu nie chcę powiedzieć brzydkiego słowa, ale to jest słowo na ka, no, szlag mnie trafia, wie pan, no naprawdę nie jest to bohater tamtych czasów, a nazwiska, które pan wymienił, pewnie nie tylko wśród młodego pokolenia, ale także gdybyśmy zapytali polityków czy nawet zapytali dziennikarzy, nikt ich nie pamięta. I to jest ta głęboka niesprawiedliwość i w tym sensie, powiedziałbym, mam takie poczucie wyrzutu sumienia, że nie zadbaliśmy o tą legendę Solidarności, że dzisiaj różni ludzie budują fałszywych bohaterów tamtych czasów.

Marek Mądrzejewski: Wojciech Borowik.

Wojciech Borowik: Ja myślę, że powinniśmy, i to się należy każdej z tych osób, pamiętać o tych, którzy zginęli w latach 80., w stanie wojennym, po stanie wojennym, bo każda z tych osób w jakimś sensie podarowała nam wolność, swoim życiem za to zapłacili. I to jest naszym obowiązkiem, powinno być naszym obowiązkiem, żeby o nich pamiętać.

Druga rzecz – ja, powiem szczerze, byłem przeciwny rozmowom Okrągłego Stołu, w ogóle byłem w pewnym momencie przeciwny polityce Związku, który coraz bardziej szedł w kierunku ujawniania się struktur, powoływania jawnych komisji zakładowych. Uważałem, że ten czas jeszcze nie nadszedł, że powinniśmy jednak trwać w oporze, ale trzeba, niestety, powiedzieć sobie w ten sposób, że tych chętnych do takiego oporu skrajnie podziemnego było coraz mniej. Ja pamiętam taką moją...

Marek Mądrzejewski: W pewnym sensie następowało takie ich wyizolowanie...

Wojciech Borowik: Wyizolowanie...

Marek Mądrzejewski: ...ludzie się odwracali, a w każdym razie już nie popierali, tak jak na początku stanu wojennego.

Wojciech Borowik: Ktoś, kto się ukrywał kilka lat, no, naprawdę miał bardzo trudne życie i często trudno było potem wrócić do normalności. Ja pamiętam taką moją rozmowę trochę anegdotyczną z Adamem Michnikiem w tym czasie. Kiedy zgłosiłem mu pretensje, że te struktury są ujawniane, to on mówi: to w takim razie idź do podziemia i walcz, kto ci przeszkadza? I myślę, że w jakimś sensie oddawało to nastroje tamtejsze, że skończył się ten etap walki podziemnej, trzeba wybić się na jawność, trzeba zacząć rozmawiać z władzą. I władza była osłabiona, i my jako środowisko Solidarności byliśmy osłabieni, więc być może był to moment, że trzeba zacząć rzeczywistość zmieniać.

Marek Mądrzejewski: Może władzy i temu środowisku Solidarności pomogli ci, którzy zdecydowali się w 88 roku na strajki, bo przebudzili po prostu jednych i drugich i okazało się, że nagle oprócz tego (...) przygotowywania się do jakiegoś porozumienia, jest alternatywa i ta alternatywa może zagrozić całemu porządkowi demokratycznemu, tak jak sobie go wymyślono.

Wojciech Borowik: Nie wykluczam, że tak mogło być, natomiast te strajki miały ogromne znaczenie, bo przypomniały o tym, że kiedyś siłą Solidarności były strajki, od strajków zaczęła się historia Solidarności, w związku z tym to przypomnienie i takie wskazanie elitom solidarnościowym, że jesteśmy i trzeba o nas pamiętać, że te zmiany czy przywrócenie Związku jest jednak hasłem, które obowiązuje nas wszystkich, że nie chodzi o rozmowy dla samych rozmów, tylko jednak o powrócenie do tego, co zostało nam brutalnie zabrane 13 grudnia. Ja, tak jak mówię, byłem przeciwnikiem Okrągłego Stołu. Zmieniłem zdanie w trakcie kampanii wyborczej...

Marek Mądrzejewski: W czerwcu.

Wojciech Borowsik: ...do Sejmu i Senatu w czasie czerwcowej... wcześniejszej, bo ona się zaczęła gdzieś w kwietniu...

Marek Mądrzejewski: Poprzedzającej czerwcowe wybory.

Wojciech Borowik: Wtedy, pamiętam, zgłosiłem się do Henryka Wujca, że chcę się włączyć właśnie w te działania wyborcze, no i skierował mnie nasz drogi Henio wtedy do województwa legnickiego, gdzie mieliśmy do czynienia, jak pamiętamy, z małą Moskwą.

Marek Mądrzejewski: Pozdrawiamy go przy okazji, zdaje się jest gdzieś w okolicach Biłgoraja. Panie Marku.

Marek Balicki: No, ja muszę powiedzieć, że miałem podobny stosunek do tego okresu tuż przed Okrągłym Stołem i samego Okrągłego Stołu i też później zmieniłem zdanie. Może trochę później niż przy okazji wyborów 4 czerwca, chociaż to było duże przeżycie emocjonalne, i włączyłem się w kampanię Tadeusza Mazowieckiego, wcześniej wziąłem udział w wyborach do rad gminnych, zostałem radnym. Ale pierwotna postawa była taka nacechowana dużą nieufnością. I to jest jedna rzecz. Z drugiej strony strajki 88 roku, ja myślę, że one były koniecznym zdarzeniem, żeby ten proces mógł przebiegać i żeby była wywarta presja na rzecz postępowania (...)

Marek Mądrzejewski: Tu stawiamy kropkę, zwłaszcza że o tym, co działo się później, będzie jeszcze okazja w Jedynce porozmawiać. Za dzisiejszą rozmowę serdecznie panom dziękuję. Przypomnę, we Wrocławiu naszym gościem był Władysław Frasyniuk...

Władysław Frasyniuk: Do widzenia.

Marek Mądrzejewski: A tu, w Warszawie, Wojciech Borowik i Marek Balicki.

Wojciech Borowik: Dziękuję, do widzenia.

Marek Balicki: Do widzenia.

JM