Relacja z 13. dnia igrzysk>>>
Zdobywca  złotych medali olimpijskich w konkursach na normalnej i dużej skoczni  przyznał, że ma jeszcze sporo do zrobienia.
- Nie czuję się jakoś  wyjątkowo, lecz tak, jakbym wrócił z normalnych zawodów, podczas których  zrobiłem po prostu to, co do mnie należało. I zawsze cieszę się, że  wykonując swoją pracę mogę sprawiać radość innym. Mam nadzieję, że nadal  pozostanę tym samym Kamilem co dotąd, a gdyby coś się zmieniło, to  poproszę o informację zwrotną - powiedział Stoch w Zakopanem na  spotkaniu z dziennikarzami, które odbyło się w czwartek z jego  inicjatywy oraz firmy 4F.
Zaznaczył, że nie chce, aby zwracano  się do niego mistrzu. - Chcę, aby pozostało tak jak dawniej; mam na imię  Kamil, a na drugie Wiktor - powiedział.
Zawodnik z Zębu podziękował kibicom,  którzy trzymali kciuki za ekipę skoczków i poprosił o chwilę spokoju.  Podkreślił, że z powodu kolejnych zawodów nie jest możliwe wspólne z  fanami celebrowanie zwycięstwa. 
- Jestem wdzięczny za okazywane  wsparcie, ale za chwilę mamy kolejne pucharowe konkursy (25-26 lutego w  szwedzkim Falun), do których muszę się dobrze przygotować. W domu będę  tylko trzy dni. To mało, gdy trzeba pogodzić zaspokojenie chociaż części  potrzeb emocjonalnych rodziny i swoich własnych z takimi prozaicznymi  jak pranie i pakowanie rzeczy na kolejny wyjazd - powiedział Stoch.
Dodał,  że mimo wszystko nie jest bardzo zmęczony. - Czuję taki zastrzyk  dodający pozytywną energię. To przyjemne i potrzebne, bo mam jeszcze  sporo do zrobienia - przed nami kilka trudnych startów pucharowych i  mistrzostwa świata w lotach (13-16 marca w czeskim Harrachovie) - powiedział.
Na  pytanie czy odczuwa presję związaną z nadziejami kibiców na jego  kolejne sukcesy, Stoch przyznał, że trochę odnosi takie wrażenie.
- Nie  mogę przecież niczego obiecać. Jak każdy miewam lepsze i gorsze dni. Na  szczęście w radzeniu sobie ze stresem, który jest nieodłączną częścią  tej profesji, pomaga sporo otaczających mnie ludzi, głównie żona,  rodzice, siostry, przyjaciele no i oczywiście cała ekipa - wyliczył.
Mistrz  olimpijski wyraził nadzieję, że popularność jaką obecnie cieszy się  uprawiana przez niego konkurencja przyczyni się do dalszego jej rozwoju w  Polsce.
- Mam nadzieję, że znajdzie się spora liczba osób, które  zadbają o szkolenie młodzieży, szkoły sportowe oraz obiekty -  zaznaczył.
Stoch przypomniał także historię kasku, w którym  wystąpił podczas konkursów w Soczi. - Pomysł zrodził się w trakcie sesji  zdjęciowej, którą robiła mi żona w krakowskim Muzeum Lotnictwa. Po  uzyskaniu zgody na wykorzystanie charakterystycznej biało-czerwonej  szachownicy, trafiła ona na kask. Symbol polskiego lotnictwa dodawał mi  skrzydeł - wspomniał.
Zdobywca dwóch złotych medali igrzysk Soczi 2014 uważa, że praca i wiara w powodzenie tego, co się robi, mogą przynieść sukces.
- Można  coś osiągnąć, gdy się mocno wierzy i pracuje. Do tego mam to szczęście,  że Pan Bóg zsyła mi ludzi, którzy w najbardziej odpowiednim czasie  pojawiają się na mojej drodze - i prywatnej, i sportowej - powiedział.
Podkreślił  też rolę, jaką w jego życiu i karierze odgrywa żona Ewa. - Zawsze mogę  liczyć na wsparcie mojej żony. Dobrze jest mieć u swojego boku osobę,  która w pełni rozumie realia sportowego życia - zaznaczył. 
Stoch jak  najbardziej popiera ideę "białej olimpiady" w Polsce. - Igrzyska w naszym  kraju przyczyniłyby się do rozwoju zimowych dyscyplin, bo braki są  praktycznie w każdej. Nie mamy toru bobslejowego, ani też porządnego do  łyżwiarstwa szybkiego, że nie wspomnę o trasach biegowych. Modernizacji  wymagają skocznie narciarskie. Czy jesteśmy w stanie to wszystko zrobić?  To już pytanie do władz. Gdyby pojawiły się nowe skocznie, na których  mogłaby się szkolić młodzież, byłoby wspaniale. Im więcej obiektów tym  lepsze warunki rozwoju danej konkurencji - powiedział.
man