X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zacznie obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Informacyjna Agencja Radiowa

Egipt – kto ma (demok)rację?

Ostatnia aktualizacja: 12.07.2013 21:50
W Egipcie każda osoba ma w tych dniach swoją historię i swoją opinię. Ale wszystkie te opinie przeczą sobie wzajemnie. Egipt się rozpolitykował.
Egipt  kto ma (demok)rację?
Foto: Wojciech Cegielski

Od czasu, gdy armia obaliła związanego z islamistami prezydenta Mohammeda Mursiego, tłumy ludzi, świętujące zmianę władzy zbierają się każdego popołudnia i wieczoru na placu Tahrir. Zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego gromadzą się z kolei na północy Kairu w Nasr City, przy meczecie Rabaa Adhawiya.

foto:
foto: Wojciech Cegielski

Odwiedzanie z mikrofonem obu tych miejsc stało się codziennym nawykiem. Szybko jednak wyzbyłem się złudzeń, że usłyszę od kogoś coś mądrego i wyważonego. „To są zbrodniarze, to zamach stanu“ – słyszę od zwolennika Bractwa Ahmeda, młodego prawnika z Suezu, który przyjechał do Kairu, by wspierać „swojego“ prezydenta. „To jest święto demokracji, dziękujemy armii, że postąpiła zgodnie z zasadami demokracji“ – tak na placu Tahrir mówi z kolei Omar. Gdy pytam o dialog z drugą stroną, rozmówcy sprawiają wrażenie, jakby nie zrozumieli pytania.

Wśród zachodnich dziennikarzy w Kairze już pierwszej nocy po obaleniu Mursiego rozgorzały dyskusje. „Armia uznała, że czas wymienić rządzących, a tłumy na Tahrir nazwały to demokracją“ – mówił mi jeden z dziennikarzy. Inni nie mogli zrozumieć karnawałowego nastroju panującego na Tahrir po „wojskowym puczu“.

Bo nowy Egipt trudno jest zrozumieć. Podziały na zwolenników islamistów i świeckiej opozycji rosły od wielu miesięcy i zostały ostatecznie przypieczętowane 30 czerwca, kiedy miliony wyszły na ulice Kairu, Aleksandrii czy Suezu. Każda ze stron uważa, że ma rację i wyklucza ustępstwa lub rozmowy z przeciwnikiem. Co więcej, trudno nie zgodzić się z Braćmi, że odsunięcie Mursiego od władzy nie miało zbyt wiele wspólnego z demokracją. Trudno równocześnie nie zgodzić się z opozycją, że większość Egipcjan naprawdę chciała odsunięcia Mursiego.

W tych dniach w Egipcie trudno pracuje się nie tylko dziennikarzom, którzy z masy wzajemnych pomówień i oskarżeń obu stron starają się wyciągnąć esencję i prawdę. Niełatwą sytuację mają też Amerykanie. Egipcjanie, mimo otrzymywanej pomocy z Waszyngtonu, od lat byli wobec Amerykanów sceptyczni. Ostatnie wydarzenia sprawiły jednak, że nieufność zmieniła się w agresję.

Na placu Tahrir można było zobaczyć portrety prezydenta Baracka Obamy, przekreślone tym samym czerwonym iksem, jakim przekreślone były portrety Mohammeda Mursiego. Z kolei na demonstracjach wściekłych zwolenników Bractwa Muzułmańskiego kilkakrotnie słyszałem, że tymczasowy prezydent Adli Mansur jest ukrytym Żydem i amerykańskim agentem.

Pewnego wieczoru telewizja CNN omyłkowo podpisała demonstrację opozycji na placu Tahrir jako demonstrację islamistów. Tłum wpadł w furię, a paradoksalnie, złość skupiła się na obecnym na placu reporterze stacji Benie Wedemanie, jednym z najlepszych znawców Bliskiego Wschodu i krajów arabskich. Niewiele brakowało, a doszłoby do linczu.

Co będzie z Egiptem? Tego nikt nie wie. Pewne jest tylko, że polityczny chaos szybko nie zniknie, a Egipcjanie wciąż będą kłócić się ze sobą na ulicach. Znawcy tematu nie mają wątpliwości, że 80-milionowy kraj, którego gospodarka stoi nad przepaścią, szybko nie stanie na nog.

Wojciech Cegielski, Kair, 10.07.2013