Wes Anderson przefiltrował Europę Wschodnią przez kino

Ostatnia aktualizacja: 28.03.2014 20:00
Uwielbia barokowy przepych i przywiązuje uwagę do każdego szczegółu, bo wie, że w nim tkwi diabeł. Z podobną dbałością dobiera aktorów. W "Grand Budapest Hotel" występuje plejada gwiazd, a zarządza nimi jedyny taki wirtuoz - Wes Anderson.
Audio
  • Filmowy świat Wesa Andersona (Czwórka/Na cztery ręce)
Grand Budapest Hotel, reż. Wes Anderson
"Grand Budapest Hotel", reż. Wes AndersonFoto: mat. prasowe/Imperial Cinepix

Wielu uważa jego styl za tak oryginalny, że aż hermetyczny. Nie przeszkadza to jednak i widzom i krytykom wielbić Wesa Andersona, którego najnowszy film "Grand Budapest Hotel" otworzył tegoroczny festiwal w Berlinie i otrzymał tam Srebrnego Niedźwiedzia.

- Filmy Andersona na pewno łatwiej oglądać niż o nich dyskutować - uważa krytyk filmowy Sebastian Smoliński. - One są tak pięknie zrobione, że uwodzą od pierwszego kadru. Ale często jest tak, że po wyjściu z kina, człowiek chciałby się czegoś chwycić i okazuje się, że nie ma czego. Być może dlatego niektórzy uważają, że kino Andersona jest hermetyczne, a samego reżysera interesuje tylko to, żeby ładnie ustawić scenografię. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że w swoich filmach szyfruje on wiele intelektualnych treści, których wyłapywaniem znajmują się jego fani.

Przygodę z kinem Wes Anderson rozpoczął jako student filozofii, od kręcenia krótkich metraży. Jeden z nich, "Bottle Rocket" z Owenem i Lukiem Wilsonami, okazał się hitem na festiwalu Sundance i został zamieniony na kinową fabułę - "Trzech facetów z Teksasu". Choć film nie odniósł spektakularnego sukcesu to otworzył Andresonowi wiele drzwi. Kolejne produkcje, w tym m. in. "Podwodne życie ze Stevem Zissou", "Genialny klan", animacja "Fantastyczny Pan Lis", ugruntowały jego pozycję w kinie artystycznym.

- Nie każde kino musi dawać proste emocje i jednoznaczne odpowiedzi na pytania - kontynuuje myśl prowadzący audycję, Błażej Hrapkowiecz. - Ale też nie zgodzę się z tym, że filmy Andersona są odwrócone plecami do emocji i brak w nich pogłębionej psychologii. Wszyscy jego bohaterowie mają jakąś skazę, problem, który albo próbują wyprzeć ze świadomości, albo przepracować, albo przykryć pięknymi detalami.

Nie inaczej jest także z bohaterami najnowszego filmy Andersona "Grand Budapest Hotel" - Gustavem H, legendarnym konsjerżem, który pracował w słynnym europejskim hotelu w czasie dwudziestolecia międzywojennego i Zero Moustafą, chłopcem hotelowym, który staje się najlepszym przyjacielem Gustava.

- Miałem obawy co do tego filmu, że wszystko zostanie w nim podporządkowane manierze reżysera - wspomina gość "Na cztery ręce". - Na szczęście niepotrzebnie. Po pierwsze to pierwszy film Andersona, w którym tak wiele uwagi poświęca on samej konstrukcji opowieści. Po drugie, "Grand Budapest Hotel" jest zrealizowany jak zawodowy teledysk. I jest to duże wyzwanie dla odbiorcy.

W obsadzie filmu są największe nazwiska światowego kina: Ralph Fiennes, Tilda Swinton, Jeff Goldblum, Willem Dafoe, F. Murray Abraham, Jude Law, Adrien Brody, Edward Norton, Harvey Keitel, Jason Schwartzman, Bill Murray, Mathieu Amalric i Saoirse Ronan. Producentami są Wes Anderson, Scott Rudin, Steven M. Rales i Jeremy Dawson. To najlepszy dwód na wielkość tego reżysera. Nie odmawia mu żadna gwiazda...

(kul/kd)

Zobacz więcej na temat: Czwórka FILM kino reżyser
Czytaj także

Martin Šulik: filmowiec nie może zapomnieć o swoich korzeniach

Ostatnia aktualizacja: 29.10.2013 08:00
Trzykrotny zwycięzca Cottbus IFF, zdobywca 5 nagród w Karlovych Varach, dwukrotnie czeskich Lwów i gość specjalny Tofifestu, Martin Šulik zdradził nam, że kocha kino za to, że pozwala ono konfrontować różne punkty widzenia.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Julia Kolberger: w kinie interesuje mnie kobiecy punkt widzenia

Ostatnia aktualizacja: 22.12.2013 11:00
Już się nie zżyma na określenie "Woody Allen w spódnicy" i uparcie pracuje nad własnym stylem. Krótkim metrażem "Mazurek" udowodniła, że ma talent. Teraz Julia Kolberger myśli o fabularnym debiucie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Robert Gliński: mamy głęboko zakodowany romantyzm, na barykady ruszymy od razu

Ostatnia aktualizacja: 22.03.2014 14:50
Wystarczyły dwa tygodnie, żeby najnowszy film Roberta Glińskiego obejrzało ponad pół miliona widzów. Ekranizacja "Kamieni na szaniec" jeszcze przed premierą budziła emocje. Dziś zbiera bardzo dobre recenzje.
rozwiń zwiń