Kolej widmo na dalekim dzikim Wschodzie

Ostatnia aktualizacja: 09.10.2013 09:00
- Na Syberii wszytko jest większe. 40 kilometrów to nie odległość, temperatura - 40 stopni to nie mróz, a 40% to nie wódka. Dlatego kolej, którą chciał wybudować Stalin, miała liczyć 1300 kilometrów - mówią Tomasz Grzywaczewski i Maciej Cypryk, którzy odbyli podróż Martwą Drogą.
Audio
  • Tomasz Grzywaczewski i Maciej Cypryk opowiadają o podróży Martwą Drogą (Na cztery ręce/ Czwórka).
Uczestnicy wyprawy z Wladimirem przy chatce myśliwskiej
Uczestnicy wyprawy z Wladimirem przy chatce myśliwskiejFoto: www.deadroad2013.com

W styczniu 1949 roku, w rejonie koła podbiegunowego środkowej Syberii, na rozkaz Stalina, ponad sto tysięcy więźniów łagrów rozpoczęło budowę magistrali kolejowej. Pracowali w skrajnie niesprzyjających warunkach klimatycznych. Aż do śmierci dyktatora.
W marcu 1953 roku realizację projektu przerwano.
Sześćdziesiąt lat po śmierci Stalina, grupa polskich dziennikarzy i badaczy, dotarła do najbardziej monstrualnego pomnika tamtych czasów - zapomnianej kolei widmo,Transpolarnej Magistrali Kolejowej.
- Ten fragment historii stalinizmu jest ciągle białą plamą. Nikt nie jest w stanie wyliczyć liczby ofiar. Ale tam, na miejscu, ludzie mają świadomość tragedii. Nie tak silną jak w Europie, ale mają - mówi dziennikarz, Tomek Grzywaczewski . - Im dalej od Moskwy i polityki, podejście wydaje się bardziej uczciwe - dodaje Maciek Cypryk, współzałożyciel Storytisers .
Polscy reporterzy dotarli do miejsc, w których nikt wcześniej nie był, do fragmentu magistrali, na całkowicie bezludnym terenie Rosji. W Europie takie miejsca zostały zamienione w muzea. Natomiast w tajdze, w miejscu niedostępnym dla ludzi, wszystko niszczeje wraz z upływającym czasem. Niedotknięte przez człowieka.

Żywotność
Żywotność tych mostów kolejowych, na przekór ekstremalnym warunkom pogodowym, świadczy o solidności wykonania. fot.www.deadroad2013.com

- Każdy punkt tej wyprawy był zaskoczeniem. Droga, którą przebyliśmy była bardzo trudna. Szliśmy powoli, przez nieprzystępne tereny tajgi i bagnistej lasotundry. Od najbliższej wioski dzieliła nas odległość trzystu kilometrów - opowiada Tomek Grzywaczewski.
Na szczęście był z nimi lokalny myśliwy - Dima.
- To cud, że z nami wyruszył. Dał słowo swojemu przyjacielowi, strażakowi, którego poznaliśmy na początku podróży, że się nami zaopiekuje. I, jak mówił, to przyrzeczenie go zobowiązało - wspominają podróżnicy.
Dima był doświadczony. Miał ze sobą strzelbę, którą chronił podróżników przed niedźwiedziami.
- Obraz niedźwiedzia zmieniał się wraz z odległością. Na początku był legendą, panem tajgi, przed którym nie ma obrony. Później stawał się w naszych wyobrażeniach seryjnym mordercą. Ostatecznie, potraktowaliśmy go jak Rosjanie, jak Dima, dla którego niebezpieczeńswto było "wsjo normale". On w swoim życiu ustrzelił osiem niedźwiedzi. W tym jednego, który zabił jego syna - opowiada Maciej Cypryk.
Myśliwy bezpiecznie przeprowadził podróżników do celu, którym był łagr wypatrzony na zdjęciach satelitarnych.
- Gdy dotarliśmy na miejsce, dostaliśmy wielką nauczkę od historii. Łagr spłonął miesiąc przed naszym przybyciem. Zachowały się zasieki, budynki administracji, miski, waciaki, pralnia i proszek, którym prano ubrania. Połączenie ciszy tajgi i świadomości, że na tym bezludnym terenie wchodzimy do obozu koncentracyjnego, zrobiło na nas piorunujące wrażenie - mówią goście audycji "Na cztery ręce" .
W związku z tym, że ewakuacja trwała niecałe dwa tygodnie, nikt nie miał czasu by wynieść rzeczy. Wszystko zostało porzucone. To wszystko tam jest - od przedmiotów codziennego użytku, przez fragmenty ukończonej linii kolejowej, baraki, budynki administracji, po całe kolejowe eszelony - lokomotywy, wagony, węglarki, drezyny. Tajga, otaczająca tereny budowy, usiana jest mogiłami tysięcy więźniów. Opustoszały teren nazwano Martwą Drogą.

jl

Czytaj także

Kaliningrad - miasto twierdza, tuż za miedzą

Ostatnia aktualizacja: 19.06.2013 10:00
Do Kaliningradu mamy "trzy kroki", a mimo to nieczęsto tam jeździmy. Dlaczego warto wybrać się na taką wycieczkę - przekonuje Paulina Siegień.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Syberia. O takich miejscach historia milczy

Ostatnia aktualizacja: 29.07.2013 08:33
- W 1940 roku na stacji Buraczicha zatrzymał się pociąg, z którego wysiedli ludzie wywiezieni ze swoich rodzinnych stron. Byli z nimi starzy i chorzy, nawet maleńkie dzieci - mówi o losie polskich zesłańców Elena Kuzniecowa z muzeum w Niandomie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Na Czukotce łatwiej spotkać niedźwiedzia niż człowieka

Ostatnia aktualizacja: 15.09.2013 14:00
Mateusz Kubiak, trener kadry four crossowej, spec od rowerowych konkurencji ekstremalnych, niedawno wrócił z Półwyspu Czukockiego. – Nie widziałem nigdy tak nieprzyjaznego terenu – wspomina w Czwórce. – Tam jest ciągle mróz, żadne drzewo nie ma szans wyrosnąć.
rozwiń zwiń