Początki zespołu Dezerter. "Byliśmy trochę głupi, trochę odważni"

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Początki zespołu Dezerter. "Byliśmy trochę głupi, trochę odważni"
Warszawa 28.10.2004. Stodoła. Koncert polskiego zespołu Dezerter. Skład: Robert "Robal" Matera – gitara, wokal (od 1981) Krzysztof Grabowski – perkusja (od 1981) Jacek Chrzanowski – gitara basowa (od 2000). Foto: PAP/Rafał Nowakowsk

- Ustaliliśmy, kto na jakim instrumencie będzie grał. To była sprawa dość przypadkowa, bo nikt z nas nie miał wcześniej żadnego doświadczenia. Ja grałem pierwszą próbę na kartonowych pudłach - wspomina Krzysztof Grabowski, perkusista zespołu Dezerter.

Posłuchaj

Część 1. historii "Jeszcze żywego człowieka” Dezertera ("Historia pewnej płyty")
+
Dodaj do playlisty
+

Przyszli członkowie zespołu Dezerter poznali się w szkole elektronicznej. - To był rok 80., festiwal Solidarności. My mieliśmy po  17, 18 lat. i zaczęła się rodzić w nas potrzeba wyrażenia własnego zdania. Jedyne, co nam przyszło do głowy, to założenie zespołu. Było nas w klasie czterech chłopaków, którzy zaczęli się interesować punk rockiem, choć nie wiedzieliśmy jeszcze, o co dokładnie w tym chodzi - mówi Krzysztof Grabowski, perkusista zespołu. 

Robert Matera, gitarzysta i od 1986 r. wokalista grupy, opowiada, że on i jego koledzy patrzyli na PRL-owską rzeczywistość z pewnym przerażeniem. - Najgorsza była beznadzieja, która była wszechogarniająca, więc hasło "no future" (brak przyszłości), które przyszło z angielskim punkiem, utkwiło w nas bardzo głęboko - mówi.
Na pomysł założenia Dezertera wpadł Krzysztof Grabowski. - To było na pracach społecznych w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie porządkowaliśmy teren PKP. Rzuciłem wtedy nieśmiało Robertowi: "Słuchaj, może byśmy sobie zespół założyli". I on się zgodził - wspomina w "Historii pewnej płyty".
Perkusista podkreśla, że członkowie grupy nie tylko swoją muzyką, ale i wyglądem wyróżniali się na tle PRL-owskiej szarzyzny. - Ale to był też cel punk rocka, żeby pobudzić, ocknąć, poruszyć społeczeństwo.  To była wielka odwaga, bo było się narażonym na ataki milicji, ale także osób z marginesu - wyjaśnia.
Dlaczego podczas koncertu w Jarocinie, 1 sierpnia 1984, zespołowi odcięto dźwięk? Czemu musiał zmienić nazwę z SS-20 na Dezerter? 

Robert Matera, gitarzysta i od 1986 r. wokalista grupy, opowiada, że on i jego koledzy patrzyli na PRL-owską rzeczywistość z pewnym przerażeniem. - Najgorsza była beznadzieja, która była wszechogarniająca, więc hasło "no future" (brak przyszłości), które przyszło z angielskim punkiem, utkwiło w nas bardzo głęboko - mówi. 

Więcej muzyki w Trójce >>>

Na pomysł założenia Dezertera wpadł Krzysztof Grabowski. - To było na pracach społecznych w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie porządkowaliśmy teren PKP. Rzuciłem wtedy nieśmiało Robertowi: "Słuchaj, może byśmy sobie zespół założyli". I on się zgodził - wspomina w "Historii pewnej płyty".

Perkusista podkreśla, że członkowie grupy nie tylko swoją muzyką, ale i wyglądem wyróżniali się na tle PRL-owskiej szarzyzny. - Ale to był też cel punk rocka, żeby pobudzić, ocknąć, poruszyć społeczeństwo.  To była wielka odwaga, bo było się narażonym na ataki milicji, ale także osób z marginesu - wyjaśnia.

Dlaczego podczas koncertu w Jarocinie, 1 sierpnia 1984 roku, zespołowi odcięto dźwięk? Czemu musiał zmienić nazwę z SS-20 na Dezerter? 
Zapraszamy do wysłuchania pierwszej części opowieści o początkach zespołu. Na drugą część zapraszamy w sobotę, 23 marca, o godz. 18.00.

"Historię pewnej płyty" przygotowali Anna Gacek i Tomasz Żąda.

Polecane