Polskie Radio

Rozmowa dnia: Dominik Kolorz

Ostatnia aktualizacja: 18.03.2013 08:15

Krzysztof Grzesiowski: W katowickim studiu Sygnałów dnia Dominik Kolorz, przewodniczący Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność”. Dzień dobry, panie przewodniczący.

Dominik Kolorz: Dzień dobry, witam pana redaktora, witam państwa.

Data się nie zmienia? 26 marca od szóstej do dziesiątej solidarnościowy strajk generalny na Śląsku?

Na tą chwilę nic się nie zmieniło, data się nie zmieniła, solidarnościowy strajk generalny w przedziale godzin pomiędzy szóstą a dziesiątą, z tym, że ja tu wyraźnie chcę podkreślić, że strajk w poszczególnych zakładach pracy, w poszczególnych przedsiębiorstwach będzie trwał 2 godziny, natomiast ta rozciągłość godzin jest spowodowana tym, że w zależności od tego, a jakim momencie dnia kto rozpoczyna pracę, inaczej rozpoczynają hutnicy, inaczej kolejarze, inaczej nauczyciele, dlatego też ten strajk będzie trwał 4 godziny, ale w danym zakładzie dwie.

W jednym z wywiadów po ubiegłotygodniowych nieudanych rozmowach z wicepremierem Januszem Piechocińskim powiedział pan, że jest jeszcze cień szansy na zawieszenie strajków w przypadku... W przypadku czego?

Otóż w takim przypadku, panie redaktorze,  jeżeli strona rządowa, w zasadzie cała koalicja rządząca wycofałaby czy też zawiesiłaby prace w komisjach sejmowych związanych z nowelizacją kodeksu pracy, związanych z nowelizacją kodeksu pracy polegające na 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym, polegające na obniżeniu wynagrodzenia, bo jednak propozycja związana z obniżeniem wynagrodzenia za nadgodziny to jest po prostu obniżenie wynagrodzenia, umówiliśmy się, że do dnia jutrzejszego, do naszego międzyzwiązkowego komitetu protestacyjnego wpłynie taki sygnał ze strony rządowej, czy te prace zostały wycofane, zawieszone, czy też nie, jeżeli tak się nie stanie, no to wtedy dwudziesty szósty będzie dalej aktualny.

No tak, tylko że Janusz Piechociński, wicepremier i szef resortu gospodarki, mówi, że rząd nie widzi w planowanym wydłużeniu okresów rozliczeniowych czasu pracy żadnych zagrożeń dla praw pracowniczych i związkowych, zupełnie rozbieżne stanowisko w tym punkcie.

Panie redaktorze,  tu w ogóle nie chodzi o żadne prawa związkowe, bo tu chodzi o prawa pracownicze. Ja rozumiem, że pan premier mówił o tym, że niektóre zapisy ustawy rządowej akurat mówią o tym, że jeśli chodzi o czas pracy, będzie to wymagało porozumienia pomiędzy organizacjami związkowymi a pracodawcą, z tym, że ja przypomnę, że równolegle mamy projekt poselski pana posła Szejnfelda, który w ogóle takich elementów nie przewiduje, to po pierwsze. A po drugie jednak pragnę zauważyć, że jest mnóstwo, mnóstwo przedsiębiorstw w naszym kraju, w  których nie ma organizacji związkowych, w których przedstawiciele pracowników to niejednokrotnie przedstawiciele samego pracodawcy. Tak że naprawdę doprowadzimy do sytuacji tego typu, że ludzie będą kompletnie uprzedmiotowieni poprzez te zapisy, na co my sobie pozwolić nie możemy. Nie może być takiej sytuacji, że w kwietniu 2003 roku pracownik będzie średnio pracował, teoretycznie oczywiście zakładam, przez 3 godziny w tygodniu, a już w listopadzie tegoż samego roku będzie musiał pracować przez 12 godzin. To jest sytuacja absolutnie nie do przyjęcia ze względu właśnie podmiotowości pracowniczej.

A co z argumentem premier Piechocińskiego, że... dotyczących właśnie rozliczenia czasu pracy, że to będzie możliwe tylko w tych zakładach, gdzie dojdzie do pełnego porozumienia pracodawcy i strony społecznej?

To jest tak, panie redaktorze,  jak powiedziałem przed chwilą, to nie do końca jest prawda, bo prawdą jest to tylko, rozpatrując projekt rządowy, to tam, owszem, są takie zapisy. W projekcie poselskim takich zapisów nie ma, to po pierwsze. A po drugie przypomnę jednak, że związki zawodowe to tylko, niestety, na razie w kraju 15% członków związków zawodowych jest, czyli to jest zupełnie zdecydowanie mniej niż braku uzwiązkowień jednak wśród pracowników w zakładach funkcjonujących w kraju, w większości przedsiębiorstw związków zawodowych nie ma i tamci pracownicy nie mają niestety swojej odpowiedniej reprezentacji, dlatego też ta nasza obawa, że ta nowelizacja kodeksu pracy doprowadzi do uprzedmiotowienia tego uprzedmiotowienia pracowniczego.

A czyja to wina, panie przewodniczący, że owo uzwiązkowienie, że użyję tego słowa, jest na takim, a nie na innym poziomie, czyli 15%?

Wie pan, pewnie radiosłuchacze nie uwierzą, pewnie pan nie uwierzy, ale niestety w naszym ukochanym demokratycznym kraju mamy niejednokrotnie do czynienia z czymś takim, że założenie dzisiaj związku zawodowego u nas w naszym kraju graniczy wręcz z cudem. Mamy niestety takie sytuacje, że jak dany przedsiębiorca dowiaduje się o tym, że organizacja związkowa jest zakładana, to tych założycieli tych organizacji związkowych zwalnia z pracy. Mamy takie przykłady tutaj na Śląsku niestety też, które niestety mówią o tym, że nawet działacze związkowi chronieni prawem też są zwalniani z pracy. Przedsiębiorcy bardzo często z pełną premedytacją pozbawiają się jakiejkolwiek reprezentacji pracowniczej, a z drugiej strony pozbawiają się jakiejkolwiek funkcji kontrolnej nad sobą. I to jest sytuacja bardzo zła, bardzo niewskazana. Dzisiaj być działaczem związkowym to czasami równie wielka odwaga jak być działaczem Solidarności w czasach zamierzchłej komuny.

A jak daleko jest od działacza związkowego do działacza politycznego?

Jeżeli traktuje się swoją funkcję związkową w sposób poważny i wie się o tym, że reprezentuje się ludzi, no to do działacza politycznego przynajmniej działaczom obecnej Solidarności bardzo, bardzo daleko.

Pan wspomniał o przedsiębiorcach, pan wspomniał o pracodawcach. Ja już cytowałem do zdanie przy okazji rozmowy z panem ministrem Michałem Bonim, to jest fragment z listu do lidera Solidarności, do Piotra Dudy, listu prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców pana Cezarego Kaźmierczaka. Pan pewnie zna ten list, treść tego listu, w każdym razie to zdanie, które...

Niestety tak.

...które zrobiło, w cudzysłowie oczywiście, karierę: „Informuję pana – pisze prezes Kaźmierczak – że przedsiębiorcy mają głęboko w d..., jaką zechce pan ustanowić płacę minimalną oraz czy zlikwiduje pan umowy cywilnoprawne”. No i w tym liście jest owo takie zdanie, sformułowanie „damy radę”, twierdzą przedsiębiorcy ustami Cezarego Kaźmierczaka. Trudno mówić tutaj o jakiejkolwiek debacie, dialogu, dyskusji między stronami przy takim języku.

Przede wszystkim ten język jest żenujący ze strony pana Kaźmierczaka. Ja powiem tak: pan Kaźmierczak też napisze w tym liście, że jeżeli w Polsce dojdzie do ucywilizowania stosunków pracy, jeżeli dojdzie do podwyższenia wynagrodzeń, jeżeli dojdzie do podwyższenia płacy minimalnej, to wtedy on jako przedsiębiorca z tego kraju wyjeżdża czy ucieka bodajże. To tacy przedsiębiorcy niech sobie wyjadą, to my sami sobie pozakładamy firmy, sami sobie pozakładamy spółki i będą te firmy funkcjonować lepiej, a przede wszystkim pracownicy będą w nich lepiej funkcjonować. To tak na marginesie.

A tak zupełnie poważnie, panie redaktorze,  my tutaj na Śląsku właśnie podczas rozmów ze stroną rządową wystosowywaliśmy bardzo wiele postulatów, które tak naprawdę nie są postulatami roszczeniowymi w stosunku co do pracowników, a są to postulaty, które mają na celu funkcjonowanie przedsiębiorstw. I bardzo dobrze nam się na Śląsku rozmawia z przedsiębiorcami, i to z przedsiębiorcami, którzy nie są zrzeszeni ani w związku pana Kaźmierczaka, ani w Business Center Club, ani w „Lewiatanie”, są to przedsiębiorcy niezależni, którzy prowadzą swoje duże zakłady pracy, niejednokrotnie zakłady przemysłowe. I w zasadzie w 90% tych rozmów reprezentowaliśmy jedno wspólne stanowisko. Tak że jest tak, i to w zdecydowanej większości, że pracodawcy w Polsce to są wspaniali ludzie, to są ludzie, którzy dają pracę, i jest tak, że to są ludzie, którzy w odpowiedni sposób potrafią dzielić się z tymi, którzy wypracowują w ich firmach odpowiednie wyniki, czyli z pracownikami, ale niestety mamy też takich przedsiębiorców, jak pan Kaźmierczak, którego i poziom debaty jest żenujący, i pewnie poziom życia ludzi, których zatrudnia, to też, jeżeli jest prawdą to, co on pisał w tym liście, no to też jest bardziej śmieciowe, użyję takiego przymiotnika, niż normalne.

Pan mówi o postulatach dotyczących funkcjonowania przedsiębiorstw wśród tych, które były prezentowane podczas rozmów z wicepremierem Piechocińskim, są takie, jak osłony i ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw utrzymujących zatrudnienie w okresie niezawinionego przestoju produkcyjnego czy wprowadzenie systemu rekompensat dla przedsiębiorstw objętych skutkami pakietu klimatycznego. Ale co na tej liście robią takie postulaty, jak likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia albo zdjęcie z samorządów obowiązku utrzymania szkół?

Panie redaktorze,  myślę, że nie tylko na Śląsku, ale wszyscy w naszym kraju widzą, jak wygląda system służby zdrowia i widzą, że jest to system kompletnie niewydolny, widzą, że jest to system, na bazie którego są i działają różnego typu pijawki, które wyciągają stamtąd pieniądze, doskonale widać, że pacjent jest na szarym końcu tego systemu. Dlatego też w naszej ocenie likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia i w ogóle zmiana systemowa całego funkcjonowania systemu jest postulatem bardzo trafnym, no bo w nieskończoność nie można czekać na kardiochirurga, w nieskończoność nie można czekać na podstawowe badania. Na miłość boską, przecież chociażby ostatnie te wszystkie przypadki związane z tym, jak ludzie umierają poprzez niewydolność polskiego systemu służby zdrowia świadczą o tym, że ten postulat jest jak najbardziej właściwy.

A samorządy i utrzymywanie szkół?

A jeśli chodzi o szkoły, no  też nie może być takiej sytuacji, panie redaktorze,  że tutaj kwestia wyniku ekonomicznego i pieniędzy będzie decydować o tym, na jakich wartościach i na jakich zasadach i jak będziemy wychowywać młodzież, jak będziemy ją uczyć. Między innymi jednym z elementów tego naszego postulatu jest to, żeby powrócić do tego, co jeszcze miało miejsce 4-5 lat temu i żeby kurator wojewódzki oświaty decydował o tym, czy rzeczywiście dana placówka oświatowa musi być zamknięta, czy też nie, żeby jego głos był głosem decyzyjnym, a nie głosem opiniującym, tak jak to jest w tej chwili. W tej chwili to pieniądze decydują o tym, jakie będzie naszej młodzieży wychowanie. To jest bardzo niedobre rozwiązanie.

I tak na koniec, panie przewodniczący, pan zdaje się nie ceni tego sformułowania Platforma Oburzonych?

Oj, to nie jest tak, że ja nie cenię, ja bym to nazwał troszkę inaczej...

No właśnie.

Ja bym to nazwał troszeczkę inaczej. Nie chcę w tej chwili mówić, jak, bo i po co, jak już to tak zostało nazwane, to niech już tak to funkcjonuje. Natomiast spotkanie sobotnie w Gdańsku, na którym niestety nie miałem możliwości być z przyczyn osobistych, ja oceniam bardzo pozytywnie, myślę, że to jest rzeczywiście zawiązanie oddolnego nurtu społecznego tych wszystkich, którzy zostali pokrzywdzeni przez system polityczny funkcjonujący w naszym kraju od 23 lat. I to dobrze, że tak się stało i ja myślę, że w tej chwili piłeczka leży po stronie prezydenta Rzeczypospolitej. Oby jak najszybciej przygotowane zresztą notabene przez niego projekty związane z ustawą referendalną, trafiły do Sejmu i aby jak najszybciej Sejm Rzeczypospolitej Polskiej taką ustawę przegłosował, chociażby po to, żeby obywatele w referendum mieli prawo się wypowiedzieć co do zmiany systemu wyborczego, co do wprowadzenia np. jednomandatowych okręgów wyborczych, których ja jestem mocnym zwolennikiem.

Dziękujemy za rozmowę. W katowickim studiu Sygnałów dnia Dominik Kolorz, przewodniczący Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność”.

Dziękuję bardzo.

(J.M.)