Polskie Radio

Peer Gynt - Henryk Ibsen TRANSKRYPCJA SŁUCHOWISKA

Ostatnia aktualizacja: 09.08.2020 12:00
POEMAT DRAMATYCZNY     przełożył Zbigniew Krawczykowski   adaptacja i reżyseria Anna Wieczur-Bluszcz

Odcinek pierwszy

[MUZYKA]

Zbocze góry pokryte liściastymi drzewami. Dom Aasy. W dole
szumiący strumyk. Na drugim brzegu strumyka — młyn. Upalny
letni dzień. Peer Gynt, silny dwudziestoletni młodzieniec, schodzi
ścieżką z góry. Za nim jego matka, Aasa, drobna, szczupła. Gniewa się i łaje.

AASA
Peer, znów kłamiesz!
PEER
nie zatrzymując się
Nie, dalibóg!
AASA
Więc przysięgnij, że to prawda!
PEER
Mam przysięgać? A to po co?
AASA
Widzisz? Boisz się przysięgi,
5 Bo zełgałeś! Pfuj! Bezwstydnik!
PEER
zatrzymuje się
Nie zełgałem, mogę przysiąc!
AASA
staje przed nim
Jak ci nie wstyd w żywe oczy
Okłamywać własną matkę!
Uganiasz się gdzieś po górach
10 Za renami, miesiąc cały
Wałęsasz się po lodowicach,
Wreszcie wracasz obszarpany,
Niemal odarty ze skóry,
Bez zwierzyny i bez strzelby.
15 I ja mam się nie rozgniewać
O zmyślone, głupie bajki! —
Gdzieś więc spotkał tego kozła?
Zaraz powiem prawdę szczerą.
O, tam na zachodniej stronie,
20 Gdzie Gendynu grzbiet zielony,
Stał za krzakiem i rył w śniegu,
Mchu szukając.
AASA
śmieje się drwiąco
Niebożątko!
PEER
Przyczajony, z tchem zapartym,
Czołgam się więc po kamieniach,
25 Słyszę śnieg pod kopytami,
Widzę ostre rogów końce.
Nagle kozioł rozdął chrapy;
Matko, nigdyś nie widziała
Takiego grubego zwierza!
AASA
30 Całe szczęście!
PEER
Huknął strzał!
Nie wydawszy nawet jęku,
Rogacz pada w bólu skurczach.
Gdy tak miota się po ziemi,
Na grzbiet skaczę mu okrakiem,
35 Chwytam go za lewe ucho,
W mig wyciągam nóż mój ostry,
Aby wbić go w bok zwierzęcia.
Jakby przeczuł, co go czeka,
Rozwścieczony, z dzikim rykiem
40 Podrywa się niespodzianie,
Wytrącając mi nóż z ręki,
I w żelazne rogów kleszcze
Pochwyciwszy moje nogi,
Porywa mnie w kilku susach
45 Na Gendynu skał krawędzie!
AASA
mimo woli
Jezu święty! Dosyć!
PEER
Matko,
Czy widziałaś grzbiet Gendynu?
Owe dzikie skalne bryły,
Ostre niby sierpy żniwne?
50 Ich surowa, naga ściana
Na tysiące stóp wysoka
Spada prosto do jeziora.
W górze śniegi i lodowce,
Niżej głazy i urwiska
55 Zamykają jak pierścieniem
Czarną, straszną taflę wód,
Co w tajemnym śnie spoczywa
Jak zwierciadło czarodziejskie.
Gdybyś mogła to zobaczyć,
60 Przejąłby cię lęk i zgroza!
Pędziliśmy strzały lotem
Wśród powietrza aromatów,
W dół i w górę, nad przepaścią
Zawieszeni. Nigdy w życiu
65 Nie jeździłem na rumaku
Tak ognistym! Przed oczami
Jakby tysiąc słońc świeciło,
Sypiąc iskier diamentami;
A pode mną orle skrzydła
70 Mknęły i znikały w dali.
Na jeziora ciemnych falach
Lód łomotał, bił o brzegi,
I choć oko to widziało,
Chór złowrogi wód szumiących
75 Milkł w przestrzeni. Tylko w uszach
Brzmiał i dźwięczał dziki śpiew!
AASA
odchodząc od zmysłów
Boże wielki!
PEER
Nagle, kiedy tak pędzimy
Po ścieżynie wąziuteńkiej,
80 Że zda się jak przylepiona
Do wysokiej skalnej turni,
Gdzie już tylko źdźbła traw rosną,
Wystraszona jakaś pardwa,
Przeraźliwie gdacząc, skrzecząc,
85 Spod nóg zwierza się podrywa.
Potwór, wrzaskiem tym spłoszony,
Jednym dzikim, śmiałym skokiem
Rzuca się na oślep w przepaść!
Aasa chwieje się, opiera się o drzewo. Peer mówi dalej
Tuż nad nami czarna ściana,
90 A pod nami morze mgły!
Przecinamy gęste chmury,
Potem mew krzyczących stado
Rozganiamy w cztery wiatry
I lecimy bez wytchnienia
95 W ciemną czeluść, gdzie bieleje
I migoce jasna plama,
Niby rena biały brzuch!
Matko! Z ciemnych wód jeziora
Pędził ku nam strzały lotem
100 Ten sam kozioł, co ze szczytu
W dół cwałował, mnie unosząc
Na swym grzbiecie!
AASA
z trudem chwytając oddech
Peer, miej litość…
PEER
Kozioł z góry, kozioł z dołu
W mig zwierają się ze sobą,
105 Jeno woda z głośnym pluskiem
Rozprysnęła się spieniona!
Jakże wybrnąć z tej kabały?
Na namysły czasu szkoda.
Kozioł płynął, więc za ogon
110 Go chwyciłem i do brzegu
Dopłynąłem. Tak się skończył
Ów zawrotny, dziki taniec.
AASA
A co z kozłem?
PEER
Znów się pasie
Na najwyższych skał krawędziach.
115 Szukaj, będziesz miała pieczeń!
AASA
I ty nie skręciłeś karku?
Nóg i rąk nie połamałeś?
Co za szczęście! O mój Boże,
Dzięki ci, żeś miłosiernie
120 Wyratował go z tej biedy!
Nie mogę się nawet złościć
O podarte spodnie, kurtkę!
Toć to była śmierć niechybna!
Nagle przerywa, wreszcie wybucha
O, krętaczu-ty haniebny!
125 Kłamiesz, że aż belki trzeszczą!
Znam ja dobrze tę historię!
Miałam wtedy lat dwadzieścia,
Gdy mi mówił Gudbrand Glesne,
Że mu się tak przytrafiło!
PEER
130 Mnie trafiło się i jemu.
Wszak to może się powtarzać!
AASA
zjadliwie
Nowe kłamstwa, nowe bajdy!
Stare łachy przerobione
I upstrzone galonami!
135 Kto rozpozna stare łgarstwo
W tej błyszczącej, nowej szacie?
Stąd ten zapał twój i polot!
Jak z czarodziejskiego tygla
Wyszła cała ta bajeczka
140 W orle skrzydła przystrojona,
Okropna i pełna grozy.
I ten skok — ach, taki straszny,
Napędził mi tyle trwogi,
Żem się nawet, ogłupiała,
145 Nie spostrzegła, jak zmyślałeś,
Odgrzewając stare dzieje!
PEER
Gdyby mi tak rzekł kto inny,
Zdrowo bym go oporządził
AASA
płacząc
Boże, jak mi źle na świecie!
150 Nieciłbym już spoczęła w grobie!
Na nic moje łzy, błagania!
Żadna prośba go nie wzruszy!
Och, Peer, jesteś już zgubiony!
PEER
Moja matuś, dobra, miła,
155 Dajmy już tym złościom spokój;
Ty masz rację, bądź więc dobra
I wesoła —
AASA
Przestań bredzić!
Jak ja mogę być wesoła?
Mam nie myśleć o przyszłości?
160 Mam się nie zalewać łzami,
Gdy w udziale mi przypada
Miast nagrody — hańba syna?
Płacze znowu
Powiedz, co nam pozostało
Z naszego dawnego szczęścia,
165 Z bogactw, srebrnych kosztowności,
Które dziad twój, Razmus Gynt,
Nagromadził tu dla dziecka
Kochanego — twego ojca?
Ojciec wszystko w mig roztrwonił,
170 Siał pieniędzmi niby piaskiem,
Skupował na ślepo grunty
I w karetach pozłacanych
Paradował! Gdzie są teraz
Te dukaty, które poszły
175 Na biesiady huczne, kiedy
Pryskały na ścianach czasze
Przy pijaków głupich śmiechu?
Gdzie są dzisiaj te pieniądze?
PEER
A gdzie śnieg, który już stopniał?
AASA
180 Milcz! Uszanuj starą matką!
Spójrz na dom nasz, na obejście!
Belki gniją, w oknach szmaty,
Konie, krowy są bez dachu,
W stajni ciągle braknie paszy,
185 płoty krzywe, od lat wielu
Pola leżą już odłogiem,
A co miesiąc za podatki
Opisują nasze mienie!
PEER
No, staruszko, dość bajania!
190 Często karta się odwraca.
AASA
Jużci! Bieda tu aż piszczy!
Szukaj ziarna na ugorze!
Patrzcie, jaki mi mądrala!
Umiesz chełpić się jednako
195 I blagować, tak jak wonczas,
Kiedy ksiądz ów z Kopenhagi
Pytał cię, jak się nazywasz!
Nazwał cię bogatym w rozum,
Bogatszym niż książę jaki.
200 A twój ojciec zachwycony
Zaraz dał mu konia, sanki
Za tę pustą paplaninę.
Wtedy był tu dom otwarty,
Ksiądz, kapitan, inni goście
205 Nawiedzali nasze progi,
Dzień w dzień tu przesiadywali.
Ale wszystko się skończyło,
Cicho stało się i głucho.
Całą pychę diabli wzięli
210 Od dnia, kiedy „Jon utracjusz”
Stał się zwykłym domokrążcą!
Ociera oczy fartuchem
Ach, tyś przecie tęgi, silny,
Mógłbyś bronić starej matki
Przed chciwymi, złymi ludźmi;
215 O zagrodę dbać, o rolę
I ratować resztki mienia.
Ale cóż, kiedy ty wolisz
Trwonić marnie czas, pieniądze!
Płacze znowu
Puchnę już od twych zarobków!
220 Przy kominie wałkoń siedzi
I w popiele skarbów szuka;
Co pochwyci, to zepsuje,
Kiedy mu się chce zatańczyć,
Wszystkie dziewki uciekają,
[PEER WZDYCHA]
225 A pokaże się na drodze,
Zaraz jakaś bijatyka!
PEER
Daj mi spokój!
Odchodzi
AASA
idąc za nim
Może kłamię?
Czy nie byłeś wtedy w Lunde,
Kiedy bójka rozgorzała?
230 Kiedy się tam, jak psy wściekłe,
Bili, gryźli? Zapomniałeś?
Sam mówiłeś! Niby próchno
Rękę mu pogruchotałeś —
235 Może to był tylko palec?
PEER
Kto ci znosi takie brednie?
AASA
wybuchając
Kari przecie krzyk słyszała!
PEER
pociera sobie łokieć
A wiesz, matko, kto tak krzyczał?
AASA
Ty?
PEER
No pewnie — on ma krzepę!
AASA
240 Kto ma krzepę?
PEER
Ten nasz kowal!
Chłop jak świeca!
AASA
Tfu, mam chętkę
W gębę napluć ci, ladaco!
I ty się nie wstydzisz, tchórzu?
Taki pijak cię pokonał!
Płacze znowu
245 Wstyd i hańbę już przeżyłam
Nieraz, ale nic gorszego
Mnie, jak żyję, nie spotkało!
Niby bydlę zbić się dałeś!
Nawet gdyby był siłaczem,
250 Tyś też; przecie nie ułomek!
PEER
Czy ja młotem, czy kowadłem,
Czy mnie zbiją, czy ja zbiję,
Ty jednako lamentujesz.
Śmieje się
Ale pociesz się, matusiu —
AASA
255 Czuję, że skłamałeś znowu?
PEER
Tak, tym razem dobrze czujesz.
Możesz otrzeć oczy z łez.
Zaciska lewą pięść
Spójrz, takimi to kleszczami
Trzymałem go na uwięzi,
Zaciska pięść prawą
260 A prawa mi była młotem!
AASA
Och, ty wściekły zabijako,
Przez ciebie pójdę do grobu!
PEER
Nie, na pewno tak nie będzie!
Lepsza dola ci sądzona,265
Tysiąc, milion razy lepsza!
Miła, niedobra mateczko!
Kiedyś — uwierz memu słowu —
Cała wieś cię uszanuje!
Czekaj tylko, aż dokonam
270 Jakiegoś wielkiego czynu!
AASA
drwiąco
Ty!
PEER
Wszystko może stać się, matko!
AASA
Lepiej zapiąłbyś rozporek,
Ponaprawiał w portkach dziury!
273 Nawet tego nie potrafisz!
PEER
wzburzony
Królem chcę być lub cesarzem!
AASA
Nie wrzeszcz, głupcze, bo ochrypniesz.
Dowcip ci już diabli wzięli.
PEER
Wnet przekonasz się, zaczekaj!
AASA
280 „Czekaj tatka latka” — mówią.
PEER
A zobaczysz!
AASA
Zamknij gębę!
Oszalałeś już z kretesem.
Pewnie, mógłbyś czymś tam zostać,
Gdybyś tylko żył inaczej,
285 Rzucił kłamstwa drogi kręte.
Dziewka z Haegstad ci sprzyjała,
Zdrowa, młoda — sam to przyznasz,
Trzeba było tylko sięgnąć!
PEER
Tak uważasz?
AASA
290 Stary jest zawojowany,
Córeczka go za łeb wodzi,
Nawet dziecko to spostrzeże!
Jak koń najpierw się opiera,
Potem słabnie i kuśtyka,
295 Tam gdzie ona go prowadzi!
Zaczyna znowu płakać
Ach, Peer, miałbyś złote jabłko!
Pomyśl — w Haegstad gospodarzem!
Własny dom i własna trzoda!
Siedziałbyś przy pełnym stole,
300 Narzeczonym byłbyś teraz...
PEER
szybko
No więc chodź, zdobędę słowo —
AASA
Gdzie?
PEER
Do Haegstad —
AASA
O chudzino,
Na nic już twoje zaloty;
Teraz wszystko już przepadło.
PEER
305 A to czemu?
AASA
szlochając
Bo przegrałeś
Szczęście razem z narzeczoną.
Gdyś cwałował na swym capie,
Mads Moen sprzątnął ci dziewczynę.
PEER
To straszydło? Niemożliwe!
AASA
310 Bierze go za męża.
PEER
Czekaj,
Tylko pójdę zaprząc szkapę —
Chce odejść
AASA
Nie masz się do czego spieszyć,
Peer, toć jutro już wesele.
PEER
Jutro? — Więc ja jadę dzisiaj!
AASA
315 Milcz! Już dosyć mam zmartwienia!
Chcesz się jeszcze tam wystawić
Na śmiech ludzki?
PEER
Nic się nie martw!
Krzycząc i śmiejąc się
Hopla, matko, nie ma czasu,
By do wozu konia zaprząc,
320 Więc ja będę twym rumakiem!
Bierze matkę na ręce
AASA
Puść mnie, słyszysz?!
PEER
Tak! Na rękach
Zaniosę cię na wesele!
Brnie przez strumień
AASA
Boże święty! Hej! Ratunku!
Utoniemy —
PEER
Trzymajże się!
325 Mnie jest inna śmierć sądzona.
AASA
Szubienica! Będziesz wisiał!
Ty potworze!
PEER
Siedź spokojnie!
Dno niepewne, jak lód śliskie.
AASA
Błaźnie jeden!
PEER
Pyskuj sobie,
330 To nikomu nie zaszkodzi. —
No, tutaj już rzeka płytsza.
AASA
Mocno trzymaj mnie!
PEER
Hej! Hopla!
Bawmy się w Peera i w kozła!
Tyś jest Peerem, a ja kozłem,
Puszcza się galopem
335 Popędzimy teraz w cwał!
AASA
Gdy nie staniesz, gwałt podniosę!
PEER
Widzisz — i już mamy brzeg!
Wychodzi na brzeg
A pocałuj teraz kozła
Za to, że cię tak bezpiecznie
340 Przeniósł!
AASA
uderza go w twarz
[WIELOKROTNE ODGŁOSY BICIA]
Oto masz podziękę
Za wariacką taką jazdę!
PEER
Au! Dość skąpo zapłaciłaś!
AASA
Puść mnie!
PEER
Najpierw na weselną
Ucztę sobie pojedziemy!
345 Tam ze starym ty pogadasz,
Wstawisz się za mną i powiesz,
Że Mads Moen jest idiotą.
AASA
Puść!
PEER
Przekonać masz go do mnie,
Powiesz, jaki Peer Gynt -chwat!
AASA
350 O, już ja ci dam świadectwo,
Jakie sobie wysłużyłeś;
Nie oszczędzę ani kreski,
Odmaluję z przodu, z tyłu,
O diabelskich wszystkich sztuczkach
355 Opowiem temu staremu.
PEER
Taak?
[PEER ŚMIEJE SIĘ POD NOSEM]
AASA
tupiąc gniewnie nogami
Nie zamknę dotąd gęby,
Aż gospodarz psa zawoła
I wyszczuje cię z chałupy
Jak włóczęgę i żebraka.
PEER
360 No... to pójdę sam na ucztę.
AASA
Ja za tobą w trop podążę!
PEER
Sił ci zbraknie, matuleńko!
AASA
Mnie sił zbraknie? Bądź spokojny!
Takam wściekła, że mogłabym
365 Gnieść kamienie, kruszyć w zębach!
Słyszysz? Puść mnie!
PEER
Gdy przyrzekniesz-
AASA
Nie przyrzeknę, powiem wszystko!
Niech wie stary, coś za jeden!
PEER
Nie ostudzisz swego gniewu?
370 A więc lepiej zostań w domu.
AASA
Ja też będę na weselu!
PEER
Ha, nic z tego!
AASA
Chcesz mnie zmusić?
PEER
Nie, chcę tylko
W miejscu pewnym cię zostawić.
Sadza ją na dachu młyna, Aasa krzyczy
AASA
375 Peer, co robisz? Zdejm mnie zaraz!
PEER
A przyrzekniesz?
AASA
Nie!
PEER
Matuchno!
AASA
rzuca w niego grudką darni
Zdejm w tej chwili, bo…
PEER
Nic z tego!
Podchodzi bliżej
Tylko nie bądź mi za żwawa!
Nie wolno tak nierozważnie
380 Po darni i po kamieniach
Wiercić się, machać nogami,
Bo dach gotów się załamać.
Zlecisz jeszcze…
AASA
Ty pyszałku!
PEER
Tylko spokój!
AASA
Ty bękarcie!
PEER
385 Wstydź się, matko!
AASA
Bo opluję!
PEER
Lepiej dałabyś synowi
Na drogę błogosławieństwo.
AASA
Już ja cię pobłogosławię!
Obyś skręcił kark!
PEER
Matulu!
390 Nie tęsknijże bardzo za mną,
Bądź cierpliwa, wnet powrócę!
Odchodzi, odwraca się raz jeszcze — grozi palcem
A nie kręć się i myśl o mnie!
Odchodzi
AASA
Peer! — O Boże! On odchodzi!
Koźli jeździec! Podły kłamczuch!
395 Peer! Kochany! — Peer! — Na pomoc!
Gwałtu, lecę!
Dwie stare Kobiety z workami na plecach schodzą ścieżką w stronę młyna
I KOBIETA
Kto to woła?
AASA
To ja!
II KOBIETA
Aasa?
Na takim wysokim tronie?
AASA
Ach, umieram tu ze strachu,
400 Chyba idę już do nieba!
I KOBIETA
No, to dobrej drogi życzę!
AASA
Proszę, idźcie po drabinę,
Muszę zejść! — Ten Peer diabelski!
II KOBIETA
Więc to syn wasz, Aaso?
AASA
Syn mój!
405 Opowiedzcie wszystkim we wsi,
Co mi zrobił!
I KOBIETA
Bardzo chętnie!
AASA
On już w drodze. Muszę za nim
Zaraz pędzić do Haegstadu.
I KOBIETA
Tam będziecie wnet pomszczeni.
410 Kowal całkiem nieźle bije.
AASA
załamuje ręce
Boże! Boże! Co to będzie?
Gotowi mi zabić chłopca!
I KOBIETA
[DRWIĄCY ŚMIECH]
I tak kiedyś się doigra!
II KOBIETA
Biedna, traci zmysły z żalu.
Woła
415 Ejwind, Andres! Chodźcie, patrzcie!
GŁOS MĘSKI
Co się stało?
II KOBIETA
Tu na dachu
Peer Gynt matkę swą posadził!

[MUZYKA]

Odcinek drugi

 [MUZYKA]

Małe wzgórze porosłe krzewami i wrzosem. W głębi droga wiejska,
oddzielona płotem. Peer Gynt idzie ścieżką, podchodzi szybko do
płotu, przystaje i w ciszy ogląda roztaczający się przed nim widok.

PEER
Już widać Haegstad, będę tam za chwilę.
Chce przeleźć przez płot, przekłada jedną nogę, namyśla się
Na pewno Ingrid sama siedzi w domu.
Osłania ręką oczy i patrzy
420 O, tam już goście roją się jak muchy!
Najlepiej zrobię nie idąc na ucztę —
Cofa nogę zza płotu
Wciąż tylko słyszę jakieś szepty, drwinki,
Aż się rumienię po uszy ze wstydu!
Odchodzi parę kroków od płotu i w roztargnieniu obrywa liście
Gdyby tak napić się czegoś mocnego —
425 Nie, gdybym mógł tam wejść nie dostrzeżony,
I nie poznany przez nikogo! — Wiem już:
Najlepszy jednak jakiś mocny trunek,
Bo po nim drwiny tak się nie odczuwa.
[SŁYCHAĆ KROKI NADCHODZĄCYCH GOŚCI] 
Nagle przerażony rozgląda się, chowa się w krzaki. Kilkoro ludzi z różnymi podarunkami przechodzi w kierunku weselnego domu
MĘŻCZYZNA II
do Kobiety
Ojciec był pijak, matka pomylona...
KOBIETA III
[DRWIĄCY ŚMIECH]
430 Więc nie dziwota, że synek straszydło.
Ludzie przechodzą. Peer Gynt pomału wychodzi z ukrycia i, czerwony ze wstydu, patrzy za nimi
PEER
cicho
Zdaje się, o mnie mówili, plotkarze.
[Z WYMUSZONYM ŚMIECHEM]
Zabić mnie przecie nie może ta zgraja.
Rzuca się na wrzosy, podkłada ręce pod głowę i leżąc na plecach
patrzy w górę
Jaka dziwaczna chmura — niby rumak...
A na nim jeździec — ma siodło i cugle...
435 Obok znów baba na miotle, bez strzemion —
Śmieje się
To matka! — Łaje mnie ciągle i krzyczy,
Woła: Peer, hola!
Przymyka powieki
Teraz drżyjcie, wrogi!
Peer Gynt ją wiedzie, za nim orszak długi.
Srebrne podkowy lśnią u nóg rumaka.
440 Peer w rękawice i w kapelusz strojny,
W fałdzistym płaszczu, podszytym jedwabiem,
Miecz w złotej pochwie zwisa mu u boku.
Dziarscy rycerze jadą w jego świcie,
Ale sam Peer Gynt wszystkich ich zaćmiewa!
445 Co za postawa — patrzcie — na swym koniu
Jaśnieje niby słońce płomieniste!
Lud zwartym tłumem stoi obok drogi,
Duma i radość serca im rozpiera.
Lecą z głów czapki, tłum się kornie chyli,
450 Gdy cesarz Peer Gynt na czele rycerzy
Wjeżdża i złotem sieje wokół siebie.
Wszyscy bogaci będą jak hrabiowie,
Cesarska hojność kładzie kres ich nędzy.
Peer jedzie dalej, puszcza się przez morze;
455 U brzegów czeka angielski królewicz
I najpiękniejsze angielskie dziewice,
Dumne barony, szlachetni książęta.
Sam cesarz Anglii sadza go przy sobie,
Zdejmuje z głowy koronę i rzecze…
[SŁYCHAĆ KROKI NADCHODZĄCYCH GOŚCI] 
ASLAK
do innych, z którymi przechodzi za płotem
460 Patrzcie no, Peer Gynt, ta Świnia pijana!
PEER
siadając nagle
Jak? — Cesarz?
ASLAK
opierając się o płot, szyderczo
Wstawaj! No, wstawaj, chłopaczku!
PEER
Do diabła, kowal! A cóż to ma znaczyć?
ASLAK
do innych
Jeszcze mu ze łba nie wyparowało!
PEER
zrywając się
Idź po dobroci!
ASLAK
Zaraz się zabieram.
465 Tylko nam powiedz, skąd się tutaj wziąłeś?
Nie było cię tu pięć lub sześć tygodni.
Siedziałeś w górach niby pies-owczarek?
PEER
Ja tam szczególnych dokonałem rzeczy.
ASLAK
mruga do towarzyszy
Opowiedzże nam!
[ŚMIECH TOWARZYSZY]
PEER
To nie wasza sprawa.
ASLAK
po chwili
A teraz idziesz z nami do Haegstadu?
PEER
Nie!
ASLAK
Bo to mówią, że kiedyś dziewczyna
Była przychylna ci.
PEER
Ty czarny kruku!
ASLAK
cofając się trochę
Czemu się złościsz?
[ŚMIECH TOWARZYSZY]
Ingrid ci dała kosza — będzie inna!
Syn Jona Gynta — pomyśl! Chodź do Haegstad!
Na pewno znajdziesz tam jakieś jagniątko…
PEER
Do czarta!
ASLAK
...Albo jakąś krzepką wdowę.
Bądź zdrów! — Zaniosę od ciebie ukłony
Twej narzeczonej!
Odchodzą, śmiejąc się i szepcąc między sobą
PEER
patrzy przez chwilę za nimi, robi pogardliwy ruch ręką i na wpół się odwraca
480 A niech ją bierze czart za żonę!
Wszystko mi jedno! Dość mam tego!
Przygląda się sobie
Portki podarte, w kurtce dziura...
Gdybym porządne miał odzienie!
Ale nie, tym się gryźć nie warto.
Tupie nogą
485 Gdyby, jak rzeźnik, jednym chwytem
Wyrwać im z piersi tę pogardę!
[KTOŚ SIĘ SKRADA]
Ogląda się nagle
A to co? — Kto tam? — Znów szyderca?
Słyszałem przecie — ktoś się skradał —
Wracam do matki!
[MUZYKA WESELNA W ODDALI]
Idzie ku wzgórzu, przystaje znowu i słucha odgłosów z weselnego domu
Tam już tańczą!
Wlepia oczy w przestrzeń, słucha, pomału schodzi znowu w dół, oczy mu błyszczą; trze nogą o nogę
490 Aż rojno od dziewcząt! — Dziesięć na jednego!
Do wszystkich piorunów — ja muszę być z nimi!
A matka na dachu? Pal sześć! Mniejsza o to!
Nie odrywa oczu od doliny, podskakuje i śmieje się
Jak to się w tym tańcu kołyszą i wiją,
Aż huczy wokoło, jak szum wodospadu!
495 Już Guttorm potrafi na skrzypkach wygrywać!
Dziewczęta chłopaków trzymają za ręce —
Do diabła — ja muszę być także na uczcie!
Jednym susem przesadza płot i zbiega w dół

[MUZYKA GŁOŚNO GRA, GOŚCIE TAŃCZĄ, ŚMIECHY I ROZMOWY]
Podwórze w Haegstad. W głębi dom mieszkalny. Tłum gości. Na
trawniku ochocze tany. Muzykant siedzi na stole. Kucharz stoi
w drzwiach. Dziewki służebne uwijają się między zabudowaniami.
Starsi ludzie siedzą tu i ówdzie, zabawiając się rozmową

KOBIETA III
zajmuje miejsce wśród siedzących na belce
Kto? Narzeczona? — Troszkę mu popłacze
I udobrucha się słodkim całuskiem.
KUCHARZ
w innej grupie
500 Tu, dobrzy ludzie, jeszcze jeden dzbanek.
MĘŻCZYZNA II
Ej, przyjacielu, chyba dość już mamy.
CHŁOPAK I
przebiegając w tańcu z Dziewczyną pod rękę, do Muzykanta
Hejże, Guttormie, a zagraj od ucha!
DZIEWCZYNA I
Graj, żeby było słychać za górami!
DZIEWCZYNA I i II 
wokoło tańczącego Chłopaka
A to ci skoczył!
DZIEWCZYNA I
Ma siłę, choć młodzik!
CHŁOPAK I
tańcząc
505 Sufit wysoko, a ściana daleko!
PAN MŁODY
prawie płacząc, zbliża się do Ojca, rozmawiającego z innymi, i ciągnie go za rękaw
Wciąż nie chce, ojcze, taka jest uparta!
OJCIEC
Nie chce, powiadasz?
PAN MŁODY
No, znów się zamknęła!
OJCIEC
Poszukaj klucza! Nie bądź pośmiewiskiem!
PAN MŁODY
A jak go znaleźć?
OJCIEC
Ależ głupiec z ciebie!
Zwraca się znowu ku innym gościom. Pan Młody przemyka się przez podwórze
CHŁOPAK I
wychodząc zza domu
510 Dziewczęta, teraz zacznie się zabawa!
Peer Gynt tu przyszedł!
ASLAK
A kto go zaprosił?
KUCHARZ
Nikt.
Idzie w stronę domu
ASLAK
Gdy zagada, milczcie jak zaklęte.
Dziewczyna II
do innych
Nie! Udawajmy, że go nie widzimy!
PEER
wchodzi podochocony, staje pośród Dziewcząt i klaszcze w dłonie
Która z całego gniazdka najzwinniejsza?
DZIEWCZYNA I
do której się zbliża
Ja nie…
DZIEWCZYNA II
Ja także nie…
DZIEWCZYNA III
Ja? Za nic w świecie!
PEER
do czwartej
Więc ty chodź tańczyć! Zanim znajdę lepszą!
DZIEWCZYNA IV
odwracając się
Ja nie mam czasu.
PEER
do piątej
Ty?
DZIEWCZYNA V
odchodząc
Do domu muszę.
PEER
Dziś? W taki wieczór? Kpiny ze mnie stroisz!
ASLAK
półgłosem do Peera
Patrz, idzie tańczyć z najstarszym dziadygą!
PEER
zwraca się szybko do Mężczyzny II
520 Która z nich wolna?
MĘŻCZYZNA II
Sam musisz poszukać!
Odchodzi od niego
PEER
nagle cichnie, jakby zatrwożony spogląda ukradkiem na ludzi.
Wszyscy na niego patrzą, ale nikt się do niego nie odzywa.
Zbliża się do innych grup. Gdziekolwiek podejdzie, zaraz zapada
milczenie; gdy się oddala, rozlegają się śmiechy
Myśli, spojrzenia — ostre niby strzały,
Syczą jak drzewo pod zębami piły.
Idzie wzdłuż płotu. Na podwórze wchodzi wraz z rodzicami Solwejga,
prowadząc za rękę małą Helgę
MĘŻCZYZNA II
do drugiego, który stoi blisko Peera
Patrz, idą ci obcy ludzie.
MĘŻCZYZNA III
Ci z zachodu?
MĘŻCZYZNA II
Tak, z Hedalu.
MĘŻCZYZNA I
525 Chcą być także na zabawie.
PEER
zastępuje im drogę i wskazując na Solwejgę pyta jej ojca
Mogę z nią tańczyć?
OJCIEC SOLWEJGI
łagodnie
Przecie to wesele!
Tylko przywitam najpierw gospodarzy.
Wchodzą do wnętrza domu
KUCHARZ
do Peera, podając mu dzban
Łyk dobrze zrobi, gdy ci coś doskwiera.
PEER
nie spuszcza oczu z odchodzących
Nie mam pragnienia.
Kucharz idzie dalej. Peer Gynł spogląda w kierunku domu, uśmiecha się
Cóż to za stworzenie!
530 Jak żyję, takiej jeszcze nie widziałem!
A jaka czysta — od stóp aż do głowy.
Oczy spuszczone na biały fartuszek,
W ręku książeczka ze srebrnym okuciem,
W białą płócienną chustkę owinięta.
535 I jak się skromnie za matkę chowała!
Trzeba pójść za nią.
Zmierza ku domowi
CHŁOPAK I
wychodzi z domu wraz z towarzyszami - Chłopakiem  II i III
Peer, już nie tańczysz? Idziesz?
PEER
Nie, zostaję.
CHŁOPAK I
A idziesz przecie w całkiem inną stronę!
Chwyta go za ramiona i chce go obrócić
PEER
Zostaw mnie! Słyszysz?
CHŁOPAK I
540 Uciekasz pewno przed kowalem?
PEER
Kto? Ja?
CHŁOPAK I
Już zapomniałeś o tej bójce w Lunde?
Chłopcy śmieją się i idą tańczyć
SOLWEJGA
w drzwiach
To ty, zdaje się, chciałeś ze mną tańczyć?
PEER
Tak, to ja, dziecko — chodźmy więc do koła!
Chwyta ją za rękę
SOLWEJGA
Mama mówiła, że tylko na chwilę...
PEER
545 „Mama mówiła"? O skromny fiołku!
SOLWEJGA
Drwisz sobie...
PEER
Chyba jesteś już dorosła?
SOLWEJGA
U konfirmacji byłam wczesną wiosną.
PEER
Jak ci na imię, powiedzże mi —
SOLWEJGA
Ja się nazywam Solwejga, a ty?
PEER
Peer Gynt
SOLWEJGA
cofając nagle rękę
Podwiązka pękła - muszę związać!
PAN MŁODY
do matki
Ona wciąż nie chce!
MATKA PANA MŁODEGO
Czego nie chce?
PAN MŁODY
No, nie chce…
MATKA PANA MŁODEGO
Czego?
PAN MŁODY
Drzwi otworzyć.
OJCIEC PANA MŁODEGO
gniewnie, cicho
Wart jest, bym Cię przywiązał u żłobu!
MATKA
555 Przestałbyś łajać, toć to dobre dziecko!
Przechodzą dalej
CHŁOPAK II
przychodzi z całą gromadą z placu tanecznego
Peer, łykniesz trochę?
PEER
Nie.
CHŁOPAK II
No, odrobinkę...
PEER
ponuro
A masz coś jeszcze?
CHŁOPAK II
No pewnie, wystarczy...
Wyciąga flaszkę z kieszeni i pije
Aj, jak to pali! Chcesz?
PEER
Umoczę usta.
Pije
CHŁOPAK III
I z mojej flaszki musisz pokosztować!
PEER
560 Nie, przyjacielu —
CHŁOPAK III
O, nawet nie musisz
Wyciągać korka!
PEER
No to daj kropelkę!
Pije znowu
DZIEWCZYNA II 
półgłosem
Chodźmy stąd lepiej.
PEER
Czy to mnie się boisz?
CHŁOPAK III
Pewnie, że ciebie! — A któż by się nie bał?
CHŁOPAK IV
Już pokazałeś w Lunde, co potrafisz.
PEER
Potrafię więcej. Tam to nic nie było!
CHŁOPAK I
szeptem
O, już zaczyna —
CHŁOPAK I, II, III
otoczywszy go kołem
Opowiedz, opowiedz!
Co ty potrafisz?
PEER
Jutro.
CHŁOPAK IV
Nie ukrywaj!
DZIEWCZYNA V
Umiesz czarować?
PEER
Diabła wywołuję!
CHŁOPAK IV
O, to potrafi nawet moja babka,
570 Chleb jej odbierasz, zmartwi się biedaczka.
PEER
Kto? Babka? Kłamiesz! Tego nikt nie umie!
Zakląłem diabła w robaczywy orzech —
Wiecie już o tym?
CHŁOPAK II, III
śmiejąc się
Aj, pomyślcie tylko!
PEER
Przeklinał, płakał i chciał mi darować
575 Pół świata —
CHŁOPAK IV
Ale musiał wleźć do środka?
PEER
To się rozumie. Potem pomnożyłem
Męki piekielne, bo zatkałem dziurę
Solidnym ćwiekiem.
DZIEWCZYNA I
Co też ty powiadasz!
PEER
Pomyślcie, jak w tym orzechu huczało!
580 Jakby trzmiel brzęczał w gęstej pajęczynie.
DZIEWCZYNA II
I pewno jeszcze siedzi w tym orzechu?
PEER
Nie, dawno uciekł, ale za to ściągnął
Na moją głowę nienawiść kowala.
CHŁOPAK I
Jak to?
PEER
Do kuźni poszedłem z orzechem,
585 Prosząc kowala, by rozgniótł diabelską
Skorupę. — Aslak wnet sobie poradził,
Wziął duże kleszcze, pochwycił w nie orzech,
Potem położył go na swym kowadle,
Stanął szeroko, podniósł młot do góry —
CHŁOPAK IV
590 I zabił diabła?
PEER
Grzmotnął z całej siły!
[ODGŁOSY ZDZIWIENIA]
Skorupa poszła w drzazgi, a mój diabeł
Skulił się w sobie i nagle płomieniem
Śmignął przez strzechę, pogruchotał ścianę!
DZIEWCZYNA II, III CHŁOPAK II, III
A kowal?
PEER
Ręce spalone rozcierał.
595 I odtąd nasza przyjaźń się skończyła.
Ogólny śmiech
CHŁOPAK I, II, III
Dobra bajeczka!
CHŁOPAK IV
To chyba najlepsza
Z wszystkich historii, jakie opowiada!
PEER
Myślicie może, żem to wyssał z palca?
MĘŻCZYZNA II
Nie! Nie wyssałeś! Znam te historyjki
600 Od mego dziadka —
PEER
Kłamiesz! Bo to mnie się
Właśnie zdarzyło!
MĘŻCZYZNA II
Pewnie, tak jak zawsze!
PEER
okręcając się na pięcie
O, ja potrafię na rżącym rumaku
Wzbić się pod niebo! — Znam i inne sztuki!
Kto mi nie wierzy — łajdak!
Wszyscy śmieją się głośno
CHŁOPAK I
Wzbij się w górę!
WIELU
605 Tak, wzbij się, Peerze! Wzbij się! Peer, mój drogi!
PEER
Dajcie mi spokój! Nie igrajcie z ogniem!
Ja i tak kiedyś przylecę jak burza,
Wszyscy padniecie do mych stóp!
MĘŻCZYZNA III
Popatrzcie,
On już zwariował!
CHŁOPAK II
Oślisko!
CHŁOPAK III
Samochwał!
CHŁOPAK IV
Kłamczuch!
PEER
grozi im
Ja kłamię? Jeszcze mnie poznacie!
MĘŻCZYZNA
na wpół pijany
Poczekaj, jeszcze złoimy ci skórę!
KILKU INNYCH
Na kwaśne jabłko! — My ci pokażemy!
Rozchodzą się, starsi rozgniewani, młodsi drwiąc i śmiejąc się
PAN MŁODY
podchodząc blisko do Peera
Peer, czy to prawda, że fruwasz w powietrzu?
PEER
krótko
Tak, Mads, na koniu. Kłusem lub galopem.
PAN MŁODY
613 To masz na pewno i płaszcz, który czyni
Cię niewidzialnym?
PEER
Masz pewnie na myśli
Czapkę niewidkę? Mam ją — oczywiście.
Odwraca się od niego. Przez podwórze idzie Solwejga, trzymając za rękę Helgę
PEER
idzie ku nim, oczy mu błyszczą
Solwejgo! Dobrze, że znowu tu przyszłaś!
Chwyta ją za rękę
Nareszcie sobie wywiniemy w tańcu!
SOLWEJGA
620 Puść mnie!
PEER
Dlaczego?
SOLWEJGA
Taki jesteś dziki!
PEER
Dziki jest rogacz, gdy ma we krwi ogień!
Chodź, dziecko! Słyszysz, jak tam ładnie grają?
SOLWEJGA
uwalniając dłoń z jego ręki
Nie mogę.
PEER
Czemu?
SOLWEJGA
Bo jesteś pijany.
Przechodzi z Helgą na drugą stronę
PEER
W oczach mi tańczą iskry! — O, jak chętnie
623 Nożem bym zakłuł tych łajdaków — wszystkich!
PAN MŁODY
trąca go łokciem
Mógłbyś mi pomóc wejść do narzeczonej?
PEER
roztargniony
Do narzeczonej? Gdzie jest?
PAN MŁODY
No, w komorze.
Gdy ty spróbujesz — na pewno się uda!
PEER
Co mnie obchodzi, chłopie, twoja bieda!
630 Dosyć mam własnej!
Nagła myśl przelatuje mu przez głowę; mówi cicho i gwałtownie
W komorze? W spichrzu?
Zbliża się Solwejga
PEER
Boże, jaka cudna!
Solwejga chce odejść, Peer zastępuje jej drogę
Wstyd ci — wyglądam pewnie jak włóczęga?
SOLWEJGA
żywo
Nie, nie! Nieprawda! To ty sam tak mówisz!
PEER
Rozumiem — jestem niezupełnie trzeźwy.
635 Piłem z przekory — zrobiłaś mi przykrość.
No, ale teraz chodź!
SOLWEJGA
Chociażbym chciała,
Nie mogę…
PEER
Kogo się tak boisz?
SOLWEJGA
Ojca.
PEER
Jego? Więc ojciec twój na mnie się gniewa?
Pewnie jest jednym z tych pobożnych, którzy
640 Z nosem na kwintę chodzą? — Powiedz prawdę…
SOLWEJGA
Cóż mam powiedzieć?
PEER
O, znam te milczenia!
Czy ty i matka też takie świętoszki?
Odpowiedzże mi!
SOLWEJGA
Daj mi spokój, proszę!
PEER
głosem zduszonym, ale gwałtownym i przerażającym
Nie. — Ja do ciebie przyjdę o północy —
645 Zmienię się w trolla — miej się na baczności!
A gdy posłyszysz, że coś skrobie, parska
I syczy, nie myśl, że to kocur miauczy.
To ja gryźć będę, drapać cię i kąsać,
Krew twoją wyssam wszystką aż spod serca,
650 Małą siostrzyczkę schrupię z kosteczkami,
Bom ja wilkołak!
Nagle zmienia ton i prosi pełen trwogi
Chodź zatańczyć ze mną!
SOLWEJGA
patrzy na niego ponuro
Byłeś szkaradny!
Wchodzi do domu
PAN MŁODY
nadchodzi znowu
Peer Gynt, chodźże!
Pomóż mi, dam ci za to krowę!
PEER
Zgoda! Chodź szybko!
Znikają poza domem. Z placu tanecznego nadchodzi gromada ludzi,
w większości pijanych. Krzyki i poruszenie. Solwejga i Helga
z rodzicami wychodzą z domu, za nimi kilka starszych osób.
KUCHARZ
do ASLAKA idącego na czele
Dałbyś spokój!
ASLAK
zrzucając kurtkę
655 Nie, nie! Raz trzeba już rozstrzygnąć,
Który z nas obu jest silniejszy!
CHŁOPAK I, II, III
Tak, niech się zmierzą!
MĘŻCZYZNA II, III
Niech się kłócą!
Zobaczmy, kto mocniejszy w gębie!
ASLAK
Co mi z gadania! Pięść tu rządzi!
OJCIEC SOLWEJGI
660 Opamiętajcie się, kowalu!
HELGA
do Matki
Mamo, oni go będą bili?
CHŁOPAK IV
My się z nim tylko zabawimy!
CHŁOPAK II
Dać mu kopniaka!
CHŁOPAK III
W gębę napluć!
CHŁOPAK I
do Kowala
Gotów już jesteś?
ASLAK
odrzucając kurtkę dalej
Zarżnę capa!
MATKA SOLWEJGI
do Solwejgi
665 Patrz, jak szanują tego... chłystka.
AASA
wpada z kijem w ręku
Mój syn jest tutaj? Za ten figiel
Dostanie zaraz tęgie lanie!
Gdzie jest ten hultaj?!
ASLAK
zawijając rękawy u koszuli
Kij za miękki
Na tego draba!
MEŻCZYZNA II, III
Kowal lepiej
670 Lanie mu spuści!
CHŁOPAK I, IV
Cugle skróci!
ASLAK
spluwa w dłonie i kiwa głową w stronę Aasy
Już ja mu dobrą dam nauczkę!
AASA
Peera bić chcecie?! Wara od niego!
Ja też mam zęby i pazury!
Spróbujcie tylko dotknąć Peera!
Gdzie on jest?
Woła
Peer!
PAN MŁODY
przybiega
Hej, ojcze, matko!
Prędzej tu! Prędzej!
OJCIEC PANA MŁODEGO
Co za bieda?
PAN MŁODY
Słuchajcie — Peer Gynt…
AASA
krzyczy
Zabili go?!
PAN MŁODY
O nie, popatrzcie! — Umknął cało!
TŁUM
Co? — Z narzeczoną?!
AASA
upuszcza kij
A to łajdak!
ASLAK
zdumiony
680 Już jest na szczycie! A jak skacze!
Jak kozioł!
PAN MŁODY
płacze
Niesie ją jak cielę!
AASA
grożąc Peerowi
A bodajś zleciał!
Nagle krzyczy
Och! Ostrożnie!
OJCIEC INGRYDY
wpada z gołą głową, blady od gniewu
Bezczelny rabuś!
Już on zapłaci za to głową!
AASA
685 Nie!!! Bóg mnie skarze, gdy pozwolę
Wam go ukrzywdzić!

[MUZYKA]

Odcinek trzeci

 [MUZYKA]

ska ścieżyna wysoko w górach. Wczesny ranek. Peer Gynt zagniewany szybko idzie ścieżką. Ingryda, jeszcze częściowo w stroju panny młodej, próbuje go powstrzymać.

PEER
Precz ode mnie!
INGRYDA
płacząc
Tak? Po wszystkim,
Co się stało? Dokąd mam pójść?
PEER
Gdzie chcesz. Mnie to obojętne.
INGRYDA
łamiąc ręce
Wiarołomco!
PEER
Wolna droga,
5 Byleby ode mnie z dala!
INGRYDA
Wspólny wiąże nas występek!
PEER
I nienawiść szczerą budzi.
Ach, do diabła z kobietami —
Oprócz jednej…
INGRYDA
Kto to taki?
PEER
10 Nie ty przecie.
INGRYDA
A kto? Powiedz?
PEER
Odejdź lepiej, skądeś przyszła!
Precz! Do ojca!
INGRYDA
Mój kochany!
PEER
Milcz!
INGRYDA
Nie mogę w to uwierzyć —
Precz?
PEER
Bo więcej się rozgniewam!
INGRYDA
15 Najpierw uwieść — potem wygnać!
PEER
A cóż ty mi ofiarujesz?
INGRYDA
Mam majątek, Haegstad — jeśli…
PEER
Masz jak jedwab złote włosy?
A śpiewniczek niesiesz w ręku?
20 Czy masz takie jasne oczy?
Trzymasz się fartucha matki?
INGRYDA
Nie, lecz…
PEER
A czy wczesną wiosną
Byłaś też u konfirmacji?
INGRYDA
Przecież…
PEER
Wolnaś od zawiści?
25 A wstyd widać na twym czole?
Rzekłaś na me prośby: nie?
INGRYDA
Boże! Jakie błędne oczy!
PEER
Czy od ciebie bije jasność?
Na twój widok człek się staje
30 Czysty? Powiedz!
INGRYDA
Peer! Mój drogi!
PEER
No więc cóż ci pozostało?
Chce odejść
INGRYDA
zastępując mu drogę
Wiesz, że możesz to przypłacić
Głową?
PEER
Chętnie! I co z tego?
INGRYDA
Mogę przyrzec ci bogactwo,
35 Jeśli wierny mi zostaniesz.
PEER
Co bogactwa twoje znaczą?
INGRYDA
wybuchając płaczem
Ach, uwiodłeś mnie nikczemnie!
PEER
Sama chciałaś!
INGRYDA
Bo bezradna
Byłam!
PEER
A ja — oszalałem!
INGRYDA
grożąc
40 Gorzko tego pożałujesz!
PEER
Możesz mnie, jak chcesz, ukarać.
INGRYDA
A więc jesteś niewzruszony?
PEER
Tak. Jak kamień.
INGRYDA
Dobrze. Ale ten uczynek
45 Kiedyś się na tobie pomści!
Schodzi drogą w dół
PEER
milczy przez chwilę, nagle woła
A niech czart to wszystko porwie!
Wszystkie głupie me rozrywki,
A najpierw — wszystkie kobiety!
INGRYDA
odwraca głowę i woła z szyderstwem
Oprócz jednej!
PEER
Tak! Jedynej!
Każde idzie w swoją drogę

Nad bagnistymi brzegami górskiego jeziora. Nadciąga burza. Aasa
zrozpaczona rozgląda się na wszystkie strony i woła. Solwejga
zaledwie z trudem może za nią nadążyć. Za nimi rodzice Solwejgi i Helga.

AASA
żywo gestykuluje i szarpie się za włosy
50 Ach, wszystko, wszystko na mnie się sprzysięgło!
Te straszne skały i niebo, i woda.
Góry zesłały mgłę, aby zabłądził,
Wpadł prosto w gardziel zdradzieckiego bagna.
Ze szczytów walą się głazy-olbrzymy,
55 A ludzie podli już mu grób gotują!
Czy im tak wolno? — Boże! Ty nie pozwól!
To łobuz! — Diabeł opętał szaleńca!
Zwraca się do Solwejgi
Nie mogę pojąć — choć to moje dziecko,
Że on, co same tylko zmyślał bajki,
60 Co tylko w gębie był takim siłaczem,
Co nigdy żadnej nie skończył roboty,
Teraz... O Boże! Czymże to się skończy?!
My zawsze razem, tak jak drzewo z korą,
Odkąd w pijaństwo wpadł mój mąż nieboszczyk
65 I wszczynał różne dzikie awantury.
Złoto topniało niby masło w słońcu,
A chłopak siedział wciąż w domu przy matce;
Nie było innej rady, jak zapomnieć.
By się sprzeciwić, brakło mi odwagi.
70 Może i byłam za słaba, za dobra,
A z losem zmierzyć się — to nazbyt śmiałe.
Człek tylko stara się odpędzić troski,
Pozbyć się myśli, które serce szarpią.
Jeden się wódką w smutkach otumania,
75 A drugi — kłamie! Tak też i my z Peerem
Przeróżne bajdy zaczęliśmy zmyślać
O duchach, królach, zakochanych parach,
O czarownikach; była także bajka
O narzeczonej porwanej przez chłopca.
80 Lecz przecie nigdy bym nie pomyślała,
Że z głupich gadek…
[W TLE SŁYCHAĆ DZIWNY DŹWIĘK]
znowu pełna lęku
A któż to tak krzyknął
Duch wodny? — Peer! Peer! — Och, tam on być musi!
Wybiega na małe wzgórze i patrzy ponad wody jeziora. Rodzice Solwejgi i Helga przyłączają się do niej
AASA
Nie, ani śladu!
OJCIEC SOLWEJGI
Tym gorzej dla niego!
AASA
płacząc
Ach, Peer, mój biedny, me jagnię zgubione!
OJCIEC SOLWEJGI
łagodnie potakując
85 Tak, on zgubiony!
AASA
Nie wolno tak myśleć!
Zła, głupia mowa! - Nie, mój Peer jest dzielny!
OJCIEC SOLWEJGI
Głupia kobieto!
AASA -
Nie, nie macie racji.
Niech będę głupia, ale Peer — to zuch!
OJCIEC SOLWEJGI
ciągle stłumionym głosem, spoglądając przyjaźnie
On jest zgubiony, serce ma z kamienia.
AASA
trwożnie
90 Bóg niejednego grzesznika ratuje.
OJCIEC SOLWEJGI
Wierzycie jednak, że on wyjdzie cało?
AASA
żywo
Gdybyś go widział, jak fruwa w obłokach!
[ODGŁOSY KROKÓW]
MATKA SOLWEJGI
Co wy, kobieto?
OJCIEC SOLWEJGI
Czyście oszaleli?
AASA
On umie wszystko! Zaczekajcie tylko!
95 Niech jak cebula zrzuci swe łupiny! —
OJCIEC SOLWEJGI
Prędzej, zdaje się, go ujrzycie
Na szubienicy!
AASA
krzyczy
Milczcie! Milczcie!
OJCIEC SOLWEJGI
Może poczuje wreszcie skruchę
Pod ręką kata.
AASA
oszołomiona
Tak mówicie,
100 Że mi się w głowie kręci. Trzeba
Go szukać!
OJCIEC SOLWEJGI
Duszę uratować.
AASA
I ciało także! Ja go znajdę,
Chociaż kobieta jestem słaba!
Jeżeli w bagno wpadł — osuszę,
105 Jeżeli jakaś go urzekła
Nieczysta siła, w dzwon uderzę.
OJCIEC SOLWEJGI
Tu, widzę, jest bydlęca ścieżka.
AASA
Bóg wam zapłaci za tę dobroć!
OJCIEC SOLWEJGI
To obowiązek chrześcijański.
AASA
110 A tamci wszyscy to poganie!
Tfu! Żaden nie dał mi pomocy!
OJCIEC SOLWEJGI
Znają go, widać, aż za dobrze.
AASA
Za mądry dla nich.
Załamuje ręce
Lecz pomyślcie —
O jego życie tutaj idzie!
OJCIEC SOLWEJGI
115 Tu ślady kroków…
AASA
Gdzie? Więc spieszmy!
OJCIEC SOLWEJGI
Trzeba poszukać przy szałasie.
Idą z żoną naprzód
SOLWEJGA
Mówcie mi jeszcze coś.
AASA
ocierając łzy
O moim Peerze?
SOLWEJGA
Tak, wszystko!
AASA
uśmiecha się i dumnie prostuje
Wszystko? — Zmęczysz się, dziecino.
SOLWEJGA
Nie, matko Aaso, zanim ja się zmęczę,
120 Prędzej ty znużysz się opowiadaniem.

[MUZYKA]

Późny wieczór. Nagie wzgórze w wysokich górach. W głębi ośnieżone szczyty. Cienie ścielą się już po ziemi.

PEER
wbiega pędem, nagle przystaje
Cała gromada już za mną w pogoni!
Pragną mnie schwytać, zbrojni w strzelby, w pałki.
Najwięcej wścieka się stary z Haegstadu,
A wszyscy wrzeszczą: "Peer Gynt uciekł! Łapać!"
125 To już coś więcej niż bójka z kowalem!
Oto mi życie! — Czuję się jak niedźwiedź!
Wymachuje rękami, podskakuje
Tak — łamać, walić, kruszyć skalne bryły!
Krzykiem zagłuszać rwące wodospady!
Drzewa wyrywać ze skał z korzeniami!
130 Brać się za bary z wichrem! — To jest życie!
Jak to hartuje i wzmacnia człowieka!
Do diabła wszystkie głupie kłamstwa, bajki!
TRZY PASTERKI
biegną wzgórzem krzycząc i śpiewając
Trond! Bond! I Korę! Na was czekamy!
Chcemy się bawić! Rozkosz wam damy!
PEER
135 Trollów wołacie?
PASTERKI 1, 2, 3
Naszych kochanków!
PASTERKA 1
Przybądźcie silni!
PASTERKA 2
Dość mamy wianków!
PASTERKA 3
Moja alkowa jest dzisiaj pusta!
PASTERKA 1
W słodyczy siła!
PASTERKA 2
W sile — rozpusta!
PASTERKA 3
Gdy nie ma chłopców, hulam z trollami!
PEER
140 Gdzie wasi chłopcy?
PASTERKI 1, 2, 3
z głośnym śmiechem
Hen, za górami!
PASTERKA 1
Mój ponad skarby mnie sobie cenił,
Teraz się z wdową starą ożenił!
PASTERKA 2
Mój u Cyganki miłość wyprosił,
Wiatr ich po polach teraz gdzieś nosi!
PASTERKA 3
145 A mój dzieciątko swe zakatrupił,
Za to pod topór kata się wkupił!
PASTREKI 1, 2, 3
[ŚPIEWAJĄCO]
Trond! Bond! I Korę! Na was czekamy!
Chcemy się bawić! Rozkosz wam damy!
PEER
jednym skokiem staje pomiędzy nimi
Ja jestem trollem! I mam trzy głowy!
PASTERKI 1, 2, 3
150 Ej że!
PEER
Do pieszczot z wami gotowy!
PASTERKA 1
Wszystkim dogodzisz?
PASTERKA 2
Chodź! Dam ci miodu!
PASTERKA 3
Chcę użyć życia, szaleć za młodu!
PASTERKA 2
całuje go
On jak żelazo w ogniu się płoni!
PASTERKA 3
całuje go
Jak oczy dziecka wśród czarnej toni!
PEER
tańczy z wszystkimi dziewczynami
155 Myśli lubieżne — dusza w rozpaczy,
Oczy się śmieją, choć serce płacze!
PASTERKI 1, 2, 3
wykrzywiają się w stronę gór, krzyczą i śpiewają
Trond! Bond! I Korę! Już nie czekamy!
Innemu dzisiaj rozkosze damy!
Wszyscy wybiegają tanecznym krokiem

[MUZYKA]

W górach Rondenu. Zachód słońca. Wokoło błyszczą śnieżne szczyty

PEER
wchodzi wzburzony i dziki
Zamek piętrzy się na zamku,
160 Pyszne lśnią przepychem wrota! —
Stój! — Nie znikaj! — Już szarzeje
I zapada w ciemność nocy
Zjawa cudna... Coraz dalej...
Na wieżycy kur skrzydlaty
165 W loty zrywa się podniebne!
Księga o siedmiu pieczęciach:
Nie ma wyjścia z tej otchłani.
Jakież drzewa osobliwe
Z tych rozpadlin wystrzelają!
170 Olbrzymy o stopach czaplich...
Znowu tylko omamienie
Z mgieł utkane, nędzna złuda.
Tam migocze tęcza jasna
I tysiącem barw się mieni,
175 Aż ból ślepia me przenika.
Ciężar jakiś czoło gniecie,
Jak żelazna obręcz płonie
I wgryza się aż do mózgu.
Nie rozumiem. Niech to diabli!
180 Kto mnie zakuł w te okowy?
Osuwa się na ziemią
Skok na koźle nad Gendynem!
Kto uwierzy w takie brednie?
Potem znów po pijanemu
Z panną młodą nad urwiskiem,
185 Przez psy wściekłe i wrzeszczące
Kruki niby zwierz ścigany,
Wśród czarownic i widziadeł —
Wreszcie związek ów szalony
Z trzema na raz dziewczętami —
190 Cóż za haniebny fantasta!
Wlepia wzrok w niebo
Dzikie gęsi dwie szybują
Na południe chyżym lotem! —
O, zabierzcie mnie, bo tutaj
W błocie brodzę po kolana!
Zrywa się
195 Pójdę z nimi! W ostrym wichrze
Kąpać się, zmyć wszelkie brudy!
Znów zanurzyć się w chrzcielnicy,
i Tak jak ongiś — w dniach dzieciństwa
Hen! Wysoko i daleko
200 Nad szałasy wzbić się nędzne
I nie spocząć, aż spokojną
Myśl odzyskam! Potem pomknąć
Poprzez morza, poprzez góry,
I zostać cesarzem Anglii!
205 Śmiejcie się, głupie stworzenia,
Cóż ma jazda was obchodzi!
Wam w udziale nie przypadnie
Nic, najwyżej tęgi kopniak! —
Gdzież powietrzni są pływacy?
210 Puste już błękity nieba...
A tam co za gmach się wznosi?
Z gruzów aż pod niebo strzela,
Rosną w oczach białe ściany,
Brama szeroko otwarta —
215 Dla gości. Już wiem, poznaję —
Nowy to dom mego dziada.
Zniknęły już stare szmaty,
Krzywe płoty już zniknęły,
Okna błyszczą się jak herby,
220 A w komnatach znów biesiada!
Proboszcz nożem w kielich dzwoni,
A kapitan pustą flaszkę
Rzuca w lustro, ot, dla żartu —
Lustro w proch się rozsypuje!
225 To nic, matko, niech się tłucze!
Jon Gynt bogacz, stać go na to!
Niechaj żyje Gyntów ród!
Jakie krzyki! Co za wrzawa!
Czy ich wino tak rozgrzało?
230 Kapitan na Peera woła,
A ksiądz proboszcz toast wznosi:
"Peer Gynt niech nam w szczęściu żyje!"
Znad pucharów głos rozbrzmiewa:
"Wielcy na świat cię wydali,
235 I ty wielkim będziesz kiedyś!"
Rzuca się do przodu, uderza się jednak o skalę, pada na ziemię — leży

[MUZYKA]


Odcinek czwarty

[MUZYKA]

Zbocze góry pokryte wielkimi liściastymi drzewami. Przez gałęzie widać migocące gwiazdy. W koronach drzew śpiewają ptaki. Wchodzi Kobieta w Zieleni. Peer Gynt postępuje za nią z gestami zakochanego.

KOBIETA W ZIELENI
przystaje i odwraca się
I to też prawda?
PEER
Ależ tak, na pewno!
Jak mi na imię Peer! Lub, jeśli wolisz,
Jak to, że jesteś prześliczną dziewczyną!
Jeśli mnie weźmiesz, nie zaznasz goryczy.
240 Nie będziesz przędła, ni wełny skubała,
A jeść dostaniesz, ile tylko zmieścisz!
Jednego włosa nie wyrwę ci z głowy —
KOBIETA W ZIELENI
Bić też nie będziesz?
PEER
O, cóż za pytanie!
Tak mało ufasz królewskiemu dziecku?
KOBIETA W ZIELENI
245 Więc królewiczem jesteś? — A mój ojciec
Jest królem Dowru —
PEER
To się świetnie składa.
KOBIETA W ZIELENI
W Rondenie stoi jego piękny pałac.
PEER
Gdybyś widziała zamek mojej matki!
KOBIETA W ZIELENI
Czy znasz mojego ojca? Króla Brozę?
PEER
250 A moją matkę znasz? Królową Aasę?
KOBIETA W ZIELENI
Gdy ojciec wpada w gniew, trzęsą się góry!
PEER
Na głos mej matki w pył się rozsypują!
KOBIETA W ZIELENI
Mój ojciec w skoku chmur dosięga głową!
PEER
A moja matka najdziksze strumienie
255 Przesadza na swym rumaku!
KOBIETA W ZIELENI
Czy nie masz
Innej odzieży oprócz tych łachmanów?
PEER
Zobaczysz, jak się wystroję w niedzielę!
KOBIETA W ZIELENI
Ja co dzień chodzę w złocie i w jedwabiach.
PEER
A mnie się zdaje, że to brudne szmaty.
KOBIETA W ZIELENI
260 Tak, bo na jedno musisz zważać bacznie:
U nas w Rondenie każda rzecz ma zawsze
Dwie strony. A więc zamek mego ojca
Też ci się może wydać kupą gruzów.
PEER
To osobliwe! Bo u nas tak samo!
265 Matkę mą ujrzysz pewnie wynędzniałą,
Brudną, a okna zatkane szmatami
Ze starych pończoch.
KOBIETA W ZIELENI
Białe wydaje nam się często czarne.
PEER
A wielkie — małe, brudne i nikczemne.
KOBIETA W ZIELENI
rzuca mu się na szyję
270 Ach, Peer, już widzę, para z nas dobrana!
PEER
A tak, dobrana! Jak noga do spodni,
Lub, jeśli wolisz, jak włos do grzebienia!
KOBIETA W ZIELENI
woła
Przybywaj, luby, weselny rumaku!
Wbiega ogromny wieprz z powrozem w pysku zamiast uzdy. Zamiast siodła ma na grzbiecie stary worek. Peer Gynt wskakuje na wieprza, sadzając przed sobą dziewczynę
PEER
Wio! Teraz jedźmy prosto do bram zamku!
275 A spiesz się! Spiesz się, mój rączy dzianecie!
KOBIETA W ZIELENI
z tkliwością
Gdy opuszczałam zamek mego ojca,
Było mi smutno — i jaka odmiana!
PEER
uderza wieprza i rusza kłusem
Wio! Po wierzchowcu można poznać jeźdźca!

[MUZYKA]

(wnętrze zamku, słychać gwar trolli, odgłosy jak w chlewie ze świniami)
Sala tronowa w zamku Starego z Dowru. Wielkie zgromadzenie trollów, elfów i gnomów. Stary z Dowru siedzi na tronie, w koronie i z berłem. Po obu stronach stoją jego dzieci i najbliżsi krewni. Peer Gynt stoi przed nim. Poruszenie na sali
TROLLE
Zabić go! Zabić! Chrześcijanin
280 Naszego króla uwiódł córkę!
Biada mu! Biada!
KSIĄŻĘ TROLLÓW
Mam go skaleczyć zaraz w palec?
TROLL 1
A może szarpnąć go za kudły?
KSIĘŻNICZKA TROLLÓW
Chętnie ugryzłabym go w udo!
CZAROWNICA 1
285 A ja bym z nim zrobiła koniec!
CZAROWNICA 2
z wielką łyżką kuchenną
Czy mam go zaraz zapeklować?
CZAROWNICA 3
z wielkim nożem rzeźniczym
Upiec na rożnie? Czy usmażyć?
STARY Z DOWRU
Cicho! — Zachować zimną krew!
Skinieniem przyzywa do siebie krewniaków
Najpierw musimy dobrze się naradzić. —
290 Ród nasz ostatnio bardzo podupada
I nie należy świeżą krwią pogardzać!
A temu chłopcu cóż można zarzucić?
Jest zdrowy, zgrabny, dobrze zbudowany...
Prawda, że nie ma więcej głów jak jedną,
295 Ale i córka moja, jak widzicie,
Ma tylko jedną, bo trzygłowe trolle
Są już przeżytkiem, a nawet — o wstydzie!
Dwugłowe dzisiaj rzadko się zdarzają,
I te, niestety, niewiele są warte!
Do Peera Gynta
300 Zatem poślubić pragniesz moją córkę?
PEER
Tak — i królestwo otrzymać w posagu.
STARY Z DOWRU
Połowę zaraz dostaniesz, a drugą
Weźmiesz dopiero po mej śmierci.
PEER
Zgoda.
STARY Z DOWRU
Zaczekaj jednak, synu, najpierw musisz
305 Zgodzić się również na nasze warunki.
Jeśli nie spełnisz chociażby jednego
I słowo złamiesz, przypłacisz to głową.
Nigdy nie wolno ci, tak, nawet w myśli
Wychodzić poza granice Rondenu.
310 Stronić też musisz od blasku dnia, chłopcze,
Unikać wszelkiej światłości i czynu.
PEER
Zgoda na wszystko, jeśli będę królem!
STARY Z DOWRU
Zbadamy jeszcze, synu, co masz w głowie.
Wstaje
NAJSTARSZY TROLL
do Peera Gynta
Musisz się teraz mocno trzymać, Peerze,
315 Jeżeli wszystkie chcesz rozgryźć zagadki.
STARY Z DOWRU
Zgadnij, czym człowiek różni się od trolla?
PEER
Obaj są tacy sami co do joty:
Wielki chce krajać, a mały znów — skubać!
Gdy tylko mogą, szarpią jednakowo!
STARY Z DOWRU
320 Masz rację! Widzę, że się w tym zgadzamy.
Ale egzamin jeszcze nieskończony,
Bo jeden dzień jest podobny drugiemu,
A mimo wszystko jest duża różnica.
Posłuchaj tylko, a zaraz zrozumiesz.
325 Tam, między ludźmi, mówi się: "Człowieku,
Bądź zawsze sobą!" U nas zaś, wśród trollów,
Mówimy: "Trollu, poprzestań na sobie!"
NAJSTARSZY TROLL
do Peera Gynta
Pewnie ci trudno głębią słów tych pojąć?
PEER
Hm... trochą trudno.
STARY Z DOWRU
"Poprzestań na sobie!"
330 Słowa te musisz w sercu swoim wyryć,
Jak znak herbowy na tarczy.
PEER
drapie się w głowę
A może...
STARY Z DOWRU
Musisz, jeżeli chcesz tu zostać panem!
PEER
Niech więc tak będzie. Mogłoby być gorzej.
STARY Z DOWRU
Musisz przyswoić sobie także, synu,
335 Nasz sposób życia, nasze obyczaje.
[ODGŁOSY NADCHODZĄCYCH TROLLI]
Daje znak ręką. Dwaj Trolle o głowach wieprzów, w białych szlafmycach, przynoszą różne potrawy i napoje.
Wół nam dostarcza miodów znakomitych,
A krowa daje nam słodkie pieczywo.
Kwaśne czy słodkie — to nie ma znaczenia,
Ważne, że wszystko własnego wyrobu.
PEER
odsuwa przyniesione potrawy
340 Niech diabli wezmą te wasze przysmaki!
Już ja tam do nich chyba nie przywyknę!
STARY Z DOWRU
Lecz spójrz na puchar. Widzisz? Szczerozłoty!
Kto go otrzyma, zyska względy córki.
PEER
zastanawiając się
Wszak napisano: "Zwalczaj swą naturę" —
345 Początek bywa zwykle najtrudniejszy —
Niech tam! Spróbuję!
Pije
STARY Z DOWRU
No, wreszcie jesteś rozsądny. — Co robisz?
[PEER WYPLUWA NAPÓJ]
Plujesz?
PEER
Lecz w końcu człek się przyzwyczaja!
STARY Z DOWRU
A teraz jeszcze musisz zrzucić z siebie
350 To chrześcijańskie odzienie; bo tutaj
Sami robimy wszystko, co nas stroi.
Oprócz kokardy na końcu ogona,
PEER
gniewny
Nie mam żadnego ogona!
STARY Z DOWRU
To drobiazg!
Zaraz mieć będziesz! Przyczepić mu ogon
355 Dworski!
PEER
O, tego to mi już za wiele!
STARY Z DOWRU
Co? Z gołym tyłkiem chcesz być moim zięciem?
PEER
Ludzi zmieniacie w bydlęta!
STARY Z DOWRU
Cóż znowu!
Mylisz się, synu. Tylko tym sposobem
Zmienię cię w księcia. A żółta kokarda,
360 Którą otrzymasz, jest u nas zaszczytną
I honorową odznaką.
PEER
zastanawiając się
Właściwie
Czymże jest człowiek? Tylko marnym pyłem...
A więc się poddam tutejszym zwyczajom...
No, przywiązujcie!
STARY Z DOWRU
Mądry z ciebie chłopak.
NAJSTARSZY TROLL
365 Popróbuj teraz trochę podrygiwać.
Merdaj ogonem!
PEER
y
Sam sobie merdaj! Ty lepiej potrafisz! —
A może jeszcze mam się wyrzec wiary?
STARY Z DOWRU
[ŚMIEJE SIĘ]
Nie, tę zachowaj sobie aż do grobu.
370 My tutaj mamy swobodę wyznania,
Wiara jest wolna od cła i podatków.
Trolla poznaje się po obyczajach
I po wyglądzie tylko. — Więc się nie bój,
To, co ty wiarą zwiesz, u nas zowiemy
375 Strachem.
PEER
A wiesz ty, gdy dobrze pomyśleć,
Wcale nie jesteś taki znowu głupi.
STARY Z DOWRU
Mój synu, wierz mi, że jesteśmy lepsi,
Niż głosi o nas powszechna opinia.
My nie chowamy niczego pod korcem...
380 Ale już dość tych poważnych dyskusji,
Czas rozweselić oczy twe i uszy!
Niech zabrzmi dźwięcznie harfa twa, dziewczyno,
A ty, tancerko, rozpocznij swe pląsy!
Muzyka i taniec (muzyka straszna, bełkotliwa, jak dla wieprzy)
NAJSTARSZY TROLL
Podoba ci się?
PEER
Hm...
STARY Z DOWRU
No, śmiało, śmiało!
385 Co widzisz? Powiedz?
PEER
Przecież to okropne:
W rozklekotane struny krowa wali,
A prosię wstrętne przy niej podryguje!
NAJSTARSZY TROLL
Ha! Musisz zginąć! Pożryjcie go zaraz!
STARY Z DOWRU
On patrzy jeszcze ludzkimi oczami!
KSIĘŻNICZKA TROLLÓW, CZAROWNICA  1, 2, 3
390 Obciąć mu uszy i wyłupić oczy!
KOBIETA W ZIELENI
płacząc
Pozwala sobie na takie obelgi,
Kiedy my z siostrą gramy i tańczymy!
PEER
Więc to ty byłaś? — Czasem człek się myli.
Trzeba się przecież trochę znać na żartach!
KOBIETA W ZIELENI
395 Odwołaj zaraz!
PEER
Niech mnie diabli wezmą,
Jeśli zełgałem, że taniec i granie
Były przecudne!
STARY Z DOWRU
I znowu wyszła twa ludzka natura.
Tak trudno wam się tych nawyków pozbyć!
400 Choćby was nawet kto porąbał mieczem,
Rany się goją, a wy wciąż ci sami.
Mój zięć, zdawałoby się, jest rozsądny,
Zrzucił posłusznie chrześcijańskie suknie,
Naszego miodu puchar spełnił złoty,
405 I nawet ogon dał sobie przyczepić!
Wszystko uczynił chętnie, z dobrej woli,
Więc uwierzyłem, że z siebie wyrzucił
Już raz na zawsze starego Adama. —
Tak, tak, mój synu, widzę, że konieczna
410 Jest operacja, abyś mógł pokonać
W sobie tę ludzką, upartą naturę.
PEER
Co? Operacja?
STARY Z DOWRU
Oczy twoje zmienię.
Lewe skaleczę, by patrzyło zezem,
Prawe zaś wyjmę; ale dzięki temu
415 Zobaczysz wszystko piękne, harmonijne.
PEER
Czyś ty pijany?
STARY Z DOWRU
kładąc na stole kilka ostrych instrumentów
Oto me narzędzia.
Wkrótce już będziesz widział, jak należy.
Jeśli do tego założę ci klapy,
Takie jak noszą konie zbyt płochliwe,
420 Twa narzeczona wyda ci się cudem.
Nie będziesz więcej ulegał złudzeniom.
PEER
Ależ, mój stary, tyś, widzę, oszalał!
NAJSTARSZY TROLL
Milcz, przyjacielu, to jest Starzec z Dowru,
Wszelaką mądrość w sobie on jednoczy!
STARY Z DOWRU
425 Pomyśl, jak wielu plag, zmartwień, utrapień
Możesz uniknąć! Toć oczy są źródłem
Łez, które zawsze rozpacz nam wyciska.
PEER
Właściwie słusznie; wszak powiada Biblia:
Jeżeli oko twoje cię zgorszyło,
430 Wyłup je! — Dobrze, lecz powiedz mi tylko,
Jak długo przetrwa takie oko trolla?
Kiedy odzyskam znów ludzkie wejrzenie?
STARY Z DOWRU
Nigdy!
PEER
Więc żegnaj, dziękuję za wszystko!...
STARY Z DOWRU
Co pragniesz począć?
PEER
Powrócić do świata.
STARY Z DOWRU
435 To niemożliwe. Bo do tego domu
Łatwo się wśliznąć, lecz powrotu nie ma.
PEER
Nie zatrzymacie mnie chyba przemocą?
STARY Z DOWRU
Myślę, że będziesz rozsądny, mój książę!
Masz talent, możesz zostać trollem. — Prawda,
440 Że on już teraz wygląda na trolla?
Wszak pragniesz tego?
PEER
Pragnę. Aby zdobyć
Tu narzeczoną i całe królestwo,
Któż by się troszczył o portki czy bluzę!
Lecz przecież wszystko ma swoje granice!
445 To prawda, ogon dałem sobie przypiąć,
Ale nie muszę merdać nim bez przerwy.
Kurtkę zrzuciłem, same zresztą łaty,
Lecz kiedyś jeszcze chciałbym ją nałożyć!
Na obrzydliwe napoje i jadło
450 Znalazłbym może skuteczną odtrutkę,
Przysiągłbym nawet, że krowa jest dziewką,
Taką przysięgę łatwo da się strawić.
Ale na wieki z wami tu pozostać,
Biegać po górach zezując jak trolle,
455 Być uwięzionym, bez żadnej nadziei
Powrotu — dzięki wam za taką łaskę!
Niech diabli porwą całe państwo trollów!
STARY Z DOWRU
To już naprawdę zaczyna mnie gniewać!
Myślisz, szaleńcze, że zacznę od nowa
460 Cię przekonywać? — Toż to niesłychane!
Najpierw uwiodłeś mi córkę —
PEER
To kłamstwo!
STARY Z DOWRU
Musisz ją teraz poślubić!
PEER
Dlaczego?
Nie widzę podstaw.
STARY Z DOWRU
Co? Bezwstydny głupcze,
Nie pożądałeś jej? Chciałeś królestwa!
PEER
lekko
465 I czego jeszcze? — Toć to były żarty!
STARY Z DOWRU
Oto są ludzie, zawsze tacy sami!
Mówią o duszy, a w gruncie uznają
Tylko konkretne, namacalne rzeczy.
Czyż pożądanie i chęć nic nie znaczą?
470 Przysięga twoja lekka jest jak piórko?
PEER
Daj spokój, starcze, nie połknę przynęty!
KOBIETA W ZIELENI
Peer, pomyśl, drogi, wkrótce będziesz ojcem!
PEER
Otwierać bramę!
STARY Z DOWRU
Dobrze, lecz twe dziecko
Pójdzie za tobą w pięknej koźlej skórce.
[PŁACZ KOBIETY W ZIELENI]
PEER
ocierając pot z czoła
475 Raz się już zbudzić!
STARY Z DOWRU
Gdzie mam je odesłać?
Na dwór królewski?
PEER
Do domu podrzutków!
STARY Z DOWRU
Zrób z nim, co zechcesz. Lecz pamiętaj, książę,
Że tym sposobem sprawie łba nie skręcisz.
Latorośl twoja i tam też wyrośnie,
480 A szybko rosną podobni mieszańce!
PEER
Posłuchaj, stary i nie bądź uparty!
I ty, panienko, miej trochę rozsądku!
Dajcie mi odejść! Nie jestem książęciem
Ani bogaczem; i mizerną ucztę
485 Będziecie mieli, jeśli mnie zechcecie
Pożreć!
Kobieta w Zieleni mdleje, dziewczęta-trolle wyprowadzają ją
STARY Z DOWRU
patrzy na niego przez chwilę z głęboką pogardą, po czym mówi
Roztrzaskać go o skalną ścianę!
MAŁE TROLLE 
prosząc
Pozwól nam, ojcze, najpierw się zabawić
W kotka i myszkę z tym głupim pajacem!
W wilka i sarnę, w wróbla i jastrzębia!
STARY Z DOWRU
490 Skończcie z nim! Ja zaś drzemką gniew uśmierzę.
Dobranoc!
Odchodzi
PEER
ścigany przez młode trolle
Puśćcie mnie, diabla hołoto!
Chce uciec kominem
MŁODE TROLLE
Koboldy, gnomy! Hej! Kąsać go! Szczypać!
PEER
Aj! Aj!
Chce uciec przez otwór piwnicy
MŁODE TROLLE
Zamknąć piwnicę!
NAJSTARSZY TROLL
Jak ładnie się bawią!
PEER
walcząc z młodym trollem, który wgryzł się w jego ucho
495 Puść mnie, szczeniaku!
NAJSTARSZY TROLL
uderza go po rękach
Jak ty się wyrażasz?
To krew królewska, głupcze!
PEER
Mysia dziura!
Podbiega
MŁODE TROLLE
Zatkajcie dziurę!
PEER
To wściekłe bestie! Gorsze niż ten stary!
MŁODE TROLLE
Drapać go, szarpać! Obedrzeć ze skóry!
PEER
500 Chciałbym być myszą!
Ucieka naokoło
MŁODE TROLLE
otaczają go
Koło! Zamknąć koło!
PEER
w rozpaczy
Czemuż nie jestem wszą!
Pada na ziemię
MŁODE TROLLE
Teraz go mamy!
PEER
ledwie widoczny pod chmurą trollów
Matko! Ratunku! Szybko!
Słychać w oddali dzwony kościelne
MŁODE TROLLE
Co to? Dzwony!
Zmykajmy! Klecha!
Uciekają wśród krzyku i wycia, gmach zapada się, wszystko znika.

[MUZYKA]


Odcinek piąty

[MUZYKA]

Głęboki mrok. Peer Gynt wielką gałęzią wali dokoła siebie

PEER
Ktoś ty? Odpowiedz!
GŁOS
Jestem sobą samym!
PEER                                                                 
505 Ustąp mi z drogi!
GŁOS
Możesz mnie ominąć,
Miejsca jest dosyć!
PEER
chce przejść na inną stronę, napotyka jednak na opór
Powiedz mi, kim jesteś?
GŁOS
Jestem sobą samym.
Mógłbyś to również powiedzieć o sobie?
PEER (bierze gałąź)
Mówię, co zechcę. Miecz mam bardzo ostry!
510 Uważaj! Strzeż się! Już spada ze świstem!
Saul pobił setki, a Peer Gynt tysiące!
Uderza z całej siły
Kim jesteś?
[GŁOS SIĘ ŚMIEJE]
GŁOS
Jestem sobą!
PEER
Co za głupstwa
Powtarzasz w kółko! Toć to nic nie znaczy!
Czym jesteś?
GŁOS
Wielkim Krzywym!
PEER
Znowu bzdury!
515 Nie umiesz, widzę, wyrażać się jaśniej.
Więc z drogi, Krzywy!
GŁOS
Musisz mnie wyminąć!
PEER
Nie, ja się przedrę!
Uderza gwałtownie
Zginął!
Chce pójść dalej, ale znowu zderza się z czymś
Co za licho?
Czy jest was więcej?
GŁOS
[GŁOS SIĘ ŚMIEJE]
Nie, tylko ja jeden!
Ja, Wielki Krzywy, na rany nieczuły,
520 Krzywy zabity, a wciąż jednak żywy!
PEER
odrzuca gałąź
Ktoś mi tu, widzę, mą broń zaczarował!
Ale poczujesz, bratku, moje pięści!
Przedziera się
GŁOS
O tak, polegaj tylko na swych pięściach!
Daleko zajdziesz!
PEER
znowu się cofa
Kręcę się jak głupi!
525 Czy w tę, czy w tamtą stronę się obrócę,
Wszędzie go pełno! Wystąp! Powiedz imię!
Coś ty za jeden?
GŁOS
Jestem Krzywy!
PEER
Znowu!
Kierując się po omacku
Ani to żywy, ani to umarły!
Mgła jakaś, plazma, bez postaci, kształtu.
530 Mruczy, jak stado na pół rozbudzonych
Ze snu niedźwiedzi!
Krzyczy
Uderz wreszcie! Uderz!
GŁOS
O, Wielki Krzywy nie jest głupcem!
PEER
Uderz!
GŁOS
Nie! Krzywy nigdy nie uderza!
PEER
Musisz!
GŁOS
Krzywy potrafi zwyciężać bez walki!
PEER
535 Dajcie mi choćby jednego podjadka!
Niechby mnie szczypał troll czy kobold jakiś!
Mógłbym przynajmniej pociąć go na sztuki!
O, znowu chrapie! — Krzywy! —
GŁOS
Co? Do usług
PEER
Użyj przemocy!
GŁOS
Nie, tego nie zrobię,
540 Bo Wielki Krzywy zwycięża powoli!
PEER
gryzie się w ręce i ramiona
Zatapiam w ciało zęby i pazury!
O! Dobrze, dobrze! — Własną krew zobaczyć!
KRZYK PTAKÓW
Krzywy, czy idzie?
GŁOS
Idzie, krok za krokiem!
KRZYK PTAKÓW
Hej! Do mnie, siostry! Przybywajcie wszystkie!
PEER
545 Chcesz mnie, dziewczyno, ocalić? Więc szybko!
Spiesz się! A nie patrz tak smutno i gorzko!
Swój modlitewnik rzuć mu prosto w ślepia!
KRZYK PTAKÓW
Zachwiał się! Mdleje!
GŁOS
Już go marny!
KRZYK PTAKÓW
Siostry!
PEER
Zbyt wielką cenę płaci się za życie,
550 Gdy jest nią chwila podobnych męczarni!
Pada
KRZYK PTAKÓW
Pada! Hej, Krzywy! Bierz go! Już nie ujdzie!
W oddali słychać dzwony
GŁOS
niknie powoli i wola gasnącym głosem
Och! Był za silny! Są przy nim kobiety!
[MUZYKA]
Wschód słońca. W górach przed szałasem Aasy. Drzwi zaryglowane. Pustka i cisza. Peer Gynt śpi, oparty o ścianę szałasu.
PEER
budzi się, spogląda dokoła tępym i leniwym wzrokiem. Spluwa
Zjadłbym słonego śledzia.
Pluje znowu; spostrzega Helgę, zbliżającą się z koszykiem żywności
To ty, dziecko?
Skąd się tu wzięłaś? Powiedz?
HELGA
To Solwejga…
PEER
zrywa się
555 Gdzie jest Solwejga?
HELGA
Tutaj, za szałasem.
SOLWEJGA
zza ściany
Jeśli podejdziesz do mnie, to ucieknę!
PEER
bez ruchu
Myślisz, że zrobię ci coś złego?
SOLWEJGA
Wstydź się!
PEER
Wiesz, co robiłem tej nocy? Księżniczka
Z Dowru goniła za mną aż do rana.
SOLWEJGA
560 Dobrze, że we wsi uderzono w dzwony!
PEER
Cóż to obchodzić może Peera Gynta!
Co powiedziałaś?
[SŁYCHAĆ UCIEKAJĄCĄ SOLWEJGĘ]
HELGA
z płaczem
Widzisz? Już ucieka!
Zaczekaj!
Biegnie za nią
PEER
chwyta ją za rękę
Popatrz, co tu mam w kieszeni!
Srebrny guziczek... Dam ci go, jeżeli
565 Wstawisz się za mną!
HELGA
Puść mnie!
PEER
Weź go sobie!
HELGA
Puść mnie! — A tam masz jedzenie w koszyku!
PEER
Bóg ci zapłaci…
HELGA
Ja się ciebie boję!
PEER
puszcza jąłagodnie
Poproś ją tylko, niech o mnie pamięta!
Helga wybiega
[MUZYKA]
W głębi sosnowego lasu. Pochmurny dzień jesienny. Pada śnieg.
Peer Gynt, bez bluzy, ścina drzewo
PEER
uderza toporem w starą rosochatą sosnę
Uparty jesteś, mój ty stary druhu!
Wszystko daremne! — Za chwilą ulegniesz!
Uderza znowu
Widzą, że pancerz masz mocny, ze stali,
Ale mój topór zaraz go rozpłata!
5 Tak, tak! Potrząsaj bezsilnym ramieniem!
Nic to dziwnego, że tak drżysz ze strachu,
Bo sam rozumiesz, że wnet padniesz trupem!
Nagle przerywa pracę
Tfu, urojenie! Toż to drzewo zwykłe,
Nie żaden rycerz w stal zakuty twardą!
10 Ciążka robota to ścinanie drzewa,
A jeszcze marzyć przy tym — to szaleństwo.
Trzeba z tym skończyć; głupio żyjesz, bratku,
Z urojeń mglistych stwarzasz te widziadła!
Wyrzutkiem jesteś chłopcze, wypędzonym
15 W lasy!
Przez chwilę rąbie znowu
Wyrzutkiem! Tak! I nawet matka
Nie dba o ciebie, do stołu nie poda.
Głodnyś, nicponiu, to sam sobie przynieś
Coś do jedzenia z lasu albo z rzeki.
Sam natnij wiórów i rozpal ognisko,
20 Z ryb i korzonków strawę sobie uwarz!
Chcesz ciepłą odzież mieć, upoluj kozła!
Domu ci trzeba, sam ściągaj kamienie,
Wstawaj o świcie, ścinaj twarde drzewa,
Na własnych barkach dźwigaj je z mozołem!
Opuszcza topór i patrzy przed siebie
25 Dom będzie piękny! Wieża i chorągiew
Z daleka będą pana zwiastowały.
Na szczycie wytnę z sosnowego drzewa
Syrenę piękną o rybim ogonie.
Klamki i rygle muszą być z mosiądzu,
30 A szyby w oknach zalśnią, że ludziska
Jak wryci będą stawać i otwierać
Gęby z podziwu nad tym blaskiem srogim!
Śmieje się boleśnie
Znów te diabelskie zwidy! Majaczenia!
Jesteś wyrzutkiem, chłopcze!
Uderza gwałtownie toporem
Daszek z kory
35 Też cię osłoni przed zimnem, szarugą.
Podnosi oczy w górę ku drzewu
O, już się chwieje! Zaraz będzie koniec!
Uderza
No, padła wreszcie i leży jak długa,
Pogniotła wszystkie krzaki swym ciężarem!
Zaczyna obcinać gałęzie, nagłe przystaje ze wzniesionym toporem
Ktoś tu się skrada! — To stary z Haegstadu
40 Chce pewnie podejść mnie…
Ukrywa się za drzewem i czatuje
To jakiś chłopak!
Jest przerażony i blady, ze strachem
Patrzy dokoła. — Cóż on tak ukrywa
Trwożnie pod kurtką? — To sierp. — Teraz kładzie
Rękę na pniaku. — Stój! Co robisz, głupcze?
[SŁYCHAĆ UDERZENIE SIEKIERĄ I KRZYK BÓLU CHŁOPAKA]
45 Palec odrąbał jednym śmiałym cięciem!
Krwawiącą ranę owija gałganem
I jak szalony umyka do lasu!
Podnosi się
To opętaniec jakiś! — Własny palec
Żeby tak odciąć! — Rozmyślnie, przytomnie…
50 Ach, już rozumiem! — Chciał biedak uniknąć
Służby wojskowej. — Woli zostać w domu,
Niż pójść na wojnę... Ale z tej przyczyny
Odcinać sobie palec? Być kaleką?
Można pomyśleć o tym, pragnąć tego,
55 Ale popełnić taki czyn? O! Nigdy!
Tego to chyba nigdy nie zrozumiem.
Potrząsa głową i wraca do roboty

[MUZYKA]

Odcinek szósty

[MUZYKA]

Izba Aasy. Wszystko w nieładzie, skrzynie pootwierane, ubrania porozrzucane. Kot na łóżkuAasa i Kari, żona wyrobnika, uwijają się po izbie, pakują rzeczy i porządkują

AASA
nadbiegając z jednej strony
Słuchaj no, Kari…
KARI
Czego chcecie?
AASA
biegnąc w drugą stronę
Powiedz mi, gdzie jest...? No wiesz... słuchaj...
Czego ja szukam? — Tracę głowę…
60 Gdzie klucz od skrzyni?
KARI
W zamku sterczy.
AASA
Co to za hałas?
[SŁYCHAĆ ODJEŻDŻAJĄCY WÓZ DREWNIANY]
KARI
To ostatnia
Fura wyjeżdża do Haegstadu.
AASA
płacząc
Niechby i mnie już raz wywieźli
Na cmentarz, w trumnie! Dość tej męki!
65 Zlituj się, Boże! Dom już pusty…
Czego nie zabrał ten z Haegstadu,
Sąd mi zabiera. Ograbili
Mnie do ostatka, do koszuli!
Pfui! — Niech ich Pan Bóg ciężko skażę!
Siada na brzegu łóżka
[W TLE MIAUCZENIE KOTA]
70 Wszystko przepadło — dom i ziemia.
Stary był podły, ale sędzia
Jeszcze podlejszy! Znikąd rady,
Znikąd pomocy, zmiłowania.
A Peer daleko — mój obrońca!
KARI
75 Możecie mieszkać tu do śmierci.
AASA
Tak, na łaskawym Chlebie — z kotem.
KARI
Ładnego piwa wam nawarzył
Ten wasz synalek!
AASA
Nie bądź głupia!
Paplesz trzy po trzy! Peer nie winien!
80 Ingryda przecież wyszła cało.
Wszystkiemu winien tylko diabeł,
Bo on opętał mego chłopca!
KARI
A może wezwać tu pastora?
Mógłby wam pomóc coś w tej sprawie.
AASA
85 Pastora? Wiesz, to dobra rada!
[MIAUCZENIE KOTA]
Zrywa się
Nie, nie, nie mogę! Toć ja matka!
Mojemu chłopcu muszę sama
Dopomóc! To mój obowiązek! —
Gdzie jest ten kubrak połatany?
90 Gdybym mu mogła posłać futro!
A gdzie pończochy? Wycerować
Muszę je przecie…
KARI
Tam, w rupieciach.
AASA
grzebiąc w gratach
Patrz, co znalazłam! Starą łyżkę,
Którą się bawił, będąc dzieckiem.
95 Cynę stopioną tutaj wlewał,
A potem robił z niej guziki.
Kiedyś, pamiętam, w czasie uczty
Przyszedł i prosił o kawałek
Cyny, a ojciec, już pijany:
100 „Masz tu talara — rzekł — srebrnego,
Srebrem, nie cyną masz się bawić!"
Niech Bóg przebaczy mu tę pychę
I tę zuchwałość. — Są pończochy!
Ależ je podarł! Same dziury!
105 Musimy szybko wycerować.
KARI
Dobrze.
AASA
A potem się położę.
Wszystko mnie boli, brak powietrza...
Uradowana
O, dwie koszule — i to ciepłe!
KARI
Bo zapomnieli zabrać!
AASA
Łotry!
110 Jedną do kufra odłożymy.
Albo nie — obie zabierzemy,
Bo ma na sobie bardzo lichą.
KARI
Ale ja myślę, matko Aaso,
Że to grzech?
AASA
Wszystko mi już jedno!
115 Toć proboszcz mówi, że grzesznikom
Pan Bóg odpuszcza wszelkie winy.
[MUZYKA]
W lesie przed świeżo zbudowaną chatą. Jelenie rogi nad drzwiami. Wysoki śnieg. Zmrok. Peer Gynt stoi przed drzwiami i przybija wielki drewniany skobel
PEER
śmiejąc się od czasu do czasu
[ODGŁOS STUKANIA]
Zamek mieć muszę mocny, by powstrzymał
Tę jadowitą, dziką trollów zgraję.
[ODGŁOS STUKANIA]
Inaczej wpadną i zatopią szpony
120 W ciele śpiącego. Każdego wieczoru
Przychodzą do mnie, pukają cichutko:
"Otwieraj, Peerze" — znam dobrze te głosy —
"To my tańczymy co noc pod twym łóżkiem,
Śmiechem trzeszczymy w popiele ogniska,
125 I jak ogniste smoki uciekamy
Kominem. — Hi, hi! Myślisz, Peerze Gyncie,
Że cię ochronią dyle czy pazury
Przed diabelskimi myślami koboldów?!"
Solwejga zjeżdża po łące na nartach. Na głowie ma chusteczkę, w ręku zawiniątko
SOLWEJGA
Szczęść Boże w pracy! — Przyszłam tu do ciebie,
130 Bo mnie wołałeś.
PEER
Czy to ty? Naprawdę?!
To ty, Solwejgo? — I już się nie boisz
Przybliżyć do mnie?
SOLWEJGA
Najpierw siostrzyczka przyniosła mi wieści,
Helga. — A potem wiatr o tobie szumiał...
135 W myślach widziałam cię stale, słyszałam,
I gdy twa matka mówiła o tobie,
I kiedy nocą w snach się pojawiałeś,
Wszystko to wieścią było mi od ciebie,
Głos jakiś wołał: "Biegnij, pędź do niego!"
140 Każdy dzień był mi tam pusty i smutny,
Śmiać się serdecznie nie mogłam, ni płakać!
Choć nie wiedziałam, czy mnie tutaj zechcesz,
Wiedziałam jedno, że muszę być z tobą!
PEER
Cóż ojciec na to?
SOLWEJGA
Ojciec? Na tym świecie
145 Nic mnie już teraz nie może powstrzymać.
Nic. Żadna siła!
PEER
Solwejgo! Więc wszystkich
Rzuciłaś dla mnie?
SOLWEJGA
Dla ciebie jednego!
Teraz mi jesteś wszystkim, mój kochany!
Płacząc
A jednak ciężko było mi porzucić
130 Małą siostrzyczkę, ciężko mego ojca,
Ale najciężej tę, co mnie nosiła
W swym łonie. — Boże! Wybacz — mówię głupio —
Najciężej było wszystkich, wszystkich rzucać!
PEER
A znasz ty, dziecko, wyrok ten surowy,
155 Co mnie pozbawił domu i dobytku?
SOLWEJGA
Myślisz, że tylko dla takich korzyści
Rzuciłam wszystko, co było mi drogie?
PEER
A wiesz, że mogą mnie zaraz pochwycić,
Gdybym odważył się łeb wytknąć z lasu?
SOLWEJGA
160 Na nartach biegłam tu w śnieżnej zawiei,
Wiatr pytał: Dokąd? — Mówiłam: Do domu!
PEER
Po cóż mi teraz rygle, ściany, zamki!
Już się nie boję złych myśli koboldów!
Jeśli chcesz zostać tu z biednym myśliwym,
163 Obecność twoja chroni mnie od złego!
Och! Pozwól patrzeć na siebie choć z dala!
Jakaś ty piękna, jasna, pełna wdzięku!
A teraz muszę podnieść cię do góry!
[SOLWEJGA ŚMIEJE SIĘ]
Jak lekko! Wcale nie czuję ciężaru!
170 Nie trwóż się tylko, ja cię nie pobrudzę!
Trzymam cię z dala od siebie! Solwejgo!
Czyż mogłem przeczuć w najśmielszym marzeniu,
Że przyjdziesz do mnie tutaj, do tej chaty?
Ten nędzny domek jest niegodny ciebie,
175 Teraz zbuduję ci nowy, piękniejszy!
SOLWEJGA
Mały czy duży — tam dobrze, gdzie razem.
Powietrze tutaj takie świeże, lekkie!
A tam w dolinie było duszno, ciasno
Jak w grobie! Stamtąd musiałam uciekać!
180 Tutaj, gdzie sosny tak szumią na wietrze,
Chcę już pozostać, tutaj dom mój będzie.
PEER
Na całe życie? Jesteś tego pewna?
SOLWEJGA
Z tej drogi nie ma już dla mnie powrotu.
PEER
Więc jesteś moja! Więc cię już nie puszczę!
185 Wejdźmy do chaty, wnet przyniosę drzewa,
Rozpalę ogień, aby nam tu było
Jasno i ciepło!
Otwiera drzwi, Solwejga wchodzi do chaty. Peer chwilę stoi nieruchomy, po czym wybucha głośnym, radosnym śmiechem i podskakuje w górę
Moja królewna! Wreszcie ją znalazłem!
Teraz dopiero zamek wybuduję!
Chwyta siekierę i wychodzi. W tej samej chwili wchodzi starsza kobieta w postrzępionej zielonej sukience. Odrażająco brzydki, kulejący Chłopak z dzbankiem piwa w ręku trzyma się jej fartucha
STARSZA KOBIETA
190 Dobry wieczór, Peerze Gyncie,
Szybkonogi!
PEER
Co to? — Któż to?
STARSZA KOBIETA
My znajomi twoi, Peerze.
Moja chata tu w pobliżu,
Więc jesteśmy sąsiadami.
PEER
195 Tak? — To dziwne.
STARSZA KOBIETA
Gdyś budował,
Moja chata rosła obok.
PEER
chce odejść
Ja się spieszę —
STARSZA KOBIETA
Znam to, zawsze
Się spieszyłeś. Lecz cię wreszcie
Dopędziłam!
PEER
200 To pomyłka jakaś, matko!
STARSZA KOBIETA
Raz się tylko pomyliłam,
Gdym wierzyła twym przysięgom.
PEER
A cóż ja ci przysięgałem?
Kiedy?
STARSZA KOBIETA
Zapomniałeś, widzę,
205 O napojach, któreś spijał
W zamku ojca mego, w Dowrze?
PEER
Zapomniałem, bo nic nie wiem!
|Wszystko sobie wymyśliłaś!
Kiedyż to ja cię spotkałem?
STARSZA KOBIETA
210 Widziałeś mnie po raz pierwszy
I ostatni.
Do Chłopaka
Podaj ojcu
Trochę piwa, bo mu pewnie
Zaschło w gardle!
PEER
Ojcu? — Jak to?
Czyś pijana? — Więc on byłby…
STARSZA KOBIETA
215 Gdzie masz oczy? — Po szczecinie
Można przecie poznać wieprza!
Taki syn przynosi zaszczyt!
Ma kulawą jedną nogę,
Tak jak ty kulawą duszę!
PEER
220 Więc ty sobie uroiłaś — ?
STARSZA KOBIETA
No, przyznaję, że z urody
To nie anioł!
PEER
Taki drągal!
Długonogi, zezowaty…
STARSZA KOBIETA
Tak, nad podziw szybko wyrósł!
PEER
225 Ty potworze, chcesz mi wmówić
Że to bydlę…
STARSZA KOBIETA
Bodziesz słowem
Obelżywym, jak byk rogiem!
Płacząc
Cóżem winna, że nie jestem
Już tak piękna jak naonczas,
230 Gdyś mnie w lesie zwabił, znęcił?
Przy porodzie diabeł czuwał,
Więc dlatego bardzo zbrzydłam.
Jeśli jednak chcesz, by krasa
Dawna mi znów powróciła,
235 Wyrzuć z domu tę dziewczynę,
Wypędź z oczu, z serca, z myśli,
A przestanę być bydlęciem!
PEER
Precz ode mnie, czarownico!
STARSZA KOBIETA
Dokąd?
PEER
Bo ci łeb rozwalę!
STARSZA KOBIETA
240 Spróbuj! Nie trudź się daremnie!
Ja twych ciosów się nie boję.
Co dzień będę przy twym domu,
By przez szparę w drzwiach podglądać
Twe uściski i pieszczoty.
245 Gdy na ławce z nią usiądziesz,
Kochający, czuły, tkliwy.
Stanę wtedy między wami
I zażądam mojej części!
Obie będziem cię ściskały!
250 Bądź zdrów, Peerze! Jutro możesz
Brać ślub!
PEER
Wiedźmo z piekła rodem!
STARSZA KOBIETA
Ach, byłabym zapomniała!
Synka musisz sobie zabrać,
Teraz będzie na twym chlebie. —
255 Chcesz, diablątko, do tatusia?
DIABLĄTKO
pluje na Peera
Tak, zabiję go siekierą!
STARSZA KOBIETA
całując Chłopaka
Daj mi buzi! Gdy podrośniesz,
Będziesz tata wykapany!
PEER
tupie nogą
Bodajś była tak daleko…
STARSZA KOBIETA
260 Jak jesteśmy tu w pobliżu?
PEER
zaciskając pięści
I to wszystko…
STARSZA KOBIETA
Za myśl grzeszną!
Bardzo mi cię żal, mój Peerze!
PEER
Biada słodkiej mej Solwejdze,
Czystej, szczerej niby złoto!
STARSZA KOBIETA
265 "Niewinny musi pokutować" —
Rzekł diabeł, gdy go matka prała
Za to, że ojciec żył jak świnia.
Odchodzi z Diablątkiem w gęstwinę. Chłopak rzuca dzbankiem za Peerem
[GROŹNA MUZYKA]
PEER
po długim milczeniu
Obejść, wyminąć! — mówił do mnie Krzywy...
Teraz rozumiem... Mój królewski zamek
270 Rozpadł się, zniknął! Już wzrastały mury,
Już miały spełnić się moje marzenia,
I oto nagle pustka dookoła...
Obejść, wyminąć! — nie ma takiej drogi,
Która by prosto do niej mnie powiodła!
275 Więc nie ma drogi? — A przecież gdzieś w książce
Coś tam czytałem o skrusze, co serca
Ludzkie porusza... Ale gdzie i kiedy?
Już zapomniałem — i w tym lesie dzikim
Nikt mi nie powie tego, nie pomoże.
280 Skrucha? — Lecz zanim odnajdę tę drogę,
Mogą przeminąć długie, długie lata...
A życie krótkie! — Mamże więc zdruzgotać
I porozbijać to, co piękne, jasne,
Ażeby potem pozlepiać kawałki
285 Na podobieństwo i obraz człowieka?
Skrzypce połatasz, ale nigdy dzwonu:
Gdy raz pęknięty, nie wyda już dźwięku! —
Lecz co tam kłamstwa starej czarownicy,
Skoro już wiedźma zniknęła mi z oczu!
290 Z oczu zniknęła, tak, lecz nie z mych myśli!
Gdziekolwiek pójdę, wlec się będą za mną
Z szyderstwem, śmiechem. Za nimi Ingryda,
I te trzy dziewki z hali... Tak, i one...
I one także! — Wznoszą w górę ręce,
295 Jakby żądały, abym je przytulił,
Na wyciągniętych nosił je ramionach,
Jak tamtą, w chacie. — Tak, obejść, ominąć!
Choćbyś ramiona długie miał jak jodły,
Co wystrzelają ze skał aż pod niebo.
300 Jeszcze ją, miły, trzymałbyś za blisko,
Mógłbyś ją zbrukać i pozbawić blasku
Czystości! — Muszę więc obejść! Ominąć!
Wyrwać się z tego przeklętego koła!
O, gdybym tylko mógł wszystko zapomnieć!
305 Tak, to byłoby najlepiej!
Podchodzi kilka kroków w stronę chaty, po chwili zatrzymuje się
Wejść teraz do niej? Z tym piętnem na czole?
Z całą gromadą trollów i czarownic?
Mówić, a milczeć? Wyznawać, a taić?
Odrzuca siekierę
W ten święty wieczór — mam ją teraz spotkać,
310 Szukać jej rady? Nie, Bóg by pokarał
Zuchwalstwo!
SOLWEJGA
w drzwiach
Wracasz?
PEER
półgłosem
Tak, okrężną drogą.
SOLWEJGA
Co mówisz?
PEER
Czekaj na mnie, drogie dziecko.
Mam jeszcze pewną bardzo ciężką pracę.
SOLWEJGA
Mogę ci pomóc, zrobimy to razem!
PEER
315 Nie, sam to muszę zrobić! Zostań w domu!
SOLWEJGA
Ale mi nie każ czekać bardzo długo!
PEER
Długo czy krótko — czekaj jednak! Czekaj!
SOLWEJGA
potakując
Będę czekała!
Peer Gynt odchodzi ścieżką do lasu. Solwejga stoi w otwartych drzwiach chaty.

[MUZYKA]

 

Odcinek siódmy

[MUZYKA]

Izba Aasy. Wieczór. Ogień płonie na kominie. Kot siedzi na krześle w nogach łóżka. Aasa leży w łóżku, wodząc niespokojnie rękami po kołdrze
[MIAUCZENIE KOTA]
AASA
Boże! Ciągle go nie widać?
320 Jak się te godziny wloką!
Nie mam żadnego posłańca,
A czas nagli mnie już srodze.
Tak rychło — czyż mogłam przeczuć?
Serce mi się ściska z żalu
325 I myśl dręczy mnie, że może
Byłam dla niego za ostra…
PEER
wchodzi
Dobry wieczór!
AASA
Chwała Bogu!
Jesteś wreszcie, drogi chłopcze!
Lecz czyhają tu na ciebie —
330 Powiedz, czy cię nikt nie widział?
PEER
Mało mnie to już obchodzi.
Żyć czy nie żyć — wszystko jedno!
Przyszedłem tylko do ciebie!
AASA
O, to Kari się zawstydzi...
335 Więc już mogę iść w pokoju!
PEER
Ty iść? Dokąd? Któż ci każe?
AASA
Ach, Peer, to już przyszedł koniec.
Nie wywinę się już śmierci.
[MIAUCZENIE KOTA]
PEER
zatrząsł się, chodzi po izbie tam i z powrotem
Nie chciałem pokuty, cierpień,
340 Tu — myślałem — znajdę spokój...
Ty drżysz, matko? Czy ci zimno?
AASA
Peer! To zaraz się już skończy.
A kiedy przyjdzie ta chwila,
Lekko przymknij mi powieki
345 I na długi złóż spoczynek
Do trumny me stare kości.
Każ ją ładnie pomalować —
Ach, prawda! Nie ma pieniędzy —
PEER
Nie mów o tym już, matulu,
350 przyjdzie czas, to pogadamy.
AASA
rozglądając się niespokojnie po izbie
Wszystko, co nam pozostało.
PEER
surowo
To przeze mnie, wiem, lecz po co
Teraz mi to wypominasz?
AASA
Nie, to nie przez ciebie, synku —
355 Przez hulanki, wódkę, zbytki!
Toć pijany byłeś, chłopcze,
Nie wiedziałeś sam, co robisz!
A przedtem te harce z kozłem,
Ta szalona, dzika jazda!
PEER
360 Dziś nie mówmy o tym, matko.
Jutro będzie dużo czasu.
Siada na brzegu łóżka
Zapomnijmy o zmartwieniach
I pogwarzmy sobie lepiej
Tak od serca, po dawnemu. —
[MIAUCZENIE KOTA]
370 O, poczciwy, stary kocur,
Żyje jeszcze!
AASA
Dzisiaj w nocy
Kręcił się coś niespokojnie.
To śmierć koło niego przeszła.
PEER
wymijająco
Co nowego słychać we wsi?
AASA
z uśmiechem
370 Podobno pewna dziewczyna
Poszła w góry kogoś szukać —
PEER
szybko
Madsa Moena czy widziałaś?
AASA
ciągnie dalej
Mówią, że nie było siły,
Która mogłaby ją wstrzymać.
375 Musiałeś już o tym słyszeć —
Ty byś może co poradził.
PEER
A co słychać u kowala?
AASA
Nie wspominaj o tym łotrze!
Peer, ty pewnie łatwo zgadniesz,
380 Jak dziewczynie tej na imię...
PEER
Nie mówmy już o tym, matko.
Zapomnijmy o zmartwieniach
I pogwarzmy sobie lepiej
Tak od serca, po dawnemu. —
385 Chcesz pić? — Zaraz dam ci wody!
[PEER PRZYNOSI MATCE WODĘ]
Teraz połóż się wygodnie —
Pewnie łóżko masz za krótkie?
Przecież to moje łóżeczko
Z lat dziecinnych! — A pamiętasz,
390 Jak co wieczór, siedząc przy mnie,
Okrywałaś mnie kołderką
I śpiewałaś mi piosenki?
AASA
A jak ojciec był w podróży,
Zabawialiśmy się w sannę!
395 Kołdra była naszą burką,
A podłoga zmarzłym fiordem!
PEER
Czy pamiętasz uprząż konia?
Najwspanialsza była jazda
Na szalonym tym rumaku!
AASA
400 Myślisz, żem już zapomniała?
Nasz poczciwy stary kocur!
Siedział na wysokiej beczce
Uroczyście, jak na tronie.
PEER
Woził nas ten rumak dziki
405 Aż do zamku Soria-Moria,
Co na wschód od słońca leży,
A na zachód od księżyca.
To był cel nasz upragniony!
Biczem była zwykła laska...
AASA
410 Ja siedziałam tu na łóżku
Jak na koźle!
PEER
Kiedyś tylko
Wypuściłaś cugle z ręki,
By mnie spytać, czy nie zmarzłem.
Niechże Pan Bóg ci zapłaci
415 Za matczyną twoją dobroć,
Kochana, stara marudo —
[AASA JĘCZY Z BÓLU]
Jęczysz? Czemu?
AASA
Plecy bolą,
To łóżko jest takie twarde...
PEER
Zaraz cię ułożę lepiej.
[PEER POPRAWIA MATCE POŚCIEL]
420 Widzisz — teraz już ci miękko!
AASA
Nie, Peer, to nic nie pomoże.
Czas już na mnie! Muszę odejść —
PEER
Odejść? Jak to?
AASA
Tak, na zawsze.
PEER
Nie pleć! Lepiej leż spokojnie,
425 A ja siądę tu na brzeżku
I jak wierny twój towarzysz
Zaśpiewam ci starą piosnkę!
Szybciej będzie czas upływał...
AASA
Może przyniósłbyś mi Biblię?
430 Tak mi ciężko jest na duszy —
PEER
Porzuć złe myśli, mateczko,
Wszystko jeszcze będzie dobrze! —
A w pałacu Soria-Moria
Król ucztuje z królewiczem.
435 Powiozę cię na tę ucztę!
AASA
Peer, czy nas tam zaprosili?
PEER
Naturalnie! Nas oboje!
Przerzuca sznur prze z poręcz krzesła, na którym leży kot, bierze laskę do ręki i siada w nogach łóżka
Pędź, mój Grane! Sił nie żałuj!
Moja matka jedzie ze mną!
440 Czy ci, mateczko, nie zimno?
AASA
Peer, posłuchaj, co tak dzwoni?
PEER
To dzwoneczki przy uprzęży!
AASA
Teraz znów coś trzeszczy, dudni...
PEER
Przez zamarzły fiord jedziemy!
AASA
445 Stój! Czy to na górskich szczytach
Wiatr tak strasznie wyje, jęczy?
PEER
Burza z hukiem się przewala
Po wierzchołkach — nic się nie bój
AASA
Jaki blask! Aż mnie oślepia!
Skąd ta światłość?
PEER
Okna zamku
Sypią iskier tysiącami.
Słyszysz? Tańczą!
AASA
Tak, tak — słyszę.
PEER
A przed bramą sam Piotr święty
Stoi i na bal zaprasza...
AASA
Czy nas wita?
PEER
Najserdeczniej!
Kielich wina ci podaje
Najsłodszego!
AASA
Wina? — Może są i ciastka?
PEER
Jakie jeszcze! Do wyboru!
Pastorowa cię częstuje
Kawą i konfiturami.
AASA
Znów będziemy się spotykać?
PEER
Ile tylko razy zechcesz.
AASA
Och, Peer, do takiego raju
465 Wieziesz biedną starą matkę!
PEER
trzaskając z bicza
Dalej! Cwałem! Pędź, mój kary!
AASA
Peer, czyś aby nie pobłądził?
PEER
znów trzaska z bicza
Skądże! Droga jest szeroka!
AASA
Bardzo jestem już zmęczona.
PEER
470 Zaraz będziemy na miejscu.
Zamek widzę tuż przed nami.
AASA
A więc mogę przymknąć oczy.
Już nie lękam się niczego…
PEER
Wio, mój koniu! Żłób już blisko!
475 U bram zamku ludzi mrowie:
To Peer Gynt swą matkę wiezie!
I cóż powiesz, święty Piotrze?
Wpuścisz ją chyba do raju?
A otwierajże, niecnoto,
480 Każ pobożnym śpiewać duszom!
Mnie wyklinać mogą dalej,
Rzadko byłem wzorem cnoty,
Ale spróbuj tylko znaleźć
Drugą tak poczciwą duszę —
485 To najlepsza z wszystkich matek!
Jeśli cię mój widok złości,
Pójdę zaraz precz od bramy.
Ale matkę mi szanujcie,
Bo czci waszej ona godna!
490 Sam Bóg Ojciec tu się zbliża!
Święty Piotrze, strzeż się! Słuchaj:
Grubym głosem
"Dosyć już tego gadania!
Niechaj wejdzie matka Aasa!"
Śmieje się głośno i zwraca się ku matce
Widzisz, mięknie! Gdyby nie chciał,
495 Inną bym mu pieśń zaśpiewał!
z trwogą
Dlaczego leżysz tak sztywno?
Matko! Czemu się nie ruszasz?
Podchodzi ku głowom łóżka
Nie patrz na mnie tak okropnie!
Powiedz coś — to ja, twój Peer!
Ostrożnie dotyka czoła i rąk Aasy, następnie rzuca sznur na krzesło i mówi głucho
500 Więc to już...
[MIAUCZENIE KOTA]
Do kota
Och! Teraz możesz
Wypoczywać, mój rumaku.
Piękna podróż się skończyła.
Przymyka oczy matki i pochyla się nad nią
Dziękuję ci, dobra matko,
Za wszystko — za pocałunki,
505 Za pieszczoty, kłótnie, razy...
A teraz ty mi podziękuj
Za jazdę —
Przyciska policzek do jej ust
Boś już u celu.
KARI
wchodzi
Peer?! — No, więc już się skończyły
Wszystkie troski i niedole! —
510 Jak zdrowo, twardo zasnęła! —
[MIAUCZENIE KOTA]
Co to?
PEER
Cicho... już umarła.
Kari płacze nad zwłokami Aasy. Peer chodzi długo po izbie, wreszcie zatrzymuje się cicho koło łóżka
PEER
Pogrzeb piękny jej wyprawcie
Muszę w góry znów -
KARI
Daleko?
PEER
Aż do morza.
KARI
Tak daleko?
PEER
515 Kto wie - może jeszcze dalej…
wychodzi
[KARI GŁOŚNO PŁACZE]


[MUZYKA]


 Odcinek ósmy

 [MUZYKA]

Południowo-wschodnie wybrzeże Maroka. Las palmowy. Stół nakryty do obiadu, namiot, maty. Opodal w lesie — hamaki. Na morzu widać jacht parowy z flagami: norweską i amerykańską. Na brzegu mała łódka. Słońce ma się ku zachodowi.
Peer Gynt, przystojny pan w średnim wieku, w eleganckim stroju podróżnym, ze złotą lornetką na piersi, pełni przy stole obowiązki gospodarza.
Master Cotton, Monsieur Ballon, panowie Von Eberkopf i Trumpeterstraale zamierzają właśnie wstawać od stołu
PEER
Pijcie, panowie! — Wszakże człowiek
Rodzi się po to, by używać!
[PRZYTAKIWANIE]
Co raz minęło, nie powróci!
Czymże wam jeszcze można służyć?
MASTER COTTON
5 Gospodarz z pana znakomity!
PEER
Honor ten dzielę z moim złotem,
Z moim kucharzem i zarządcą —
TRUMPETERSTRAALE
A zatem zdrowie całej czwórki!
MONSIEUR BALLON
Monsieur, smak pański, ton wykwintny,
10 Tak rzadko dzisiaj spotykany
U mężczyzn, zwłaszcza kawalerów,
To coś — co trudno ująć słowem.
VON EBERKOPF
Coś jakby odblask szerokiego
Światopoglądu wolnej duszy,
15 Kosmopolityzm, źdźbło pogardy;
Rzut oka, który gęste mroki
Mgławic przenika, do chmur sięga;
Coś jakby tchnienie wzlotów ducha,
Złączone z wielkim doświadczeniem
20 I z jakimś głosem pranatury.
Jednia w trójgłosie idealna!
Monsieur, wszak prawda? To pan chciałeś
Wyrazić?
MONSIEUR BALLON
Może. Ale myślę,
Że po francusku to tak nie brzmi
25 Pięknie i mądrze.
VON EBERKOPF
Eh bien, właśnie!
Wasz język sztywny! — Lecz gdybyśmy
Zechcieli dotrzeć w głąb zjawiska —
PEER
Dotrzemy łatwo. Sekret bowiem
Polega na tym, że nie noszę
30 Obrączki ślubnej. Tak, panowie,
Sprawa jest jasna. Bo mężczyzna
Winien być sobą, dbać o siebie,
O swoje sprawy! Jakże mógłbym
Podołać temu, gdybym dźwigał,
35 Jak wielbłąd, juki innych ludzi?
VON EBERKOPF
Ale to życie tak dla siebie
I w sobie tylko, pewnie pana
Niejedną walkę kosztowało?
PEER
Ach, oczywiście, swego czasu…
40 Lecz honor mój był zawsze czysty.
Raz jeden tylko wpadłem niemal
W samą pułapkę, tak, panowie,
Jak to zaczęło się, już nie wiem,
Fakt, że kochałem się na umór,
45 A dama była z krwi królewskiej.
MONSIEUR BALLON
O, rzeczywiście?
PEER
lekceważąco
Tak... z rodzaju…
No, wiecie… [CHRUMKANIE]
TRUMPETERSTRAALE
uderzając pięścią w stół
Tych szlacheckich trollów!
PEER
wzruszając ramionami
Tych obalonych już wielkości,
Co cały honor zasadzają
50 Na tym, by ustrzec swoje herby
Od plam plebejskich.
MASTER COTTON
Więc o herby
Sprawa rozbiła się?
MONSIEUR BALLON
Rodzina
Nie dała zgody?!
PEER
Co? Przeciwnie!
MONSIEUR BALLON
O?!
PEER
dyskretnie
55 Pan rozumie — czasem sprawa
Tak się potoczy, że nie można
Już się wycofać, nie wypada…
Jednak — przyznaję — że to wszystko
Zaczęło w końcu mi doskwierać.
40 Od dziecka jestem dość wybredny
I niezależny. — Więc gdy jeszcze
1 Teść mi wystąpił z żądaniami
Zmiany pozycji i poglądów,
Przybrania herbu szlacheckiego,
65 I począł paplać historyjki [CHRUMKANIE]
[ŚMIECH TOWARZYSZY PEERA]
O jakichś wyższych obowiązkach,
Bardzo się grzecznie wycofałem,
Podarłem jego ultimatum,
No i zerwałem z narzeczoną.
Bębni palcami w stół z miną wielce skupioną
70 Tak, tak! Istnieje przeznaczenie,
Na które można zawsze liczyć!
To nas umacnia i pociesza.
[ROZMÓWCY WZNOSZĄ TOAST ZA ZDROWIE]
MONSIEUR BALLON
I tak się sprawa zakończyła?
PEER
Skądże! Dopiero teraz ciżba
75 Niepowołanych się zwaliła
I krzyk przeciwko mnie podniosła,
Wściekłości pełen i obrazy.
Najgorsi byli ci najmłodsi
Członkowie rodu. Aż z siedmioma
80 Bić się musiałem! Zwyciężyłem,
Wynosząc honor bez uszczerbku.
[W TLE ODGŁOSY WYRAŻAJĄCE PODZIW]
A krew przelana tam przeze mnie
Zwiększyła cenę mojej duszy.
Wyniosłem stamtąd wiarę w siebie
85 I ufność w siłę przeznaczenia.
VON EBERKOPF
[ZACZEPNE CHRZĄKNIĘCIE]
[UDERZANIE W KIELISZEK W CELU ZWRÓCENIA UWAGI]
Panie! Twój pogląd na bieg życia
Czyni cię wielkim myślicielem.
Bo tam, gdzie inni w niepewności
Bełkocą tylko i bezradnie
90 Przed plątaniną zjawisk stają,
Błądząc w ciemności, pan potrafi
Zebrać to w jedność nierozdzielną.
Na wszystko normę masz i widzisz
Istotę sprawy, nie zaś formę;
95 Z pańskich poglądów, jak z ogniska
Biją promienie wszechmądrości.
Więc pan naprawdę nie studiował?
PEER
Nie. Jeśli mam być z wami szczery,
Jestem zwyczajnym samoukiem.
100 Nic nie poznałem metodycznie,
Wiele spraw tylko przemyślałem
I tak uczyłem się stopniowo.
W dojrzałym wieku rozpocząłem
Naukę ową, a, jak wiecie,
105 Nie jest to łatwo szperać w książkach
I przez gąszcz stronic się przedzierać,
By móc z nich wybrać to, co trzeba.
Historię też fragmentarycznie
Mogłem poznawać, a ponieważ
110 W niejednej ciężkiej życia dobie
Człek chciałby wierzyć w coś pewnego,
Religię także uwzględniłem.
Na tym skończyłem edukację.
Wiedza, panowie, to nie kasza;
115 Nie można jej na ślepo łykać,
Tylko wybierać, co przydatne.
MASTER COTTON
Jak to praktycznie!
PEER
zapalając cygaro
Moi drodzy,
Zechciejcie wziąć też pod uwagę,
Że gdy na zachód przyjechałem,
120 Byłem nędzarzem z pustą kiesą.
Ciężko o chleb musiałem walczyć
I nieraz się nagłodowałem.
Lecz życie przecież takie piękne,
A śmierć tak gorzka — więc walczyłem!
125 Szczęście się wreszcie uśmiechnęło,
Los coraz bardziej był łaskawy,
A że z natury jestem sprytny,
Więc go kusiłem coraz mocniej.
W dziesięć lat później już mnie zwano
130 Krezusem pośród armatorów
W całym okręgu Charlestownu.
Znano mnie dobrze w każdym porcie,
Szczęście woziłem na pokładzie!
MASTER COTTON
Jakież to były interesy?
PEER
135 Przeważnie handel Murzynami.
[W TLE ODGŁOS ZDZIWIENIA]
Woziłem ich do Karoliny,
Chińczykom słałem zaś fetysze.
MONSIEUR BALLON
Fi donc!
TRUMPETERSTRAALE
Do licha! Przyjacielu!
PEER
Zdaje się, macie mi to za złe?
140 Że nieetyczne to zajęcie?
Tak, sam podobnie odczuwałem,
Wstrętny był dla mnie ten proceder.
A jednak, wierzcie mi, panowie,
Nie mogłem odeń się uwolnić.
145 Piekielnie trudno jest i ciężko
W tak delikatnym przedsięwzięciu
Nagle wycofać się z wszystkiego.
Krok ten porazić mógł tysiące
Rąk paraliżem. A w ogóle
150 Nie lubię nic przedsiębrać nagle.
Poza tym — mówię to otwarcie —
Myślałem wciąż o konsekwencjach,
Zwłaszcza, że przekraczanie granic
Nie było nigdy w mym zwyczaju.
155 Tymczasem latka mi płynęły,
Zbliżałem się do pięćdziesiątki,
Siwizna pobieliła skronie,
A chociaż zdrowie mi służyło,
Myślałem sobie coraz częściej:
160 Kto wie, jak rychło mi wybije
Owa godzina, w której Sędzia
Oddzieli kozły od owieczek?
Cóż miałem począć? — Z Chińczykami
Zerwać nie mogłem tak od razu.
165 Znalazłem wyjście: dostarczałem
Chińczykom bożków, a następnie
Słałem im tłumy misjonarzy
Wiozących z sobą, co potrzeba:
Biblię, pończochy, rum i ryż —
MASTER COTTON
170 Z pańskim zarobkiem?
PEER
Oczywiście!
Interes szedł wyprost znakomicie.
Sprzedano bożka, zaraz potem
Ochrzczony został jeden Chińczyk.
Jedno niwelowało drugie.
175 Niwa Kościoła nie leżała
Odłogiem, bowiem misjonarze
Trzymali wszystkie bożki w szachu.
MASTER COTTON
A jak z towarem afrykańskim?
PEER
I tutaj również przestrzegałem
180 Zasad etyki, moralności.
Stwierdzam to całkiem obiektywnie.
Pojąłem, że dla starszych panów
Nieodpowiednie to zajęcie.
Bo wszędzie pełno niebezpieczeństw:
185 Choroby, burze i piraci,
A już najgorsze te lamenty
Naszych czcigodnych filantropów.
Zaczęło mi to wszystko brzydnąć,
Więc pomyślałem: „Zwijam żagle,
190 Bo mogę szpetnie się poparzyć!"
Kupiłem zatem na południu
Małą posiadłość — i ostatni
Import ludzkiego mięsa — prima! —
Tam osiedliłem. — Świetny towar!
195 Było im dobrze, rośli, tyli,
Szczęśliwe były obie strony.
Jak ojciec szczerze dbałem o nich,
Co mi się zresztą opłacało.
Szkoły im nowe budowałem,
200 Aby w nich wpajać cnoty wszelkie,
Baczyłem pilnie, by termometr
Cnót mych dzikusów nie opadał.
Jednak skończyło się blamażem.
Więc wycofałem się ze sprawy,
205 Farmę, plantacje, wszystko razem
Sprzedałem, a na pożegnanie
Dałem mym ludziom grogu, cygar,
Trochę tabaki też dostali.
Teraz już o nic się nie boję,
210 Bo jak przysłowie stare mówi:
"Kto zła nie czyni, czyni dobrze".
Skończyłem z całą mą przeszłością,
Cnota mną dzisiaj tylko rządzi
I okupuje dawne grzechy.
VON EBERKOPF
trącając się z nim kieliszkiem
215 Jak to nas krzepi i umacnia,
Kiedy z teorii mglistych gąszczu,
Pogląd na życie się wyłania,
Zewnętrznym niepodległy wpływom.
PEER
który podczas poprzednich kwestii często zaglądał do butelki
Tak, my z Północy potrafimy
220 Kierować życiem. Najważniejsze
To uszy zatkać jak najszczelniej,
By się tamtędy wąż nie wśliznął.
MASTER COTTON
Cóż to za wąż, mój przyjacielu?
PEER
Maleńki, ale niebezpieczny
225 W najwyższym stopniu, bo nas zmusza
Do stanowczości i decyzji!
[ROZMÓWCY WZNOSZĄ TOAST ZA ZDROWIE]
A przecież cały sekret szczęścia
Oraz działania odważnego
Polega na tym, by swobodnie
230 Wybierać ścieżki i okrążać
Zasadzki życia i pułapki.
Wiedzieć, że żaden dzień tej walki
Nie jest ostatnim dniem, a wreszcie
Nie palić poza sobą mostów.
235 Tą się teorią kierowałem
We wszystkich mego życia chwilach.
Odziedziczyłem ją po przodkach.
MONSIEUR BALLON
Pan jest Norwegiem?
PEER
Z pochodzenia,
Z natury zaś kosmopolitą.
240 Szczęście zawdzięczam Ameryce,
I me bogactwa, które znacie;
Szafy książkami wypełnione
Dostałem z Niemiec, a zaś Francja
W ubrania mnie zaopatrzyła,
245 W dowcip, w esprit i trochę w cynizm.
Anglia mnie nauczyła pracy
I troski o swe własne dobro;
Żydzi mi znów cierpliwość dali;
Dolce far niente mam od Włochów,
250 A dzięki słynnej szwedzkiej stali
Dni swoje kiedyś przedłużyłem.
TRUMPETERSTRAALE
podnosząc kielich
Wiwat stal szwedzka!
VON EBERKOPF
Niech nam żyje
Ten, co tak dzielnie nią szermował!
Trącają się z nim i piją. Peerowi krew zaczyna uderzać do głowy
MASTER COTTON
Wszystko to pięknie, jednak chciałbym
255 Wiedzieć, jakie są pańskie plany?
PEER
z uśmiechem
Hm... moje plany?
WSZYSCY
przysuwają się ku niemu
Właśnie! Powiedz!
PEER
Najpierw więc podróż. Po to właśnie
Wziąłem was wszystkich z Gibraltaru
Na pokład, by mieć towarzystwo,
260 Byście tańczyli przed ołtarzem
Mego złotego cielca.
VON EBERKOPF
Świetnie!
Cóż to za dowcip!
MASTER COTTON
Ale mędrzec
Nie podróżuje tak daremnie.
Zwykle ma jakiś cel przed sobą.
265 A pańskim celem?
PEER
Pragnę zostać
Cesarzem
WSZYSCY
Jak to?
PEER
potakuje
Tak, cesarzem!
WSZYSCY
Gdzie?
PEER
W całym świecie.
MONSIEUR BALLON
Jak to w "świecie"?
PEER
Od czegóż złoto mam, panowie?
Plan ten nie powstał we mnie dzisiaj,
270 Od dawna był mi treścią życia.
Już jako chłopiec wędrowałem
Przez lądy, morza, na obłoku,
W złotej koronie, z mieczem w dłoni.
Choć skutek nieraz był żałosny,
275 Planów mych nigdym się nie wyrzekł.
Gdzieś napotkałem takie zdanie,
Gdzie? — nie pamiętam: ,,Choćbyś zdobył
Świat cały, lecz swe „ja” utracił,
Z cierni koronę tylko zyskasz" —
280 Tak to mniej więcej napisano,
A myśl w tych słowach jest głęboka.
VON EBERKOPF
To "ja" Gyntowskie cóż oznacza?
PEER
Że pod mą czaszką świat się mieści,
Że ja to jestem ja, nikt inny,
285 Jak Bóg jest Bogiem, nie szatanem.
TRUMPETERSTRAALE
Ach tak, rozumiem teraz wszystko!
VON EBERKOPF
Cóż za myśliciel!
MONSIEUR BALLON
I poeta!
PEER
z wzrastającym podnieceniem
To "ja" Gyntowskie jest to hufiec
Marzeń, pożądań, snów i tęsknot.
290 W tym "ja" Gyntowskim się zawiera
Morze fantazji najwspanialszych,
Słowem, to wszystko, co rozpiera
Pierś mą i targa moim wnętrzem.
Ale jak Bogu trzeba było
295 Ziemi, by stać się panem świata,
Tak ja mieć muszę dużo złota,
Jeśli chcę wielkim być cesarzem.
MONSIEUR BALLON
Pańska sakiewka nie jest pusta.
PEER
To dla mnie fraszka! Cóż to znaczy?
300 Może starczyłoby dla księcia
A la Monaco, lecz nie dla mnie!
Chcę zostać sobą w każdym calu,
Gyntem być w każdej sytuacji.
Sir Peer Gynt! Tak! Od stóp do głów!
MONSIEUR BALLON
w uniesieniu
305 Posiąść największe cuda ziemi!
VON EBERKOPF
Co dzień najstarsze spijać wina!
TRUMPETERSTRAALE
Szpadę Karola Dwunastego
Zdobyć!
MASTER COTTON
Lecz najpierw trzeba znaleźć
Jakąś okazję do korzystnej
310 Transakcji —
PEER
Właśnie ją znalazłem.
Nie bez powodu tu przybyłem.
Dziś wypływamy stąd na północ!
Przed chwilą otrzymałem pisma,
Które przyniosły ważne wieści —
Wstaje z kieliszkiem wzniesionym do góry
315 A więc mam jeszcze jeden dowód,
Że zuchwałości szczęście sprzyja!
WSZYSCY
Jakież to wieści? Niech pan mówi!
PEER
Hellada w ogniu!
WSZYSCY
zrywają się
Jak to? Grecy?
PEER
Zrywają pęta!
WSZYSCY
Hurra!
PEER
Turcy
320 Popadli przez to w tarapaty!
Wychyla kielich
MONSIEUR BALLON
Zatem do Grecji! Honor wzywa!
Tam i francuska broń się przyda!
VON EBERKOPF
Ja wyślę apel — choć z daleka.
MASTER COTTON
Ja dostawami będą służył!
TRUMPETERSTRAALE
325 Ja po ostrogi pójdę, które
Karol w Benderze zgubił marnie!
MONSIEUR BALLON
rzucając się Peerowi na szyję
Wybacz! Przez chwilę już wątpiłem
O panu!
VON EBERKOPF
ściska mu dłoń
A ja, szubienicznik,
Za łotra pana uważałem.
MASTER COTTON
330 Za łotra? Nie, tylko za błazna —
TRUMPETERSTRAALE
chce go całować
Wybacz, mój drogi, uważałem
Cię za ohydny typ Yankesa!
VON EBERKOPF
I wszyscyśmy się pomylili.
PEER
A cóż to znowu za gadanie?
VON EBERKOPF
335 Oto do czego zmierzał zgodnie
Hufiec Gyntowskich snów, pożądań!
MONSIEUR BALLON
z podziwem
I to jest właśnie wielki Gynt!
VON EBERKOPF
tak samo
To jest Gyntowskie ja— panowie!
PEER
Ależ ja nic…
MONSIEUR BALLON
Pan nie rozumie?
PEER
340 Niech mnie powieszą — ani słowa!
MONSIEUR BALLON
Wszak pan zamierza swoje złoto
Posłać do Grecji?
PEER
parska szyderczym śmiechem
Ani myślę!
Popieram zawsze silniejszego:
Pożyczką będę służył Turkom!
MONSIEUR BALLON
345 Co?!
VON EBERKOPF
Pan żartuje... Świetny dowcip!
PEER
milczy przez chwilę, opiera się o krzesło i przybiera poważną minę
Moi panowie, lepiej będzie,
Jeśli się rozstaniemy, zanim
Resztki przyjaźni się ulotnią.
Kto sam nic nie ma, temu łatwo
350 Jest ryzykować. Wszak najlepszym
Mięsem armatnim bywa zawsze
Ten, co nic więcej nie posiada
Prócz matki i własnego cienia.
Jeżeli jednak się opływa,
355 Jak ja, we wszystko, to nie wolno
Rzucać na szalę takiej stawki.
Jedźcie do Grecji, ja nie bronię!
Każę was zawieźć i uzbroić.
Im większy rozniecicie płomień,
360 Tym lepiej dla mnie; bardzo proszę!
Bijcie się, gińcie dla wolności,
Walczcie o każdy skrawek ziemi!
Niechaj obnoszą wasze głowy
Dumnie na ostrzach lanc tureckich!
385 Ale, darujcie, już beze mnie!
Uderza się po kieszeni
Mam wprawdzie złoto, lecz nie jestem
Wolny, poza tym — jestem sobą!
Good bye, panowie.
Otwiera parasol od słońca i idzie do lasu w stronę wiszących hamaków
TRUMPETERSTRAALE
Co za świnia!
MONSIEUR BALLON
Gdzie jego honor!
MASTER COTTON
Mniejsza o to!
370 Ale pomyślcie, jakie zyski
Mogliśmy mieć z tureckiej klęski!
MONSIEUR BALLON
Triumfatorem już się czułem,
Dziewice greckie mnie wieńczyły!
TRUMPETERSTRAALE
A ja widziałem już w swych rękach
375 Ostrogi słynne spod Benderu!
VON EBERKOPF
Ja dzielnym Grekom ponieść chciałem
Wielką kulturę mej ojczyzny!
MASTER COTTON
Goddam! Jakież to wielkie straty!
Olimpu mogłem zostać panem,
380 Gdzie, jeśli mamy wierzyć wieściom,
Złoża się kryją nieprzebrane
Rudy miedzianej! — Albo słynna
Kastalska rzeka, której wody
Siłę tysiąca mają koni!
TRUMPETERSTRAALE
385 Ja idę jednak. Miecz mój szwedzki
Wart chyba więcej niż dolary
Yankesów.
MASTER COTTON
Może... Ale przecież
Możemy całkiem zniknąć w tłumie.
Kto wie, czy wtedy coś nam skapnie.
MONSIEUR BALLON
390 Do diabła! Szczęście mieć tak blisko
I w jednej chwili je utracić!
MASTER COTTON
wygrażając pięścią w kierunku jachtu
A tam, w tym pudle, tyle złota
Potem Murzynów zdobytego!
Skarby Nababa!
VON EBERKOPF
Świetny pomysł!
395 Koniec cesarstwa! Więc do dzieła!
Hurra!
[RESZTA DOŁĄCZA SIĘ DO OKRZYKU]
MONSIEUR BALLON
Co pan zamierza?
VON EBERKOPF
Zdobyć okręt!
Załogę łatwo się przekupi;
Zaanektuję jacht!
MASTER COTTON
Pan? — Jak to?
VON EBERKOPF
400 Tak, biorę, co mi się nadarza!
Biegnie w stronę łodzi
MASTER COTTON
Ja idę także — po swój udział!
Idzie za nim
TRUMPETERSTRAALE
Ależ to zwykłe jest łajdactwo!
MONSIEUR BALLON
Grabież! Złodziejstwo! — Mais enfin…
Idzie za tamtymi
TRUMPETERSTRAALE
Cóż robić? Idę za innymi —
405 Lecz wobec świata protestuję!
Idzie za nimi

[MUZYKA]

Odcinek dziewiąty

[MUZYKA]

Inne miejsce wybrzeża. Noc księżycowa, chmury przeciągają po niebie. Jacht całą siłą pary wypływa na pełne morze. Peer Gynt pędzi wzdłuż wybrzeża. Szczypie się w ramię, to znów wytrzeszcza oczy na morze
PEER
Sen chyba straszny! — Ale przecież nie śpię!
Jak szybko płyną! Cóż to za nikczemność!
Tak, to sen tylko! — Czy jestem pijany?
Załamuje ręce
Mam zginąć marnie? Nie, to niemożliwe!
Szarpie się za włosy
410 To jakiś majak, sen koszmarny, zmora!
Potworne! — Jednak prawdziwe, niestety!
Co za łajdacy! — Boże! Jesteś wielki
I sprawiedliwy! — Wysłuchaj mnie, Panie!
To ja cię wzywam, ja, Peer Gynt! Nie zwlekaj,
415 Ukarz ich, Panie! Niech znikną jak piana!
Niech łotrom nagle popękają kotły!
Niech ogień strawi tych nędznych złodziei!
Bądź miłosierny! Odłóż inne sprawy —
Toć przez tę chwilę świat się nie zawali! —
420 Nie, on nie słyszy. Głuchy jest, jak zawsze!
Wznosi ręce ku niebu
Czy zapomniałeś, że już zarzuciłem
Targ Murzynami?! Czy już nie pamiętasz
O misjonarzach, których osobiście
Wyposażałem w największe luksusy?
425 Miłość za miłość! Ręka rękę myje!
Teraz Ty pomóż!
Nagle z jachtu wybucha słup ognia i gęsty dym. Słychać głuchy huk. Peer Gynt z krzykiem pada na piasek. Powoli dym się rozprasza; jacht zniknął z horyzontu
PEER
blady, mówi cicho
Oto jest miecz kary!
Poszli już na dno, wszystko zatonęło!
Błogosławiony niech będzie przypadek —
Wzruszony
Przypadek? — O nie! To coś znacznie więcej!
430 Chciał mnie ocalić — oni mieli zginąć;
Więc nie opuścił mnie, więc na mnie wejrzał!
Oddycha głęboko
Jakże pokrzepia człowieka świadomość,
Że go otacza szczególna opieka!
Lecz ta pustynia! — Któż mnie tu nakarmi?
435 Kto mnie napoi? — Zostawię to Jemu!
Głośno, schlebiając
Wziął mnie w opiekę, a więc nie dopuści,
Bym, nędzny wróbel, zginął tutaj z głodu.
Trzeba się tylko zdać na Jego wolę,
Z pokorą czekać na Jego wyroki
[ODGŁOSY ZWIERZĄT W TLE]
Zrywa się przerażony
440 Cóż to za ryki? Może lew? — Tam, w trzcinie…
Szczęka zębami
To nie lew.
Uspokaja się
Bestie nie są takie głupie,
By zwady szukać z panem swym i władcą.
Mają swój instynkt i na pewno czują,
Że niebezpiecznie jest igrać ze słoniem.
445 A jednak — schronię się na jakimś drzewie,
Widzę tam piękne akacje i palmy,
Na ich wierzchołku będę jak w fortecy;
Zaśpiewam sobie parę świętych psalmów…
Wdrapuje się na drzewo
[ŚPIEWAJĄCO W RYTMIE PSALMU]
"Dnia przed wieczorem chwalić nie należy" —
450 Ma rację Biblia, to prawda głęboka!
Siada wygodnie
O, jakże miło wznieść się tak wysoko!
Jak to człowieka podnosi na duchu!
Tak, myśl szlachetna lepsza niż bogactwo!
Ufajmy tylko Panu! On wie dobrze,
455 Jaką goryczy porcję człowiek zniesie.
Ojcowska jego chroni mnie opieka…
Rzuca spojrzenie na morze i wzdycha
Szkoda mi tylko, że taki — rozrzutny!

[MUZYKA]

Noc. Marokański obóz na skraju pustyni. Ognisko, przy którym wypoczywają wojownicy
NIEWOLNIK 1
wbiega, szarpiąc się za włosy
Zniknął cesarski biały rumak!
NIEWOLNIK 2
wbiega, rozdzierając szaty
Skradziono święty strój cesarza!
STRAŻNIK
wbiega
410  Sto batów w pięty weźmie każdy,
Jeśli złodzieja nie schwytacie!
Wojownicy wskakują na konie i pędzą galopem w różnych kierunkach.

[MUZYKA]

Świt. Grupa akacji i palm. Peer Gynt siedzi na drzewie. Odłamaną gałęzią opędza się od stada małp
PEER
A to fatalne! Cóż za noc przeklęta!
Uderza dokoła siebie
Znowu tu jesteś? — Paskudna pokrako!
[ODGŁOSY MAŁP]
Orzechy rzuca... Ej! Bo pożałujesz! —
465 Obrzydłe jednak są te koczkodany! —
Gdzieś powiedziano: „Walcz i czuwaj, człecze!”
Lecz ja nie mogą dłużej, taki jestem
Zmęczony, słaby…
Znowu go atakują. Zniecierpliwiony
Mam już tego dosyć!
[ODGŁOSY MAŁP]
Chwycę za kudły któregoś bydlaka,
470 Zwiążę, powieszę, obedrę ze skóry
I sam przystroję się w te małpie szaty,
Może mnie wtedy uznają za swego.
Bo czym jest człowiek? Tylko marnym pyłem!
Trzeba się zawsze umieć przystosować
475 Do sytuacji. — Co? Znów nowe stado?
Huzia! Wynocha! Oszalały małpy!
Gdybym miał teraz ten przeklęty ogon,
To podobniejszy byłbym do zwierzaka!
[KRZYCZĄC ODPĘDZA MAŁPY]
Znów mi nad głową wisi jakieś bydlę!
Spogląda ku górze
480 Stary, a w łapach pełno śmieci, błota!
Kuli się trwożnie i przez chwilę siedzi cicho. Małpa zamierza się na niego. Peer zaczyna ją wabić jak psa
O, jesteś tutaj, poczciwy kundelku?
[CMOKA, PRZYWOŁUJE ZWIERZĘ]
Jak to się śmieje! — Grzeczny piesek, grzeczny!
Nie będziesz rzucał — prawda, mój pieszczoszku?
To ja! — A widzisz, jak się rozumiemy!
485 Hau! Hau! — Gdzie ja to ciebie już widziałem?
Czyśmy nie krewni czasem? No, daj łapkę!
Jutro pieskowi damy cukru! — [PEER KRZYCZY] Bydlę!
Cały ładunek! Jakby mi kto na łeb
Wyrzucił z okna pełny kubeł gnoju.
490 Jaki smak wstrętny! — Słabo mi się robi!
Chociaż właściwie smak jest rzeczą względną;
Czyż nie powiedział kiedyś pewien mędrzec,
Że człowiek pluje, lecz się przyzwyczaja?
O, teraz młode!
[ODGŁOSY MAŁP]
Wali dokoła siebie
Ja wam tu pokażę!
495 Diabelskie plemię! — Człowiek, pan stworzenia,
A musi wszystko znosić. — Aj! Ratunku!
Stary był przykry, ale młode — bestie!

[MUZYKA]

Wczesny ranek. Skalista okolica z widokiem na pustynię. Po jednej stronie rozpadlina skalna i pieczara. — Złodziej i Paser stoją w rozpadlinie z koniem i szatami cesarza. Koń w bogatej uprzęży przywiązany do głazu. W dali widać jeźdźców
[ODGŁOS KONI]
ZŁODZIEJ
Jak błyszczą dzidy!
Miecze w ręku!
500 Strach!
PASER
Widzę już głowę
Mą na pieńku —
Ciach!
ZŁODZIEJ
krzyżując ręce na piersi
Ojciec był złodziej,
505 Więc kraść muszę!
PASER
Mój był paserem,
Mam jego duszę!
ZŁODZIEJ
Sobą być trzeba,
Gdy tak chcą nieba!
PASER
nasłuchując
510 Słyszysz ich kroki?
Jazda, stary!
ZŁODZIEJ
Prorok jest wielki!
Do pieczary!
[ODGŁOS KONI]
Uciekają, pozostawiając łupy. Jeźdźcy znikają w dali
PEER GYNT
wchodzi, strugając sobie piszczałkę z trzciny
Piękny poranek! Powietrze jak balsam!
515 Żuk toczy kulę gnoju na śniadanie,
Ślimak z ciasnego wysuwa się domku.
"Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje"
Jest jednak jakaś przecudowna siła
W takim świetlanym przepychu poranka.
520 Człowiek odczuwa, jak krew w żyłach krąży,
Mięśnie się prężą, gołymi rękami
Mógłbyś powalić rogatego byka.
Jaka tu cisza! — O  wiejskie rozkosze!
To niepojęte, że nimi wzgardziłem.
525 Zamknąć się w ciasnych wielkomiejskich murach
I znosić razy, szturchańce motłochu! —
O, jak jaszczurka żwawo się uwija,
Jak chwyta zdobycz, nie myśląc o niczym!...
[ODGŁOS KONI]
Niewinność rządzi światem tych żyjątek;
530 Każde z nich robi to, co kazał Stwórca.
Każde się trudzi, w pracy się nie leni,
I zachowuje swe odrębne cechy —
Każde jest sobą —
Nakłada binokle
Popatrzcie! Ropucha
Zamknięta w skale! Wystawiła główkę,
535 Na świat spogląda i — wystarcza sobie!
Zamyśla się
Wystarcza? — Sobie? — Gdzie ja to słyszałem?
Pewnie czytałem w domowych postyllach,
Czy w Przypowieściach Salomona — nie wiem.
Tak, tak, to smutne, człowiek się starzeje,
540 Pamięć odmawia mi już posłuszeństwa.
Siada w cieniu
O, jak tu chłodno, tutaj się wyciągnę.
Są i paprocie! Rośliny jadalne.
Próbuje
Chyba dla bydląt. — Lecz Pismo powiada:
"Zwalczaj naturę swą". A dalej znowu:
545 "Kto się wywyższa, będzie poniżony,
Zaś wywyższony ten, co się poniża…"
Niespokojnie
Więc wywyższony? — Tak, wszystko wskazuje,
Że kręte ścieżki mojego żywota
Wiodą do tego celu. Los mi musi
550 Przecież dopomóc. On mnie wyprowadzi
Z tych tarapatów. To jest tylko próba,
A po niej przyjdzie ziszczenie mych pragnień.
Byleby tylko zdrowie dopisało.
Stara się odpędzić złe myśli, zapala cygaro, wyciąga się na ziemi i wpatruje się w pustynię
Jakaż to pustka potworna, bezkresna,
555 Struś tylko godnie kroczy tam w oddali...
Co też zamyślał Pan Bóg, kiedy stwarzał
Tę pustą, martwą i głupią straszliwość,
Co rozżarzona leży bez pożytku,
Gdzie każde źródło życia wnet wysycha,
560 Ten kawał ziemi, spękanej od wieków,
Tę pełną trwogi, dręczącą zagadkę,
Trupa, co nigdy od początku świata
Nawet podzięki Stwórcy nie wyjąkał.
Po co istnieje więc? — Dla jakich celów?
565 A tam na wschodzie — czy morze tak błyszczy?
Nie, przecież morze jest w zachodniej stronie...
Wał skośny broni tu dostępu falom,
Ławice piasku...
Uderzony nagłą myślą
Ławice? — Więc mógłbym...
Wał ten jest wąski... Wystarczy przekopać
570 Kanał — i oto życiodajna fala
Przez wał pęknięty z szumem się przewali
I po pustyni suchej się rozleje!
Gdzie dzisiaj słońce skwarem praży ziemię,
Będzie się morze burzliwie kłębiło.
575 Oazy w wyspy zmienią się zielone,
A na południe śladami karawan
Popłyną statki niby ptaki żwawe.
Orzeźwiające powietrze rozpędzi
Kurz i wyziewy pustynne, a rosa
580 Spadnie na lasem pokryte wybrzeża.
Wkrótce wystrzelą domy, wsie i miasta,
Wśród palm i bujnej soczystej zieleni,
Zaś od pustyni dalej na południe
Stanie kraj nowy o wielkiej kulturze.
585 Przybysza będą z dala już witały
Fabryk Timbuktu dymiące kominy,
Bornu przekształci się w piękną kolonię
Dla emigrantów, a przez Abisynię
Badacze będą koleją jeździli
590 Nad brzeg górnego Nilu. Zaś pośrodku
Morza osiedlę wśród żyznej oazy
Norweską moją rasę. Jej rodowód
Sięga królewskiej krwi, lecz z każdym rokiem
Marnieje bardziej; szczypta krwi arabskiej
595 Może ją wzmocnić wydatnie, upiększyć;
A nad zatoką na samym wybrzeżu
Wzniosę stolicę moją, Peeropolis!
Świat się zestarzał — i oto nadchodzi
Era Gyntianii, młodej mojej ziemi!
Zrywa się
600 Tylko kapitał mieć! A słowa moje
Czynem uwieńczę! Zdobyć złote klucze
Do tych bram morskich! Śmierci wydać wojnę!
Niechaj otworzy wór, na którym legła
Strzegąc zazdrośnie skarbów niezmierzonych!
605 Wszystkie dziś kraje marzą o wolności:
Jak osioł z arki Noego zaryczę,
Aż wieść radosna dotrze do tych brzegów,
Brzegów przyszłości, dzisiaj udręczonych,
Że idę ku nim, niosąc im bogactwo,
610 Niosąc im wolność w tym pięknym przymierzu! —
Taka okazja już nigdy nie wróci!
Królestwo moje — połowę królestwa
Za konia!
Koń rży w pieczarze
Co to? Koń! I strojne szaty!
Tylko go dosiąść!
Podchodzi bliżej
Nie, to niemożliwe!
615 Jednak to prawda! — Kiedyś mnie uczono,
Że wola zdolna jest przenosić góry;
Czyżby i konie? — Ale fakt jest faktem,
Mam już rumaka — ab esse ad posse...
Wkłada szaty i przygląda się sobie
Sir Peer — Turczynem od stóp aż do głowy!
820 Zaiste, szczęście sprzyja mi niezwykle.
I to, jak mówią, "w jednym okamgnieniu"!
Wskakuje na siodło
Nawet złociste strzemiona! Wspaniale!
Po koniu — mówią — poznajesz szlachcica!
Galopuje w stronę pustyni 

[MUZYKA]

Odcinek dziesiąty

[MUZYKA]

Oaza. W namiocie arabskiego przywódcy. Peer Gynt w stroju orientalnym spoczywa na poduszkach. Pije kawę i pali długą fajkę. Anitra w gronie Dziewcząt — tańczą przed nim i śpiewają
CHÓR DZIEWCZĄT
Prorok się nam objawił!
625 Prorok, co przebył niebios przestworza,
I przez piaszczyste wędrując morza,
Tu u nas się pojawił.
Prorok, przy którym blask gaśnie zorzy,
Przed którym cały świat dziś się korzy,
630 Tu u nas się pojawił!
Niechaj go fletnia radosna sławi,
Uderzcie w bębny! Prorok się zjawił!
ANITRA
Koń jego biały, jak mleczna rzeka
Na rajskich ziemiach rozlana.
635 Ugnijcie przed nim kolana,
Bo prorok przyszedł zbawić człowieka!
Dwie gwiazdy błyszczą w jego twarzy,
Lecz kto w nie spojrzeć się odważy,
Blask wielki go zamroczy.
640 Przyszedł tu do nas przez pustynię,
Pierś strojna w perły, klamry złote,
Gdzie przyjdzie — budzi moc, ochotę,
Skąd znika — jasność słońca ginie,
Samum straszliwy taniec toczy.
645 Ramię jego mężne, dzielne,
Jego oko — nieśmiertelne!
Natchnieniem cały świętym płonie,
Szczęście da naszej krainie!
Puste Kaaby świątynie,
650 Gdy on jest w naszym gronie!
CHÓR DZIEWCZĄT
Niechaj go fletnia radosna sławi,
Uderzcie w bębny! Prorok się zjawił!
Dziewczęta tańczą przy ściszonej muzyce
PEER
Spotkałem kiedyś w książkach myśl rozumną,
Że nikt prorokiem nie jest w własnym kraju.
655 Kiedy bogatym byłem armatorem,
Nie wiodło mi się tak dobrze, jak tutaj.
Tak, nie najlepsze to było zajęcie,
Teraz to widzę jasno, jak na dłoni.
Nigdy nie czułem się dobrze w swym domu,
660 A fach mój zawsze był mi jakiś obcy;
Jak koń roboczy kręciłem się w kółko
Utartym torem. Dziś już nie pojmuję,
Jakim to cudem wszystko się zdarzyło.
Czysty przypadek — ot, i sekret cały!
665 Być sobą, siedząc na złocistym tronie,
To jakby wznosić budowle na piasku.
Hołota ludzka kłania ci się nisko
Dla twych zegarków, pierścieni, błyskotek,
Ale co myślą wtedy, nie usłyszysz.
670 A przecież pierścień, zegarek czy szpilka
Nie jest osobą. — Co innego prorok!
To jest przynajmniej jakieś stanowisko!
Człowiek rozumie, czego ma się trzymać,
Wie, że owacje ludzkie są dla niego,
675 A nie dla jego skarbów czy talarów.
Jestem, kim jestem, na to nie potrzeba
Żadnych patentów ani przywilejów.
Prorok! Nareszcie mam, czego szukałem!
A wszystko stało się tak niespodzianie,
680 Dlatego tylko, żem był na pustyni,
Kiedy cesarza niecnie okradziono.
I oto nagle te dzieci natury
Swoim prorokiem mnie tu obwołały.
Było to dla mnie całkiem naturalne.
685 Nie chciałem przecież nikogo oszukać,
Proroctwo nie jest kłamstwem czy oszustwem!
A zresztą zawsze mogę się wycofać,
Nic mnie nie wiąże. Sprawa ma charakter
Całkiem prywatny; mogę przecież odejść,
690 Gdy tylko zechcę, koń stoi gotowy.
Jestem więc panem sytuacji.
ANITRA
zbliża się
Panie
Nasz i proroku!
PEER
Słucham cię łaskawie.
ANITRA
Synowie szczepu stoją przed namiotem,
Proszą, byś swoje ukazał oblicze.
PEER
695 Powiedz im, aby czekali cierpliwie,
Wolę z daleka wysłuchać ich modłów.
Nie chcę tu mężczyzn widzieć w swym namiocie!
Mężczyźni, dziecko, to rodzaj niestały,
Pełni są fałszu — mówię to otwarcie!
700 Nie wiesz, Anitro, jacy oni grzeszni,
Jacy nikczemni! — Ale dosyć tego!
Dalej, dziewczęta! Tańczcie i śpiewajcie!
Niechaj przepadną ponure wspomnienia!
CHÓR DZIEWCZĄT
tańcząc
Prorok jest dobry! Lecz prorok jest smutny,
705 Bo zgrzeszył ciężko ludzki ród okrutny,
Prorok łaskawy! I z jego przyczyny
Skrucha wprowadzi nas w rajskie dziedziny!
PEER
wodząc wzrokiem za tańczącą Anitrą
Nogi jej skaczą jak pałki bębenka,
W zawrotnym rytmie fruwają sukienki!
710 Ekstrawaganckie są trochę jej kształty,
Odmienne nieco od zwykłych kanonów
Piękna. To prawda. Ale czym jest piękno?
Konwencją tylko, monetą zdawkową!
Kto się nasycił wszystkim, co normalne,
715 Ekstrawagancji właśnie mu potrzeba.
Gdzie norma rządzi, tam nigdy nie zaznasz
Pełnej rozkoszy. Ktoś musi być albo
Suchy jak szczapa, albo bardzo tłusty,
Młodziutki, albo przeraźliwie stary;
720 Rzeczy pośrednie rozgrzać nie potrafią!
Nogi ma niezbyt czyste — i ramiona —
Szczególnie jedno. Ale nie uważam
Tego za jakiś uszczerbek piękności.
Może to nawet dodaje uroku…
Anitro, słuchaj! Zbliż się!
ANITRA
zbliża się
Co rozkażesz?
Twa niewolnica słucha cię pokornie.
PEER
Jesteś urocza! Piękność twa wzruszyła
Nawet proroka. Czy mi wierzysz, dziecko?
Będziesz hurysą w moim raju!
ANITRA
Panie,
To niemożliwe!
PEER
Myślisz, że żartuję?
Mówię to serio, moja ty najsłodsza!
ANITRA
Ja nie mam duszy.
PEER
Dam ci ją, aniołku.
ANITRA
Ale jak, panie?
PEER
To już moja sprawa.
Już ja się tobą zajmę, jak należy.
Zauważyłem, że jesteś głupiutka,
Lecz nie powinnaś się tym trapić, dziecko,
Znajdziemy jeszcze dość miejsca na duszę.
Podejdź no, skarbie, zmierzymy ci główkę.
Trochę tu ciasno, jednak starczy miejsca.
Wiele mądrości już się nie nałykasz,
Ale duszyczkę dam ci jaką taką.
Tyle dostaniesz duszy, ile trzeba.
ANITRA
Prorok jest dobry, ale —
PEER
Jak to? Nie chcesz?
ANITRA
Ja bym wolała —
PEER
No, mów! Powiedz śmiało!
ANITRA
Mnie nie zależy tak bardzo na duszy.
Więc daj mi raczej —
PEER
Co?
ANITRA
wskazuje na jego turban
Ten piękny opal!
PEER
zachwycony, podając jej klejnot
Anitro, córo Ewy nieodrodna,
Jestem mężczyzną, ty zaś swym urokiem
Ciągniesz jak magnes! — Wszak mówi poeta:
750 Das Ewig-Weibliche zieht uns hinan!

[MUZYKA]

Noc księżycowa. Gaj palmowy przed namiotem Anitry. Peer Gynt z lutnią arabską w ręku siedzi pod drzewem. Brodę ma przystrzyżoną, włosy również, wygląda znacznie młodziej
PEER
gra i śpiewa
Odszedłem już od raju wrót
I klucz zabrałem z sobą.
Północny wiatr mój okręt wiódł,
Niejedna piękność, zbywszy złud,
755 Okryła się żałobą.
Hen, na południe płynąc w dal,
Okręt mnie niósł do kraju,
Gdzie wiatr w koronach szumi palm,
Gdzie lazurowych grzbiety fal
760 Swą pieśnią cię witają.
W płomieniach już mój okręt stał,
Kiedy na inny wsiadłem,
Rumak pustynny pędził w cwał,
Jak gdyby ptakiem wzlecieć chciał,
765 Do ciebie śpieszył — zgadłem!
Anitro luba, z twoich ust
Chcę słodkie spijać miody.
I nawet ser angorskich kóz
O wiele mniejszą rozkosz niósł
770 Niż skarby twej urody!
Przewiesza lutnię przez ramię i podchodzi bliżej
[DŹWIĘK CHRAPANIA]
Cicho! — Czy pięknotka słucha
Mej piosenki czułej, tkliwej,
Nieubrana, bez osłonek? —
Czy firanka tak szeleści?
[DŹWIĘK CHRAPANIA]
775 Pst! Przedziwne jakieś dźwięki,
Jakby żaby rechotały.
[DŹWIĘK CHRAPANIA]
A teraz znów jakby korek
Wystrzelił głośno z butelki.
Czy westchnienie to, czy piosnka?
słowik zaczyna śpiewać
780 Nie, to luba chrapie zdrowo!
Śpij, Anitro, śpij spokojnie!
Hej, słowiku, przestań śpiewać!
Jeśli zaraz nie zamilkniesz,
To, dalibóg, kark ci skręcę! —
785 Lecz on przecież jest śpiewakiem!
Jakże śpiewu mu zabraniać?
Wszak on także chwilą żyje,
Jak ja, więc się piosnką skarży!
Śpiewem serca poruszamy
790 I koimy nasze bóle.
Czym byłaby noc bez pieśni?
W śpiewie przecież ja i słowik
Obaj się czujemy sobą!
A najbardziej mnie zachwyca
795 To, że moja ukochana
Śpi, że nawet nie przytknąłem
Ust do czary pełnej szczęścia. —
Anitra budzi się
Ale już się przebudziła!
Oto ona!
ANITRA
Wychodzi z namiotu
Czy wzywałeś,
800 Panie, swoją niewolnicę?
PEER
Tak, twój prorok cię przyzywa.
Właśnie ze snu mnie zbudziły
Zakochanych kotów wrzaski,
Jakieś wściekłe polowanie —
ANITRA
805 To nie były wrzaski kocie —
Coś gorszego…
PEER
Cóż więc, powiedz?
ANITRA
Panie mój, oszczędź mi wstydu!
PEER
Mów!
ANITRA
Nie każ mi się rumienić!
PEER
bliżej
Była to może ta siła,
810 Która mnie wprawiła w zachwyt,
Gdym ci dawał klejnot lśniący?
ANITRA
przerażona
Jak możesz się porównywać
Ze starym brzydkim kocurem?
PEER
Dziecko, gdy o miłość chodzi,
815 Kot czy prorok — wszystko jedno!
ANITRA
Pan mój raczy dziś żartować,
Miód dowcipu z warg twych spływa.
PEER
Bo powiem ci w zaufaniu,
Że kobiety oceniają
820 Wielkich ludzi powierzchownie.
A ja lubię pożartować,
Zwłaszcza w cztery oczy. Tylko
Stanowisko mi nakłada
Tę powagi chłodną maskę.
825 Mój proroczy zawód, dziecię,
Do przeróżnych głupstw mnie zmusza.
Ale teraz — precz z prorokiem!
Bo sam na sam z tobą jestem
Tylko sobą, tylko Peerem.
830 Prorok dzisiaj nie istnieje,
Chcę być dzisiaj twoim Peerem!
Siada pod drzewem i ciągnie ją ku sobie
Spójrz, jak palmy się kołyszą.
Siądźmy tu w ich miłym chłodzie
I oddajmy się marzeniom
835 O szczęściu i o miłości.
Najpierw ja ci będę szeptał,
A ty będziesz się uśmiechać,
Potem ty mi coś wyszepcesz,
Ja uśmiechem ci zapłacę!
ANITRA
kładzie się u jego stóp
840 Słodko dźwięczą twoje słowa,
Choć niewiele je rozumiem.
Ale powiedz, czy twa bliskość
Sprawi, że zdobędę duszę?
PEER
Masz więc jakieś wątpliwości?
845 Dam ci duszę i umysłu
Jasność, ale nieco później,
Gdy na wschodzie świt różowy
Wieść zakrzyknie: "Dzień się zbudził"
Wtedy lekcji ci udzielę.
850 Lecz byłoby barbarzyństwem,
Gdybym w tę noc taką cudną
Chciał strzępkami nędznej wiedzy
Sycić mózg twój delikatny.
Zresztą, mówiąc między nami,
855 Dusza nie jest najważniejsza,
Tylko serce!
ANITRA
Panie wielki!
Każde słowo twoje błyszczy
Jak szmaragdy, jak opale!
PEER
Zbytnia mądrość jest głupotą,
860 Tchórzostwo zmienia się w podłość,
A przesadna znowu prawda
Łatwo staje się opaczną.
Często miałem możność, skarbie,
Obserwować dusze ludzi,
865 Którzy nie pojmując tego,
Zbyt zuchwale sobie w życiu
Poczynali. Ot na przykład
Znałem takiego człowieka,
Istną perłę w ludzkim tłumie;
870 I on też nie dopiął celu,
Bo w frazesach ugrzązł pustych. —
Widzisz dziką tę pustynię?
Gdybym machnął mym turbanem,
Groźne fale oceanu
875 Zalałyby to pustkowie
I byłby koniec zabawy!
Ale chyba tylko dureń,
Chciałby stwarzać nowe lądy,
Nowe słonych mórz bezmiary. —
880 Czy wiesz, co to znaczy — życie?
ANITRA
Nie, lecz ty mi wytłumaczysz.
PEER
Żyć — to znaczy płynąć z prądem
Czasu, co nas na dalekiej
Morza wiedzie, a nie zmoczyć
885 W tej wędrówce nawet stopy,
Ale można to jedynie
W pełni męskich sił osiągnąć.
Stary orzeł traci pióra,
Stara szkapa zwinne ruchy,
890 Stara baba zęby gubi,
Dziady stare ledwo łażą,
Słabną ciała ich — i dusze.
Młodość! Młodość! W niej jest siła!
Chcę panować dziś jednakże
895 Nie w Gyntianii pięknym kraju,
Wśród palm, winnic, kwiatów rzadkich,
Lecz królestwo znaleźć swoje
W myślach czystego dziewczęcia!
Widzisz teraz, moje dziecko,
900 Czemu prorok właśnie ciebie
Wybrać raczył i dlaczego
W twoim sercu dziś założył
Swój kalifat. Słuchaj, mała,
W tym miłości nowym państwie
905 Będę rządził despotycznie!
Od tej chwili się wyrzekasz
Swego "ja", swych uczuć, myśli,
Wszystko to należy do mnie
Niepodzielnie i wyłącznie!
910 Jeśli przyjdzie się rozłączyć —
Koniec życia! Oczywiście
Twego życia — nie mojego.
Jestem panem twoich westchnień,
Twych pożądań, marzeń, tęsknot!
915 Czarnych twoich loków burza,
Wszystkie wdzięki i ponęty,
Jak ogrody Babilonu,
Mają dawać mi rozkosze
Na sułtańskie me skinienie!
920 To lepiej, że nie masz duszy,
Że masz takie pustki w głowie,
Bo dusza rozmyślać każe
Nad swym "ja", a w tym wypadku
To zbyteczne. Pozwól teraz,
925 Że na drobną twoją nóżkę
Bransoletkę złotą włożę,
Aby mała ma ptaszyna
Noc tę czule wspominała,
Kiedy powiem jej "dzień dobry".
930 Ja sam będę twoją duszą,
A poza tym: status quo.
Anitra chrapie
Co? Zasnęła? Nie słuchała
Mych miłosnych, tkliwych wyznań?
Ach, to przecież moje słowa
935 W taki zachwyt ją wprawiły,
Że w rozkoszny sen zapadła!
Wstaje i składa na jej łonie klejnoty
Masz tu klamry, naszyjniki!
Spij, Anitro, śnij o Peerze!
Śpij, bo snem tym władcy swemu
940 Uwieńczyłaś skroń koroną!
Peer Gynt wreszcie odniósł triumf,
I to własnym "ja", nie złotem! 

[MUZYKA]


Odcinek jedenasty

[MUZYKA]

Droga, którą przechodzą karawany. W głębi oaza. Peer Gynt galopuje przez pustynię na białym koniu, trzymając przed sobą Anitrę
ANITRA
Puść, bo ugryzę!
PEER
Ty mała szelmutko!
ANITRA
Czego chcesz?
PEER
Bawić się w wilka i owcę!
945 Porwać cię! Uwieść! Popełniać szaleństwo!
ANITRA
To wstyd, naprawdę! Taki stary prorok!
PEER
O gąsko głupia! Prorok nie jest stary!
Czy kto na starość ma ochotę szaleć?
ANITRA
Puść mnie do domu!
PEER
Ha! Co za kokietka!
950 Chcesz wracać? Pięknie! Tęskno ci do teścia?
My, dzikie ptaki, raz uciekłszy z klatki
Nie powinniśmy mu się pokazywać
Więcej na oczy. Zresztą, moje dziecko,
Nie warto nazbyt długo pozostawać
955 Na jednym miejscu. Zbyt bliska znajomość
Pozbawić może szacunku u ludzi,
Zwłaszcza w wypadku, gdy się jest prorokiem.
Czas byt najwyższy skończyć z tą zabawą!
Ziomkowie twoi stali się nieufni,
960 Kadzidła, modły były coraz rzadsze...
ANITRA
Ale ty jesteś naprawdę prorokiem?
PEER
Cesarzem twoim jestem!
Chce ją pocałować
O, widzicie,
Jak to się droczy, żmijka, jak to kąsa!
ANITRA
Daj mi ten pierścień z palca!
PEER
Ależ proszę!
965 Zabierz, Anitro, te wszystkie świecidła!
ANITRA
Słowa twe dźwięczą, jak cudna muzyka!
PEER
Czy ktoś był kiedy tak mocno kochany?!
Zejdę i konia twego poprowadzę,
Jak twój niewolnik!
Daje jej szpicrutę i zsiada z konia
Różo najpiękniejsza!
970 Dla ciebie będę brnął w pustynnym piasku,
Prażył się w słońcu, póki mnie nie razi
Swoim udarem! Bo ja jestem młody,
Anitro, popatrz na moją swawolę!
Żarty i figle są cechą młodości,
975 Nie trzeba nawet ich usprawiedliwiać.
Nie jesteś bystra, ale to zrozumiesz:
Kochanek lubi figle — więc jest młody!
ANITRA
Tak, jesteś młody! — Masz jeszcze pierścienie?
PEER
Zabierz je wszystkie! Patrz! Skaczę jak kozioł!
980 Szkoda, że nie ma winnej latorośli,
Zrobiłbym sobie wieniec! Jestem młody!
Naprawdę! Zobacz — teraz będę tańczył!
Tańczy i śpiewa
Kogutek jam szczęśliwy,
Daj dzioba, moja kurko!
985 Niech całe wie podwórko,
Żem kogut jest szczęśliwy!
ANITRA
Jesteś spocony, proroku, więc daj mi
Tę torbę ciężką, którą masz u pasa.
PEER
Jakże mnie wzrusza twa troska! Kochanie,
990 Weź już na zawsze tę moją sakiewkę!
Nie trzeba złota sercom kochającym!
Tańczy znowu i śpiewa
Młody Peer Gynt jest szalony!
Cóż to się z nim dzisiaj stało?
Dalej, Peerze — dalej śmiało!
995 Młody Peer Gynt jest szalony!
ANITRA
Jakże wspaniale tańczy wielki prorok!
PEER
Prorok! Do diabła! Zamieńmy ubrania!
Rozbierz się! Szybko!
ANITRA
Lecz kaftan twój będzie
Dla mnie za długi, pasek za szeroki,
1000 Pończochy ciasne...
PEER
Eh bien —
Klęka
Więc mi zadaj
Jakiś dotkliwy ból; sercom kochanków
Cierpienie rozkosz przynosi. Posłuchaj:
Kiedy będziemy na zamku —
ANITRA
Gdzię? W raju?
Czy to daleko?
ANITRA
PEER
Około tysiąca
- Mil
ANITRA
O, mój panie, za daleko dla mnie!
PEER
Lecz tam otrzymasz duszę obiecaną!
ANITRA
Dziękuję, chyba obejdę się bez niej!
Ale prosiłeś — o jakieś cierpienie —
PEER
wstaje
Tak, o cierpienie gwałtowne i krótkie
1010 Na dwa lub trzy dni...
ANITRA
Anitra posłusznie
Spełnia twą wolę! — Bywaj zdrów, proroku!
Uderza go silnie szpicrutą po palcach i galopem ucieka przez pustynię w kierunku domu
PEER
stoi przez chwilę jak rażony piorunem
Nie, tego to już…

[MUZYKA]

To samo miejsce w godzinę później. Peer Gynt powoli, w zamyśleniu zdejmuje z siebie suknie tureckie jedną po drugiej. W końcu wyciąga z kieszeni surduta swoją czapeczkę podróżną, nakłada ją na głowę i znów ukazuje się w europejskim stroju
PEER
odrzucając daleko turban
Tam leży Turek, a tutaj ja stoję!
Nie dla mnie, widzę, całe to pogaństwo.
1015 Szczęście, że miałem je tylko w odzieniu,
Że nie zdążyło wejść mi w krew na zawsze.
Na co to wszystko było mi potrzebne?
Wszakże najlepiej być chrześcijaninem,
Pogardzać złudnym blaskiem pawich piórek,
1020 Przestrzegać zasad prawa, moralności,
Pozostać wiernym sobie aż do śmierci,
A na pogrzebie mieć mowy i wieńce.
Robi kilka kroków
Dziewka! — Niewiele przecież brakowało,
A zawróciłaby mi całkiem głowę.
1025 Nie mogę pojąć, co się ze mną stało?
Może ktoś inny odkryłby przyczynę,
Która sprawiła, że tak oszalałem.
Gdybym te żarty o krok tylko jeden
Posunął dalej, stałbym się wprost śmieszny.
1030 To był błąd, ale, widzę jak na dłoni,
Błąd ten wyniknął z mego stanowiska.
Wszak ta niemądra zabawa w proroka,
Tak nierealna, pozbawiona sensu,
Musiała wreszcie skończyć się niesmakiem.
1035 Tak, kiepski to jest zawód — być prorokiem.
Musisz wciąż błądzić w chmurach i oparach,
A jeśli tylko przestaniesz pleść bzdury,
Natychmiast tracisz posłuch i uznanie.
To jedno może mnie usprawiedliwić,
1040 Żem takiej gęsi hołdy składał korne.
Prorok — zaiste!
Wybucha śmiechem
To naprawdę głupio!
Chcieć czas powstrzymać skokami i tańcem,
Przeciw prądowi płynąć z lutnią w dłoni
I skończyć jako kogut podskubany!
1045 Tak, podskubała mnie zdrowo! — To przykre.
Ale coś niecoś mam jeszcze w kieszeni,
W amerykańskich bankach też coś będzie,
Nie jestem jeszcze zupełnym nędzarzem.
Taki stan rzeczy ma też swe zalety,
1050 A najważniejsze, że mnie nic nie wiąże:
Koń ani furman, kufry czy bagaże.
Jestem — rzec można — panem sytuacji!
Lecz jaką teraz obrać sobie drogę?
Wybór odróżnia mądrego od głupca,
1055 Me interesy — to zamknięty rozdział,
Miłość — znoszoną jest już dla mnie szatą.
Nie mam ochoty, jak rak w tył się cofać.
"Tam i z powrotem — jednakowa droga",
"Którędy wszedłeś, tam też i wychodzisz".
1060 Tak przecież mówił kiedyś pewien mędrzec. —
Czegoś nowego pragnę! — I wielkiego!
Idei godnej trudów, a zyskownej!
Może by żywot swój opisać wiernie
Dla pouczenia następnych pokoleń?
1065 Albo badaczem zostać naukowym
I na zamierzchłą przeszłość rzucić nieco
Światła dzisiejszej wiedzy? Przecież zawsze
Lubiłem czytać pożółkłe kroniki!
Na Boga! Warto ten zamiar przemyśleć!
1070 Będę więc śledził ludzkości koleje,
Prądem historii popłynę jak piórko,
W walkach herosów będę uczestniczył
O prawo, wolność i wszystko co wielkie —
Z daleka tylko, jako widz, bezpiecznie.
1075 Będę więc widział, jak padają mędrcy,
Jak męczennicy swą krew przelewają,
Jak państwa rodzą się i w gruzach giną,
Jak z małych chwilek powstają epoki,
Słowem, śmietankę pozbieram z spienionych
1080 Nurtów historii; tylko muszę zdobyć
Jakimś sposobem tomisko Beckera,
By podróżować zgodnie z chronologią.
Znajomość dziejów i ich mechanizmu
Nie była nigdy moją mocną stroną.
1085 Im bardziej jednak początek szalony,
Tym niezwyklejszy może być rezultat.
Jak to podnosi człowieka na duchu,
Kiedy podąża do wielkiego celu
Wytrwale, z mocą!
Ze wzruszeniem
Pozrywać te więzy,
1090 Które mnie wiążą z krajem, z przyjaciółmi,
Z domem dzieciństwa, wysadzić w powietrze
Zebrane z trudem skarby i pieniądze,
Rozerwać sieci miłosnych uniesień,
By upragnionej znaleźć źródło prawdy!
Ociera łzę
1095 To jest najwyższe kryterium badacza! —
Czuję się dzisiaj nadludzko szczęśliwy,
To najpiękniejszy dzień mojego życia!
Znalazłem bowiem wreszcie rozwiązanie
Zagadki mego istnienia i jestem
1100 Już uzdrowiony! Byle tylko nie wpaść
Znów w tarapaty jakieś. Peerze Gyncie!
Dzisiaj prawdziwym czujesz się mężczyzną,
Możesz się nazwać już "cesarzem życia"!
Odtąd istnieję tylko dla przeszłości,
1105 Bo teraźniejszość — to walka bez treści,
Niewarta nawet nędznego szeląga!
Mężczyźni myślą tylko o swym zysku,
Czyny ich głupie, umysły kulawe,
Wzrusza ramionami
A już kobiety — to plemię niestałe!
Odchodzi

[MUZYKA]

Odcinek dwunasty

[MUZYKA]

Dzień letni na dalekiej północy. Chata w lesie. Drzwi z wielkim, drewnianym skoblem stoją otworem. Nad drzwiami rogi jelenie. Z boku chaty pasie się stadko kóz. Kobieta, piękna jeszcze blondynka w średnim wieku, siedzi w słońcu i przędzie

SOLWEJGA
spogląda na drogę i śpiewa
Lato i zima miną, nadejdzie nowa wiosna,
Być może, lata jeszcze upłyną, o mój miły,
Lecz kiedy wrócisz wreszcie, powitam cię radosna:
"Przyrzekłam ci, czekałam, miłość krzepiła siły!"
Niech Bóg cię ma w opiece, gdziekolwiek się
znajdujesz,
A skoro przed nim staniesz, niech ci przebaczy winy.
Czekam cię, przyjacielu, aż wrócisz, ucałujesz,
Jeśli cię śmierć zabrała, tam w górze się złączymy.

[MUZYKA]

W Egipcie. Świt. Posąg Memnona na piasku
PEER
wchodzi i rozgląda się przez chwilę
Stąd mógłbym chyba rozpocząć wędrówkę
Po dziejach świata, jako Egipcjanin.
1120 Tak, Egipcjanin, lecz ciągle na gruncie
"Ja" Gyntowskiego. A później wyruszę
Wprost do Asyrii. Bo nie mam zamiaru
Zaczynać pracy od stworzenia świata.
Dzieje biblijne chcę całkiem ominąć,
1125 Ciągle stykamy się z nimi w historii,
A badać znowu wszystko od podszewki,
Nie mam ochoty ani możliwości.
Siada na kamieniu
Odpocznę trochę. Zaczekam cierpliwie
Na pieśń poranną posągu Memnona.
1130 A po śniadaniu wejdę na wierzchołek
Jednej z piramid. Do wnętrza też zajrzę,
Badacz nie może odczuwać zmęczenia!
Potem się udam nad Morze Czerwone,
A nuż odkryję gdzieś grób Putyfara?
3135 I oto stanę się Azjatą. Później
Obejrzeć trzeba babilońskie cuda,
Damy swawolne, wiszące ogrody,
Świadectwa chlubne prastarej kultury.
Stąd jednym krokiem staną u bram Troi,
1140 A prosto stamtąd udam się parowcem
Do Leonida świętego wąwozu
I do wspaniałych, starożytnych Aten,
Gdzie każdy kamień godzien jest uwagi.
Filozoficzne zgłębię tam systemy,
1145 Zwiedzę więzienie, gdzie mędrzec Sokrates
Wychylił puchar z trucizną. — Do licha!
Toż zapomniałem, że Hellada stoi
W płomieniach wojny! — Trzeba więc poskromić
Swój naukowy zapał.
Spogląda na zegarek
To szczególne,
1150 Jak długo muszę czekać na wschód słońca!
A czas upływa. — Wracając do Troi,
Dokąd to mogę stamtąd powędrować?
[DŹWIĘKI W TLE]
Wstaje i nasłuchuje
Cóż to za dźwięki jakieś tajemnicze?
Słońce wschodzi
POSĄG MEMNONA
śpiewa
Z boskich popiołów wzlatują hen, w słońce
1155 Ptaki śpiewające!
Zeus je wszechwiedzący,
Wszechogarniający,
Stworzył na zatracenie.
Sowo mądrości,
1160 Pomóż ludzkości
Rozwikłać przypadek rzadki!
Jeśli odgadniesz sens zagadki,
Ocalisz swoje istnienie!
PEER
Naprawdę — dźwięki słyszałem wyraźnie!
1165 To posąg śpiewał! — Muzyka przeszłości!
Głos ten narastał, to znowu opadał…
Muszę zapisać dla przyszłych badaczy.
Zapisuje w notesie
"Posąg ten śpiewał, ale tekstu pieśni
Nie zrozumiałem ani w ząb. To wszystko
1170 Halucynacją było oczywiście.
Poza tym nie mam ważniejszych spostrzeżeń".
Idzie dalej

[MUZYKA]

W pobliżu wsi Gizeh. Wielki Sfinks wykuty w skale. W dali kopuły i minarety Kairu. Peer Gynt wchodzi, uważnie ogląda Sfinksa to przez lornetkę, to przez zwiniętą dłoń
PEER
Niech mi ktoś powie, gdzie też ja spotkałem
Podobne dziwo? Spotkałem na pewno!
Może nie takie wielkie, lecz podobne…
1175 Czy to był człowiek? — Gdzież go mogłem widzieć?
Posąg Memnona, wpadłem na to później,
Starego z Dowru całkiem przypominał,
Który bez ruchu i zimny jak kamień
Siedział na swoim skalnym postumencie.
1180  Ale ten szpetny, pokraczny dziwoląg,
Lew i kobieta na jednym kadłubie,
Czy go naprawdę gdzieś w życiu widziałem?
Czy też czytałem o nim w jakiejś bajce?
W bajce? — Ach, wreszcie coś mi zaświtało!
1185 Toż to jest Krzywy, którego zabiłem.
To znaczy — śniłem — trawiony gorączką.
Podchodzi bliżej
Te same oczy — i usta te same,
Twarz tylko zdradza więcej przebiegłości. —
Więc to ty, Krzywy? Tak do lwa podobny?
1190 Szczególnie z tyłu. — Czy wciąż rozwiązujesz
Zagadki? Jestem niezmiernie ciekawy,
Czy mi odpowiesz dzisiaj, tak jak wówczas.
Zaraz sprawdzimy —
Woła do Sfinksa
Kim ty jesteś. Krzywy?
GŁOS
spoza Sfinksa
Ach, Sphinx, wer bist du?
PEER
Echo po niemiecku
1195 Mi odpowiada!
GŁOS
Wer bist du?
PEER
Notuję:
"Echo niemieckie, w berlińskim dialekcie".
BEGRIFFENFELDT
wychodząc zza Sfinksa
Człowiek!
PEER
Ach, patrzcie! Byłbym się pomylił!
Notuje
"Później doszedłem do innych konkluzji".
BEGRIFFENFELDT
niespokojnie gestykulując
Przepraszam pana! — Czy wolno zapytać,
1200 Co pana tutaj sprowadza?
PEER
Pragnąłem
Odwiedzić właśnie swego przyjaciela.
BEGRIFFENFELDT
Sfinksa?
PEER
potakuje
Od dawna jesteśmy w przyjaźni.
BEGRIFFENFELDT
Świetnie! Wybornie! — I po takiej nocy!
W skroniach mi wali jakby tysiąc młotów!
1205 Człowieku! Znasz go? Możesz więc rozwiązać
Zagadkę — kim on jest?
PEER
Tak. On jest — sobą!
BEGRIFFENFELDT
podskakuje
Sobą?! — I oto mam już rozwiązanie!
Cóż za olśnienie! — Jest więc sobą, mówisz?
PEER
Sam mi to kiedyś powiedział.
BEGRIFFENFELDT
Jest sobą!
1210 Zbliża się chwila wielkiego przełomu!
Zdejmuje kapelusz
Pańskie nazwisko?
PEER
Nazywam się Peer Gynt.
BEGRIFFENFELDT
z podziwem
Peer Gynt! — To jakiś symbol! Alegoria!
Peer Gynt! — To jakaś tajemnicza siła,
Coś, co ma nadejść, według zapowiedzi…
PEER
1215 Pan na mnie czekał? Zbyt wiele zaszczytu!
BEGRIFFENFELDT
Peer Gynt! Zagadka! Otchłań! Każde słowo
Ukrywa mądrość wielką, niezgłębioną!
A kim pan jesteś?
PEER
skromnie
Zawsze się starałem
Być sobą — zresztą — oto jest mój paszport.
BEGRIFFENFELDT
1220 Nowa zagadka!
Chwyta go za rękę
A więc — do Kairu!
Znalazłem wreszcie cesarza!
PEER
Cesarza?
BEGRIFFENFELDT
Jedziemy!
PEER
Czyżbym istotnie był znany
BEGRIFFENFELDT
ciągnąc go z sobą
Cesarz myślących ludzi! Który odkrył
Istotę swego "ja"! 

[MUZYKA]

Odcinek trzynasty

[MUZYKA]

W Kairze. Wielki dziedziniec otoczony wysokimi murami i budynkami. Zakratowane okna. Żelazne klatki. Na dziedzińcu trzech Dozorców. Czwarty nadchodzi

DOZORCA 1
Powiedz mi, Schaffmann,
1225 Gdzie jest dyrektor?
DOZORCA 2
Dziś rano wyjechał.
DOZORCA 3
Byleby mu się coś nie przytrafiło,
Bo dzisiaj w nocy...
DOZORCA 4
O, właśnie powraca!
Begriffenfeldt wprowadza Peera Gynta, zamyka bramę i chowa klucz do kieszeni
PEER
do siebie
Człowiek to, widzę, niezwykle uczony.
Trudno nadążyć za jego myślami.
Rozgląda się
1230 Więc tutaj mieści się ów klub uczonych?
BEGRIFFENFELDT
Może pan spotkać tu całą gromadę,
Siedemdziesięciu mędrców szukających
Prawdy i sensu życia.
Woła Dozorców
Hej, Schlingelberg,
Schaffmann, Fuchs, Michał — do klatek!
DOZORCY
My? Jak to?
BEGRIFFENFELDT
1235 A któż by inny? — No, śpieszcie się! Szybko!
Ziemia obraca się, a my z nią razem.
Zmusza ich, aby weszli do klatki
Peer Wielki przyszedł dzisiaj o świtaniu,
Już mi jesteście niepotrzebni. Dalej!
Zamyka klatkę i klucz wrzuca do studni
PEER
Czcigodny panie doktorze — dyrektorze —
BEGRIFFENFELDT
1210 Żadnym z nich dziś już nie jestem niestety.
Umie pan milczeć? — Zdradzę panu sekret...
PEER
z wzrastającym niepokojem
Cóż to takiego?
BEGRIFFENFELDT
A mocne masz nerwy?
PEER
Będę się starał...
BEGRIFFENFELDT
ciągnie go do kąta i szepce mu do ucha
Rozum absolutny
Umarł wczorajszej nocy.
PEER
Boże, ratuj!
BEGRIFFENFELDT
1245 Tak, to jest smutne, nawet bardzo smutne,
Zwłaszcza na moim stanowisku. Bowiem
Do jedenastej zakład ten uchodził
Za dom wariatów —
PEER
Och! Za dom wariatów!
BEGRIFFENFELDT
Teraz już koniec z tym. Pan sam rozumie!
PEER
1250 O tak... rozumiem! Boże! Toż to wariat!
A nikt się nawet tego nie domyśla!
Chce się wymknąć
BEGRIFFENFELDT
idzie za nim
Sądzę, że pan mnie zrozumiał dokładnie?
Jeżeli mówię, że rozum już umarł,
To mam na myśli, że wyszedł ze skóry,
1255 Jak lis mojego ziomka — Munchhausena.
Zna pan tę bajkę?
PEER
Zechce pan wybaczyć...
BEGRIFFENFELDT
trzyma go mocno
Jak węgorz raczej, nie jak lis się wymknął,
Z wykłutym okiem dygotał pod ścianą —
PEER
Słabo mi!
BEEGRIFFENFELDT
Jedno cięcie koło szyi
I hop! - Wskoczył ze skóry!
PEER
Potworne!
Ten człowiek całkiem już postradał zmysły!
BEGRIFFENFELDT
Wszystko jest jasne. Nie ma co ukrywać,
Że takie wyjście z siebie sprowadziło
Przewrót w stosunkach na ziemi i morzu.
Wczoraj wieczorem, punkt o jedenastej,
Chorzy się stali nagle normalnymi,
Zgodnie z pojęciem nowego rozumu.
Natomiast ludzie na pozór normalni
Od jedenastej są już wariatami.
PEER
1270 A propos godzin... czasu mam niewiele.
BEGRIFFENFELDT
Czasu? A właśnie — w porę pan przypomniał
O najważniejszym!
Otwiera drzwi i woła
Wychodźcie! A szybko!
Nadeszły wasze czasy! Rozum umarł!
Niech żyje Peer Gynt!
PEER
Ależ, drogi panie!
Wariaci jeden po drugim wchodzą na dziedziniec
BEGRIFFENFELDT
1275 Umarł rozsądek! Jutrzenka wolności
Wam zaświtała! Oto jest wasz cesarz!
PEER
Kto? Cesarz? Jak to?
BEGRIFFENFELDT
Cesarz, oczywiście!
PEER
Za wielki honor! Jakże bym miał śmiałość —
BEGRIFFENFELDT
Człowieku, porzuć tę fałszywą skromność.
1280 W takiej godzinie!
PEER
Muszę się namyślić...
Ja nie nadaję się — nie mam talentu!
BEGRIFFENFELDT
Człowiek, co odgadł sfinksową zagadkę?!
Który jest sobą? —
PEER
Więc właśnie dlatego,
Że jestem sobą od stóp aż do głowy,
1285 A tu przeciwnie, nikt z was nie jest sobą.
BEGRIFFENFELDT
Och, pan jest w błędzie! To wielka pomyłka!
Każdy tu sobą jest bez ograniczeń,
Sobą i niczym więcej w żadnym sensie.
Każdy się w beczce swego "ja" zamyka,
1290 Nurza się w sosie swego "ja" po szyję,
I hermetycznie swą beczkę szpuntuje
Korkiem własnego "ja". — Nas nie obchodzą
Bóle, cierpienia czy choroby bliźnich,
Ludzkie idee, myśli, przedsięwzięcia,
1295 Jesteśmy sobą i niczym ponadto,
Sobą na każdym kroku. I dlatego
Jeśliśmy pana zrobili cesarzem,
Wybór nasz trafny był i najsłuszniejszy.
PEER
Bodaj to licho...
BEGRIFFENFELDT
Trzeba być odważnym!
Każdy początek bywa zawsze trudny.
"Być sobą" — zaraz dam tu panu przykład.
Do ponurej postaci
Dzień dobry, Huhu! — I cóż? Jak się czujesz?
Ciągle cię jeszcze dręczy melancholia?
HUHU
Jak ma nie dręczyć, gdy tyle pokoleń
1305 Schodzi do grobu bez ojczystej mowy
I bez poezji?
Do Peera Gynta
Jesteś tutaj obcy,
Chcesz mnie wysłuchać?
PEER
Ach, zmiłuj się, Boże!
HUHU
Więc posłuchaj: tam na wschodzie
Wśród zielonych pól i gajów
1310 Są wybrzeża Malabaru.
Przyszli tam Portugalczycy
I Holendrzy, by kulturę
Rozpowszechniać wśród gromady
Malabarskich autochtonów,
1315 Którzy w pogmatwanej gwarze
Rządzą całym tamtym krajem.
Lecz w zamierzchłych, dawnych czasach
Władcą był tam niepodzielnym
Orangutan, syn natury.
1320 Mógł on gryźć i wyć, i ryczeć,
Nikt mu nie śmiał się sprzeciwiać,
Wszyscy jego wolę czcili.
Nagle przyszły obce hordy
I zdławiły ryk ten święty,
1325 Tę pramowę naszej ziemi,
Jak koszula niecnie dławi
Nagość piękną w swym bezwstydzie.
Noc czterysta lat trwająca
Na nieszczęsną spadła małpę,
1330 A niewola tyloletnia,
Jak wiadomo, niszczy naród.
Zmilkły więc w prapuszczy dzikiej
Praprawycia i praryki.
Jeśli chcemy myśl wyrazić,
1335 Uciekamy się do mowy.
Hańba to i wstyd dla wszystkich,
Dla Holendrów, Portugalów,
Dla mieszańców malabarskich,
Wszyscy na tym ucierpieli!
1340 Próbowałem jeszcze walczyć
O rodzimy ryk pralasu,
Chciałem wskrzesić martwe zwłoki,
By ojczyste to prawycie
Rozbrzmiewało pełnym głosem
1345 W narodowej naszej pieśni!
Lecz błagania, prośby na nic,
Wariatem mnie okrzyknięto.
Teraz boleść mą rozumiesz.
Dzięki ci, żeś mnie wysłuchał,
1350 Jeśli możesz, udziel rady.
PEER
do siebie
Powiadają, że z wilkami
Wyć należy. — Dam mu radę.
Głośno
Przyjacielu, jeśli pamięć
Mnie nie myli, gdzieś w Maroku
1355 Żyją stada małp zuchwałych,
Które tęsknią za poetą.
A że mowa ich podobna
Do języka Malabarów,
Powinieneś tam się udać
1360 I wraz z nimi toczyć walkę
O pramowę, prakulturę...
HUHU
Dziękuję ci za życzliwość.
Zgodnie z radą twą — wyjeżdżam.
Z patetycznym gestem
Wschód pogardził swym pieśniarzem,
1365 Lecz na szczęście żyją jeszcze
Małpy dzikie na Zachodzie!
Wychodzi
BEGRIFFENFELDT
I cóż? Czy nie był może sobą?
On tylko sobą się zajmuje,
Sobą wypełnia czyn swój każdy,
1370 I odkąd własne "ja" utracił,
Siebie wyraża on jedynie.
Teraz innego ci pokażę,
On też odzyskał wczoraj rozum.
Do Fellacha, niosącego na plecach mumię
Królu Apisie! Jak się czujesz?
FELLACH
dziko, do Peera Gynta
1375  Czy wierzysz także, żem król Apis?
PEER
chowając się za doktora
Nie znam się na tym... pan wybaczy...
Lecz sądząc z tonu...
FELLACH
Ty też kłamiesz!
BEGRIFFENFELDT
Wasza Wysokość może zechce
Nam wytłumaczyć...
FELLACH
A więc dobrze.
Zwraca się do Peera
1380 Wiesz, kogo noszę tu na plecach?
Król Apis było jego imię,
Teraz jest tylko martwą mumią.
Niegdyś budował piramidy,
Dumnego Sfinksa dźwignął posąg
1385 I jak nas doktor informuje,
Z Turkami dzielne toczył boje.
Nic więc dziwnego, że w Egipcie
Bogiem go wkrótce ogłoszono
I jak boskiego czczono byka,
1390 Ofiary mu składając święte.
Otóż ja jestem ten król Apis!
Prawda to jasna niby słońce;
Jeśli masz jakieś wątpliwości,
Zaraz ci wszystko udowodnię.
1395 Kiedyś król Apis podczas łowów
Zsiąść musiał z konia, by na stronie
Użyźnić rolę, którą później
Otrzymał w darze mój prapradziad.
Ta rola właśnie mnie żywiła,
1400 A jeśli innych chcesz dowodów,
Gotów ci jestem róg pokazać
Dla śmiertelników niewidzialny.
I powiedz, czy to nie szczególne
Zrządzenie Losu, że nikt mojej
1405 Sławy nie głosi? Przecież jestem
Królem Apisem z urodzenia,
A świat nazywa mnie — fellachem!
Jeżeli możesz mi poradzić,
Co mam uczynić, aby stać się
1410 Króla Apisa godnym synem,
Wdzięczność pozyskasz mą dozgonną.
PEER
Wasza Wysokość niechaj raczy
Budować wielkie piramidy,
Dumnego Sfinksa dźwignąć posąg,
1415 No i — z Turkami toczyć boje.
FELLACH
Łatwo ci mówić! "Toczyć boje"!
Fellach! Wesz głodna! Dość mam pracy,
Aby wypędzić z mojej chaty
Szczury i myszy! Nie, człowieku,
1420 Znajdź coś lepszego, inną radę,
Bym stał się sławny i potężny,
Jak król, co moje zdobi plecy.
PEER
A gdyby tak Wasza Wysokość
Spróbował cichcem się powiesić,
1425 A potem skryć się w łonie ziemi,
W grobu granicach naturalnych?
FELLACH
Masz rację! — Życie dać za stryczek!
Ciało powierzyć szubienicy!
Różnica będzie niezbyt wielka —
1430 A już po roku czas ją zatrze.
Odchodzi i czyni przygotowania do powieszenia się
BEGRIFFENFELDT
To też ciekawa indywidualność!
Człowiek z metodą…
PEER
Owszem... niewątpliwie…
Och! Wielki Boże! — Wiesza się naprawdę!
Słabo mi! Mdleję! Odchodzę od zmysłów!
BEGRIFFENFELDT
1435 To stan przejściowy tylko; minie szybko…
PEER
Co? Stan przejściowy? — Do czego? — Przepraszam…
BEGRIFFENFELDT
zatrzymując go
Czy pan zwariował?
PEER
Jeszcze nie — na Boga!
Hałas. Minister Hussein przeciska się przez tłum
HUSSEIN
Słyszę, że cesarz dzisiaj u nas bawi.
Do Peera
Czy to pan może?
PEER
zrozpaczony
Tak... ja... oczywiście —
HUSSEIN
1440 Oto papiery, które wymagają
Twej odpowiedzi!
PEER
Ha! Dobrze ci, dobrze!
HUSSEIN
Wasza Cesarska Mość zechce umoczyć
Mnie w atramencie.
Składa głęboki ukłon
Jestem pióro, panie!
PEER
kłania się jeszcze głębiej
A ja pergamin cesarski, do usług!
HUSSEIN
1445 Każdy zna moje dzieje: jestem pióro,
A uważają mnie za piasecznicę.
PEER
Równie tragiczne są i moje dzieje.
Jestem papierem, na którym do dzisiaj
Nikt nie chciał pisać.
HUSSEIN
Mnie wciąż zapewniają,
Że się nadaję do sypania piasku,
A przecież inne jest me przeznaczenie.
PEER
Ja byłem kiedyś dla pięknej kobiety
Otwartą księgą... Czynić źle czy dobrze —
To tylko błędy drukarskie.
HUSSEIN
Niestety!
Czy pan rozumie, co to jest za męka,
Gdy się jest piórem, którego nikt nigdy
Nie zaciął nożem?!
PEER
podskakując
A pan czy rozumie
Los kozła, który, skacząc z górskich szczytów,
Nigdy nie może stopą dotknąć ziemi?!
HUSSEIN
1460 Pióro stępione! Noża! Niech mnie zatnie!
Świat zginie, jeśli nikt mnie nie zaostrzy!
PEER
Szkoda byłoby świata, który Bogu
Wydawał się tak cudnie wymyślony!
BEGRIFFENFELDT
Oto nóż — proszę!
HUSSEIN
chwytając nóż
Łaknę atramentu!
[DŹWIĘKI PRZECINANIA NOŻEM I TRYSKAJĄCEJ KRWI]
1465 Jakaż to rozkosz takie cięcie nożem!
Podcina sobie gardło
BEGRIFFENFELDT
usuwając się
Tylko nie pryskaj!
PEER
z wzrastającym strachem
Chwyćcie go! Trzymajcie!
HUSSEIN
Tak, tak! Trzymajcie! Chwyćcie wreszcie pióro!
Przynieście papier! Na stole połóżcie!
Pada
Stępione jestem! — Napiszcie na grobie:
1470 "Żył i umierał jako tęgie pióro!"
PEER
chwieje się
Co robić? — Kim ja... O, Wielki i Mądry!
Jestem, kim zechcesz — Turek, troll czy grzesznik,
Tylko mi pomóż! — To mnie już dobiło!
Krzyczy
Już nie pamiętam Twojego imienia!
1475 Ratuj mnie! Ocal! Głupców opiekunie!
Mdleje
BEGRIFFENFELDT
z wieńcem słomianym w ręku, wskakuje mu na grzbiet i siada jak na koniu
Ha! Jak wspaniale legł w prochu i pyle!
Pozbył się swego "ja"! Nadeszła pora!
Czas go przystroić w cesarską koronę!
Nakłada mu na głowę wieniec i woła
Niech żyje cesarz sobkostwa! Niech żyje!

[MUZYKA]


Odcinek czternasty

[MUZYKA]

Pokład okrętu płynącego po Morzu Północnym wzdłuż wybrzeży norweskich. Zachód słońca. Burza. Peer Gynt, krzepki jeszcze starzec z siwymi włosami i brodą stoi w głębi na pokładzie. Ubrany prawie jak marynarz: w bluzę marynarską i wysokie gumowe buty, wszystko to dość zniszczone. Twarz ogorzała o surowym wyrazie. Kapitan okrętu stoi u steru obok sternika. Na przodzie — załoga statku

PEER GYNT
oparty łokciami o burtę okrętu, wpatruje się w okoliczny krajobraz
Spójrzcie, to Hailing w zimowej odzieży
Skrzy się i płonie w czerwieni zachodu!
Za nim zaś Jókul w błękitnej poświacie,
W płaszcz swój lodowy otulony szczelnie.
5 A jeszcze dalej skały ośnieżone,
Niby dziewica w nieskalanej bieli. —
No, dość tych szaleństw, dzieci, koniec figlów!
Stać mi na miejscu, granitowe bryły!
KAPITAN
woła ku przodowi
Dwóch tu do steru! — Zapalić latarnie!
PEER
10 Wiatr lodem dmucha!
KAPITAN
W nocy będzie burza!
Widać stąd Ronden?
KAPITAN
Nie, bo go zasłania
Lodowiec.
PEER
Ale Blanhó pewnie widać?
KAPITAN
potrząsając głową
Nie! Tylko z masztu, przy dobrej pogodzie
Widać chwilami Galdhopig.
PEER
A gdzie też leży Harteigen?
KAPITAN
wskazuje
To tam, bliżej brzegu.
PEER
Ach, prawda!
KAPITAN
Widzę, że pan zna te strony.
PEER
Gdy wyjeżdżałem, widziałem te brzegi,
A najsilniejsze bywają wspomnienia
Z czasów młodości.
Spluwa i wpatruje się w wybrzeże
A tam, gdzie się kłębią
20 Mgły szare, ciemne, ponad przepaściami,
Co jak grobowce czernieją posępne,
Nad wąskim brzegiem fiordu, tam są chaty…
Spoglądając na Kapitana
Z rzadka rozsiane i osamotnione.
KAPITAN
Tak, tam niełatwo odwiedzać sąsiadów.
PEER
25 Czy dopłyniemy tam przed świtem?
KAPITAN
Może.
To już zależy od wiatru — i burzy.
PEER
Te czarne chmury płyną od zachodu.
KAPITAN
Tak, rzeczywiście.
PEER
Panie kapitanie,
Chciałbym załogę jakoś wynagrodzić,
30 Proszę przypomnieć mi to jutro rano.
KAPITAN
Dziękuję!
PEER
Wiele już nie mam na zbyciu.
Kopałem złoto, lecz wszystko straciłem,
Fortuna nigdy nie chciała mi sprzyjać.
A to, co wiozę do domu, to resztki,
35 Których mi diabli zabrać nie zdążyli.
KAPITAN
I tak wystarczy panu, by wśród ludzi
Zdobyć znaczenie.
PEER
Nie mam żadnych krewnych.
Nikt na wujaszka ciepłego nie czeka,
Przynajmniej ścisku nie będzie na brzegu.
KAPITAN
40 Mamy już burzę!
PEER
Więc, jak powiedziałem,
Jeśli ktoś z waszych ludzi jest w potrzebie,
Chętnie udzielę mu skromnej pomocy.
KAPITAN
To świetnie! Wielu żyje w ciężkiej biedzie.
To, co zarobią, ledwie im wystarcza
45 Na wyżywienie skąpe żony, dzieci…
Jeśli dostaną coś niecoś od pana,
Będzie to dla nich wielka uroczystość,
O której pamięć długo nie zagaśnie.
PEER
Więc są żonaci? — Mają żony, dzieci?
KAPITAN
50 Całe gromady! — Ale najbiedniejszy
To już nasz kucharz — pewnie pan go widział —
U niego w domu głód jest stałym gościem.
PEER
Żonaci? — Wszyscy? Kobiety i dzieci
Czekają na nich, aż wrócą z podróży?
55 Cieszą się? —
KAPITAN
Pewnie, każde na swój sposób!
PEER
A kiedy wrócą i w drzwiach staną —
KAPITAN
Wtedy
Baby wyciągną z spiżarni przysmaki,
I zrobią mężom ucztę, jak się patrzy!
PEER
Może i świeca zapłonie na stole?
KAPITAN
60 Dwie nawet czasem... Wódka też się znajdzie,
Ryby kawałek…
PEER
I tak sobie siądą
W cieple kominka? Wśród gromadki dzieci,
Co napełniają izbę gwarem, śmiechem,
Zadając ojcu na raz tysiąc pytań?
KAPITAN
65 Tak sądzę. Toteż byłoby wspaniale,
Gdybyś pan trochę wspomógł tych biedaków.
PEER
uderza pięścią o burtę
Nie! Nie! Do diabła! Nie jestem wariatem!
Po to męczyłem się i harowałem,
Aby to rozdać teraz obcym ludziom?
70 Grosz ten zdobyłem z trudem, w pocie czoła!
Starego Peera nikt nie oczekuje!
KAPITAN
Ależ, mój panie, zrobi pan, jak zechce,
Pieniądze przecież są pańskie!
PEER
No właśnie!
I z nikim nie mam ochoty ich dzielić.
75 Oblicz, pan, proszę, gdy wylądujemy,
Ile wynosi cały mój rachunek.
Bilet z Panamy. Ludziom daj gorzałki.
I nic ponadto! — Nie będę się troszczył
O cudze baby i bękarty!
KAPITAN
Dobrze!
80 Przepraszam pana, ja muszę do steru -
Mamy już burzę…
Idzie wzdłuż pokładu, robi się ciemno; w kajucie zapalono światło; morze staje się coraz bardziej niespokojne; mgła i ciężkie deszczowe chmury
PEER
Mają więc w domu swoje żony, dzieci,
Wiedzą, że nawet hen, na krańcach świata
Ktoś im serdeczną myślą towarzyszy…
85 A ja? Kto o mnie i kiedy pomyśli?
Świeca — dwie świece — ? A dla mnie noc czarna...
Ja ich urządzę! Wszystkich tak upije,
Że nikt nie wyjdzie trzeźwy z tego statku!
Że nieprzytomni, wściekli jak bydlęta,
90 Odrazę w dzieciach wzbudzą, przerażenie!
Pięściami będą walić w stół, wyklinać,
Baby płaczące wypędzać z chałupy!
We łzach utonie radość powitania!
Statek przechyla się silnie. Peer Gynt zatacza się i z trudem utrzymuje się na nogach
O, to mi siła! Morze rozszalałe
95 Pracuje tęgo, jakby mu płacono!
Tu na północy jest ono wciąż sobą:
Zaciekłe, dzikie, spienione jak dawniej.
[SŁYCHAĆ KRZYKI]
Co to za krzyki?
STRAŻNIK
od przodu okrętu
Statek jakiś tonie!
KAPITAN
w środku okrętu komenderuje
Ster zwróć na prawo!
STERNIK
Są tam ludzie?
STRAŻNIK
Ludzie?
100 Trzech widzę!
PEER
Trzeba łódź spuścić!
KAPITAN
Zatonie!
Szkoda zachodu!
Idzie ku przodowi
PEER
Nie wolno tak myśleć!
Do kilku majtków
Ratujcie ludzi! Nie traćcie odwagi!
Najwyżej trochę przemoczycie łachy!
BOSMAN
Przy takiej fali? — Nie, to niemożliwe!
PEER
105 Wołają znowu — gotowi zatonąć!
Kucharzu, szybko! Skacz! Dobrze zapłacę!
KUCHARZ
Choćby pan płacił mi dwadzieścia funtów…
PEER
Psy chciwe! Tchórze! — Tam są przecież ludzie!
Czekają na nich w domu żony, dzieci…
BOSMAN
110 A niech czekają zdrowo!
KAPITAN
Baczność! Odbij!
STERNIK
Statek zatonął!
PEER
A więc już po wszystkim.
BOSMAN
Jeśli żonaci byli, jak pan mówił,
Trzy biedne wdowy, świeżo upieczone,
Płaczą już po nich.
Burza przybiera na sile. Peer przechodzi ku tyłowi statku
PEER
115 Nie ma już dzisiaj wiary między ludźmi,
Ni chrześcijaństwa według wskazań Biblii.
Modlą się niby, a w sercach ich pustki,
Nikt się nie trwoży wobec Wszechmocnego,
A w taką burzę nie można zuchwale
120 Żartować z Bogiem! Bo ich wnet przekona
Że niebezpiecznie jest igrać ze słoniem!
I jeszcze mają czelność go wyzywać!
Ja udowodnić mogę, żem niewinny:
Przecież natychmiast otworzyłem portfel…
125 I cóż mi z tego? Ludzie mówią wprawdzie:
"Czyste sumienie daje sen spokojny",
Ale to dobre na lądzie, nie tutaj
Na pełnym morzu i to w taką burzę!
Tu owca musi ginąć wraz z kozłami.
130 Tutaj nie można zostać tylko sobą,
Chcesz, czy też nie chcesz, musisz jednak robić,
Co robią inni, innych naśladować.
Jeśli wybije godzina zapłaty
Dla nieboraków — i ty idziesz na dno.
135 Nikt tu na ciebie nie zwraca uwagi,
Jesteś tu nikim — nie ma na to rady!
Zanadto byłem pobożny, za głupi!
Cóż mi to dało? Nic, tylko niewdzięczność!
Gdybym był młodszy, umiałbym się zmienić
140 I zagrać ludziom na odmienną nutę!
Mogę to zrobić! Jeszcze nie za późno!
Pokażę światu, że Peer Gynt nie zginął!
Za wszelką cenę zdobędę zagrodę
I przebuduję ją na piękny zamek,
145 Ale gawiedzi nie wpuszczę do sieni!
Niech stoją kornie u bramy, niech żebrzą,
Niech jęczą, skomlą! — O, ja im zapłacę!
Nie dam tym żmijom ani pół szeląga!
Skoro mną może zły los tak pomiatać,
150 To i ja mogę rozprawić się z ludźmi!
NIEZNAJOMY PASAŻER
O, dobry wieczór!
Staje w ciemności obok Peera Gynta i pozdrawia go przyjaźnie
PEER
Dobry wieczór panu!
Z kim mam przyjemność?
NIEZNAJOMY PASAŻER
Towarzysz podróży,
Do usług pańskich.
PEER
Byłem przekonany,
Że sam tu jestem, nigdy nie spotkałem…
NIEZNAJOMY PASAŻER
155 Drobna pomyłka — i już wyjaśniona.
PEER
To jednak dziwne, że właśnie wieczorem…
NIEZNAJOMY PASAŻER
Bo ja, mój panie, wychodzę dopiero,
Gdy chłód wieczorny orzeźwi powietrze.
PEER
Pan źle wygląda. Twarz biała jak chusta.
NIEZNAJOMY PASAŻER
160 To nic nie znaczy. Jestem zdrów jak ryba.
[ULEWA I GRZMOTY]
PEER
Straszna ta burza! Morze oszalało!
NIEZNAJOMY PASAŻER
To wyśmienicie!
PEER
Jak to? Wyśmienicie?
NIEZNAJOMY PASAŻER
Spójrz pan na fale! Wysokie jak domy!
Woda się wlewa nam do ust, do uszu.
Ileż to dzisiaj statków się rozbije!
Ilu rozbitków morze dziś pochłonie!
PEER
Uchowaj Boże!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Na pewno pan widział
Kiedyś topielca lub powieszonego?
Trupy się śmieją, lecz jakby z przymusem,
Jakby się każdy ugryzł w język.
PEER
Panie!
Cóż to za kpiny?
NIEZNAJOMY PASAŻER
Ależ nie, ja nie kpię!
Jedno pytanie: gdyby tak nasz statek
Rozbił się dzisiaj, no i poszedł na dno…
PEER
Pan sądzi, że to…
NIEZNAJOMY PASAŻER
Nie wiem, ale gdybym
175 Ja wyszedł cało, a pan stracił życie?
PEER
Znów jakieś brednie!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Wszystko jest możliwe!
[ODGŁOS PIORUNA]
Zauważyłem, że w momentach trwogi
Każdy z nas mięknie, rozdaje jałmużnę…
PEER
sięga do kieszeni
Więc o pieniądze chodzi?
NIEZNAJOMY PASAŻER
Skądże znowu!
180 Ja chciałbym tylko — jeśli pan pozwoli —
Zdobyć pańskiego szanownego trupa.
PEER
Tego już nadto!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Proszę się nie gniewać.
Tylko do celów naukowych.
PEER
Dosyć!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Sam spreparuję kunsztownie twe zwłoki.
185 By móc ukazać światu pańskie wnętrze,
i Ja, panie, znaleźć chcę siedlisko marzeń,
Krytycznie zresztą podchodząc do dzieła.
PEER
Pan się ośmiela…
NIEZNAJOMY PASAŻER
Trochę cierpliwości,
Panie szanowny! Toż to tylko zwłoki!
PEER
190 Precz, bezbożniku! Bluźnierco! Nie widzisz,
Że sytuacja jest naprawdę groźna?
Tu każda chwila śmierć nam może przynieść,
Otchłań żarłoczna może nas pochłonąć,
A pan ma jeszcze śmiałość los wyzywać!
195 To już szaleństwo!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Widzę, że pan teraz
Do pertraktacji dalszych nie jest skłonny.
Niedługo chyba odmieni pan zdanie.
Z uprzejmym ukłonem
Wrócę do sprawy, gdy będziemy tonąć,
Może już humor panu się poprawi.
Odchodzi do kajuty
PEER
200 Cóż to za monstra! Potwory, nie ludzie,
Ci fanatycy wiedzy! Ateiści!
Do przechodzącego Bosmana
Hej, przyjacielu! Kim jest ten pasażer?
Coś z nim niedobrze…
BOSMAN
Nie ma tu nikogo,
Pan jest jedynym naszym pasażerem.
PEER
205 Nikogo nie ma? Hm, to dziwna sprawa…
Do Chłopaka okrętowego wychodzącego z kajuty
Kto do kajuty wchodził przed sekundą?
CHŁOPAK OKRĘTOWY
Pies okrętowy!
Przechodzi
STRAŻNIK
woła
Ląd widać przed nami!
PEER
Mój kufer! Kasę! Natychmiast na pokład!
BOSMAN
Ważniejsze rzeczy mamy do roboty!
PEER
210 Ja żartowałem tylko, kapitanie!
To były żarty. — Wspomogę kucharza,
Zapewniam pana!
KAPITAN
Maszt wielki się złamał!
STERNIK
Żagiel zerwany!
BOSMAN
od przodu okrętu
Uwaga! Mielizna!
KAPITAN
Statek rozbity!
[ODGŁOSY UDERZAJĄCYCH PIORUNÓW]

[GROŹNA MUZYKA]


Odcinek piętnasty

[MUZYKA]

Statek rozbija się z łoskotem. Zgiełk i zamieszanie. W pobliżu lądu pośród ławic i raf. Statek tonie. We mgle widać łódź ratunkową, w niej dwóch ludzi. Fala zalewa czółno, wywraca je. Słychać krzyk, na chwilę zapada cisza. Łódź wyłania się znowu kilem do góry. Peer Gynt wynurza się z wody w pobliżu czółna

[GROŹNA MUZYKA]
[ODGŁOSY KRZYCZĄCYCH LUDZI]
[PEER ZACHŁYSNĄŁ SIĘ WODĄ]

PEER
215 Na pomoc! Czółno tonie! Boże,
Ratuj mnie — jak przyrzeka Pismo
Trzyma się brzegu łodzi
KUCHARZ
wynurza się z drugiej strony
O Boże, zlituj się nad dziećmi!
Pozwól mi jeszcze je zobaczyć!
Chwyta się łódki
PEER
Precz!
KUCHARZ
Puść!
PEER
Uderzę!
KUCHARZ
Ja też mogę!
PEER
220 Puść, bo cię zaraz grzmotnę pięścią!
Łódź nie utrzyma nas tu obu!
KUCHARZ
Wiem!
PEER
Puszczaj zaraz!
KUCHARZ
To ty puszczaj!
PEER
Więc masz! Zobaczysz, co potrafię!
Biją się, Kucharz zwichnął rękę, trzyma się łodzi drugą ręką
PEER
Precz z łapą!
KUCHARZ
Panie drogi, łaski!
225 Mam żonę, dzieci! Daruj życie!
PEER
Mnie życie także jest potrzebne,
Pragnę mieć syna!
KUCHARZ
Ty już żyłeś,
Ja jeszcze młody…
PEER
Precz, łajdaku!
KUCHARZ
Miej litość! Jesteś chrześcijanin!
230 Po tobie nikt nie będzie płakał!
Puszcza łódź i krzyczy
Tonę!
PEER
chwyta go
Ja trzymam cię za włosy!
Szybko, biedaku, zmów Ojcze Nasz!
KUCHARZ
Już nie pamiętam... W oczach ciemno...
PEER
Mów szybko to, co najważniejsze!
KUCHARZ
235 "Chleba naszego powszedniego…"
PEER
Dalej... przeskakuj! Wnet otrzymasz
To, czego pragniesz. Dalej! Dalej!
KUCHARZ
"Chleba naszego…"
PEER
Wciąż to samo!
Stworzony byłeś na kucharza!
Puszcza go
KUCHARZ
tonąc
240 "Chleba naszego…"
Znika pod wodą
PEER
Amen, głupcze,
Zostałeś sobą do ostatka!
[ODKASŁUJE WODĄ]
Wskakuje do lodzi
No i cóż, Perze? Póki żyjesz,
Nie wolno ci nadziei tracić.
NIEZNAJOMY PASAŻER
chwyta za łódź
Dzień dobry panu!
PEER
Ach!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Słyszałem
245 Pańskie wołanie. Jak to miło
Znów pana spotkać. Pan pamięta
Mą przepowiednię?
PEER
Precz ode mnie!
Nie ma tu miejsca dla nas obu!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Ja umiem płynąć jedną nogą.
250 Starczy mi palec wetknąć w szparę
Tej łódki. — Chciałbym znów pomówić
O pańskich zwłokach…
PEER
Tfu!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Bo teraz
Nic pan już nie ma do stracenia.
PEER
Milcz pan!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Już milczę!
Milczenie
PEER
I co dalej?
NIEZNAJOMY PASAŻER
255 Nic! Dalej milczę!
PEER
Co pan robi?!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Czekam.
PEER
wyrywa włosy z głowy
Zwariuję! Kim pan jesteś?
NIEZNAJOMY PASAŻER
z ukłonem
Twym przyjacielem.
PEER
I czym jeszcze?
NIEZNAJOMY PASAŻER
Niech pan pomyśli, czy pan nie znał
Kogoś, kto do mnie był podobny?
PEER
260 Diabeł…
NIEZNAJOMY PASAŻER
cicho
Czy myśli pan, że diabeł
Ma zwyczaj blaskiem trwogi niecić
Światło na drogach ostatecznych
Ludzkiego życia?
PEER
Nie chciej tylko
Wmawiać tu we mnie, żeś jest dobrym
Duchem światłości.
NIEZNAJOMY PASAŻER
Czy zaznałeś
Prawdziwej trwogi kiedyś w życiu?
Czy dusza twoja drżała w lęku?
PEER
Och! Kiedy trwoga, to do Boga —
Po cóż te słowa patetyczne?
NIEZNAJOMY PASAŻER
A czułeś kiedy smak zwycięstwa,
Gdy trwogę taką pokonałeś?
[BURZA, SŁYCHAĆ GRZMOTY]
PEER
przypatrując mu się
Jeśli pan zbawić chce mą duszę,
To nazbyt późno się wybrałeś.
Nie pora teraz na kazania,
Gdy nas zalewa fala wściekła.
[SZUM FAL]
NIEZNAJOMY PASAŻER
Na pewno większy byłby triumf
Przy ciepłym piecu, w dusznej izbie?
PEER
Proszę! Potrafisz i żartować!
Ale żartami nic nie wskórasz.
NIEZNAJOMY PASAŻER
280 Tam, skąd przybywam, żart i patos
W równej są cenie.
PEER
Ale wszystko
Musi swą porę mieć i miejsce.
Nie można — mówią — wszystkich mierzyć
Jednaką miarą.
NIEZNAJOMY PASAŻER
Niewątpliwie!
285 To, co od dawna jest popiołem,
Nie chodzi stale na koturnach.
PEER
Precz stąd, straszydło! Zgiń! Przepadnij!
Nie chcę umierać! Ja żyć muszę!
NIEZNAJOMY PASAŻER
Tego się możesz nie obawiać!
290 Nikt nie umiera w samym środku
Piątego aktu!
Znika
PEER
Sam się zdradził!
Nareszcie wiem już, że pyszałek
Był tylko nudnym moralistą!
[GRZMI]

[GROŹNA MUZYKA]

Cmentarz w górach. Pogrzeb. Pastor i ludność. Śpiewają ostatni wiersz pieśni. Peer Gynt idzie drogą obok cmentarza
PEER
przy furcie
Ziomka chowają! Chwała Bogu,
295 Że nie ja jestem nieboszczykiem.
PASTOR
przemawia nad grobem
Teraz, gdy dusza już na boskim sądzie,
A ciało leży, jak pusta łupina,
Rozważmy sobie, drodzy przyjaciele,
Jego doczesną wędrówką po ziemi.
300 Wszyscy go znali tu: mizerny, wątły,
O słabym głosie, niemęskiej postawie,
Zdolności nie miał żadnych, był nieśmiały,
Umiał zaledwie sklecić dwa, trzy słowa.
Gdy bojaźliwie wchodził do kościoła,
305 Zdawał się prosić nas o przebaczenie.
Przybył tu do nas z nizin Gudbrandsdalu
Jako młodziutki chłopiec, dziecko prawie.
Wszyscy też chyba dobrze pamiętacie,
Że prawą rękę wciąż trzymał w kieszeni.
[KOBIETY OPŁAKUJĄ ZMARŁEGO]
310 Ręka w kieszeni — to go odróżniało
Od innych ludzi, było jego cechą.
Widzę go jeszcze, jak zakłopotany,
Wpół zgięty wchodził do domu sąsiada.
Samotny kroczył własnymi drogami;
315 I choć był zawsze między nami obcy,
A tajemnicy swojej strzegł, jak złodziej,
Wszyscy wiedzieli, że u prawnej ręki
Miał tylko cztery palce, był kaleką.
Pamiętam chwilę — a było to w Lunde,
320 Kiedy odbywał się pobór rekrutów.
Wojna wybuchła i nawet tu u nas
Ojczyzna była na ustach każdego.
Sam to widziałem, jak przy długim stole
Zasiedli: lekarz, kapitan i sołtys.
325 Chłopcy wchodzili raźno po kolei,
By ich zbadano, czy do wojska zdolni.
W izbie tłum ludzi, cisza i powaga,
Tylko z podwórza słychać było śmiechy,
Chichoty dziewcząt i przekomarzania.
330 wtem wywołano kolejne nazwisko.
Wszedł chłopak z twarzą śmiertelnie pobladłą,
A prawą rękę, zawiniętą w szmatę
Zdawał się chować przed okiem ciekawych.
Wolno, z wahaniem zbliżył się do stołu,
335 Chwytał ustami powietrze, lecz nie mógł
Wykrztusić z siebie ani słowa. Wreszcie,
Zwilżając śliną popękane wargi,
Wyszeptał szybko, gorączkowo, w męce,
Że sierp wyśliznął mu się jakoś z ręki,
310 Ostry jak brzytwa, i odciął pół palca.
Zapadła cisza, jakby makiem zasiał.
Wszyscy w milczeniu spojrzeli po sobie,
A biedny chłopak stał niemy i głuchy
Pod tym miażdżącym gradem wrogich spojrzeń.
345 Odczuwał tylko, co zaszło — nie widział.
Kapitan powstał, ręką drzwi pokazał,
Splunął z pogardą i zawołał: Precz stąd!
Chłopak odwrócił się, przeszedł wśród tłumu,
I jak rózgami sieczony, dopadłszy
350 Do drzwi otwartych, pobiegł jak szalony
Przez łasy, pola i górskie ścieżyny
Do swojej chaty, gdzieś wysoko w górach,
Nad niedostępnym stojącej urwiskiem.
W pół roku później przyszedł tu z dziewczyną,
355 Z matką i dzieckiem, kupił skrawek ziemi
I tu zamieszkał, bez służby, czeladzi.
Wnet się ożenił, chałupę zbudował
Z sosnowych bierwion, wykarczował pole,
I w krótkim czasie tam, gdzie były głazy,
360 Szumiały złote, bujne łany zboża.
Choć prawą rękę wciąż skrzętnie ukrywał,
To dziewięcioma palcami w swym domu
Pracował lepiej niż niejeden zdrowy.
Kiedyś na wiosnę wezbrał potok. Wszystko
365 Zabrała woda. Nic nie uratował.
Ale losowi dzielnie stawił czoło.
Poszukał w górach pewniejszego miejsca,
Zbudował nową chatę, zorał pole,
I wkrótce ponad drzew górskich korony
370 Dym się wesoły wzbił aż pod obłoki.
Wtem przyszło nowe nieszczęście. Lawina
Skryła pod śniegiem i gruzem na zawsze
Chatę biedaka. Lecz on nieugięcie
Znów podjął walkę z losem. Zaczął kopać,
375 Zbijać bierwiona — nim nadeszła zima,
Dom po raz trzeci był wybudowany.
Miał on trzech synów — dzielnych trzech chłopaków.
Przyszedł czas, aby posłać ich do szkoły.
Lecz droga wiodła po stromej ścieżynie
380 Wśród górskich szczytów. Cóż więc robił ojciec?
Starszego ciągnął na sznurze, gdy chłopak
Sam już się zmęczył wspinaniem, a młodszych
Dźwigał na własnych rękach i na plecach.
Mijały lata. Chłopcy już wyrośli…
385 Jakże mu za to wszystko odpłacili?
W dalekich krajach, zamożni panowie,
Wnet zapomnieli o swym starym ojcu.
Był on człowiekiem ciasnych horyzontów,
Nie patrzył poza czubek swego nosa.
390 To, co nam serca od wieków porusza,
Dla niego było tylko pustym dźwiękiem.
Naród, ojczyzna, sprawy wzniosłe, święte,
Wszystko to było dlań mglistym mamidłem.
Skromny był, cichy i pełen pokory.
895 Od dnia owego może, kiedy spostrzegł,
Że Boga swego wyrokom nie ujdzie:
Gdy musiał rękę wyciągnąć z kieszeni!
Przestępca wobec prawda swego kraju!
Tak! Lecz nie zawsze człowieka słabego
400 Można potępić. Bo jeszcze istnieje
Coś, co jest wyższe nad prawo, co sięga
Błękitu niebios, jak szczyt Glittersindu.
Obywatelem był złym i dla państwa
Było to drzewo zgoła bezowocne.
405 Lecz w swojej głuszy, gdzie pracował znojnie,
Tam był on wielki, tam był właśnie sobą.
[KOBIETY OPŁAKUJĄ ZMARŁEGO]
Ton, który dźwięczał w nim, nawet gdy milczał,
Był jak głos lutni — skromny, prosty, szczery.
Spocznij w pokoju, cichy bojowniku!
410 Zrodzony byłeś w małej chłopskiej wojnie
I ona także dziś cię powaliła!
Nie nam, grzesznikom, przystoi dziś badać
Serce i nerki tego oto człeka.
Bóg go osądzi. Ale wiem na pewno:
415 Zmarły nie stanie przed Nim jak kaleka!
[SŁYCHAĆ PŁACZ]
Uczestnicy pogrzebu rozchodzą się. Peer Gynt pozostaje sam
PEER
Tak, to prawdziwy, szczery chrześcijanin!
Mądry, łagodny i wyrozumiały.
A jaką wybrał tezę przemówienia:
"Każdy powinien zawsze zostać sobą!"
420 Czyż to nie wielkie, budujące słowa?
Patrzy w otwarty grób
To ten sam chyba, co się okaleczył
Wtedy, gdy drzewo rąbałem tam w lesie.
Któż to wie? — Może... Gdybym nie stał tutaj
Nad jego trumną, gotów bym pomyśleć,
425 Że to ja zmarłem i leżę w tym grobie.
Jednak to piękny chrześcijański zwyczaj
Takie wspomnienie o życiu zmarłego;
Sam bym się cieszył, gdyby nad mym grobem
Kapłan ten zechciał przemówić tak pięknie.
430 Ale mam jeszcze sporo czasu, zanim
Grabarz zaprosi mnie uprzejmie w gości.
Chętnie odkłada się takie wizyty!
Mówią, że "Lepsze jest wrogiem dobrego",
"Człowieku, nie znasz dnia ani godziny",
435 "Pomyśl zawczasu o swoim pogrzebie".
Tak mówi Biblia. Dotychczas — przyznaję —
Słowa te były dla mnie pustym dźwiękiem,
Dzisiaj poznałem jednak, co to znaczy,
Gdy mędrzec powie ci słowo pociechy:
440 "W czas żniwa zbierzesz to, co sam posiałeś".
"Bądź zawsze sobą" — to mądra maksyma,
Bądź sobą w rzeczach wielkich czy też małych,
A chociaż nawet szczęście cię zawiedzie,
Przynajmniej honor ten ci pozostanie,
445 Że żyłeś zgodnie z zacnym obyczajem.
Do domu teraz! Już mnie nie przestraszą
Zasadzki losu ani przeciwności!
Tak, stary Peer Gynt pójdzie własną drogą
I chociaż biedny, zostanie uczciwy!
Odchodzi

[MUZYKA]


Odcinek szesnasty

[MUZYKA]

Wzgórze obok wyschniętego strumienia. Zwalony, podmyty przez wodę młyn. Wokoło ślady zniszczenia. Wyżej na pagórku wielka zagroda chłopska. Przed zagrodą odbywa się licytacja. Tłum ludzi. Pijatyka i krzyki. Peer Gynt siedzi na kupie gruzów koło młyna

PEER
450 Tam czy z powrotem — jednakowa droga,
Którędy wszedłeś, tam też i wychodzisz.
Czas niszczy wszystko, a strumień wysycha.
"Obejdź" — rzekł Krzywy. — Tak, to mądre słowa!
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
Już tylko same śmieci pozostały.
Spostrzega Peera
455 Patrzcie, ktoś obcy! Dzień dobry!
PEER
Witajcie!
Wesoło u was. Chrzciny czy wesele?
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
Nie zgadłeś. Raczej poświęcenie domu.
A pannę młodą jedzą już robaki.
PEER
Bijąc się wściekle o najlepsze kąski.
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
460 To koniec pieśni. Tak już zwykle bywa.
PEER
Tak, wszystkie pieśni kończą się jednako.
A wszystkie stare! Znam je od dzieciństwa.
MŁODY 1
z tygielkiem w ręku
Popatrzcie tylko, co ja tu kupiłem!
Peer Gynt odlewał w tym srebrne guziki.
MŁODY 2
465 A ja sakiewką kupiłem za bezcen.
MŁODY 3
Ja za półpięta szylinga — ten worek.
PEER
A któż to taki — Peer Gynt?
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
Był krewniakiem
Zmarłej, a także kowala Aslaka.
CZŁOWIEK W SZARYM UBRANIU
O mnie już, widzę, zapomniałeś. Chyba
470 Za wiele piłeś!
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
A spichlerz w Haegstadzie
Pamiętasz?
CZŁOWIEK W SZARYM UBRANIU
Pewnie! Jak mnie wyśmiewałeś! 
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
Ona śmierć nawet wystrychnie na dudka! 
CZŁOWIEK W SZARYM UBRANIU
Chodźmy, szwagierku, wypijmy na zgodę!
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE
Diabeł ci szwagrem! Widzę, że masz w czubie!
CZŁOWIEK W SZARYM UBRANIU
475 Nie kłóć się ze mną! To jedno jest pewne,
Wszyscyśmy tutaj krewniacy Peer Gynta!
Odchodzą razem
PEER
do siebie
Wszędzie się jeszcze spotyka znajomych.
MŁODY 4
za Człowiekiem w Żałobie
Hej! Aslak! Słuchaj! A nie pij za dużo,
Bo matka przyjdzie w nocy cię postraszyć!
PEER
wstając
480 Nie można tutaj mówić jak rolnicy:
Im głębiej kopiesz, tym ładniejszy zapach.
MŁODY 1
ze skórą niedźwiedzią
Patrzcie! To skóra kota z Dowru, który
Przepędził trolla w wigilijny wieczór!
MŁODY 2
z czaszką rena
A oto kozioł, na którego grzbiecie
485 Sam Peer Gynt zjeżdżał po zboczach Gendynu!
MŁODY 3
z młotem w ręku, woła za oddalającym się Człowiekiem w Żałobie
Popatrz no, Aslak, na pewno tym młotem
Wygnałeś diabla z łupiny orzecha?
MŁODY 4
z próżnymi rękoma
Mads Moen, czy widzisz? To czapka niewidka!
Peer Gynt uciekał w niej kiedyś z Ingrydą!
PEER
490 Dajcie mi wódki! — Kiedyś byłem głupi
I uzbierałem rupieci niemało.
Teraz sprzedaję cały mój inwentarz!
MŁODY 1
Co masz ładnego?
PEER
Ot, zamek w Rondenie —
Z marmuru cały!
MŁODY 1
Zapłacę guzikiem!
PEER
495 Zapłać przynajmniej kieliszkiem gorzałki!
Dasz mniej, to, bracie, dostaniesz po uchu!
MŁODY 2
Dziadek wesoły!
Skupiają się wokół niego
PEER
krzyczy
A to mój koń, Grane!
Kto kupi?
MŁODY 3
Gdzie on?
PEER
Na zachód od zamku,
Gdzie słońce gaśnie! A rumak jak wicher!
500 Cwałuje szybciej niż kłamstwa Peer Gynta!
MŁODY 1, 2, 4
Co macie jeszcze?
PEER
Perły i łachmany.
Sprzedam ze stratą, bo kupiłem tanio!
MŁODY 1
Wywołuj dalej — No!
PEER
Sen o śpiewniczku
Kościelnym! Oddam za haczyk do wędki!
MŁODY 1
505 Do diabła ze snami!
PEER
I moje cesarstwo!
Macie je! Łapcie! Pobijcie się o nie!
MŁODY 1
A gdzie korona?
PEER
Z najpiękniejszej słomy!
Na każdą głowę dobra! — Niewylęgłe
Mam także jajo, nieźle zachowane!
510 Brodę proroka! Siwy włos szaleńca!
To wszystko będzie wasze, gdy mi tylko
Napis wskażecie: "Tędy wiedzie droga"!
WÓJT
wchodzi
Jeżeli zaraz nie skończysz tych żartów,
Wskażę ci drogę prosto do aresztu.
PEER
zdejmuje kapelusz
515 Wszystko być może, lecz wpierw mi powiedzcie,
Kto to był Peer Gynt?
WÓJT
O, znów jakieś brednie.
PEER
Wszyscy tu o nim mówią…
WÓJT
Powiadają,
Że był to taki bajarz…
PEER
Bajarz?
WÓJT
Owszem.
Zmyślał zuchwale przeróżne przygody,
520 Mówiąc, że czynów wspaniałych dokonał.
Ale, darujcie, mam tu inne sprawy…
Odchodzi
PEER
A co się stało z tym dziwnym człowiekiem?
STARSZY CZŁOWIEK
Dawno już z kraju wyjechał i gdzieś tam
Na szubienicy skończył — tak gadają.
PEER
625 Na szubienicy? Patrzcie, tak myślałem!
Ale przynajmniej do końca był sobą!
Kłania się
Bywajcie zdrowi!
Idzie kilka kroków i zatrzymuje się
Może chcecie, chłopcy,
Bym wam przez wdzięczność jeszcze opowiedział
Pewną historię?
MŁODY 1, 2, 3,
530 A znacie jaką?
PEER
Owszem, posłuchajcie.
Zbliża się, twarz jego przybiera jakiś obcy wyraz
Kiedy szukałem złota w San Francisco,
Pełno tam było przeróżnych kuglarzy;
Jeden nogami wygrywał na skrzypcach,
Drugi bolero tańczył na kolanach,
535 A jeszcze inny składał poematy
I wierszem mówił, kiedy mu wbijano
W czaszkę bretnale. — Przyszedł też i diabeł,
By w towarzystwie tym próbować szczęścia.
Niewielki jednak miał on repertuar:
540 Potrafił kwiczeć i chrząkać jak prosiak.
I choć nikomu nieznany z nazwiska,
Ściągał co wieczór tłumy publiczności,
Która w napięciu czekała na występ.
Diabeł wychodził w płaszcz udrapowany,
545 A w fałdach chytrze miał ukryte prosię.
I rozpoczynał codzienną produkcję,
Improwizując z niezwykłą fantazją
Na temat bytu świńskiego i doli.
Diabeł prosiaka szczypał, no a prosię
550 Kwiczało głośno w fałdach jego płaszcza.
Numer się kończył tak mocnym kwiknięciem,
Jakby prosiaka ugodzono nożem.
Artysta kłaniał się i godnie znikał,
A na widowni wrzało niby w ulu.
555 Rozpoczynała się ostra krytyka:
Jedni chwalili kwik, drudzy ganili,
Mówiąc, że głos był nadto cienki, sztuczny,
Wystudiowany i niezgodny z prawdą.
Wszyscy zgadzali się tylko na jedno,
560 Że całość była ogromnie przesadna.
A działo się tak diabłu, bo był głupi,
Nie umiał wyczuć gustu publiczności.
Kłania się i odchodzi; gromada stoi w pełnym zakłopotania milczeniu.

[MUZYKA]

Wigilia Zielonych Świątek. W głębi lasu. Na dalszym planie na polancechata. Nad drzwiami chaty rogi jelenie

PEER
przedziera się przez gąszcze i zbiera dziką cebulę
Oto mi całkiem nowe stanowisko!
Ale czy pewne? — Popróbuj wszystkiego,
565 Zatrzymaj jednak to, co jest najlepsze!
Tak też czyniłem, poszukując prawdy:
Od łysej głowy Cezara wielkiego,
Do trawożercy Nebukadnezara.
Trzeba więc jednak przez Biblię się przebić,
570 Starzec znów szuka schronienia u matki! —
Wszak powiedziano: "Z ziemi się wywodzisz"
Tylko że trzeba głodny brzuch napełnić.
Lecz czym? Cebulą? — Tym się nie nasycę,
Nastawię lepiej sidełka na drozdy.
575 O, jest i strumyk — napiję się wody!
[PEER PIJE WODĘ ZE STRUMYKA]
Jako zwierz żyć tu mogę po królewsku.
A gdy śmierć przyjdzie — chyba już niedługo —
Złożę swe kości w jakimś pniu spróchniałym,
Przykryję liśćmi suchymi, jak niedźwiedź,
580 I napis dumny wyryję na korze:
"Peer Gynt tu leży, czworonóg przedziwny,
Cesarz potężny lasów i zwierzyny".
Cesarz?
Z uśmiechem
O, stary głupcze! Wciąż te brednie!
Wciąż jeszcze cesarz? — Dziś jesteś cebulą!
585 Teraz obłupię cię, mój drogi Peerze,
Choćbyś się bronił nie wiem jak i wrzeszczał.
Bierze cebulę i zdejmuje z niej łupinę po łupinie
Ta łupka z wierzchu to biedny rozbitek,
Do potrzaskanej uczepiony łodzi.
Druga — pasażer, gadający głupio,
590 Bardzo podobny mi do Peera Gynta.
Następna znowu — poszukiwacz złota,
Sok już wypłynął z niej, jeśli go miała.
Ta twarda skóra to chyba myśliwy
I łowca futer z Zatoki Hudsońskiej.
595 A ta? Koronę trochę przypomina!
Precz z nią! Dziś funta kłaków już nie warta!
W tej tkwi na pewno Peer — badacz historii,
A w tej soczystej, świeżej — prorok wielki,
Cuchnie od kłamstwa, jak powiada Biblia,
600 Zapach aż w oczy gryzie, łzy wyciska,
Następna skórka, łagodnie zwinięta,
To jest bogaty armator, król życia.
Tę, jakby chorą, z czarnymi prążkami,
Można by uznać za Peera — handlarza
605 Murzynów biednych i księży.
Odrywa kilka listków na raz
A cóż to?
Same łupiny? — Zdarłem ich już tyle
I nigdy chyba nie dotrę do jądra.
Rozbiera całą cebulę
Więc miałem słuszność! Do samego wnętrza
Nic prócz łupinek, coraz cieńszych, mniejszych.
610 Dowcipna, widzę, jest pani natura!
Odrzuca resztę
Niech diabli wezmą takie mędrkowanie!
Nadmiar myślenia niejednego zgubił.
Kto, jak ja, czołga się po matce-ziemi,
Temu nie grozi już żadne potknięcie!
Drapie się za uchem
615  Życie to dziwne polowanie! Myślisz,
Że lisa trzymasz już mocno za ogon.
Żeś go już schwytał, a ten hultaj nagle
Czmycha do lasu — i zostajesz z niczym!
Zbliża się do chaty, spostrzega ją
Ta chata w lesie... Zaraz... czy być może?...
Przeciera oczy
620 Na pewno gdzieś ją już przedtem widziałem!
Rogi jelenie przybite nad drzwiami…
I panna wodna, pół-ryba od pępka…
Nic! Kłamstwo! — Ale te gwoździe i rygle ...
Ochroną miały być przeciw koboldom
625 I chorym myślom!
SOLWEJGA
śpiewa w chacie
Zielone Święta świat umaiły,
Ty wciąż daleko, chłopcze miły —
Czy wracasz już?
Długą masz drogę,
630 Ciężki trud —
Czekać cię mogę
Aż po grób!
PEER
podnosi się w milczeniu, śmiertelnie blady
Ktoś, co pamięta — i ktoś, co zapomniał!
Ktoś, co się wyrzekł — i ktoś, co zaufał!
635 O zgrozo! Nigdy już tego nie zmienię! —
Boże mój! — Tutaj było me cesarstwo!
Wpada do lasu

[MUZYKA]


Odcinek siedemnasty

[MUZYKA]

Noc. Las sosnowy, zniszczony przez pożar. Na przestrzeni kilku mil widać zwęglone pnie. Ponad ziemią snują się tu i ówdzie białe chmury mgieł.
Peer Gynt biegnie przez las

PEER
Mgły, popioły, prochy, zgliszcza —
Z nich budować gmach żywota!
Jak grobowiec pobielany,
640 Tchnący zgniłą wonią moru.
Sny, dowcipy głupie, bajki
W piramidę niech się spiętrzą!
Będą dobrym fundamentem
Dla tysiącznych stopni schodów,
645 Które dadzą drogę kłamstwu.
Zamiast zgrozy, żalu, skruchy,
Trwoga tylko i ucieczka,
A na szczycie piramidy
Złoty napis, widny z dala:
650 Petrus Gyntus Caesar fecit.
Nasłuchuje
Co to? Jakieś dziwne głosy!
Łkanie dzieci, jęki, wycia…
Pod nogami mi się toczą
Jakieś kłębki!
Odtrąca je nogami
Precz mi z drogi!
KŁĘBKI
655 My twoje myśli,
Z ciebie zrodzone,
Na wątłych nóżkach,
Okaleczone!
PEER
obchodząc je
Jednemu tylko życie dałem,
660 Krzywe miał nogi — sam widziałem!
KŁĘBKI
Miałyśmy wzbić się
Aż w błękit nieba,
A tu po ziemi
Wić się nam trzeba!
PEER
potyka się
665 Jak śmiesz mi, kłębku, wchodzić w drogę!
Podstawiasz ojcu swemu nogę!
SUCHE LIŚCIE
pędzone wiatrem
My wielkie słowa,
Głosić je miałeś,
Dziś schniemy marnie —
670 Ty zapomniałeś!
Nim owoc dojrzał,
Zmarniały krzaki —
W zaraniu życia
Żrą nas robaki!
PEER
675 Spokojnie! Po co tyle krzyku?
Będzie z was nawóz dla rolników!
GŁOSY W POWIETRZU
My pieśni, które
Miałeś wyśpiewać!
Nie pozwoliłeś
680 Pieśniom rozbrzmiewać!
Myśmy czekały
Długo w twej duszy —
Dziś bądź przeklęty!
Giń w leśnej głuszy!
PEER
685 To wasze plemię niechaj sczeźnie!
Nie miałem czasu na poezję!
Przedziera się przez zarośla
KROPLE ROSY
spadają z gałązek
My łzy jesteśmy
Niewypłakane!
Umiemy leczyć serdeczne rany.
690 Lodem zastygłe
Pod twą powieką,
Łzy ukojenia
Już nie pocieką!
PEER
Na zamku w Dowrze dość płakałem,
695 Ale nic łzami nie wskórałem!
ŹDŹBŁA POŁAMANE
My twoje czyny
Niepopełnione
I małodusznie
Zaprzepaszczone!
700 Na boskim sądzie
Ze skargą staniem —
A będzie wtedy
Płacz i zgrzytanie!
PEER
Och! Za to, czegom nie uczynił,
705 Nikt mnie nie będzie chyba winił!
Biegnie dalej
AASA
z dala
Tfu! Do diabła z taką jazdą!
Wiozłeś mnie, aż ległam w rowie!
Starą matkę tak bezcześcić!
Zawsze miałeś pustki w głowie!
710 I dokąd to mnie zawiozłeś?
Gdzież królewskie zamki, cuda?
Po bezdrożach czart cię wodził,
Ty, pachołku Belzebuba!
PEER
Lepiej uciec! Na me barki
715 Zwalać jeszcze czarcie grzechy!
Dosyć ciężkie są me własne,
Bym nie zaznał już pociechy!
Szybko wybiega
[MUZYKA]
Inna część lasu
PEER
śpiewa
Grabarze! Gdzież te psy się podziały?
Chcę, by cmentarne pieśni zabrzmiały!
720 Żałobę przypnę do kapelusza —
Moich umarłych pogrzebać muszę!
ODLEWACZ GUZIKÓW
z pudlem i wielkim tyglem nadchodzi boczną drogą
Witaj, staruszku!
PEER
Dobry wieczór, witaj!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Spieszysz się, widzę — mogę pójść za tobą?
PEER
Dziękuję pięknie! Ja pędzę na pogrzeb.
ODLEWACZ GUZIKÓW
725 Wybacz — czy może Peerem cię nazwano?
PEER
Peer Gynt — tak mówią.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Ależ ja mam szczęście!
To właśnie Peer Gynt, którego tak szukam!
PEER
Naprawdę? Można wiedzieć, w jakim celu?
ODLEWACZ GUZIKÓW
pokazując mu tygiel
Mój ty poczciwcze! Jestem odlewaczem
730 Guzików. Chcę cię wziąć do mego tygla.
PEER
Mnie? A to po co?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Muszę cię przetopić.
PEER
Przetopić? Jak to?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Klamka już zapadła.
Grób twój gotowy, trumna zamówiona,
Na ciało twoje czekają robaki,
735 Lecz na twą duszę nasz Mistrz oczekuje
Z niecierpliwością! Muszę mu ją zanieść.
PEER
To niemożliwe! — Tak bez uprzedzenia?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Stary to zwyczaj, że przy urodzinach
I przy skonaniu dzień uroczystości
740 Jest niespodzianką dla jej bohatera.
PEER
Tak, tak — to prawda! — W głowie mi się kręci...
Więc jesteś…
ODLEWACZ GUZIKÓW
Jestem odlewacz guzików
PEER
Rozumiem! Ptaszek ma różne imiona!
Chciałbyś mnie złowić na taką przynętę.
745 Niejeden czułby się tym zaszczycony,
Lecz ja na lepszy los tu zasłużyłem.
Tak zły nie jestem, jak się wam wydaje,
Również i dobrych uczynków niemało
Spełniłem w życiu! — Możesz mnie najwyżej
750 Nazwać nicponiem, ale nie grzesznikiem!
ODLEWACZ GUZIKÓW
W tym sęk! Grzesznikiem w tym wyższym znaczeniu
Nie jesteś zgoła i dlatego właśnie
Nie zasłużyłeś na ogień piekielny,
Tylko na skromny tygiel odlewacza.
PEER
755  Jakkolwiek nazwiesz to — piekłem czy tyglem,
Wszystko mi jedno: nie kijem, to pałką!
Idź precz, szatanie!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Czemu mi ubliżasz?
Myślisz, że biegam na końskich kopytach?
PEER
Końskie kopyto czy też lisia łapa
760 To wszystko jedno! Zmykaj, pókiś cały!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Człowieku widzę, żeś jest w wielkim błędzie!
Nie mamy wiele czasu do stracenia,
Więc przystępuję od razu do sprawy.
Wszak powiedziałeś tutaj sam przed chwilą,
765 Że nazbyt wielkim nie jesteś grzesznikiem,
Zaledwie średnim…
PEER
No, to określenie
Można by przyjąć…
ODLEWACZ GUZIKÓW
Ale żadną miarą
Nie dałoby się nazwać cię cnotliwym.
PEER
Nigdy nie miałem takich aspiracji.
ODLEWACZ GUZIKÓW
770 Więc widzisz! Jesteś tylko czymś pośrednim!
Niełatwo dzisiaj napotkać na drodze
Grzesznika w wielkim stylu — mówię szczerze.
Nurzać się w błocie, to jeszcze, za mało,
Bo grzech wymaga siły, charakteru.
PEER
775 O, pod tym względem masz zupełną rację;
Trzeba więc wściekać się jak opętaniec?
ODLEWACZ GUZIKÓW
A tyś się zawsze z grzechem tylko cackał!
PEER
Jak z brudną plamą, niegodną uwagi.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Więc się zgadzamy. Piekielne otchłanie
780 Nie są dla ciebie odpowiednim miejscem.
PEER
Zatem, najmilszy, musisz mnie ocalić?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Nie, najzacniejszy, muszę cię przetopić.
PEER
Czyście te dziwne sztuczki wymyślili
W czasie wojażów moich za granicą?
ODLEWACZ GUZIKÓW
785 Zwyczaj to stary jak stworzenie węża,
Że naprawiamy rzeczy nieudałe.
Sam wiesz — nie wszystko zawsze się udaje,
A odlew często ma różne defekty.
Czasem na przykład wychodzą guziki
Bez uszek…
PEER
Rzucam je wtedy do śmieci.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Odziedziczyłeś to po swoim ojcu,
Który był znanym w kraju rozrzutnikiem.
Lecz Mistrz jest inny. I bardzo oszczędny.
On nie odrzuca niczego, co może
795 Posłużyć jeszcze choćby za materiał.
Miałeś być wprawdzie błyszczącym guzikiem
Przy kamizeli świata, lecz wyszedłeś
Z tygla bez ucha. I dlatego musisz
Znów tam powrócić pomiędzy guziki
800 Jak ty popsute. — Widzisz, to nic złego!
PEER
Chciałbyś mnie razem z innymi przetapiać?
Mam w jednym tyglu pływać z byle chłystkiem?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Tak właśnie zrobię. Nie tobie pierwszemu
To się przytrafi — i nie ostatniemu.
805 W mennicy robią to samo z pieniędzmi,
Które się starły w zbyt długim obiegu.
PEER
Ale to przecież jest straszliwe sknerstwo!
Proszę cię, puść mnie wolno, przyjacielu.
Guzik bez uszka, moneta wytarta,
810 I cóż Mistrzowi po takich rupieciach!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Bez uszka, starty, ale — przyjacielu —
Metal zachował wartość.
PEER
Nie! Przenigdy!
Bronić się będę rękami, nogami!
Wiele znieść mogę! Wszystko — tylko nie to!
ODLEWACZ GUZIKÓW
815 Bądźże rozsądny! Co nazywasz wszystkim?
Nie myślisz chyba ulecieć do nieba?
PEER
Nie! Zadowolę się niższym rejonem,
Ale ze swego "ja" nie zrezygnuję!
Sądzcie mnie! Chętnie poddam się wyrokom,
820 Możecie zamknąć mnie razem z diabłami
Na sto czy więcej lat — ja wszystko zniosę,
Zwłaszcza, że męka nie będzie tak straszna,
Raczej moralne będą to cierpienia!
Okres przejściowy, który kiedyś minie,
825 A potem można znów próbować szczęścia.
Lecz tamto? Nigdy! — Pomyśleć, że miałbym
Zgnieciony zostać niby grudka gliny
I ulepiony być na nowo, stracić
Swoje Gyntowskie "ja"! Nie! Moja dusza
Przeciwko temu jawnie się buntuje!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Peer! Czy to warto robić tyle krzyku
O taki drobiazg? I tak nigdy w życiu
Nie byłeś sobą. Więc cóż to wielkiego,
Że dziś rozstaniesz się ze swym jestestwem?
PEER
835 Nie byłem sobą? — Ja! To śmiechu warte!
Peer Gynt był sobą w każdej życia chwili!
Mój odlewaczu, sądzisz mnie na ślepo.
Zbadaj me serce, nerki czy wątrobę,
A wszędzie spotkasz Peera — tylko Peera!
840 I nic poza tym!
ODLEWACZ GUZIKÓW
To niemożliwe! Otrzymałem rozkaz:
Wezwać Peer Gynta, który się opierał
Przed wypełnieniem swego przeznaczenia.
Do tygla wrzucić nieudany odlew.
PEER
845 To nonsens! Pewnie myślisz o kimś innym!
Peer napisano? — Może Jon lub Razmus?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Tych już od dawna przetopiłem w tyglu.
Daj spokój żartom i chodź po dobroci.
PEER
Poczekasz na to! Musiałbym zwariować!
850 A jeśli jutro rano się okaże,
Że to nie o mnie chodziło, co wtedy?
Odpowiedzialność spadłaby na ciebie!
Pomyśl, mój drogi, o przykrych następstwach!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Nie ryzykuję, mam czarno na białym!
855 Przeczytaj rozkaz!
PEER
Daj mi trochę czasu!
Złożę dowody, żem był zawsze sobą,
A przecież tylko o to się spieramy.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Dowody? Jakie?
PEER
Przyprowadzę świadków
Dam dokumenty.
ODLEW ACZ GUZIKÓW
Boję się, że Mistrza
860 Chcesz niecnie okpić.
PEER
Nie! Nie ma obawy!
Proszę cię tylko o maleńką zwłokę.
Powrócę rychło! — Raz się tylko żyje
I straconego "ja" już nie odzyskasz!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Więc zgoda. Odejdź. Ale na najbliższych
865 Rozstajnych drogach zguba twoja pewna.
Peer Gynt ucieka

[MUZYKA]


Odcinek osiemnasty

[MUZYKA]

W innym miejscu lasu
PEER
spiesząc się
Tak, czas to pieniądz! Chciałbym wiedzieć,
Gdzie te najbliższe są rozstaje?
Czy to daleko, czy też blisko?
Ziemia mi płonie pod nogami! 
870 O! Świadka! Świadka! — Gdzież go znajdę?
Tutaj, w tym lesie? Jakim cudem?
Na tym tandetnym, głupim świecie,
Jakże tu dowieść jasnej sprawy?
Starzec przygarbiony, z laską w ręku i z workiem na plecach idzie naprzeciw
STARZEC
staje
O dobry panie! Wspomóż starca!
875 Bezdomny jestem i kaleka!
PEER
Niestety, nie mam już pieniędzy.
STARZEC
Książę Peer! Boże! Co za radość!
PEER
A któż ty jesteś?
STARZEC
Zapomniałeś,
Widzę, o zamku na Rondenie?
PEER
880 Co? Więc ty byłbyś...
STARZEC
Stary z Dowru
PEER
Ty?! Stary z Dowru? — Ty? Naprawdę?
STARZEC
Tak, tak, zeszedłem na psy, książę.
PEER
I Tron utraciłeś?
STARZEC
Jestem w nędzy.
Został mi tylko kij żebraczy,
885 A głód doskwiera jak wilkowi.
PEER
Hurra! Mam świadka, jak się patrzy!
STARZEC
Ależ, mój książę, osiwiałeś!
PEER
Tak, drogi teściu, lata płyną.
Lecz zapomnijmy stare właśnie.
890 W każdej rodzinie to się zdarza,
Byłem naówczas zbyt porywczy…
STARZEC
Książę był młody, a wiadomo,
Młodości wiele się wybacza.
Lecz książę rozum miał nie lada,
895 Kiedy się pozbył narzeczonej.
Dziewczyna zeszła na złą drogę...
PEER
Popatrzcie, któż by się spodziewał!
STARZEC
Na wszystkich chłopów się rzucała
I z niejednego piła dzbanka,
900 A teraz, pomyśl, żyje z Trondem.
PEER
Z Trondem?
STARZEC
Pamiętasz? To troll z Walfield.
PEER
Ach ten! To jemu uprzątnąłem
Kiedyś sprzed nosa trzy pasterki.
STARZEC
Wnuczek mi za to wyrósł zdrowo,
905 Zaludnił dziećmi okolicę.
PEER
Mój drogi, dzisiaj to nieważne!
Popadłem w straszne tarapaty
I choćbym nie wiem jak się bronił,
Nie wybrnę z tego, póki świadectw
910 I dokumentów nie przedłożę.
Jeśli pomożesz mi, mój teściu,
Potrafię cię nagrodzić suto.
STARZEC
Ach, z miłą chęcią! Oczywiście!
Jeśli się przydam, może również
915 Jakieś świadectwo sam dostanę?
PEER
Z gotówką wprawdzie u mnie krucho,
Przykro to mówić krewniakowi —
Jednak posłuchaj, o co chodzi:
Pamiętasz chyba, jak prosiłem
920 O rękę córki twej w Rondenie?
STARZEC
Pamiętam, książę, doskonale.
PEER
Porzućmy teraz te tytuły!
Pamiętasz także, że mi chciałeś
Wyłupić oko, by mnie zmienić
925 W trolla? Jak wtedy postąpiłem?
Jak lew broniłem się zażarcie,
Krzycząc, że pragnę być człowiekiem.
Zrzekłem się władzy i miłości,
Aby pozostać tylko sobą.
939 Musisz poświadczyć to przed sądem!
STARZEC
[WZDYCHA]
Nie, ja nie mogę.
PEER
A to czemu?
STARZEC
Bobym przysięgać musiał krzywo.
Przecież włożyłeś ubiór trollów,
Naszego trunku skosztowałeś...
PEER
835 Umiecie łapać w swoje sidła!
Lecz od decyzji się wstrzymałem.
Po tym poznaje się mężczyznę!
Istotny jest tu koniec sprawy!
STARZEC
Lecz koniec właśnie był fatalny!
PEER
940 Cóż to za bzdury?
STARZEC
Gdyś odchodził,
Wyniosłeś z sobą nasze hasło,
Wyryte w zwojach twego mózgu!
PEER
Hasło?
STARZEC
Tak, hasło — wielkie...
PEER
Jakie?
STARZEC
Które odróżnia nas od ludzi:
945 "Trollu, na sobie masz poprzestać!"
PEER
cofając się o krok
Na sobie?! Ależ...
STARZEC
Od tej chwili
Działałeś zgodnie z naszym hasłem.
PEER
Jak to? Ja? Peer Gynt?
STARZEC
płacząc
To mi wdzięczność!
Choć ukrywałeś to troskliwie,
950 Przez całe życie byłeś trollem!
To mnie zawdzięczasz tę dewizę,
Która ci była drogowskazem,
Pomogła ci karierę zrobić.
A teraz niecnie się wypierasz
955 Mądrej nauki Starca z Dowru!
PEER
"Wystarczaj sobie"! Więc ja jestem
Trollem? I sobkiem? Egoistą?
Tu się nie zgadza coś; to podstęp!
STARZEC
wyciąga plik starych gazet
Myślisz, że my nie mamy gazet?
960 Posłuchaj tylko, co dzienniki
Czerwono piszą tu na czarnym.
Oto poczytny «Głos Blocksbergu»
Trzy artykuły wydrukował
O twych podróżach. — Jak cię chwalą!
995 Podobnie pisze «Wylęgarnia»,
Bardziej poczytna w pewnych sferach,
Tutaj notatka, podpisana
"Końskie kopyto". Nad nią esej
"O narodowym duchu trollów".
970 Autor dowodzi słusznej tezy,
Że ani rogi, ani ogon
Nie są konieczne, by być trollem.
Wewnętrzne starczy pokrewieństwo,
Nasze "Poprzestań sam na sobie".
975 Tak kończy autor i wysuwa
Ciebie, mój książę, jako przykład.
PEER
Ja trollem górskim?
STARZEC
Jasna sprawa!
PEER
Toż mogłem zostać tam, w Rondenie.
Spokojnie byłbym sobie siedział,
980 Oszczędzał trudu — i obuwia.
A jednak tego nie zrobiłem!
Ha! Peer Gynt trollem! — Ot, bajanie!
Masz — na tabakę, no i żegnaj!
STARZEC
Ależ posłuchaj mnie, mój książę!
PEER
985 Mówisz jak głupiec albo dziecko.
Najlepiej idź gdzieś do szpitala!
STARZEC
O, chciałbym! Ale jak to zrobić?
Dzieci mej córki, jak mówiłem,
Wcale nie troszczą się o dziadka;
990 Wszyscy wyparli się nędzarza,
I nawet wątpią, czy w ogóle
Istniałem kiedyś — chyba tylko
W starych szpargałach! Tak, to ciężko
Żegnać się z życiem, jako postać
995 Mityczna tylko, baśń, legenda!
PEER
Mój przyjacielu, niejednemu
Tak się zdarzyło. To jest życie!
STARZEC
Poza tym nie ma w naszym świecie
Żadnych przytułków, kas, zasiłków,
1000 Nikt mnie nie będzie darmo leczył,
Zwłaszcza w Rondenie — niemożliwie!
PEER
Prawda: "Poprzestań sam na sobie".
Tak przecież brzmiało wasze hasło.
STARZEC
Księciu to zresztą niepotrzebne,
1005 Lecz gdybyś chciał mnie poratować...
PEER
Źle się wybrałeś, przyjacielu,
Sam powróciłem tu żebrakiem.
STARZEC
Czyż to być może? Książę — żebrak?
PEER
Moje książęce "Ja" sprzedane
1010 Na licytacji. Przez was, podli!
Złe towarzystwo zgubę niesie.
STARZEC
Muszę więc żegnać się z nadzieją.
Bądź zdrów! Powlokę się do miasta.
PEER
A po co?
STARZEC
Wstąpię do teatru.
1015 Tam narodowe typy zawsze
Będą potrzebne.
PEER
Życzę szczęścia!
Przekaż ode mnie pozdrowienia!
Niedługo pójdę twoim śladem.
Napiszę bowiem wielką farsę,
1020 Równie poważną, co wesołą.
Tytuł: Sic transit gloria mundi.
Wybiega; Starzec z Dowru woła za nim daremnie

[MUZYKA]

 

Odcinek dziewiętnasty

[MUZYKA]

Rozstajne drogi
PEER
No, Peerze, teraz wszystko się rozstrzygnie...
Dewiza trollów to wyrok na ciebie.
Łódź twoja tonie, musisz z niej uciekać.
1025 Inaczej zginiesz z całą tą tandetą.
ODLEW ACZ GUZIKÓW
pośrodku drogi
Cóż, Peerze Gyncie? Gdzie twoje świadectwo?
PEER
Czy to rozstajne drogi? — Tam do licha!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Możesz nie czytać, bo na twojej twarzy
Treść zaświadczenia jasno się maluje.
PEER
1030 Jestem zmęczony bieganiem, zbłądziłem...
ODLEWACZ GUZIKÓW
W dodatku wszystko to było daremne!
PEER
Cóż mogłem... W lesie, i to ciemną nocą...
ODLEWACZ GUZIKÓW
Tam jakiś starzec... Może go zawołać?
PEER
Zostaw! Niech idzie! On jest obłąkany!
1035 ODLEWACZ GUZIKÓW
Może by jednak coś powiedział...
PEER
Dobrze!
Hej! Stary! — Poszedł.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Tak, już jest daleko.
PEER
Powiedz mi tylko, co znaczy: "Być sobą?"
ODLEWACZ GUZIKÓW
Zamyślasz, widzę, znów jakieś oszustwo.
Przecież niedawno twierdziłeś...
PEER
Odpowiedz!
ODLEWACZ GUZIKÓW
1040 „Być sobą” — znaczy: unicestwić siebie.
Mogę ci jeszcze inaczej wyjaśnić:
„Być sobą” znaczy — wolę Mistrza nosić
Na swojej tarczy, jak hasło bojowe.
PEER
Lecz jeśli człowiek nie może odgadnąć,
1045 Jaka jest wola Mistrza?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Mój kochany,
To już należy wyczuwać.
PEER
Złe duchy
Często prowadzą na manowce, wtedy
Ad undas idzie człowiek.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Tak, to prawda,
Że gdzie wyczucia tego brak, tam diabeł
1050 Najchętniej wędkę zarzuca.
PEER
Więc widzisz,
Jaka to głupia, przeklęta historia!
Słuchaj! Nie będę się dłużej upierał
I zrezygnuję z swego "ja", bo widzę,
Że nie potrafię dostarczyć dowodów.
1055 Lecz gdym samotnie wędrował po lesie,
Porachowałem się z własnym sumieniem,
I wiesz, co sobie musiałem powiedzieć?
"Jesteś naprawdę grzesznikiem, mój stary".
ODLEWACZ GUZIKÓW
Zaczynasz, widzę, jak dziecko, od nowa.
PEER
1060 Nie, lecz grzesznikiem jestem — i to wielkim:
W uczynkach moich, w słowach, nawet w chęciach!
Dość ryzykownie żyłem za granicą.
ODLEWACZ GUZIKÓW
No, dobrze. Pokaż mi rejestr swych grzechów.
PEER
O, każdej chwili mogę ci dostarczyć.
1065  Poczekaj tylko, aż znajdę pastora.
Odbędę spowiedź. On mi da świadectwo!
ODLEWACZ GUZIKÓW
No tak... przypuśćmy... Wówczas się oczyścisz
Od poprzedniego zarzutu i chyba
Unikniesz tygla. Ale co z rozkazem?
1070 Mam go na piśmie...
PEER
Co? Ten stary szpargał?
Na pewno nosi jeszcze dawną datę,
Gdy żyłem głupio, ni to pies, ni wydra,
Grałem proroka i wierzyłem w fatum.
To przedawnione pismo!
ODLEWACZ GUZIKÓW
Dobrze... Ale...
PEER
1075 Dajże już spokój! Do czego się śpieszysz?
I tak niewiele masz tu do roboty.
Powietrze takie tu czyste i zdrowe,
Że nikt nie śpieszy się zbytnio do śmierci.
Pamiętasz pewnie, co kiedyś napisał
1080 Ksiądz z Jostedalu: "Tutaj w okolicy
Rzadko się zdarza, aby ktoś umierał".
ODLEW ACZ GUZIKÓW
Więc dobrze! Zgoda! Ale przy najbliższych
Rozstajnych drogach znów będę cię czekał!
PEER
Pastora! Muszę odnaleźć pastora!
Wybiega

[MUZYKA]

Wrzosowisko na wzgórzu. Kręta drożyna wiedzie w górę
PEER
1085 "Może się przydać" — mawiał Janek,
Podnosząc z drogi piórko ptasie. —
Czy kiedykolwiek pomyślałem,
Że mnie ocalą własne grzechy?
Niewiele wprawdzie osiągnąłem,
1090 Bo od popiołu w ogień idę,
Ale zostaje ta pociecha,
Że, póki życia, nie należy
Tracić nadziei.
Chudy człowiek w wysoko podkasanej sutannie i z sidłami na plecach biegnie wzdłuż pagórka
PEER
A któż to? Pastor! Z sidłami na plecach!
1095 Naprawdę chyba w czepku się rodziłem!
Witaj, pastorze! Ciężką tu masz drogę.
CHUDY
Czego by człowiek nie zrobił, gdy idzie
O czyjąś duszę...
PEER
Której bardzo spieszno
Do nieba?
CHUDY
Myślę, że w przeciwną stronę.
1100 PEER
Czy mogę pana trochę podprowadzić!
CHUDY
O, bardzo proszę! Lubię towarzystwo.
PEER
Pastorze, chciałbym panu coś powiedzieć...
CHUDY
Mów śmiało, słucham.
PEER
1105 Widzi pan przed sobą
Człowieka, który zawsze żył uczciwie
I w zgodzie z prawem. Nigdy nie siedziałem
W więzieniu, nawet w areszcie, a jednak
Nie raz zdarzało mi się potknąć.
CHUDY
Drobiazg!
Najlepszym ludziom też się to przytrafia.
PEER
Ale te głupstwa…
CHUDY
Ach! Więc tylko głupstwa!
PEER
1110 Od wielkich grzechów trzymałem się z dala.
CHUDY
Kiepsko pan trafił, drogi przyjacielu.
Bierzesz mnie, widzę, za kogo innego.
Spójrz na me palce! Co widzisz? Mów śmiało!
PEER
Niezwykle długie paznokcie, jak szpony.
CHUDY
1115 A teraz przyjrzyj się i moim stopom.
PEER
wskazując palcem
Czy to kopyto... naturalne?
CHUDY
Myślę!
PEER
uchylając kapelusza
Byłbym przysięgał, że pan jest pastorem,
A tu mam honor... Nie jestem pyszałkiem,
Lecz jeśli mogę wejść wprost do salonu,
1120 Nie wchodzę nigdy przez kuchenne schody.
Króla odwiedzam, nie jego lokajów.
CHUDY
Widzę, że panu obce są przesądy.
Proszę więc, powiedz, w czym ci mogę pomóc?
Nie żądaj tylko władzy ni pieniędzy,
1125 Bo nie uwierzysz, jak mi trudno o nie!
Niewiarogodny zastój w interesie.
Dusze nie kwapią się ze zgłoszeniami,
Czasami tylko któraś pojedyncza
Zabłądzi do mnie.
PEER
Więc świat się poprawił?
CHUDY
1130 Gdzież tam! Przeciwnie! Tylko się rozwodnił
Dlatego większość idzie dziś do tygla.
PEER
Tak, nawet trochę już o nim słyszałem,
I właśnie z tego powodu sądziłem...
CHUDY
Mów!
PEER
Wybacz, jeśli będę niezbyt skromny,
1135 Chciałbym cię prosić...
CHUDY
Wiem już — o schronienie!
PEER
Myślę, że prośba nie jest niestosowna.
Skoro skarżyłeś się tutaj na zastój,
Skorzystasz chyba z mojej propozycji.
CHUDY
Mój drogi…
PEER
Skromne są moje warunki.
1140 Nie będą prosił was o żadną pensję;
Zastrzegam tylko dobre traktowanie.
CHUDY
Pokój ogrzany?
PEER
Byle nie zanadto.
Gwarancję tylko chcę dostać, że jeśli
Trafi się jakaś szczęśliwsza okazja,
1145 Będę mógł odejść bez żadnych trudności.
CHUDY
Bardzo mi przykro, drogi przyjacielu,
Lecz nie uwierzysz, ile takich podań
Składają ludzie, którzy muszą rzucać
Ziemskie rozkosze!
PEER
Gdy się zastanowisz
1150 Nad mą doczesną wędrówką, sam przyznasz,
Że przysługuje mi prawo pierwszeństwa!
CHUDY
Same drobiazgi!
PEER
No, może nie tylko!
Wszak uprawiałem handel Murzynami!
CHUDY
Cóż z tego? Inni handlują sercami,
1155 Duszami, wolą, mimo to nie wejdą
Na moją drogę.
PEER
Wysyłałem także
Figurki Brahmy do Chin!
CHUDY
[WYBUCHA ŚMIECHEM]
Wielkie rzeczy!
Byli i tacy, co — zaiste — gorsze
Figurki jeszcze na świat wypuszczali
1160 Poprzez kazania, sztuki, piśmiennictwo,
Nie przekroczyli jednak naszych progów.
PEER
Lecz ja poszedłem jeszcze dalej! Słuchaj,
Proroka funkcje pełniłem w Afryce!
CHUDY
Eh, za granicą! — Humbug! Nic ważnego.
1165 Za takie winy idzie się do tygla.
Jeżeli nie masz poważniejszych grzechów,
Te wszystkie głupstwa nic ci nie pomogą!
PEER
A jeszcze kiedyś tonąc w czasie burzy,
Chciałem się uratować w czółnie — ja i kucharz.
1170 Tonący, mówią, chwyta się i brzytwy,
A każdy człowiek jest sobie najbliższy.
Słowem, przeze mnie kucharz stracił życie.
CHUDY
Wolałbym raczej słyszeć o kucharce,
Która straciła co innego. Dosyć!
1175 Skończmy już wreszcie próżną gadaninę!
Nie sądzisz chyba, że dla twoich grzeszków
Drobnych, nieważnych, będziemy marnować
Kosztowny opał przy takiej drożyźnie!
Mówię otwarcie, aby udowodnić
1080 Pańską pomyłkę. Dobrze panu radzę:
Pogódź się z losem i wybieraj tygiel!
Jest pan, jak widzę, człowiekiem rozsądnym,
Masz dobrą pamięć — lecz takie wędrówki
W krainę wspomnień nie są zbyt przyjemne
1185 Ani dla serca, ani dla umysłu.
Czy te wspomnienia dały ci choć chwilę
Radości wielkiej lub wielkiej rozpaczy?
Nic w nich nie znajdziesz, co zmusza człowieka
Do łez serdecznych albo też do śmiechu,
1190 Złość co najwyżej i przykre kłopoty.
PEER
Nie zgadniesz — mówią — jak trzewik uciska,
Jeśli sam chodzisz boso!
CHUDY
Bardzo słusznie.
Ja mam na nogach buty nie do pary!
Skoro już jednak mówimy o butach,
1195 Muszę się śpieszyć, bo droga daleka.
Mam dzisiaj zdobyć dobrą pieczeń, tłustą.
Rożen już czeka i deska piekielna!
PEER
Wolno zapytać, jakie grzeszne jadło
Tak utuczyło tego delikwenta?
CHUDY
1200 Odkąd, poczciwiec, ujrzał światło dzienne,
Był zawsze sobą!
PEER
Czy takie przestępstwa
Należą również do twego resortu?
CHUDY
No, to zależy od okoliczności.
Sobą być można na sposób dwojaki:
1205 Można być wierzchem surduta lub spodem.
Słyszał pan pewnie, że teraz w Paryżu
Stosują nowy, świetny wynalazek?
Wykorzystują słoneczne promienie
Do fabrykacji dokładnych portretów.
1210 Można uzyskać obraz czysty, wierny,
Oraz negatyw, który zamiast świateł
Ma same cienie. Wydaje się brzydki,
Lecz podobieństwo jest niezaprzeczone,
Jeśli go tylko fotograf wywoła.
1215 Podobnie z duszą — przechodząc przez życie,
Może dać obraz zgoła negatywny,
Lecz z tych powodów nie niszczy się kliszy.
Wystarczy przysłać ją do mnie, a wtedy
Poddaję kliszę specjalnym zabiegom,
1220 Stosując znane mi dobrze środki:
Płuczę, przyciemniam, palę i wysuszam,
Dopóki świateł nie zgodzę z cieniami,
Dopóki obraz jasno nie wystąpi,
Obraz prawdziwy i wierny — pozytyw.
1225 Lecz jeśli klisza będzie, jak u pana,
Na pół zatarta, choćbym nie wiem jakich
Używał środków, nic już nie pomoże.
PEER
Trzeba więc czarnym być, jak tysiąc kruków,
Aby wylecieć z pańskich rąk gołąbkiem?
1230 Lecz chciałbym wiedzieć, z czyjej teraz kliszy
Zamierzasz obraz wydobyć prawdziwy?
CHUDY
To Peer Gynt.

[MUZYKA]


Odcinek dwudziesty

[MUZYKA]


PEER
Peer Gynt?! Czyżby on był sobą?
CHUDY
Przynajmniej sam tak ciągle utrzymuje.
PEER
Peer Gynt nie kłamie, należy mu wierzyć.
CHUDY
1235 Zna go pan może?
PEER
O, tylko przelotnie!
Z różnymi ludźmi człowiek się spotyka.
CHUDY
Mało mam czasu. Powiedz mi pan, proszę,
Gdzie też ostatnio spotkałeś Peer Gynta?
PEER
Gdzie? Na Przylądku...
CHUDY
Di buona Speranza?
PEER
1240 Miał już wyjeżdżać. Odniosłem wrażenie,
Że ziemia pali mu się pod stopami.
CHUDY
Muszę więc pędzić! — Bylem tylko zdążył!
Ach, z tym Przylądkiem mam stale kłopoty,
Wciąż ze Stavanger pełno misjonarzy!
Oddala się w kierunku południowym
PEER
1245 Jak pies wywiesił ozór i ucieka!
Bezczelny osioł, udaje ważnego,
A jakże łatwo dał się wywieść w pole!
Taki dygnitarz, a chudy jak deska,
Która by z głodu samą siebie zjadła.
1250 Opału chytrus oszczędzą, a przecież
Wcześniej czy później i tak zbankrutuje!
Ale ja także nie mam się czym chlubić,
Odkąd mnie z mojej wywłaszczono jaźni.
Spada gwiazda, Peer kiwa jej głową
Bądź pozdrowiona, siostro moja, gwiazdo!
1255 Świecić i zgasnąć, w nicość się rozpłynąć!
Opanowuje go trwoga, zagłębia się w mgły. Przez chwilę milczy, później krzyczy
Nie ma nikogo?! Nikt mi nie odpowie?
Nikogo w niebie — i w piekle nikogo!
Schodzi niżej, rzuca kapelusz na ziemię i rwie włosy z głowy
Powoli uspokaja się
Czy to możliwe, by w godzinie śmierci
Dusza znalazła się w tak strasznej nędzy?
1260 O, ziemio piękna, przebacz, że przez lata
Zieleń twej trawy deptałem daremnie!
Wybacz mi, słońce, żeś musiało trwonić
Swe życiodajne blaski w pustych ścianach;
Bo sam gospodarz włóczył się po świecie
1265 I nie przebywał nigdy w domu smutnym!
Słońce promienne i ziemio zielona,
Po co wam było żywić moją matkę,
Gdy spoczywałem uśpiony w jej łonie!
Jakże rozrzutna jest matka-natura —
1270 A człowiek życiem płaci błąd narodzin...
Wybiegnę jeszcze na najwyższe szczyty,
Raz jeszcze spojrzę na wschodzące słońce,
Nasycę oczy swe, aż do zmęczenia,
Widokiem mojej ziemi obiecanej!
1275 A tam, gdzie ciężar lawiny mnie zwali,
Napiszcie tylko: "Nikt tutaj spoczywa!"
I potem — potem — któż może odgadnąć?...
ŚPIEW WIERNYCH
idących drogą do kościoła
Święty poranku!
Spadły dziś na ziemię
1280 Języki Boga ulewą ognistą.
Więc bez ustanku
Śpiewa ludzkie plemię
Bożego Ducha chwałę wiekuistą!
PEER
kurczy się przerażony
Nie, tam nie spojrzę! Tam noc i zniszczenie!
1285 Lęk mnie ogarnia, że dawno przed śmiercią
Byłem już trupem...
Chce przedrzeć się przez zarośla, nagle staje u rozstajnych dróg
ODLEWACZ GUZIKÓW
O! Dzień dobry, Peerze!
Masz rejestr grzechów?
PEER
Czyżbyś podejrzewał,
Że nie szukałem wszędzie?
ODLEWACZ GUZIKÓW
I nikogo
Nie napotkałeś?
PEER
1290 Owszem, fotografa,
Ale się spieszył.
ODLEWACZ GUZIKÓW
Upłynął czas zwłoki.
PEER
Wszystko upływa. Czuję tchnienie śmierci.
[DŹWIĘK BIJAJĄCYCH DZWONÓW]
Słyszysz jęk sowy?
ODLEWACZ GUZIKÓW
To dzwony poranne.
PEER
wskazując palcem
A blask ten widzisz?
ODLEWACZ GUZIKÓW
Światło widzę w chacie.
[KOBIECY ŚPIEW]
PEER
Co to tak dźwięczy?...
ODLEWACZ GUZIKÓW
To kobieta śpiewa.
PEER
1295 Już wiem! Tam znajdę rejestr moich grzechów!
ODLEWACZ GUZIKÓW
chwytając go za ramię
Załatw swą sprawę!
Wyszli z lasu i stają przed chatą. Świt
PEER
Sprawę mam załatwić?
Więc dobrze — oto jest moje domostwo!
Idź precz! Chociażbyś tygiel miał jak trumnę,
Nigdy on grzechów moich nie pomieści!
ODLEWACZ GUZIKÓW
1300 Spotkam cię jeszcze na trzecich rozstajach.
Ale to będzie rozmowa ostatnia!
Odchodzi

[MUZYKA]

PEER
zbliża się do chaty
Tam i z powrotem — jednakowa droga.
Którędy wszedłeś, tam też i wychodzisz.
Zatrzymuje się
O nędzo straszna, bezsilna rozpaczy!
1305 Przemierzyć cały świat jedynie po to,
Aby u kresu żywota powracać
Do domu...
Postępuje parę kroków i zatrzymuje się znowu
"Obejdź" — tak powiedział Krzywy.
O nie! Tym razem pójdę wprost przed siebie!
Choćby największe przyszło znieść męczarnie!
Biegnie ku chacie, w tej chwili ukazuje się w drzwiach Solwejga, ubrana odświętnie, z modlitewnikiem i laską w ręku. Stoi wyprostowana, pogodna
PEER
padając na progu domu
1310 Oto wróciłem, grzesznik — wydaj wyrok!
SOLWEJGA
To on! — O Boże! — Więc przyszedł do domu!
Szuka go po omacku
PEER
Oskarżaj śmiało! Wyjaw wszystkie grzechy!
SOLWEJGA
Ty nie masz żadnych grzechów, mój jedyny!
Szuka go znowu po omacku i znajduje
ODLEWACZ GUZIKÓW
zza chaty
Peer! Gdzież twój rejestr?
PEER
1315 Wylicz moje winy,
Me wszystkie zbrodnie, nie oszczędzaj, śmiało!
SOLWEJGA
siada obok niego
Dzięki ci, drogi chłopcze, żeś me życie
Zamienił w jedną wielką pieśń miłości.
Błogosławiony bądź za to, żeś wrócił!
1320 O, jakże słodko witać cię po latach
W Zielonych Świątek radosny poranek!
PEER
Jestem zgubiony!
SOLWEJGA
Nie bój się, kto inny
Będzie cię sądził!
PEER
Nie, jestem zgubiony!
Jeżeli jednak odgadniesz zagadkę...
SOLWEJGA
Powiedz!
PEER
1325 O, teraz mogę ci powiedzieć!
Gdzie przebywałem przez te wszystkie lata?
Możesz odgadnąć? Mów!
SOLWEJGA
Gdzie przebywałeś?
PEER
Z piętnem przeznaczeń wyższych na mym czole,
Z iskrą natchnienia bożego w mym mózgu!
Możesz powiedzieć? — Możesz to rozwikłać?
1330 Jeśli nie — zginę, rozpłynę się w nicość...
SOLWEJGA
z uśmiechem
O, tę zagadkę nietrudno odgadnąć!
PEER
Błogosławione niech będą twe usta!
Mów więc, gdzie byłem — ja, prawdziwy, cały,
Opromieniony boskiej myśli blaskiem?
SOLWEJGA
1335 Byłeś w miłości mej, wierze, nadziei!
PEER
cofa się trwożnie
Co mówisz?! — Cicho! Ty kochasz, jak matka,
Miłością ślepa! — Prawdę — prawdę powiedz!
SOLWEJGA
Tak, jestem matką, a twym ojcem, miły,
Ten, co na prośbę matki ci przebaczy.
PEER
nagle rozjaśnioną twarzą — woła
1340 O matko! Żono! Dziewico bez skazy!
Ukryj mnie, zamknij w swym sercu, w swej duszy!
Przytula się do niej i ukrywa twarz na jej łonie. Długa cisza. Słońce wschodzi
SOLWEJGA
śpiewa cicho
Śpij, mój synku, śpij, kochany.
Ja kołysze Cię i czuwam
Ułóż głowę na mym łonie,
1345 Ja przed grzechem Cie obronię.
Tyle szczęścia matce dałeś,
W moim sercu zamieszkałeś
Całe lata, wiek miniony.
Dzisiaj jesteś już strudzony
1350  Śpij mój synku, śpij, kochany.
Ja kołysze cię i czuwam.
ODLEWACZ GUZIKÓW
zza chaty
Jeszcze cię kiedyś spotkam na rozstajach!
Tam zobaczymy... Więcej ci nie powiem.

[MUZYKA]


Wystąpili:

Peer Gynt - Piotr Bajtlik

AASA - Dorota Landowska

STARA KOBIETA I - Joanna Kasperska

STARA KOBIETA II - Elżbieta Gaertner

MĘŻCZYZNA II - Paweł Szczesny

KOWAL ASLAK - Sławomir Pacek

KOBIETA III - Anna Sroka-Hryń

KUCHARZ - Tomasz Błasiak

DZIEWCZYNA I - Justyna Kowalska

DZIEWCZYNA II - Kim Grygierzec

DZIEWCZYNA III - Angelika Kurowska

DZIEWCZYNA IV - Marta Dobecka

DZIEWCZYNA V - Joanna Sokołowska

CHŁOPAK I - Krzysztof Szczepaniak

CHŁOPAK II - Jędrzej Hycnar

CHŁOPAK III - Kamil Pruban

CHŁOPAK IV - Maksymilian Michasiów

PAN MŁODY - Michał Klawiter

OJCIEC PANA MŁODEGO - Leon Charewicz

MATKA PANA MŁODEGO - Ewa Kania

SOLWEJGA - Ewa Jakubowicz

HELGA - Antonina Żbikowska

INGRYDA - Joanna Pach-Żbikowska

OJCIEC SOLWEJGI - Jerzy Schejbal

MATKA SOLWEJGI - Anna Wodzyńska

CHÓR PASTEREK - Ewa Szlachcic, Aleksandra Kowalicka, Karolina Honchera

KOBIETA W ZIELENI - Karolina Bacia

KSIĄŻĘ TROLLÓW - Wojciech Żołądkowicz

STARY Z DOWRU - Przemysław Bluszcz

NAJSTARSZY TROLL - Janusz Nowicki

KSIĘŻNICZKA TROLLÓW - Anna Sroka-Hryń

CZAROWNICA I - Anna Wodzyńska

CZAROWNICA II - Marta Dylewska

CZAROWNICA III - Ewa Szlachcic

MŁODE TROLLE - Agnieszka Mrozińska, Jakub Strach, Jan Pisera, Antonina Żbikowska

TROLLE - Paweł Szczesny

GŁOS - Tadeusz Marzecki

PTAKI - Anna Wodzyńska, Marta Dylewska, Ewa Szlachcic

KARI - Julia Kołakowska-Bytner

STARSZA KOBIETA - Maria Ciunelis

DIABLĄTKO - Krzysztof Szczepaniak

MASTER COTTON - Adam Cywka

TRUMPETERSTRAALE - Maciej Wyczański

MONSIEUR BALLON - Zbigniew Dziduch

VON EBERKOPF - Tomasz Borkowski

NIEWOLNIK I - Janusz Wituch 

NIEWOLNIK II - Filip Kosior

STRAŻNIK - Paweł Szczesny

ZŁODZIEJ - Norbert Kaczorowski

PASER - Filip Kosior

ANITRA - Aleksandra Radwan

CHÓR DZIEWCZĄT - Ewa Szlachcic, Aleksandra Kowalicka, Karolina Honchera

BEGRIFFENFELDT - Krzysztof Wakuliński 

HUHU - Marek Barbasiewicz

FELLACH - Robert Czebotar

HUSSEIN - Andrzej Ferenc

DOZORCA I - Paweł Szczesny

DOZORCA II - Janusz Wituch

DOZORCA III - Filip Kosior

KAPITAN - Jakub Wieczorek

STERNIK -Dariusz Wnuk 

STRAŻNIK - Szymon Kuśmider

KUCHARZ OKRĘTOWY - Mateusz Kwiecień

BOSMAN - Sławomir Pacek

NIEZNAJOMY PASAŻER - Łukasz Lewandowski

PASTOR - Mariusz Bonaszewski

CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE - Sławomir Pacek

CZŁOWIEK W SZARYM UBRANIU - Leon Charewicz

STARSZY CZŁOWIEK - Włodzimierz Press

WÓJT - Artur Janusiak

MŁODY I - Krzysztof Szczepaniak

MŁODY II - Jędrzej Hycnar

MŁODY III - Kamil Pruban

MŁODY IV - Maksymilian Michasiów

DUCHY LEŚNE - Anna Wodzyńska, Marta Dylewska, Ewa Szlachcic

ODLEWACZ GUZIKÓW - Andrzej Mastalerz

STARZEC - Przemysław Bluszcz

CHUDY - Mariusz Bonaszewski

ŚPIEW WIERNYCH - Zbigniew Konopka, Janusz Kruciński, Hanna Kinder-Kiss, Katarzyna Skolimowska

i inni...



Kompozycja muzyki - Wojciech Krzak

Wykonanie muzyki - Marta Maślanka, Maja Kleszcz, Wojciech Krzak, Bartłomiej Pałyga

Realizacja akustyczna - Agnieszka Szczepańczyk

Adaptacja i reżyseria - Anna Wieczur-Bluszcz