Polskie Radio

Sygnały Dnia 21 listopada 2019 roku, rozmowa z Marcinem Horałą

Ostatnia aktualizacja: 21.11.2019 07:40
Audio
  • Marcin Horała (PiS) o wycofaniu projektu ustawy limitu 30-krotności składki ZUS (Jedynka/Sygnały Dnia)

Grzegorz Jankowski: W studiu poseł Prawa i Sprawiedliwości Marcin Horała. Dzień dobry panu.

Marcin Horała: Dzień dobry.

Dlaczego wycofał pan projekt likwidacji limitu 30-krotności składki zusowskiej?

Projekt ten wzbudził dużo kontrowersji, również w łonie Zjednoczonej Prawicy, nie wszystkie formacje, bo Porozumienie pana Gowina było przeciwne, zanosiło się na to, że nie będzie porozumienia wokół tej ustawy, toteż dlatego ją wycofaliśmy.

Czyli w takim razie Gowin zablokował, tak można powiedzieć?

To był jeden czynników, tak, że nie było zgody, więc nie było większości w Sejmie.

To w takim razie kolejne pytanie: czy poprzecie projekt Lewicy w tej sprawie, właśnie składając swój własny?

Raczej nie sądzę. Przede wszystkim projekt Lewicy nie jest taki sam jak nasz, on przewiduje emeryturę maksymalną, to jest bardzo wątpliwe, ale powiedzmy... ale też przewiduje emeryturę minimalną na poziomie 1600 złotych, czego oczywiście wszyscy byśmy chcieli, ale to by powodowało, że pewnie dziesiątki miliardów z budżetu wydatków więcej na dzień dobry. Lewica nie pokazuje, skąd sfinansować te dodatkowe wydatki, więc to jest taka zagrywka pod publiczkę, prawo, które nie może wejść w życie.

Czy sprzeciw Jarosława Gowina wobec tego projektu był blokującym podpisanie umowy koalicyjnej w ramach Zjednoczonej Prawicy?

Uczciwie muszę powiedzieć, że ja nie wiem, bo nie należę do kierownictwa...

Wie pan.

...żadnej z partii tworzącej tę koalicję, więc nie znam tych negocjacji, natomiast wiem, że ta ustawa nie była w ramach umowy. Gdyby była, to byłby to projekt całego rządu. Nie był, był to projekt jednej z formacji, no i cóż, żyjemy w wolnym kraju, nie da się ludzi zmusić, mają swoje poglądy, może to jakaś moja porażka pedagogiczna jako przedstawiciela wnioskodawców, że nie przekonałem kolegów z Porozumienia, ale tak się stało.

A byliście tak pewni, mówiliście: „Porozumienie oznacza porozumienie, na pewno Jarosław Gowin się zgodzi”, słyszałem wielu prominentnych przedstawicieli PiS-u, którzy tak mówili.

Ale ja do nich nie należałem. Ja mówiłem, że będziemy próbowali przekonywać, no ale cóż, nie udało się.

To kiedy podpisanie umowy koalicyjnej z Solidarną Polską i Porozumieniem?

Tego też muszę powiedzieć nie wiem, ale pewnie w najbliższym czasie. Te kolejne ważne elementy tego porozumienia, skład rządu chociażby, są już ustalone, więc myślę, że to już taka techniczna kwestia.

Panie pośle, z ręką na sercu, czy było i jest, a raczej było coś w rodzaju cichego porozumienia z Lewicą? Szczerze.

Nie, oczywiście, że nie.

To dlaczego Magdalena Biejat zostaje szefową Komisji Rodziny, sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny?

Nie no, z tego samego powodu, z którego szefami komisji zostali posłowie z Platformy różnych do Prezydium i na przykład do Komisji Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, przewodniczącym jest poseł z PSL-u. Odwiecznym w Polsce i dobrym zwyczajem parlamentarnym jest to, że mniej więcej proporcjonalnie do swojej wielkości kluby biorą udział i obsadzają Prezydium Sejmu, wicemarszałków też i prezydia komisji.

Ale zaraz, zaraz, część Zjednoczonej Prawicy, czyli Solidarna Polska, mówi: „Nie zgadzamy się na to, trzeba panią Biejat odwołać”. Co pan na to?

Zobaczymy, każdy pewnie musi dostać szansę, każdy przewodniczący, ale to też nie jest tak, że większość sejmowa będzie się godzić na wszystkie działania wszystkich przewodniczących, również takie, które są wprost sprzeczne z naszym programem czy pewnym poczuciem przyzwoitości, czy poczuciem tego, że fair są prowadzone te obrady. No i tyle. Więc oczywiście każdy przewodniczący, również  z Prawa i Sprawiedliwości, gdyby nie daj Boże sobie tam nie radził czy źle prowadził obrady, to również może być odwołany.

Czy PiS w takim razie na życzenie Solidarnej Polski zechce odwołać teraz panią Biejat?

Pan redaktor zadaje pytanie dotyczące przyszłości. Ja nie mam zdolności proroczych i nie wiem, co w przyszłości będzie. Tak jak mówię, tak jak zresztą i każdy minister i każdy pełniący funkcje w państwie, poza pewnymi nielicznymi, które są twardo kadencyjne, musi się liczyć z tym, że może zostać odwołany, jeżeli zajdzie jakaś okoliczność, która by to uzasadniała.

Magdalena Biejat, przypomnę państwu, będzie kolejnym gościem Sygnałów Dnia po godzinie 8. Wracamy do pana posła Marcina Horały. Jak obserwuje pan zmagania na opozycji między Lewicą a Platformą Obywatelską o to, kto będzie wiódł prymat na opozycji? Czy to jest tak, że wasza sympatia gdzieś tam biegnie w kierunku właśnie Lewicy i Zandberga?

Nie no, zdecydowanie nie. Jeżeli spojrzymy na zestaw poglądów, jakie prezentuje pan Zandberg, to są poglądy w przytłaczającej większości przypadków wprost odwrotne do Prawa i Sprawiedliwości. Nie daj Boże, żeby ktoś o tych poglądach kiedyś sprawował w Polsce rządy. Platforma pod tym względem jest daleko inna, bo jest formacją znacznie bardziej bezideową, ona tak z czystej kalkulacji politycznej w pewnym momencie zaczęła iść w lewo, a nawet skrajne lewo, bo to przecież politycy Platformy kartę LGBT do szkół wprowadzają. Ja tu nie chcę rozróżniać. Kiedyś jeden z polityków, zresztą obecny znowu w Sejmie, powiedział, że to wybór między dżumą i cholerą, i tak to mniej więcej wygląda z mojej perspektywy.

Wybór między dżumą a cholerą. Dobrze, zmieniamy w takim razie temat. Premier mówi w swoim exposé: „Normalność, polskość”. Co znaczy ta normalność?

Normalność myślę, że każdy rozumie wręcz intuicyjnie, to zarówno w tym wymiarze ideowym tego, jak powinna na przykład wyglądać rodzina – jako związek kobiety i mężczyzny, tak to zresztą definiuje nasza Konstytucja. Ale również pewien spokój w kraju, to, żeby chociażby debata polityczna nie była ciągle na poziomie skrajnej awantury, delegitymizacji tych, którzy wygrali w sposób demokratyczny wybory, żebyśmy się wspierali, ale jednak w pewnych granicach cywilizowanego dyskursu. To również kwestia pewnego poziomu dobrobytu, bo też uważamy, że normalnością jest to, że przeciętny człowiek pracujący, pobierający emeryturę może godnie żyć, się utrzymać i nie ma takich podstawowych problemów egzystencjalnych, zaspokaja swoje potrzeby. Tak że to jest właśnie ta wielowymiarowa normalność.

Ten spór ideowy był bardzo mocny, przed wyborami majowymi do europarlamentu dało wam, czyli Prawu i Sprawiedliwości, ogromne zwycięstwo właśnie w tych wyborach. Tego sporu potem nieco zabrakło przed wyborami parlamentarnymi. Czy w takim razie mówiąc o tym, premier Morawiecki otwiera pole w kampanii prezydenckiej i mówi: „Słuchajcie, skoncentrujmy się w kampanii prezydenckiej na sporze o sprawy ideowe, o sprawy LGBT, rodziny i tak dalej”, ułatwiając w ten sposób start panu Andrzejowi Dudzie?

Ta normalność ma też swój wymiar ekonomiczny, to po pierwsze, ale po drugie – ten spór ideologiczny nie był wywołany przez Prawo i Sprawiedliwość. Ja też to mówiłem w Sejmie. Na przykład to nie było tak, żeby politycy Prawa i Sprawiedliwości chodzili na jakieś marsze heteroseksualne, na których się profanuje, nie wiem, tęcze czy symbole środowisk LGBT. To było zupełnie odwrotnie, to politycy opozycji – Lewicy, Platformy – chodzą na marsze LGBT, na których profanuje się symbole religijne. To nie my chcieliśmy do szkół wprowadzać jakąś kartę Polaka katolika, tylko to politycy opozycji wprowadzają kartę LGBT. Więc ten spór jest wywoływany przez opozycję, tylko opozycja po wyborach do Parlamentu Europejskiego zobaczyła, że tą agendę ideologiczną nie można tak wprost, że Polacy jej po prostu nie akceptują, że trzeba dokonać pewnego manewru taktycznego...

A PiS zobaczył, że zyskuje na tym punkty wyborcze.

Tylko że w sposób ewidentny nie jest to ze strony PiS-u koniunkturalne. Tak się złożyło, że my mamy takie same poglądy jak zdecydowana większość Polaków, więc to oczywiście nie przeszkadza w wyborach, ale takie poglądy głosiliśmy zawsze. To opozycja, na przykład cała zjednoczona opozycja razem pod jednym sztandarem w wyborach do Parlamentu Europejskiego właśnie promuje tego rodzaju agendę, po czym widząc, że to wyborczo nie pomaga, nagle na przykład wyłania z siebie pewną część, taką jak PSL, która odnajduje po miesiącu zaginione wcześniej chrześcijańskie korzenie i mówi, że nie, absolutnie nie współpracuje, ale potem do Senatu jednak współpracuje. No, to są takie taktyczne zagrywki.

Taktyczne zagrywki opozycji. Dobrze, kończymy w takim razie tematy ideologiczne, przechodzimy do ekonomii. Premier Mateusz Morawiecki nie ogłasza już wielkich planów socjalnych w swoim exposé, mówi natomiast do rodaków: „Postawimy teraz na oszczędzanie”. Co to oznacza? Idzie spowolnienie gospodarcze?

To jedno z drugim wbrew pozorom nie jest sprzeczne, bo to między innymi po uruchomieniu programu 500+ i całego programu podniesienia dochodów Polaków dokonał się ten przełom, że generalnie rzecz biorąc, Polacy zaczęli oszczędzać, dosyć raptownie zaczęły narastać oszczędności gospodarstw domowych. I to bardzo dobrze, bo to w ogóle bardzo dobrze, bo to znaczy, że po pierwsze te podstawowe potrzeby są zaspokojone i ludzi stać na to, zostaje im jakaś suma pieniędzy, którą mogą oszczędzić, a to też jest zabezpieczenie ważne na przyszłość, na tą przysłowiową czarną godzinę. Spowolnienie gospodarcze na świecie jest, Polska jak na razie broni się przed nim bardzo dobrze. OECD prognozuje, że będziemy najszybciej rozwijającą się gospodarką ze wszystkich krajów OECD, ale oczywiście trzeba mieć tego świadomość, trzeba na to zważać w polityce gospodarczej.

To kolejne pytanie: jak przy takim spowolnieniu gospodarczym, które nadciąga, sfinansować takie programy, jak na przykład Centralny Port Komunikacyjny, Via Carpatia czy dziewięć tysięcy nowych torów kolejowych?

To są programy, dla których finansowanie, oczywiście, w tym planie wieloletnim jest już zagwarantowane. Co więcej, to są inwestycje prorozwojowe, to jest właśnie też oddziaływanie na gospodarkę. Część, na przykład Centralny Port Komunikacyjny w jego części lotniczej jest projektem komercyjnym, będzie miał partnera prywatnego, który po prostu będzie realizował swój zysk z tej inwestycji. Część to są takie wprost inwestycje rządowe, ale tak jak mówię, to nakręca właśnie inwestycje, generalnie rzecz biorąc, nakręcają gospodarkę i podtrzymują koniunkturę. I dzięki zdrowym finansom publicznym i wyrastaniu z długu, a tak to miało miejsce do tej pory, mamy pewien bufor, który pozwala, nawet gdyby przyszedł ten moment spowolnienia, to właśnie stymulować gospodarkę tymi inwestycjami.

To zapytam może z innej strony. Pan premier mówi o tym, że zbudujemy teraz 200 tysięcy nowych mieszkań w ramach programu „Mieszkanie Plus”. Tymczasem w ciągu ostatnich 4 lat tych mieszkań za dużo nie powstało.

To prawda, natomiast też trzeba pamiętać, że inwestycja publiczna obecnie to jest niestety proces wieloletni, to wynika z przepisów, w znacznej mierze unijnych, chociażby prawo ochrony środowiska od inwestora wymaga całego szeregu działań, które zajmują czas. Program „Mieszkanie Plus”, najpierw trzeba było go opracować, przyjąć, przyjąć ustawy, powołać instytucje, no to też jakiś czas zajęło. Te projekty, które są obecnie, albo w budowie, albo na różnych stadiach przygotowania inwestycji, to są dziesiątki tysięcy mieszkań już teraz. Dołożymy starań, żeby to przyspieszyć, żeby to właśnie na koniec tej kadencji te około 200 tysięcy było.

Panie pośle, dziękuję panu serdecznie. Marcin Horała, poseł Prawa i Sprawiedliwości, był drugim gościem w Sygnałach Dnia.

Bardzo dziękuję.

JM