Po zawodach na normalnej skoczni Kruczek  ujawnił, że latem trwał "wyścig zbrojeń sprzętowych". Poszczególne  reprezentacje wysyłały swych "szpiegów" na zgrupowania innych drużyn  narodowych. Po takich wyjazdach powstały obszerne dokumentacje  zdjęciowe.
Relacja 11. dzień igrzysk>>>
A już na miejscu, w Soczi, trwała "gra w podchody".  Polski szkoleniowiec stwierdził, że jednak tym razem wszyscy z czołówki  utrzymali nerwy na wodzy, obawiając się podjęcia zbyt wielkiego ryzyka  na igrzyskach.
- Kilka ekip, w tym my, otrzymało nowy rodzaj  połączenia buta z nartami. Ale nikt tego wiązania nie wyciągnął, nikt  nie zaryzykował. Biliśmy się z myślami, czy spróbować na ostatnią  chwilę, ale przecież różnie to mogło wyjść. Dlatego zabraliśmy je do  Soczi, czekając aż ktoś je założy. Gdyby jakiś zawodnik odskoczył na  nich kilka metrów, nawet w przerwie między seriami montowalibyśmy te  wiązania. Byliśmy przygotowani - powiedział Kruczek.
Według  niego, Polacy na pewno niebawem będą testować ten typ wiązania.
- Model  buta karbonowego podąża w kierunku tych z narciarstwa alpejskiego.  Trzeba jednak będzie nauczyć się innego skakania. Przed olimpiadą nie  chcieliśmy grzebać w technice, teraz sprawdzimy, z czystej ciekawości -  dodał.
Na czym polegały "zagrywki" sprzętowe w Soczi? Kruczek przekonuje, że niektóre z nich były działaniami typowo psychologicznymi. 
- My  mieliśmy nieco inny typ wiązania niż Niemcy i Austriacy. Ale oni też  szukali nowości. Austriacy zmieniali ślizgi w nartach na jasne, np. u  Gregora Schlierenzauera, zaś Niemcy pokrywali boki nart inną powłoką.  Ale to jest tak, że zmiany działają, kiedy jest sukces. A jeśli ma się  coś innego od przeciwników, a brakuje zwycięstw, to trudno mówić, że to  coś jest lepsze - ocenił trener Polaków.
Kruczek przekonuje, że sprzętowo biało-czerwoni czują się mocni, dużo bardziej, niż rok, dwa, czy trzy lata temu.
- Pewne  rozwiązania sprzętowe, np. wiązania, były testowane najpierw u nas.  Czasem są to polskie pomysły, ale paradoksalnie większość elementów  wiązania robią nam... Słoweńcy. To na sprzęcie ich produkcji nasi  zawodnicy skakali w Soczi. Buty są niemieckie. I z nimi jest prawdziwy  kosmos, bo jest duże zapotrzebowanie, a firma (z miejscowości  Schoenheide koło Klingenthal ) mała - przyznał Kruczek.
Kamil Stoch: nie ustrzegliśmy się błędów>>>
Okazuje się, że ten producent obuwia nie nadąża z realizacją zamówień. Ale Niemcy już podsunęli pomysł na pozbycie się kłopotu.
- Dotychczas  było tak, że te ręcznie robione buty trafiały się czasem niedopasowane,  jakieś niedoróbki. Zamawialiśmy je w odstępie dwóch, trzech miesięcy,  więc zdarzało się, że wykonywał je inny pracownik. Teraz będziemy z góry  zamawiać dla każdego zawodnika większą liczbę par. Wtedy można  zakładać, że z pięciu par cztery będą takie same - wyjaśnił.
Kruczek zapowiedział, że w kolejnym sezonie mają być dopuszczone do użytkowania dwa materiały na kombinezony.
- Plotki  są takie, że w celu zwiększenia bezpieczeństwa zawodników, mają być  wprowadzone ochraniacze na kręgosłupy. Bo przecież sporo było ostatnio  wypadków - zakończył.
Reprezentanci Polski w skokach znakomicie  spisali się na igrzyskach w Soczi. Stoch sięgnął po dwa złote medale  indywidualnie, a drużyna uplasowała się na czwartej pozycji. W środę  ekipa wraca samolotem do Zurychu, a stamtąd samochodami do kraju.
ps