Grudzień 1970

Stałem się bezradny

01.12.2011 10:22
Wypada tą drogą serdecznie podziękować za "prezent świąteczny", jaki nam władza ludowa zgotowała na Święta Bożego Narodzenia.

Pół wieku żyję na świecie, ale nie pamiętam tak trudnego żywota, jak obecnie. Kto temu winien? Zresztą, czy wszystkim tak trudno żyć? Na pewno nie – widzimy to! Kiedyś za drutami Oświęcimia marzył i wierzył człowiek, że nadejdzie sprawiedliwość społeczna. Jestem głową 6. osobowej rodziny (żona nie pracuje, gdyż ktoś musi opiekować się dziećmi, starałem się bezskutecznie o chałupnictwo dla żony). Pracuję na kolei jako dróżnik przejazdowy i kasjer biletowy zarazem. Zarabiam wraz z rodzinnym aż 1750 zł. Jak robić, aby moje dzieci nie głodowały? Litowaliśmy się wczoraj nad głodującą ludnością Indii – dziś to widmo zagraża nam samym. Czyż wobec trudności aprowizacyjnych nie sprawiedliwsze byłyby kartki żywnościowe od narzuconej drożyzny? Wobec szalonej drożyzny stałem się bezradny, kraść nie umiem, żebrać się wstydzę, co mam robić? Wiem, że w Polskim Radio są tęgie głowy, to coś wymyślą i mnie doradzą. Z jaką goryczą zamiast pięknej kolędy zaśpiewać trzeba będzie z dziećmi partyzancką, lecz aktualną pieśń: "my ze spalonych wsi i głodujących miast".

Klemens S. z Choczni, 16 grudnia 1970

("Księga listów PRL-u", opr. Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2005)