Chociaż kompleksu gmachów przy Normannenstraßee od blisko 25 lat nie pilnują już uzbrojeni funkcjonariusze, a w środku nie zapadają już decyzje mogące złamać komuś życie, to okolica wciąż straszy. Wielu pomieszczeń stanowiących w przeszłości siedzibę Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Niemieckiej Republiki Demokratycznej (Stasi) nadal nie udało się zagospodarować. Opuszczone gmachy z poszarzałymi szybami robią przygnębiające wrażenie. A przecież jeszcze w latach 80-tych było tu zatrudnionych blisko osiem tysięcy osób. Tyle liczył personel centrali Stasi, pracujący w tym niezwykłym, odgrodzonym od świata miasteczku.
Makieta przedstawiająca cały kompleks, foto: IAR/Wojciech Szymański
Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD osiedliło się przy Normannenstraßee w 1950 roku zajmując jeden budynek. Szybko zaczęło się jednak rozrastać do ogromnych rozmiarów, tak jak represje i inwigilacja prowadzone wobec obywateli. Burząc okoliczne kamienice, dom parafialny, a nawet likwidując tory tramwajowe, ministerstwo pochłonęło ostatecznie obszar o powierzchni 22 hektarów. Bezpieka zajęła około 30 budynków, które mieściły biura, pomieszczenia operacyjne, sale konferencyjne, magazyny, stołówki, przychodnie i oczywiście archiwa, w których gromadzono miliony teczek z informacjami o wrogach systemu. Enerdowscy architekci zadbali o to, aby teren ministerstwa był niedostępny dla osób postronnych. Wjazd do wnętrza możliwy były tylko przez kilka bram. Oczywiście dobrze strzeżonych.
Dziś każdy może przechodzić przez strzeżone niegdyś bramy, foto: IAR/Wojciech Szymański
Sercem kompleksu był budynek nr 1, w którym miał swoje biuro najbardziej znienawidzony człowiek w NRD, czyli minister bezpieczeństwa państwowego Erich Mielke. Przez 32 lata, aż do upadu muru berlińskiego, wiernie służył on umacnianiu socjalizmu poprzez inwigilację, prześladowania i więzienie politycznych oponentów. Można sobie tylko wyobrazić podekscytowanie, jakie towarzyszyło setkom Berlińczyków, kiedy w styczniu 1990 roku zdobyli szturmem siedzibę Stasi, w tym okazałe biuro Mielkego. Gdyby w 1990 roku istniały smartfony i internet, w sieci zaroiłoby się pewnie od zdjęć ludzi siedzących w fotelu ministra i trzymających nogi na jego biurku. Albo robiących o wiele gorsze rzeczy. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej szturm na siedzibę Stasi zakończyłby się zapewne krwawą jatką. W styczniu 1990 roku Erich Mielke siedział już jednak w areszcie śledczym, a zdezelowanej Stasi nie miał kto wydawać rozkazów. Warto wspomnieć, że tłum wdarł się na teren kompleksu po ujawnieniu informacji, że agenci zaczęli niszczyć dokumenty gromadzone przez lata swojej działalności.
Biuro Ericha Mielkego, © Stasimuseum Berlin, foto: John Steer
W budynku nr 1 mieści się dziś muzeum Stasi, w którym można dowiedzieć się o historii ministerstwa, jego kierownictwie czy metodach inwigilacji. Biuro Ericha Mielkego, jego sekretariat i pokoje prywatne zachowane są w oryginalnym stanie, tak jak wiele innych ministerialnych pomieszczeń. Jest coś niezwykłego w fakcie, że każdy może obecnie wejść do biura Mielkego, zajrzeć do jego szafy czy prywatnej toalety. Cenniejszy od dostępu do gabinetów byłych notabli jest jednak dostęp do archiwum Stasi. W położonym tuż obok budynku nr 7 znajdują się bowiem magazyny wypełnione teczkami, taśmami magnetofonowymi i zdjęciami, wykonanymi przez agentów i tajnych współpracowników. Budynek kryje blisko 50 kilometrów bieżących akt.
Akta Stasi, foto: IAR/Wojciech Szymański
Akt byłoby jeszcze więcej, gdyby nie akcja niszczenia dokumentów. W archiwum znajdują się tysiące worków z pociętymi i zmielonymi aktami. Niemieccy specjaliści opracowują już program komputerowy, który ma pomóc w ich rekonstrukcji.
Wojciech Szymański, Berlin