Paweł Zalewski

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Paweł Zalewski

Po wejściu w życie traktatu Polska będzie miała większe możliwości instytucjonalne przekonywania do swojego punktu widzenia tak, aby stał się on w części wspólną polityką europejską.

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+
- Witam Państwa bardzo serdecznie. Dziś gościem "Salonu Politycznego Trójki" jest Pan Paweł Zalewski, były polityk PiS-u, poseł niezrzeszony, były przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych. Dzień dobry Panu.
 
- Dzień dobry Panu. Dzień dobry Państwu.
 
- Jesteśmy wzruszeni, bo to bardzo ważny dzień dla Polski - tak wczoraj w Lizbonie powiedział premier Donald Tusk po podpisaniu traktatu. Pan też jest wzruszony? To był ważny dzień dla Polski?
 
- Ja się tak łatwo nie wzruszam. To był bardzo ważny dzień dla Polski i dla Europy.
 
- Dlaczego?
 
- Po kilku latach i w tym przypadku już z polskim udziałem. Przypomnę, że Polska w kilku miejscach zmieniła dotychczasowe ustalenia wcześniej przyjęte, jeszcze przed akcesją państw, w tym Polski, do UE. Z udziałem Polski stworzyliśmy konstrukcję, która może nie jest doskonała, ale popycha integrację europejską do przodu, także w sprawach, które są dla nas ważne - sprawach polityki zagranicznej.
 
- Przeczytałem tytułu z dwóch dzienników - z "Naszego Dziennika" i z "Dziennika" - 'Nowe imperium Europa' - tak tytułuje doniesienia z Lizbony "Dziennik". I 'Witamy w super państwie' - tak "Nasz Dziennik". To są prawdziwe tytuły?
 
- Daleko idąca przesada.
 
- Nie ma imperium europejskiego? Nie ma superpaństwa?
 
- Nie ma żadnego superpaństwa. W kwestii najistotniejszej, czyli wspólnej polityki bezpieczeństwa i zagranicznej, w dalszym ciągu będą decydowały poszczególne państwa, a nie ten mechanizm wspólnotowy, czyli komisja. UE uzyskała dodatkowe instrumenty, które pozwolą łatwiej wypracowywać 27 państwom wspólne stanowisko. A dla nas to jest istotne, chociażby w kontekście Rosji.
 
- Co zmienia traktat?
 
- Traktat tworzy szereg mechanizmów, które pozwalają łatwiej koordynować dotychczasowe działania. W gruncie rzeczy, nie tworzy wielu nowych polityk, natomiast usprawnia działanie dotychczasowych.
 
- Będzie minister spraw zagranicznych UE i będzie prezydent UE. Czy to, że będzie minister spraw zagranicznych UE, świadczy o tym, że Polska będzie miała mniej do powiedzenia? Polski minister spraw zagranicznych będzie miał mniej do powiedzenia, że Polska będzie miała uboższą politykę zagraniczną?
 
- Nie będzie ministra spraw zagranicznych. Ta funkcja będzie się inaczej nazywała, m.in. na skutek sprzeciwów brytyjskich. Ale rzeczywiście będzie osoba, która będzie w imieniu Rady wykonywała funkcję związane ze wspólną polityką zagraniczną. Polityka tej osoby, polityka UE, będzie musiała być uzgodniona wcześniej przez 27 państw. Do tej pory to było trudne. Teraz też to nie będzie proste. Ale dzięki pewnym proceduralnym ułatwieniom, chociażby związanych z mechanizmem podejmowania decyzji, łatwiej takie stanowisko będzie wypracowywać.
 
- Było bardzo trudno - będzie łatwiej. Ale przecież państwa zrzeszone w UE, państwo UE, nie mają wspólnych interesów - są takie interesy, które są odrębne. Inne interesy ma Francja, Niemcy, Polska.
 
- Pełna zgoda. Do tej pory ten fakt zresztą wyrażał się w tym, że UE była w stanie wspólną politykę zagraniczną określić wobec Konga, Sudanu, czy w bardzo ważnej sprawie wobec Iranu. Ale nie była w stanie określić w najważniejszej kwestii, czyli wobec Rosji. Ale Tu ma Pan rację - obok mechanizmów, instrumentów potrzebna jest wola polityczna. Mam wrażenie, że dziś z tą wolą polityczną jest lepiej niż 2 lata temu.
 
- Wracając do tytułu z "Dziennika", nie powstało nowe imperium europejskie? Czy jesteśmy na drodze do stworzenia takiego imperium?
 
- Jeżeli jesteśmy na drodze to na samym początku tej drogi, w gruncie rzeczy. Niewątpliwie jeszcze wiele lat musi do tego upłynąć. Cieszę się, że będziemy mogli łatwiej mówić wspólnym głosem, bo to oznacza, że głos Polski będzie znacznie łatwiej, chętniej słuchany.
 
- A dlaczego ma być chętniej słuchany?
 
- Dlatego, że mechanizm podejmowania dziś decyzji nie będzie polegał wyłącznie na tym, że dwa państwa - Francja i Niemcy - czy też 3 państwa - Francja, Niemcy i Wielka Brytania - uzgodnią wspólną politykę tak, jak to było do tej pory. Dziś w większym stopniu trzeba będzie konsultować te kwestie z Polską.
 
- Funkcja prezydenta Europy to jest funkcja ważna? Czy to jest funkcja symboliczna?
 
- To jest funkcja, która jest pewnym ustępstwem na rzecz prezydencji francuskiej, która chciałaby, żeby ten mechanizm uzgodnień poszczególnych państw w gruncie rzeczy wzmocnić. Były dwie tendencje w UE - wspólnotowa, aby przerzucić więcej kompetencji do komisji. Komisji, która jest wyrazicielem wszystkich państw, też całej UE, która stara się stworzyć punkt widzenia europejski, a nie poszczególnych państw. I ten mechanizm uzgodnieniowy, narodowy, czyli w Radzie Europejskiej, gdzie 27 państw, dyskutuje poszczególne kwestie. Stworzenie funkcji prezydenta UE jako przewodniczącego Rady, de facto wzmacnia ten mechanizm narodowy. Między innymi dlatego trudno jest mówić o tym, że mamy superpaństwo, bo ten mechanizm uzgodnień narodowych bynajmniej nie został osłabiony.
 
- Ale została wzmocniona rola Parlamentu Europejskiego?
 
- Tak. Bo tu obie strony, czy te dwa kierunki ze sobą jakoś musiały nawiązywać kompromis. Wyrazem tego kompromisu jest wzmocnienie tego mechanizmu narodowego, poprzez funkcję prezydenta UE. Z drugiej strony, wzmocnienie w wielu aspektach PE, ale także parlamentów narodowych, bo one też uzyskują istotne kompetencje, których do tej pory nie miały.
 
- W jednym zdaniu. Co się zmieni w Polsce po 2009 roku, jeśli ten traktat europejski wejdzie w życie?
 
- Polska będzie miała większe możliwości instytucjonalne przekonywania do swojego punktu widzenia tak, aby stał się on w części polityką wspólną, europejską.
 
- Większe i mniejsze, bo jak prowadzimy samodzielną politykę zagraniczną, to sami decydujemy o tym, co mówimy. Jak jest wspólna polityka, to nie sami decydujemy, czyli większe i mniejsze.
 
- Tylko, że jak Pan redaktor porówna potencjał Polski i Rosji, to gdyby Polska sama prowadziła swoją politykę, to wiadomo, czym by ona mogła się skończyć. A jak Pan porówna potencjał UE i Rosji, to już przewaga jest po naszej stronie.
 
- Widać było, że w polityce zagranicznej Polski wystarczyło jedno dobre zdanie premiera Donalda Tuska, a już embarga na mięso nie ma. Tak nie było?
 
- Tak nie było. Potrzebne były dwa lata konsekwentnej polityki wobec Rosji i UE, a również późniejsza polityka obecnego rządu.
 
- Na czym polegała ta konsekwencja?
 
- Ta konsekwencja polegała na tym, że z jednej strony przekonywaliśmy naszych partnerów w UE do naszego stanowiska w sprawie Rosji. Mam wrażenie, że szczyt w Samarze, który odbył się wiosną tego roku był wyrazem tego, iź UE chętniej nas słucha. To był wielki sukces, bo rzeczywiście wtedy po raz pierwszy Europa mówiła z Rosją jednym głosem. Z drugiej strony, rozumiem, że potrzebny był pewien gest dobrej woli, który zawsze łatwiej wykonać nowemu rządowi. I Donald Tusk to zrobił. I dobrze.
 
- Podpisujemy traktaty. Donald Tusk jeździ po Europie. Jak Pan ocenia tę nową, pierwszą odsłonę w polityce zagranicznej Polski? Czy to jest nowa odsłona?
 
- Nie. To nie jest nowa odsłona. Widać wyraźnie, że Donald Tusk - i dobrze - kontynuuje poprzednią politykę zagraniczną w sensie treści, substancji, tego, co jest celem.
 
- I dlatego w Berlinie usłyszał 3 razy nie?
 
- I pewnie dlatego usłyszał 3 razy nie, bo prosił dokładnie o te same rzeczy, o które prosił rząd Kaczyńskiego.
 
- W takim razie, piękne są słowa o solidarności energetycznej Europy. Ale w konkretnych przypadkach tej solidarności nie ma?
 
- Nie ma, bo to jest zbyt poważny proces, zbyt wiele sprzecznych interesów, żeby to się wydarzyło szybko.
 
- Albo wspólna Europa, albo nie?
 
- To jest proces.
 
- U Kawki był "Proces". To jest taki sam proces?
 
- Szczęśliwie to nie jest ten sam proces. Dziś ze zrozumieniem naszych postulatów jest lepiej niż dwa lata temu.
 
- Jest Pan pewny?
 
- Tak. Widać wyraźnie tego konsekwencje, chociażby biorąc pod uwagę to, co mówią Niemcy na temat gazociągu bałtyckiego.
 
- Mówią to samo.
 
- Ale już innym tonem. I widać wyraźnie, że rząd nie jest tak bardzo zaangażowany w ten proces, jak był rząd Schroedera.
 
- Z punktu widzenia Polski, to wszystko jedno, kto jest zaangażowany - czy rząd, czy nie rząd.
 
- To nie jest prawda.
 
- Ważne, że rura powstaje po dnie Bałtyku.
 
- Właśnie nie powstaje.
 
- Nie powstaje?
 
- Właśnie nie powstaje.
 
- Nie powstaje?
 
- Póki co nie powstaje. Jeszcze trasa tej rury nie jest uzgodniona. Mamy już koniec 2007 roku. Pamiętamy, jak ten projekt był z hukiem ogłaszany we wrześniu 2005 roku. Ma duże opóźnienie.
 
- Ale były kanclerz Schroeder z prezydentem Putinem pracują.
 
- Tak. To jest najlepszy przykład korupcji politycznej.
 
- A jak Pan ocenia zmiany w Rosji - to, że prezydent Putin zostanie premierem, że będzie inny prezydent Rosji?
 
- To oznacza, że Rosja będzie podążała w tę samą stronę - bardzo niebezpieczną i dla demokratów, dla demokracji rosyjskiej i dla Zachodu.
 
- Demokracja rosyjska jest dziwna, ale 86 proc. Rosjan popiera prezydenta Putina.
 
- Tak. Biorąc pod uwagę, że nie mają alternatywy, nie dziwię się.
 
- O "Procesie" Kawki przez chwilę mówiliśmy na marginesie. A co się dzieje w PiS-ie?
 
- Ja już nie jestem posłem PiS-u, więc to nie jest pytanie do mnie.
 
- To jest prawda. Jest Pan posłem niezależnym. Wystąpił Pan z PiS-u. Odda Pan mandat poselski?
 
- Nie. Nie widzę powodu.
 
- Tego domaga się były wicepremier Gosiewski, mówiąc o tym, że było honorowe zobowiązanie do tego, że jeżeli ktoś nie będzie w PiS-ie, to odda mandat parlamentarny.
 
- Jestem zdziwiony, dlaczego pan przewodniczący Gosiewski nie zwracał uwagi na honor, gdy pan prezes Kaczyński, zupełnie bezprawnie zawieszał mnie w moich prawach, uniemożliwił mi wzięcie udziału w kongresie. Dlaczego wtedy nie mówił tak chętnie o honorze?
 
- Ile osób wystąpi? Ilu parlamentarzystów wystąpiło z PiS-u?
 
- Moja wiedza jest taka, że trzech. Nie rozmawiałem jeszcze na ten temat z Piotrem Krzywickim, a o nim jest tu mowa.
 
- Czy Pan razem z panem Kazimierzem Ujazdowskim, byłym ministrem kultury, będziecie tworzyć nową partię polityczną?
 
- Nie. Naszym celem była forma PiS, a nie tworzenie nowej partii, czy przystępowanie do jakiejś innej.
 
- Polityk nie może być w próżni.
 
- My przystępowaliśmy do tego programu reform wiedząc, że on jest bardzo ryzykowny i że może skończyć się tym, że znajdziemy się poza polityką. Mamy 4 lata przed sobą. Zobaczymy, co czas pokaże. Nie mamy projektu budowy partii politycznej.
 
- A czy są prawdziwe wiadomości, że dwustu członków PiS - usłyszałem w wiadomościach Trójki, ale nie wiem, czy na Dolnym, czy na Górnym Śląsku - chce wystąpić z PiS-u? Czy to są nieprawdziwe wiadomości?
 
- Nie wiem. Moim celem nie jest wyciąganie ludzi z PiS-u. Nie wiem. Jeżeli te osoby podejmą taką decyzję, to będzie to ich decyzja. Je nie wiem. Nie mam pojęcia.
 
- Jakie teraz ma Pan cele polityczne?
 
- Teraz chcę być dobrym posłem, chcę dobrze realizować swoje zadania, dobrze pracować w komisji spraw zagranicznych, dobrze realizować swój mandat.
 
- A jak Pan spędzi święta?
 
- W domu.
 
- Dziękuję bardzo za rozmowę. Gościem "Salonu Politycznego Trójki" był Pan Paweł Zalewski, polityk niezależny.
 
- Dziękuję bardzo.

Polecane