Półmetek WFF. Hity i kity pierwszej części festiwalu

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail
Półmetek WFF. Hity i kity pierwszej części festiwalu

Sprawdź, które obrazy prezentowane na Warszawskim Festiwalu Filmowym rozczarowały, a które zachwyciły krytyka filmowego Błażeja Hrapkowicza.

Posłuchaj

"Fajny film wczoraj widziałem" - 11 października
+
Dodaj do playlisty
+

Ryszard Jaźwiński od początku śledzi wydarzenia i filmy 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. We wtorek półmetek imprezy, z tej okazji dziennikarz radiowej Trójki poprosił Błażeja Hrapkowicza, krytyka filmowego o ocenę filmów prezentowanych do tej pory w ramach WFF.

Jak wszyscy widzowie festiwalu Błażej Hrapkowicz filmy, które ogląda na WFF wybiera intuicyjnie. Przyznaje, że i jego intuicja czasem zawodzi. Takim rozczarowaniem okazał się niestety film otwarcia festiwalu. - "Ósma strona" ma bardzo dobry temat na thriller kameralny-szpiegowski, bardzo dobrą obsadę. Niestety jest to bardzo przeciętna produkcja telewizyjna z pretensjonalnymi dialogami i scenami zamiast opowieści. Tam są same statyczne sceny w takiej najgorszej tradycji telewizyjnej - opowiada Błażej Hrapkowicz. - Kryzys państwa, kryzys polityki to bardzo dobry temat na film, ale to zostało zgubione w tej telewizyjnej estetyce.

- Z kolei bardzo dobrym dokumentem, który na festiwalu jeszcze będzie można zobaczyć jest bułgarski obraz "Mój kumpel Manchester United" - poleca krytyk filmowy. To opowieść o 48-letnim kibicu drużyny Manchester United, który o sobie mówi "mój zawód to fan". W 1999 roku podczas finału Ligi Mistrzów Manchester United przegrywał 0:1 w 89. minucie z Bayernem Monachium. Zdesperowany kibic przysiągł, że jeżeli jego ukochana drużyna wygra, zmieni imię na Manchester United. W ciągu dwóch minut Manchester strzelił dwie bramki. I tak zaczęła się dziesięcioletnia walka z sądem, kościołem, władzami i urzędnikami. Wszystko po to, by dotrzymać słowa i oficjalnie nazywać się Manchester United Zdrawko Lewidżow. "Mój kumpel Manchester United" to również bardzo ciekawy obraz współczesnej Bułgarii - wyjaśnia Hrapowicz.

 

Podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego warto zobaczyć również rosyjską produkcję "Palacz",  niemiecki film "Krew i honor" czy włoską "Bitwę o Algier" z 1966 roku, która jak mówi legenda była filmem-instruktażem dla terrorystów.

Widzowie WFF mogli też zobaczyć najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego. - "Róża" wybija się poziomem na tle innych propozycji  festiwalu. Nie zdziwiłbym się gdyby ten film został okrzyknięty najlepszym filmem na tym festiwalu - przyznaje Błażej Hrapkowicz.


(pj)

Polecane