"Science fiction uczy myśleć"
2014-01-25, 18:01 | aktualizacja 2014-01-27, 14:01
- Literatura kształci wyobraźnię nie tylko naukowców, ale wszystkich ludzi. To jedna z jej bardzo ważnych funkcji. Obecnie wszystko raczej sprzyja pewnemu ujednoliceniu. Kultura masowa, sposób przekazywania informacji przez środki masowego przekazu, to wszystko jest jednakowe. Niepobudzające do myślenia - ocenia jeden z gości archiwalnej audycji z 1976 roku.
Posłuchaj
Mimo narastającego zapóźnienia cywilizacyjnego w stosunku do USA i Europy Zachodniej - a może właśnie w związku z nim? - w Polsce lat 60. i 70. niezwykle popularna była fantastyka naukowa. Tworzył oczywiście Lem, ale też Konrad Fijałkowski, Janusz Zajdel, Krzysztof Boruń… Dzięki tłumaczom-pasjonatom (Lech Jęczmyk!) dość szybko na rynek trafiały przekłady. W miesięczniku "Problemy" ukazały się m.in. "Kwiaty dla Algernona". Tam również, choć w mocno okrojonym fragmencie, ukazał się… "Rok 1984" Orwella. - "Problemy" były świetnym miesięcznikiem, obecnie utrzymanie takiego periodyku na rynku jest niemożliwe, niemożliwy jest choćby taki dział fantastyki w miesięczniku - konstatuje ze smutkiem Wojciech Orliński, specjalista od kultury popularnej.
Rozmawiając o "Solaris" Andrieja Tarkowskiego, który zdobył m.in. nagrodę specjalną jury na Festiwalu Filmowym w Cannes, gość "Trójkowego wehikuł czasu" nie kryje swojego rozczarowania. - Proza Lema bardzo długo nie mogła się ukazać w żadnym z dwóch supermocarstw. W USA stały za tym zawiłości prawne. Przekład, który w końcu trafił na rynek, był niedbały. Dodatkowo zrobiony na podstawie francuskiego tłumaczenia "Solaris". Na rynku rosyjskim nieocenzurowane "Solaris" ukazało się dopiero w 1990 roku. W ZSRR, wiadomo, astronauci nie mogli wierzyć w Boga, więc z powieści wypadły wszystkie dialogi religijne, wypadły też monologi Snauta o fetyszyzmie. Tarkowski czytał więc inną książkę. Religię pojawiającą się w filmie wymyślił sam, dokładając do niej własne rozważania - mówi Wojciech Orliński.
Istniała odmiana literatury science-fiction dla młodzieży ("Sobowtór profesora Rawy" Szklarskiego, "Ci z dziesiątego tysiąca" Broszkiewicza), sprowadzono filmy s-f do telewizji (najpierw enerdowski serial "Gość ze Skorpiona", potem - amerykański "Kosmos 1999"), w kinach można było obejrzeć zarówno produkcję z tzw. krajów demokracji ludowej (np. czechosłowacka "Akcja Bororo"), jak również dzieła z Zachodu, ze słynną "2001: Odyseją kosmiczną" Kubricka na czele.
Natomiast nie znano jeszcze właściwie fantasy... Dlaczego? - Wystarczy przypomnieć "Czarnoksiężnika z archipelagu" Ursuli K. Le Guin, który miał się ukazać w serii "Stanisław Lem poleca". Książka była już prawie gotowa do wydania w 1976 roku, ale tłumaczył ją obiecujący student Stanisław Barańczak, który został objęty zakazem publikacji. Dlatego popularność fantasy wybuchła w Polsce dopiero w latach 80. - przypomina gość Jerzego Sosnowskiego .
Dziś nadaliśmy następujące utwory (z gwiazdką - po raz pierwszy w Wehikule):
1. Budka Suflera: Szalony koń (fragm.: Część, której mogłoby nie być) (1975) 1’50”
2. *Tajfuny: Na kosmodromie (1966) 2’06”
3. * Romuald i Roman: Spacer Mleczną Drogą (1972) 4’23”
4. Czesław Niemen: Planeta Ziemia (1975) 6’47”
5. * Grupa Stress: Dwa lata świetlne – wersja pierwsza (1972) 3’29”
6. Budka Suflera: Samotny nocą (1975) 2’52” (fragment)
Do słuchania "Trójkowego wehikuł czasu" w każdą sobotę między 15.00 a 16.00 zapraszają Agnieszka Obszańska i Jerzy Sosnowski.
(gs)