Terminem "ginące zawody" w latach 90. zaczęto nazywać te zawody, które charakteryzują się wykonawstwem ręcznym, praktykowaniem dawnych, tradycyjnych technik i unikaniem nowych technologii. Wiele z nich przybliżaliśmy Państwu w naszym cyklu, aby naświetlić kwestię możliwości ich utrzymania się na rynku, a nawet w ogóle przetrwania.
- Przy dużych przełomach, takich jak industrializacja z XIX wieku, globalizacja czy postnowoczesność, ludzie mają potrzebę wracania do tego, co znane i bezpieczne, do dzieciństwa - mówił w podsumowaniu cyklu Zygmunt Skuza. - Często zwracają się wtedy do kultury ludowej.
Sama nazwa "ginące zawody" jest nieostra, ale dotyczy dwóch sfer życia człowieka: kultury materialnej i niematerialnej. Na pierwszą składają się elementy związane z zaspokajaniem podstawowych potrzeb człowieka. - Człowiek ma zadanie, żeby stworzyć sobie schronienie, zapewnić żywność i przetrwanie, kultura niematerialna zaś to zapewnianie luksusu: sztuka, technika, czyli np. koronki, hafty. One dodają splendoru - mówił gość audycji.
Nazwy niektórych ginących zawodów niewiele nam już dzisiaj mówią, np. folusznik, karpiniarz, konwisarz czy wyoblarz, inne - takie jak bednarstwo, garncarstwo, sitarstwo, spinkarstwo - przeżywają renesans. Co kieruje ich szansami na przetrwanie? - To kwestia ekonomii - mówi Zygmunt Skuza - niepotrzebne zawody giną.
Cały czas aktualne pozostaje jednak pytanie, czy ginące zawody powinny iść z duchem czasu, czy trzymać się tradycyjnej formy.
***
Audycja: Cudowytwórcy
Przygotowała: Patrycja Zisch
Gość: Zbigniew Skuza (Muzeum Wsi Radomskiej)
Data emisji: 27.06.2020
Godzina emisji: 8.50
at