Powrót

Ostatnia aktualizacja: 20.01.2015 19:00
Kto dziś tak pamięta? Można by wyrecytować nazwiska wielkich polskich aktorek, których już nie ma, a także tych, co są, bardzo są, i nazwiska wielkich aktorów, i zapytać: Kto potrafi tak do nich wszystkich wracać? Lepiej nie.
Anita Ekberg w roku 1950 została Miss Szwecji i Miss Universe. Najbardziej znana z roli Sylvii w Słodkim życiu (La Dolce vita) Federico Felliniego, z którego scena kąpieli w fontannie di Trevi należy do najsłynniejszych w dziejach kina.
Anita Ekberg w roku 1950 została Miss Szwecji i Miss Universe. Najbardziej znana z roli Sylvii w "Słodkim życiu" (La Dolce vita) Federico Felliniego, z którego scena kąpieli w fontannie di Trevi należy do najsłynniejszych w dziejach kina.Foto: PAP/DPA

Federico Fellini i Marcello Mastroianni – wracają. Po dwudziestu siedmiu latach od tamtego lodowatego popołudnia, kiedy błąkająca się po kolana w wodzie Anita Ekberg na wieki wieków uciszyła barokowe piękno Fontanny di Trevi – wracają do Anity. Jest rok 1987. Fellini kręci „Wywiad”, genialne nie wiadomo co - bo ni to esej, ni fabuła, ni dokument – nie wiadomo co o nim samym, o mocach filmowych fikcji, bawiących się z czasem jak kot z myszą, o nieogarnionym czarodziejstwie Cinecittà, rzymskiego miasteczka filmowego, gdzie w blaskach reflektorów i sztucznych mórz z celofanu przez życie całe snuł Fellini swoje hipnotyczne sny, wreszcie o nigdy nie ziszczonym jego marzeniu nakręcenia „Ameryki”, nieukończonej, najjaśniejszej powieści Franza Kafki, w której ostatnim rozdziale jest teatrzyk z Oklahomy, gdzie, jak w Cinecittà, może zdarzyć się i zdarza się wszystko, co się nie zdarza. Mastroianni, w przebraniu prowincjonalnego Czarodzieja Mandrake’a, z magiczną laseczką, okutany peleryną, z cienkim sztucznym wąsem i lekko opudrowaną twarzą, opuścił na chwilę, albo na zawsze, plan kręconej gdzieś obok reklamy czegoś zupełnie nieistotnego. Wracają do Anity. Wracają, bo pamiętają. I wracają, bo nie wiedzą. Jaka jest, po tylu latach trwania w realności bez kamer, gdzie nikt nie potrafi bawić się z czasem? A oni? Co z nimi? Co zobaczy Anita?

Dziś, kilka dni po śmierci Ekberg, dziś, kiedy Fellini, Mastroianni i tylu, tylu innych już nie żyje, kiedy, jak rzekł klasyk, wszyscy już nie żyjemy, oglądam tę w „Wywiadzie” dwóch wielkich starców jazdę ciemnym mercedesem do Anity, mieszkającej w domu pod Rzymem, i kasztanową biesiadę w jej salonie, patrzę i mam pewność, że moc tych spokojnych kadrów nic nie ma wspólnego z oficjalnością, z faktem, że tamta w „Słodkim życiu” Felliniego scena w wodach Fontanny di Trevi to jeden z pięciu, może dziesięciu mitów kina. Moc jest w prywatności. Sceną w wodach Fontanny di Trevi kino świata całego zyskało na nieuchwytnej doskonałości, tak, nie inaczej, lecz przecież ich troje spotkało się wtedy po raz pierwszy, pierwszy raz zobaczyli się z aż tak bliska, Marcello pierwszy raz powąchał olśniewające włosy Anity, i być może zaczęło się coś, czego nie sposób było nazwać. Co dostrzegą teraz, kiedy otworzy drzwi? Co zobaczy ona? To nie są pytania stawiane w imieniu ludzkości, tak fundamentalnie nie są, że samotności zwanej Fellini nie przychodzi do głowy wypowiedzieć je na głos. Mastroianniemu też nie. I nie dziwota. On śpi na tylnym siedzeniu i jeszcze nie wie, że jadą właśnie do Anity.

Wpierw buczące ulice Rzymu, później prowincjonalna, kręta dróżka, którą prowadzi ich, niczym pilot dyskretnej nostalgii, ksiądz na skuterze. Obok kierowcy – prezent, wielki, kwitnący krzak w doniczce. Z tyłu – zmęczony Czarodziej z czołem na szybie, siwy Fellini, którego lata temu, w trakcie nocnych wędrówek po zakazanych dzielnicach w poszukiwaniu monstrualnej dziwki, poznanej przez Felliniego w czasach młodości, Pasolini zwał Eleganckim Biskupem, wreszcie pomiędzy drzemiącym Czarodziejem a siwym Biskupem – młody aktor, od dwunastego roku życia marzący tylko o jednym: by kiedyś przytulić Anitę Ekberg. Oni w ciemnym mercedesie, za nimi zaś, w terenowym samochodzie - dziennikarze z Tokio. Dojechali. Nie wiadomo jak stary mur kamienny. Domofon przy żeliwnej bramie. „Kto tam?” „Tu Federico” „Jaki Federico? Spuściłam psy i zaraz zadzwonię po policję!” „A ilu Federico znasz?” „Miałeś mnie odwiedzić na gwiazdkę w 1981! Teraz nie otworzę!” Ale otworzyła. Też chciała zobaczyć ślady dwudziestu siedmiu lat? Być może. Za murem – szary park, od wieków przez nikogo nie dotykany. Czas zrobił swoje. W wysokich, dzikich trawach trzy rozwścieczone, monstrualne dogi. Niewiele dni przed śmiercią Fellini powie, że jeden z tych potworów miał sparaliżowane przednie łapy, i że Ekberg nosiła go wszędzie na rękach - tego psa wielkiego niby koń, ona, samotna coraz bardziej, z roku na rok coraz intensywniej majestatyczna. I taka też wychodzi na taras, w turbanie rudym, okutana rudym kocem. Uspokaja szczekające konie, zaprasza do salonu. Na jej obezwładniający widok jeden z tokijskich żurnalistów westchnie: „W Japonii nie ma takich kobiet...”. Marcello szepnie: „Przepiękna! Wygląda jak gladiator!”.

W salonie o wielkich, przeszklonych drzwiach, wychodzących na zapomniany park – ani jednego jej zdjęcia. Podaje świeżo pieczone kasztany i świetne, czerwone wino. Brzęczą słowa bez większego znaczenia. „Czy dziś robią jeszcze wyśmienitą mączkę z kasztanów?”, pyta Fellini. Nie robią. W kuchni stary Marcello mówi do przepięknego gladiatora: „Tyle pytań chciałbym ci zadać, Anito... Na przykład: Może masz kieliszek wódki?...” Ma, oczywiście, że ma. A kiedy Marcello już wypije odrobinę – uruchamia swą magiczną laskę i z dymów wysuwa się i zawisa na sznurku białe prześcieradło. Jeszcze łyk. Zaprasza Anitę. Nikną za podświetlonym od tyłu mlecznym prostokątem, zaczynają tańczyć do cicho snującej się muzyki Nino Roty. Jak w niepokojących dalekowschodnich teatrzykach – na bieli tańczą z sobą cienie starych ludzi, które w magicznej sekundzie staja się Anitą i Marcello, tańczącymi w 1960 roku w „Słodkim życiu”, a kilka scen dalej błąkającymi się w płytkich wodach Fontanny di Trevi, na tle zdumionych pięknem Anity kamieni: Neptuna na rydwanie zaprzężonym w pół-konie i pół-ryby, alegorii Zdrowia i Obfitości, symboli czterech pór roku, czyli kolistego czasu, figur Kastora i Polluksa. Po czym, jak na początku seansu wywoływania duchów, w prologu tej zabawy z czasem w kota i mysz – nagle dym i znika prześcieradło. Anita zbiera na paznokieć łzę z powieki. Marcello dotyka jej wielkiego policzka, jak dotykał dwadzieścia siedem lat temu, kiedy do wielkości, do takiej wielkości, do każdej wielkości było jeszcze daleko, nieskończenie daleko.

To wszystko. Kończy się powrót. Lecz gdyby Fellini poprzestał na tych dwóch finalnych gestach – nie byłby Fellinim. Daje jeszcze jeden widok. Zdziczały park o zmierzchu. Trzy znieruchomiałe, albo już na amen skamieniałe w ciemniejących trawach psy patrzą jak w salonie za ogromnymi szybami powoli gaśnie światło. Wszystko zostało już przypomniane. Można się żegnać. Psy naprzeciwko czarnego salonu i znów słychać - choć przecież ich nie słychać - słowa, co je przepiękny gladiator wypowiedział na początku niespodziewanej wizyty, gubiąc wzrok w powietrzu między drzewami, słowa tak naprawdę o czasie. „Kiedy jest ładna pogoda, widać stąd morze...” Tak, dopiero to jest koniec.

Kto dziś tak pamięta? Można by wyrecytować nazwiska wielkich polskich aktorek, których już nie ma, a także tych, co są, bardzo są, i nazwiska wielkich aktorów, i zapytać: Kto potrafi tak do nich wszystkich wracać? Lepiej nie. Lepiej milczeć. Lepiej kolejny raz włączyć „Wywiad”. Lepiej kolejny raz zobaczyć, jak Federico i Marcello jadą do Anity. Jak wracają do niej na chwilę, bo nic więcej nie da się zrobić.

Paweł Głowacki

Zobacz więcej na temat: Paweł Głowacki
Czytaj także

Troska o małego człowieka

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2014 17:23
Rychcik, zwany "niegrzecznym chłopcem polskiego teatru", zlituje się może, zacznie być grzeczny i aby wyrównaniem działania ciążenia ziemskiego szanse zawodników wyrównać – usadzi karła na pięciotomowej encyklopedii powszechnej? Oby.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Ulica 500 śladów

Ostatnia aktualizacja: 19.11.2014 15:33
Frycz, Jarema, Pronaszko, Mikulski i reszta – ich rysunki są w istocie portretami nut. Są zrobionymi z kresek i plam pokornymi odpowiedziami na brzmienia Pendereckiego, Verdiego, Mozarta lub Szymanowskiego.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Emerytowany pastuszek gęsi

Ostatnia aktualizacja: 26.11.2014 15:00
Jak tu się dziwić, że kiedy Stuhr kręcił swój kabaret w Starym Sączu, miasto było dokumentnie wyludnione. Po prostu – mieszkańcy uciekli. Zostało tylko dwóch, którzy dywan trzepali za piwo.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wędrówka na północ

Ostatnia aktualizacja: 17.12.2014 08:34
Z szarym pudłem w garści, na powrót okutana mysim habitem, idzie szarą drogą dokądś. Wraca? Na końcu wędrówki – szary klasztor? Idzie. Tylko to jest pewne. I że za nią – kości w nowym dole pod zapamiętanym drzewem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kieliszek cienia

Ostatnia aktualizacja: 07.01.2015 15:07
Właśnie na tym polega ta księga ogromna – na powolnym błądzeniu po niej, błądzeniu bez naiwnej nadziei, że się jakąś ostateczną prawdę, jakieś przesłanie, jakąś tezę na końcu błądzenia odkryje.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Odległy dzień braku sił

Ostatnia aktualizacja: 14.01.2015 14:07
Przeszłość każe zasłaniać się przed odruchem czułości. Trzeba się zasłaniać. Brak sił, by przyjąć czułość. "Ostatni dzień lata" Konwickiego - większy niż Polska roku 1957 i roku 2015 – jest opowieścią o tym małym, cichym "Nie".
rozwiń zwiń