Rydwany, fakcje i królewska siostra, czyli o wyścigach konnych

IAR / PAP
Aneta Hołówek 12.08.2012

Wyścigi konne nie należą do konkurencji, na które byśmy zwracali szczególną uwagę podczas igrzysk olimpijskich. Starożytni kibice nie zrozumieliby naszego braku zainteresowania.

Grecja nie jest wymarzonym miejscem do hodowli koni. W tym górzystym i pozbawionym pastwisk kraju, na utrzymanie konia stać było jedynie najbogatszych. W porównaniu z koczowniczymi ludami wielkiego stepu, tradycje kawaleryjskie starożytnej Hellady były bardzo skromne. Choć dawni Achajowie walczyli z rydwanów, Grecy zasłynęli w historii wojskowości za sprawą świetnej piechoty. Niesłabnąca przez tysiąc lat popularność antycznych wyścigów konnych daje się jednak łatwo wytłumaczyć. Widowiskowe, pełne kraks wyścigi, bardziej przypominały dynamiką formułę jeden niż współczesne gonitwy.

Konie były mniejsze niż obecnie. Zwierzęta nie były podkuwane, nie znano twardych siodeł ani nawet strzemion. Jeżdżono na derce przerzuconej przez grzbiet. Nieco łatwiej, co wcale nie znaczy bezpieczniej, było powozić zaprzęgiem konnym. Rydwan wykorzystywany w konkurencjach sportowych był niewielkim, dwukołowym wozem z wikliny lub metalu, do którego zaprzęgano zwierzęta w różnej liczbie. W Tethrippon, najpopularniejszej i najstarszej (VII wiek p.n.e.) spośród olimpijskich konkurencji hippicznych, ścigały się kwadrygi. Znacznie później (w roku 408 p.n.e.) do programu trafiło synoris, w którym startowały zaprzęgi dwukonne. Istniały również wyścigi źrebaków, a przez pewien czas rywalizowały nawet muły. W epoce cesarstwa rozprzestrzeniał się rzymski model wyścigów. Jedną z jego cech charakterystycznych był podział zawodników między cztery stajnie nazywane od kolorów tunik noszonych przez woźniców. W pewnym momencie wokół stajni zaczęły rozrastać kibicowskie fakcje, które podzieliły między siebie ulice późnoantycznych miast. O ich wywrotowej działalności słyszymy przy okazji zamieszek a nawet otwartych buntów przeciwko władzom imperium. Organizacji wyścigów cyrkowych nie położył kres nawet tryumf chrześcijaństwa, które potępiało dawne rozgrywki sportowe jako kult demonów. Cesarze w dalszym ciągu wykładali ogromne fundusze na gonitwy w hipodromach. Ostatnie znane nam wyścigi odbyły się niemal u progu czasów nowożytnych. Wróćmy jednak do Olimpii. W tethrippon wykonywano najprawdopodobniej dwanaście okrążeń wokół hipodromu, co dawało dystans około 15 kilometrów. Najtrudniejsze były zakręty. By nie rozbić się na wirażu zaprzęgano po bokach najbardziej doświadczone i wytrzymałe konie. Ale na tym nie kończyły się niebezpieczeństwa. Środkiem hipodromu nie była przeprowadzona banda, więc często dochodziło do zderzeń czołowych. Synoris prawdopodobnie wyglądało podobnie. W konkurencji jazdy wierzchem, keles, pokonywano zaś znacznie krótszy dystans, ok. 1500 m. Przy ówczesnych warunkach, skoki końskie nie wchodziły w grę. Słyszymy za to o iście akrobatycznych wyścigach, podczas których np. należało zeskakiwać i ponownie wskakiwać na rydwan, albo na ostatniej prostej należało biec obok konia. Jednak dyscypliny te miały wyłącznie lokalny charakter, lub tylko przez krótki czas były rozgrywane w Olimpii.

Przed wyścigami kibice porównywali zwierzęta, oceniali ich szanse. Kwitł hazard. Antyczni dżokeje pozostają w cieniu swoich wierzchowców. Woźnicami byli niewolnicy, od dziecka przygotowujący się do tego trudnego rzemiosła. Zgodnie z zasadami wieniec należał się temu, do którego należały zwierzęta. Właściciel mógł wystawić kilka zaprzęgów, w konsekwencji czego wyścigi stały się okazją do prezentowania bogactwa przez tyranów, arystokratów, a czasem całe miasta. Ponieważ zwycięzcą ogłaszano właściciela, wygrywały nawet kobiety. Pierwszą, która zwyciężyła w ten sposób, była Kyniska ze Sparty. Pochodząc z rodziny królewskiej, miała dość środków by wystawić zaprzęg tryumfujący na igrzyskach w 396 roku p.n.e., i powtórzyć ten wyczyn w cztery lata później. Być może nawet nie widziała swego zwycięstwa na własne oczy, gdyż jedyną kobietą oficjalnie dopuszczaną do oglądania zawodów była miejscowa kapłanka Demeter. Co skłoniło Kyniskę do wystartowania w zawodach? Starożytni przypisują inicjatywę jej bratu Agesilaosowi, królowi Sparty. Powiadają, że chciał przez zwycięstwo swojej siostry udowodnić, że wygrana w olimpijskim agonie nie wymaga wcale arete (cnoty), a jedynie nakładów finansowych. Jakie by nie były powody, spartańska księżniczka przeszła do historii jako pierwsza zwyciężczyni igrzysk olimpijskich.

Roman Żuchowicz

Londyn 2012 - serwis specjalny >>>


sortuj
liczba komentarzy: 0
    Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!