Polskie Radio

Rozmowa dnia: Agata Nosal-Ikonowicz

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2014 08:15

Krzysztof Grzesiowski: Pani Agata Nosal-Ikonowicz, która kandyduje na urząd prezydenta m.st. Warszawy, kandyduje z Komitetu Wyborczego Sprawiedliwości Społecznej Piotr Ikonowicz. Taka jest pełna nazwa.

Agata Nosal-Ikonowicz: Tak.

K.G.: A tak swoją drogą, o co jest pani najczęściej pytana na takich spotkaniach przedwyborczych?

A.N.-I.: O plan dla Warszawy, prawda? O jakiś projekt dla Warszawy.

K.G.: Pomyślałem: dlaczego pani, a nie mąż?

A.N.-I.: A, dlaczego ja, a nie mąż... No wie pan, tak zdecydowała nasza partia, bo w ogóle tak się stało, że my startujemy jako komitet wyborczy, dlatego że sąd rejestrowy zarejestrował nas w dzień po... w momencie, kiedy trzeba było robić te zgłoszenia, mimo że sprawa w tym rejestrze toczyła się od kilku miesięcy, tak że mieliśmy takiego pecha. No i tak zdecydowała nasza partia, że to będzie najlepsze wyjście z sytuacji i to chodziło o to, żeby to była normalna osoba, która ma takie same problemy w życiu, jak inni mieszkańcy Warszawy, jak przeciętny mieszkaniec Warszawy, a z drugiej strony jednak człowiek, który jakoś tam działa po prostu społecznie i zna problemy ludzi, a ponieważ my od 10 lat tutaj prowadzimy stowarzyszenie, w którym udzielamy pomocy prawnej, walczymy z taką sytuacją, w której brakuje zupełnie pomocy społecznej, jakiegoś wsparcia dla ludzi, którzy tracą pracę albo mało w tej pracy zarabiają, brakuje mieszkań, też walczymy z eksmisjami, no, bardzo, bardzo wiele różnych problemów, ludzie, którzy nie mogą otrzymać wypłaty albo zostali oszukani przez pracodawcę, więc po prostu wiemy, jak się żyje w tym mieście na co dzień i zdecydowaliśmy, że to będzie właśnie taka osoba, która to wszystko wie.

K.G.: Czyli nie polityk.

A.N.-I.: Nie polityk, tak.

K.G.: Tak w dużym skrócie zrozumiałem to, o czym pani powiedziała.

A.N.-I.: Tak, społecznik, i nasi kandydaci na tych listach to są właśnie społecznicy, ludzie, którzy na co dzień działają dla mieszkańców Warszawy.

K.G.: Tak czytając o pani programie, a jest tego trochę w odróżnieniu od innych, także mniej znanych kandydatów, którzy nic nie mówią na temat swojego programu i tacy się zdarzają, odniosłem wrażenie, że to, co panią najbardziej interesuje, zresztą pani wspomniała o tym przed chwilą, to szeroko rozumiana polityka społeczna, bezpieczeństwo socjalne, mieszkania komunalne i tak dalej, i tak dalej. Zgoda?

A.N.-I.: Tak, tak, to jest tak, że oczywiście, bo to jest tak, ze Warszawa jest jako region w Unii Europejskiej jednym z najbogatszych regionów, PKB na głowę mieszkańca jest nawet wyższe niż w Sztokholmie, natomiast poziom życia ludzi, tych wszystkich, którzy na co dzień gdzieś tam biegną o tej porze właśnie dzisiaj do pracy, czyli, wie pan, jakichś sprzedawczyń, kasjerek, pracowników jakichś takich firm, które rozwożą paczki, pracowników zieleni miejskiej, woźnych w szkole i tak dalej, i tak dalej, jest bardzo, bardzo niski po prostu, bo z jednej strony są niskie płace, a z drugiej strony władza samorządowa zupełnie się nimi nie interesuje, władza samorządowa po prostu postanowiła, że jest tylko od tego, żeby stwarzać dobre warunki dla istnienia jakichś kolejnych firm i inwestycji w Warszawie, natomiast zupełnie nie interesuje się problemami zwykłego obywatela.

K.G.: No właśnie, w jednym z wywiadów powiedziała pani, że samorząd powinien zapewnić każdemu bezpieczeństwo socjalne, w tym mieszkaniowe, to są pani słowa.

A.N.-I.: W tym mieszkaniowe, bo to jest podstawa wszystkiego właściwie, tak.

K.G.: Ale obawiam się, że to nie wszystkich przekonuje, że niby dlaczego.

A.N.-I.: Że niby dlaczego?

K.G.: Niby dlaczego akurat samorząd i dlaczego wszystkim.

A.N.-I.: Dlatego że tak jest w krajach Unii Europejskiej. Mówi się w Polsce, że jesteśmy biednym krajem, okazuje się, że Warszawa nie jest biedna na tle innych regionów Unii Europejskiej, prawda? Czyli przyszedł już czas... Wie pan, jak pan spojrzy na budżet miasta stołecznego Warszawy, to dochody tego budżetu z podatków od osób fizycznych są bardzo wysokie, a z podatku dochodowego od firm są bardzo niskie. Więc to ogólnie rzeczywiście jest wina władzy krajowej, ale tak nie powinno być. Z drugiej strony ten nasz budżet, te wydatki to jest 14 miliardów złotych i tam jest mnóstwo różnych rzeczy, które można byłoby zrobić inaczej, żeby mieć pieniądze na to, żeby ludzie nie musieli się bać, bo żyje się w Polsce i w Warszawie, ludzie przede wszystkim żyją w strachu, ponieważ panicznie boją się zwolnienia, panicznie boją się tych wysokich rachunków, które za chwilę przyjdą za energię elektryczną, za ogrzewanie przede wszystkim w zimie, bo teraz idzie zima, prawda? Boją się, że nie wystarczy im dla dzieci na takie podstawowe rzeczy, emerytki boją się, że stracą mieszkanie, że nie będą w stanie się wypłacić za te wszystkie rachunki, nie kupują leków, żyją w jakimś takim upokorzeniu i biedzie, a z drugiej strony właśnie takim panicznym strachu, prawda? I chodzi o to, żeby władza samorządowa jakoś łagodziła ten strach, bo to nam się należy, to jest nasz budżet, a on się składa z naszych podatków przede wszystkim.

K.G.: Rozumiem, ale odnoszę wrażenie, że samorząd ma niewielki wpływ na to, czy zostanę zwolniony z pracy ewentualnie czy będę miał na ratę kredytu...

A.N.-I.: Wie pan co, właśnie ma...

K.G.: ...bo to nie samorząd ustala wysokość rat kredytu.

A.N.-I.: Nie, nie, samorząd ma taki wpływ, że jeżeli istnieje pomoc społeczna, bo w tej chwili trzeba powiedzieć, że zasiłki tak w przeliczeniu na podopiecznego ośrodka pomocy społecznej to są kwoty typu 140-150 zł miesięcznie przeciętnie. Tak że po prostu  celowo ktoś nie przewiduje tych środków i w tym momencie o wiele łatwiej jest zaoferować pracę pod tytułem 4 złote na godzinę, niż gdyby ten człowiek wolałby w momencie, kiedy jest bez pracy, pójść po zasiłek do pomocy społecznej i nie musiałby się godzić na taką płacę. Tak że tutaj chodzi też o to, żeby z jednej strony właśnie zlikwidować taką patologię na rynku pracy, żeby miasto stanęło w tej sprawie po stronie mieszkańców, bo to jest nie tylko tak, że oczywiście zrealizuje swoje cele, swoje zadania własne, bo musi  właśnie te zadania własne realizować, więc musi też na nie przeznaczać pieniądze. A jeśli przeznacza tak mało, to znaczy, że zakłada z góry, że wcale nie będzie realizowało, więc to nie jest po prostu w porządku najzwyczajniej w świecie.

K.G.: Ale poza polityką społeczną, mając pełną świadomość jej wagi, są różne inne sprawy w Warszawie,  z którymi też musi się pani zmierzyć, jeśli wygra pani wybory, oczywiście, prezydenckie. Ot, choćby dzisiejsza Gazeta Stołeczna pisze o tym problemie, bo to problem duży, wart ponad dwadzieścia kilka miliardów złotych: „Kupcy z Sadyby boją się o miejsca pracy. Właśnie dowiedzieli się, że większa część działki, na której handlują, od ćwierć wieku jest w prywatnych rękach”. Stracą miejsca pracy i co? Samorząd ma im pomóc teraz, czy jak to...? Jak to według pani powinno wyglądać?

A.N.-I.: Tak, proszę pana, już od dawna...

K.G.: Kwestie reprywatyzacyjnej.

A.N.-I.: Tak, właśnie, więc Warszawą rządzi Hanna Gronkiewicz-Waltz, druga osoba w Platformie Obywatelskiej, osoba, która obiecywała, startując w poprzednich wyborach, że spowoduje, że zostanie przyjęta ustawa reprywatyzacyjna, bo to po prostu jest zaniechanie legislacyjne, to jest tak, że i ci lokatorzy, którzy tracą mieszkania, i ci kupcy, którzy tracą swoje miejsca pracy, znaleźli się w takiej sytuacji z powodu tego, że władza zaniechała, prawda? Mamy takie sytuacje, w których te majątki odzyskuje jakiś kurator dla osoby, która według metryki powinna dzisiaj mieć 170 lat, czyli nie istnieje. Ja znam taką sytuację w Białymstoku, gdzie np. przekazano kamienicę właśnie takiemu kuratorowi i to było jakieś takie mienie pożydowskie, prawda? I okazało się, że ludzie bardzo... no, zupełnie nie ufali w to, że to rzeczywiście jest ta osoba, która chce to odzyskać, i w Izraelu znalazł się właściciel tego majątku i okazało się, że on się tak bardzo wkurzył, że w jego imieniu tutaj ktoś coś odzyskuje, że przyjechał do Polski, złożył zeznania w prokuraturze i tamtych ludzi po prostu zamknięto, ponieważ on nigdy nie zamierzał tego mienia odzyskiwać. I to cały czas i w Warszawie, i w całej Polsce jest możliwe, i właściwie nikt nie bada, komu się oddaje.

K.G.: Ale gdyby pani wygrała, to musi się pani z tym problemem zmierzyć, a to już jest czysta polityka, a pani...

A.N.-I.: Tak.

K.G.: ...deklaruje się jako niepolityk. No więc...

A.N.-I.: Nie, ja się nie deklaruję całkiem jako niepolityk. To jest tak, że my przez te lata działalności społecznej zrozumieliśmy, że pomaganie pojedynczym osobom w momencie, kiedy jest całe morze innych ludzi, którzy do nas nie trafili, którym nie pomogliśmy, to jest zupełnie bez sensu. Więc my zdecydowaliśmy się założyć właśnie partię polityczną po to, żeby zająć się polityką. I tutaj też jest potrzebny jakiś nacisk właśnie samorządów, obywateli, to, żeby ktoś, kto rządzi takim miastem, jednak był w stanie głośno mówić, że to jest problem, że trzeba go załatwić i stwarzać jakiś nacisk na tą władzę publiczną, żeby zachowywała się inaczej, no bo też nie może być tak właśnie, że mamy tutaj właściwie większość wielkich firm, ma siedziby w Warszawie i tak dalej, a cały czas podatek dochodowy, jaki one płacą, w takim bogatym mieście jest po prostu malutki i ten budżet nie wystarcza na to wszystko, na co powinien wystarczać.

K.G.: Rozumiem, że należy panią traktować jako osobę z lewicy.

A.N.-I.: Tak, zdecydowanie tak.

K.G.: Dobrze. Kandydatów lewicowych na urząd prezydenta Warszawy jest kilkoro. Czy wynik nie byłby lepszy, gdyby ten kandydat był jeden?

A.N.-I.: No tak, tylko widzi pan, jak nie bardzo wierzę w to, że po liberalnych rządach Leszka Millera i po tym wszystkim, co robiło SLD, że oni naprawdę są w stanie pójść w lewą stronę i zmienić obraz życia ludzi w tym mieście. No, pamiętam takie sytuacje, jak np. Sebastian Wierzbicki wyszedł z obrad rady miasta w momencie, kiedy była głosowana obniżka cen biletów, czyli uchylił się po prostu od zadecydowania o tym, bardzo niewiele zabrakło, żeby tą podwyżkę uchylić. Tak że przychodzi taki czas, że SLD w którymś momencie wchodzi w koalicję z Platformą Obywatelską, czego ja się w tej chwili spodziewam po tych wyborach po nich, i wtedy nie ma żadnej zmiany, to jest takie tylko uśmiechanie się do tych wyborców lewicowych i jakieś takie drobne kosmetyczne korekty ewentualnie, ale nic więcej. Jeśli chodzi o Joannę Erbel, no to jednak mimo wszystko proporcje w Warszawie są takie, że 200 milionów złotych do 2020 roku ma iść na ścieżki rowerowe, a 220 na mieszkania komunalne. No i tak nie może być...

K.G.: To jest dysproporcja...

A.N.-I.: Tak. I dlatego oni mówią o tym, żeby np. miasto fundowało przedsiębiorcom centra biznesu. No, my się też zupełnie z tym nie zgadzamy, przedsiębiorcy mają swoje pieniądze, istnieje zasada pomocniczości w ogóle w Konstytucji, która mówi o tym, że jeśli ktoś jest w stanie sam sobie coś zrobić, no to ani samorząd, ani państwo mu nie pomaga. Państwo pomaga obywatelom tam, gdzie oni nie są w stanie sami sobie poradzić.

K.G.: Tak na koniec szukam czegoś, co mogłoby być takim hasłem odnoszącym się do pani osoby. Nie wiem, powiedziała pani kiedyś w Wysokich Obcasach, że wierzy pani w taki świat, w którym każdego człowieka się szanuje, tak?

A.N.-I.: Tak, no, do czegoś trzeba dążyć i ja uważam, że tak powinniśmy robić, żeby jak najbardziej było... żeby Warszawa była miastem równości społecznej, czyli dążyć do tego, żeby te nierówności jakoś tutaj łagodzić i wyrównywać, żeby rzeczywiście każdy mógł się odnaleźć, a przede wszystkim stworzyć takie warunki właśnie pewności jutra, w którym jest możliwy rozwój, w którym jest możliwe planowanie jakiegoś życia dalej, w którym też... Wie pan, no, ludzie żyjący w jakimś takim stresie i ciągłej traumie nie mają do siebie zaufania, zupełnie gorzej żyje się społeczeństwu i tak naprawdę to hamuje rozwój.

K.G.: Dziękujemy za wizytę, dziękujemy za spotkanie, dziękujemy za rozmowę. Pani Agata Nosal-Ikonowicz, która kandyduje na urząd prezydenta miasta stołecznego Warszawy w najbliższych wyborach samorządowych, a te już...

Daniel Wydrych: 16 listopada. A w domu kto rządzi, pani czy mąż?

A.N.-I.: Kto rządzi? Nie, my jesteśmy związkiem partnerskim.

K.G.: Ale ktoś i tak musi rządzić.

A.N.-I.: To na zmianę.

D.W.: A ostatnie zdanie należy do pani.

A.N.-I.: To wie pan, różnie, w zależności od tego, kto ma rację.

D.W.: A mąż się tam przechadza (...) za szybą.

A.N.-I.: Tak, zepsuło nam się radio w samochodzie, więc chciał posłuchać.

K.G.: Pozdrawiamy.

(J.M.)