Wywalczyliśmy po raz drugi w historii medal mistrzostw świata
W roku 1982 reprezentacja Polski, dowodzona przez Antoniego Piechniczka, zdobyła trzecie miejsce na mundialu rozgrywanym na Półwyspie Iberyjskim. To był oszałamiający sukces okraszony wiktorią nad Francją 3:2, w boju o brązowy medal.
SERWIS SPECJALNY - KAZIMIERZ GÓRSKI
- Ten sukces to były trzy sprawy: dobra selekcja, świetne przygotowanie zawodników i super atmosfera w drużynie. Trenowaliśmy przez półtora roku praktycznie jak drużyna klubowa. Częste zgrupowania, dwa obozy zimowe w Wiśle. 90 dni spędziliśmy razem! – stwierdził selekcjoner drużyny narodowej, cytowany na sport.pl.
Tym samym Polska po raz drugi w historii stanęła na podium czempionatu globu. Pierwszy raz dokonała tego drużyna Kazimierza Górskiego, w 1974 roku w Niemczech.
Piechniczek podjął się poprowadzić drużynę narodową w meczach eliminacyjnych do mundialu w 1986
Po zakończonym wielkim sukcesem, turnieju w Hiszpanii, trener chciał zrezygnować ze swojej funkcji. Jednak po namowach działaczy dał się przekonać do poprowadzenia Polaków w następnych eliminacjach do czempionatu globu. Miał szansę zostać pierwszym w naszej historii szkoleniowcem, który wystąpił by na dwóch mistrzostwach. W eliminacjach trafiliśmy na dosyć, wydawało by się, łatwą grupę. Belgia, Albania oraz Grecja miały być łatwym kąskiem. Jednak po pierwszych trzech meczach sytuacja wyglądał bardzo źle. W pierwszym pojedynku planowo pokonaliśmy Grecję 3:1. Ale potem przyszedł sensacyjny remis, w kraju, z Albanią 2:2 i przegrana w Beneluksie z Belgią, 0:2. Aby myśleć o awansie musieliśmy wygrać następne trzy spotkania. Z zespołem z Hellady uporaliśmy się 4:1. Później przyszedł kluczowy mecz, na wyjeździe, z Albanią. Wyszarpaliśmy dosyć szczęśliwe zwycięstwem 1:0. O wyjeździe do Meksyku miał zadecydować pojedynek z zespołem z Beneluksu. Na szczęście Belgia pogubiła wcześniej kilka punktów. Aby awansować wystarczył nam remis. I tak się stało.
- Wróciliśmy z dalekie podróży – zwykł w takich sytuacjach mówić nieodżałowany komentator Telewizji Polskiej Jan Ciszewski.
11 września 1985, na Stadionie Śląskim padł, wynik 0:0. Promował nas na XIII mistrzostwa świata w Ameryce Środkowej.
Egzotyczny Meksyk
Polska przed losowaniem grup turnieju, trafiła do pierwszego koszyka. Znalazły się w nim cztery najlepsze drużyny mundialu w 1982 roku, oraz gospodarz, a także Brazylia. Organizatorzy umieścili nasz zespół w „Mieście Gór” położonym na wysokości 550 metrów nad poziomem morza, Monterrey. Miasto u podnóża gór Sierra Madre charakteryzowało się bardzo nieprzyjemnym klimatem. Było tam gorąco a także panowała bardzo duża wilgotność powietrza. Warunki, które nie sprzyjały zespołom europejskim. W trakcie losowania dokooptowano do nas Anglię, Portugalię i wydawało by się najsłabsze Maroko. Uznano, że grupa jest do przejścia. Ale zupełnie inny problem zaczynał mieć znaczenie. Atmosfera w drużynie nie była najlepsza.
- Powiem tak: będąc piłkarzem, myślałem tylko i wyłącznie o grze. Nawet nie zauważałem żadnych nieścisłości, jeśli chodzi o drużynę. Wychodziłem na boisku i zostawiałem na nim serce. Natomiast późniejsze wywiady z zawodnikami dały mi dużo do myślenia - stwierdził Krzysztof Pawlak, zawodnik drużyny Piechniczka, w rozmowie z onet.pl.
Pierwszy mecz pozbawił nas złudzeń
2 czerwca 1986 roku rozegraliśmy pierwszy pojedynek. Przeciwnikiem była niedoceniana drużyna z Afryki. Ale ona jako jedyna była dobrze przygotowana do panujących warunków. Po bardzo przeciętnej grze padł remis 0:0. Pięć dni później odbyło się spotkanie z Portugalią, które dało nam nadzieję, na dalszą grę. Wygraliśmy 1:0 po bramce Włodzimierza Smolarka w 68 minucie.
– No wreszcie, proszę państwa! Tyle nas to nerwów kosztowało, tak długo czekaliśmy na tę upragnioną bramkę! (...) Wzruszyłem się, ale myślę, że państwo też w polskich domach. No wreszcie, wreszcie. Brawo panie Włodzimierzu, brawo Polacy – mówił komentator Telewizji Polskiej, Dariusz Szpakowski, który relacjonował ten mecz.
Aby myśleć o wyjściu z grupy należało przynajmniej zremisować z Anglią. Po trzech bramkach Garego Linekera, w pierwszej połowie spotkania, polegliśmy 0:3. Ale w drugim meczu naszej grupy padł sensacyjny rezultat. Zespół z czarnego kontynentu uporał się z Portugalią 3:1. Tym samym wyrzucił z turnieju zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. Nam za to zapewnił grę w 1/8 finałów.
16 czerwca, 35 lat temu, zagraliśmy w rudzie pucharowej mundialu w Meksyku
Trafiliśmy na Brazylię. Zespół, który cztery lata wcześniej odpadł, po jednym z najlepszych spotkań w historii czempionatów globu, meczu z Włochami (2:3) w fazie grupowej. Bardzo zmotywowani zawodnicy z Ameryki Południowej rozprawili się z nami w okrutny sposób. W pierwszej połowie pojedynek wyglądał na wyrównany. Jednak w 30 minucie straciliśmy bramkę z rzutu karnego, którego wykonawcą był Socrates. W drugiej części gry już praktycznie nie istnieliśmy. Brazylijczycy dołożyli trzy kolejne gole i pojedynek zakończył się porażka 0:4.
- Umiejętności były zbliżone i trzeba było postawić na 3-4 zawodników: Furtoka, Karasia czy nawet mnie. Należało to zrobić wcześniej, niż w ostatnim meczu. W meczu z Brazylią bardzo dobrze prezentowaliśmy się pod względem fizycznym. Biegaliśmy nawet więcej od rywali. A Brazylia była bardzo mocnym zespołem, zresztą tak samo jak dzisiaj. Można tylko żałować, że mogliśmy wyjść z grupy na pierwszym miejscu i wtedy na pewno byśmy na nich nie wpadli – stwierdził Ryszard Tarasiewicz, piłkarz, który uczestniczył w tym spotkaniu, w rozmowie z Polskim Radiem.
Klątwa Antoniego Piechniczka
Wszyscy uznali, że nasz występ na mundialu w Meksyku był druzgocącą porażką. Konsekwencje były oczywiste. Zaraz po meczu do dymisji podał się Antoni Piechniczek.
- Z kwiatami powitam trenera, który dwa razy z rzędu zakwalifikuje się do finałów mistrzostw świata, bo na następny taki turniej z udziałem Polaków możemy długo poczekać – zawyrokował Antoni Piechniczek w studiu unilateralnym zaraz po meczu.
Do dnia dzisiejszego udało na się trzykrotnie awansować na czempionat globu. Za każdym razem dokonywał tego inny trener. W 2002 był to Jerzy Engel. W 2006 Paweł Janas, a w 2018 Adam Nawałka. Na żadnym z nich nie wyszliśmy z grupy.
AK