Bronisław Komorowski: Dzień dobry, witam wszystkich radiosłuchaczy. Bardzo się cieszę, że mogę być tutaj w Polskim Radiu.
Małgorzata Raducha: A ja się bardzo cieszę, panie prezydencie, że mogę pana powitać nie tylko jako głowę państwa, ale także jako, no, niestety byłego sąsiada z Powiśla. Witam tym serdeczniej.
Dziękuję bardzo, ale wszystko jeszcze przed nami. [śmiech]
Dziękuję. To pozwoli pan, że rzeczywiście...
Nie wyrzekam się tego sąsiedztwa.
...umówimy się na jakiś sentymentalny spacer po naszym Powiślu szlakiem radiowej rodziny Matysiaków, ulicą Dobrą aż do BUW–u, albo Parkiem Marszałka Rydza–Śmigłego, tylko pogoda niech się ustabilizuje.
Bardzo chętnie, to bardzo miła dzielnica, naprawdę.
Panie prezydencie, a spotykamy się w audycji Cztery pory roku, która wczoraj obchodziła swój mały jubileusz 37–lecia, ale Polskie Radio liczy dużo więcej, bo 90 lat. Jaką rolę Polskie Radio pełniło i pełni w życiu pana prezydenta?
Radio jest cząstką mojego i dzieciństwa, i mojej młodości, i mojej dorosłości aż po dzień dzisiejszy. Myślę, że to jest cząstka naszego polskiego życia prawie że... nie wiem, czy w stu procentach, ale w ogromnym procencie, no bo powiedziałbym moje skojarzenia z radiem to biorą się od czasów dzieciństwa, kiedy mój ojciec słuchał – ku rozpaczy mamy – strasznie głośno Radia Wolna Europa na przykład, co destruowało dom kompletnie, nie można było rozmawiać. No ale radio to także na przykład moi dziadkowie, którzy... mam ich w oczach zasłuchanych, słuchających Konkursu Chopinowskiego. To tworzyło z kolei klimat w całym domu na długie, długie dni, a nawet tygodnie, bo to nie tylko było słuchanie, ale to było także potem rozpamiętywanie, rozmowa, która tworzyła, współtworzyła klimat właśnie domu. To są także i moje skojarzenia i wspomnienia z młodości, kiedy się trochę półlegalnie, ale słuchało radia zamiast się uczyć albo udając, że się odrabia pilnie lekcje, to jednak radio było takim... jakby towarzyszyło, nawet rodzice nie mogli powiedzieć, że przeszkadza i że odciąga od nauki, bo gdzieś było tak obok cały czas. No i radio to także moja codzienność od momentu wstania i od momentu golenia się, słucham wtedy informacji i sobie sam czasami przypominam, że w języku polskim zostało, jeśli jesteśmy zainteresowani, coś z epoki właśnie radiowej, że jeśli jesteśmy zainteresowani jakąś wiedzą na temat świata, to nigdy nie pytamy, co widać, tylko pytamy, co słychać.
A to rzeczywiście.
Ja zawsze: o, co słychać, i słucham jakiegoś radia i już wiem dużo więcej na początek dnia, więcej o tym, co się dzieje.
Panie prezydencie, no właśnie, czy słucha pan radia ze względu na może muzykę, jakiś oddech od polityki, czy publicystykę, czy może też rozmowy z gośćmi, niekoniecznie te polityczne?
Wie pani, to jedno i drugie, bo jak powiedziałem, rano no to słucham niusy, informacje, ale to także są programy publicystyczne, które pozwalają mi złapać wiedzę na początek dnia, siłą rzeczy ze względu na pełnioną funkcję, politycznego dnia, o tym, co jest w tej chwili na tapecie, co budzi zainteresowanie opinii publicznej. Więc to na pewno. Ale oprócz tego, wie pani, radio jest cudownym medium, bo ono właśnie nie jest aż tak bardzo inwazyjne, nie wymusza pełnej koncentracji, tak jak wymusza telewizja, no bo trudno, aczkolwiek niektórym się to udaje, że jednocześnie coś robić innego i oglądać telewizję, ale radio o wiele łatwiej robić coś innego i słuchać jednocześnie. Więc to medium towarzyszące ono towarzyszy w bardzo różnych sytuacjach i niekoniecznie musi być na pierwszym miejscu, co szalenie ułatwia życie, ale powiem także i życie uprzyjemnia, bo czasami to jest takie miłe tło, niekoniecznie miłej rzeczywistości.
Panie prezydencie, ale radio poza wieloma audycjami o wieloletniej tradycji i renomie, także unikatowe rzeczywiście zasoby archiwalne i do nich z okazji wizyty pana prezydenta sięgnęliśmy właśnie, żeby zaprezentować panu prezydentowi jeden z najstarszych archiwalnych zachowanych głosów, głos marszałka Józefa Piłsudskiego, postaci wyjątkowo bliskiej pańskiemu sercu, który tak mówił w latach 20. o etosie pracy. Proszę posłuchać. [dźwiękowe nagranie archiwalne] Może jeszcze powtórzę te ostatnie słowa Marszałka, no cóż, taśma z lat 20.: „Największa potęga ludzkiego żywiołu – praca zbiorowa, czy stróż zamiatający ulice, czy minister rządzący krajem, stolarz obracający heblem, czy profesor wykładający w szkole wyższej – dla wspólnej pracy z innymi warunki stawia i warunki przyjmuje”. Etos pracy, piękne słowa.
Piękne słowa, wyrażone myśli, ciekawie bardzo wyrażone, trochę archaicznym, prawie dziewiętnastowiecznym językiem polskim i takimi skojarzeniami, ale niesłychanie... co tylko w moim przekonaniu świadczy o ponadczasowej wartości takiego właśnie podejścia do pracy, do pracy jako źródła nie tylko ujarzmienia żywiołów, jak to mówił pan marszałek, ale również i efektu w postaci lepszego życia, pracy zbiorowej, którą ktoś musi organizować, która jest najtrudniejszą rzeczą. Myślę, że w wykonaniu Polaków zbiorowe działanie nigdy nie było najsilniejszą naszą narodową cechą, ale było i byli tacy, którzy na to stawiali. I pan marszałek Piłsudski to wyraźnie wskazuje: praca jest źródłem i sukcesu, i pomyślności całego narodu, jeśli jest oparta o wzajemną lojalność i zdolność do właśnie trochę wzniesienia się ponad własny interes.
A propos tej pracy i lojalności, to przy tej okazji chcielibyśmy na ręce pana prezydenta złożyć gorące podziękowania za pracę właśnie małżonki pana prezydenta, pani Anny Komorowskiej, przekazaną Jedynce Radiowej w akcji Choinki Jedynki w grudniu ubiegłego roku. To była taka piękna praca – choinka wyklejana ze wstążeczek. Ta praca została wylicytowana za rekordową kwotę 8300 zł, a dochód z tej całej akcji został przekazany przez Polskie Radio na rzecz fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Praca naprawdę bardzo piękna, duże zdolności plastyczne ma małżonka pana prezydenta.
Przekażę żonie wyrazy uznania. Cieszę się bardzo z tego, że można się było przyczynić choć w takim stopniu drobnym do właśnie jakiegoś dobrego dzieła, no bo dobrym dziełem jest zarówno sama fundacja pani Dymnej i cele, które sobie ta fundacja stawia i realizuje, ale dobrym dziełem jest także działanie poprzez radio na rzecz takiego zbiorowego działania, na rzecz rozwiązywania problemów ludzkich, choćby nawet poprzez jakąś formę właśnie licytacji różnych rzeczy. Tak że to my serdecznie dziękujemy.
Panie prezydencie, już niebawem, bo 4 marca, ukaże się książka–wywiad dr. Jana Skórzyńskiego z panem prezydentem zatytułowany „Zwykły polski los”. Co jest według pana miarą tej zwykłości? Bo pański życiorys nie jest tak do końca zwykły, tak bym powiedziała. Czy aresztowania i zatrzymania za działalność patriotyczną, czy może opisana w tej książce tradycja rodziny wielopokoleniowej i więzy rodzinne? Czy więcej w tej książce będzie polityki, czy też historii osobistej pana prezydenta?
To nie jest książka o polityce. To jest rzeczywiście wywiad o moim życiu, które było życiem przepełnionym polityką, kiedyś polityką opozycyjną i działaniem w podziemiu, dorastaniem do takiej funkcji, a potem oczywiście także i polityką w rozumieniu służby państwowej. Skąd ten tytuł. On się wziął, wie pani, z mojej rozmowy, mam nadzieję, że redakcja mi to wybaczy, redakcja Więzi, która wydaje tę książkę, ujawnię, to jest efekt rozmowy z moim przyjacielem, sołtysem Bolkiem Jurkunem, gdzie płynęliśmy... ryby sobie... pływając łodzią i stawiając sieci, to jest jego jezioro, no i w czasie takich rozmów, wie pani, to jest inaczej niż jak się łowi wędką, to trzeba siedzieć cicho, a jak siecią, można gadać. Więc gadaliśmy o tym, o owym, o rodzinie, o historii, o różnych... o polityce. I on mi opowiadał o swoich stryjach, który jeden zginął jako partyzant polski w Puszczy Augustowskiej, drugi po wojnie jako żołnierz WiN–u, ja mu opowiadałem o mojej rodzinie. W pewnej chwili Bolek tak na mnie popatrzył i mówi: Wiesz co, to teraz rozumiem, dlaczego i ty, i jak byliśmy w Solidarności. Bo i twoja rodzina, i moja to takie buntownicze rodziny, to taki zwykły polski los. Tak że to jest cytat z Bolka Jurkuna, sołtysa wsi Buda Ruska nad Czarną Hańczą.
Buda Ruska, czyli miejsce, do którego pan często powraca. No właśnie, jak często i dlaczego właśnie tam, w okolicach Sejn znalazł pan to swoje miejsce na ziemi?
A to już, wie pani, sentymenty rodzinne, bo oczywiście moja rodzina pochodzi... To polska rodzina, która kilkaset lat mieszkała na Litwie, mój ojciec jeszcze się urodził na Litwie, nie na Wileńszczyźnie, ale na Litwie Kowieńskiej, i to jakoś zobowiązuje do sentymentów, do których się bardzo chętnie zawsze przyznaję, bo życie bez sentymentów jest mało warte, a te sentymenty są ponadto piękne, no bo i Litwa, Żmudź pobliska jest piękną krainą, ale i Suwalszczyzna i Sejneńszczyzna to są jedne z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Ja je kocham, trochę tak jak... trochę w zastępstwie, bo trochę kocham za tamte tereny, z którymi była moja rodzina związana przez kilkaset lat, a więc trochę zamiast za Litwę, ale to się przenosi, przez granicę uczucie też łatwo przefruwa. Więc tam siedzimy między innymi ze względu na sentymenty, jak to mój ojciec mówił: bo tu jest tak samo pięknie, jak u nas na Litwie.
I jeszcze z okien, jak pan prezydent kiedyś powiedział, widać właśnie rodzinną Litwę.
Widać, to jest dosłownie tuż, tuż przy granicy i bardzo dobrze się z tym czuję.
I w pobliżu jeszcze przepiękne, wielokulturowe Sejny.
A oprócz tego, wie pani, to jest to, że to jest jakaś resztkówka Rzeczpospolitej Wielu Narodów, której echa żyją w nas wszystkich. Przecież dzisiaj one odżywają także w ramach procesów integracji europejskiej, a my to doświadczenie mamy odziedziczone po historii bardzo ciekawe i bardzo bogate. Więc to są echa Rzeczpospolitej wielonarodowościowej, wielokulturowej, wielojęzykowej, które uczą szacunku, zainteresowania także innymi, a nie tylko sobą samym. Więc to jest dobry poligon integracji europejskiej – Sejneńszczyzna, to skrzyżowanie różnych szlaków historycznych, różnych kultur, różnych narodów.
To już wiemy, gdzie jest w Polsce miejsce bliskie sercu pana prezydenta. A czy podczas pełnienia obowiązków głowy państwa...
Jedna rzecz może być interesująca – w Budzie Ruskiej u mnie w domu telewizora nie ma, ale radio jest zawsze.
Jeden odbiornik, czy więcej?
Płacimy chyba za jeden, prawda? [śmiech] Ale chyba jeden jest odbiornik.
Dobrze, obywatelska postawa. Marszałek by pochwalił. Panie prezydencie, wiemy już o Budzie Ruskiej, wiemy już o odbiorniku radiowym tamże na Sejneńszczyźnie. A czy podczas życia w Warszawie znajduje pan na rodzinne wyjście do kina, do teatru? Jeśli tak, to co pana ostatnio poruszyło?
A tak, wie pani, że to jest taki... to jest pomysł na ratowanie prywatności i rodzinności, trochę na przekór wszystkim oficjalnościom i ograniczeniom z tytułu pełnionych funkcji. U nas tradycyjnie od bardzo wielu lat funkcję rodzinnego kaowca (dla tych, którzy nie wiedzą, co to znaczy, to kulturalno–oświatowy) pełniła zawsze najstarsza córka Zosia i ona też teraz pilnuje, żeby od czasu do czasu rodzice się jakoś zanurzyli w normalną rzeczywistość i np. idziemy do kina razem, gdzieś sobie siadamy, na ogół w ostatnim rzędzie i jest nam bardzo dobrze, bo po prostu uczestniczymy w zupełnie normalnym życiu choć trochę i przeżywamy te same różne wzruszenia, które przeżywają inni. Takim ostatnim filmem, na którym byliśmy... To już właśnie z tego względu serdecznie dziękuję, jak wchodziłem do studia, było słychać Niemena, to był film właśnie o Niemenie. To niewątpliwie jest moja młodość właśnie związana z radiem głównie, kiedy się słuchało Czesława Niemena jako wtedy wydawało się awangardowego nieprawdopodobnie piosenkarza, który gdzieś tam nie był pupilem władzy, ale też, co tu dużo gadać, nie był pupilem poprzedniego pokolenia starszego. Więc było trochę podejrzane słuchanie Niemena, ale to zostało głęboko jakby wryte w pamięć, więc i film o Czesławie Niemenie był filmem dla mnie pełnym skojarzeń życia własnego i ogromnej ilości po prostu zwykłej przyjemności.
To już wiemy, kto w rodzinie pana prezydenta pełni rolę kaowca. A czy znajduje pan czas na życie towarzyskie?
Też, wie pani, nie, nie, to już bardzo tego pilnujemy, żeby nie dać się, że tak powiem, zamknąć w klatce i tak było od samego początku sprawowania funkcji prezydenckiej, że z premedytacją, że tak powiem, wykraczaliśmy poza wszystkie formy oficjalnego życia, bardzo pilnując tego, żeby życie towarzyskie, które musi ulec ograniczeniom ze względu na funkcję, ono uległo, ale żeby jednak istniało. Tak jak życie prywatne, rodzinne, tak samo towarzyskie. Więc jest rzeczą normalną, że gdzieś bywamy, że u nas bywają nie tylko sami politycy, tylko absolutnie ludzie związani albo wspomnieniami młodości, albo więzami przyjaźni, albo po prostu wspólnych zainteresowań. I pilnujemy tego bardzo.
Może dlatego, że rodzinie wielopokoleniowej jest łatwiej, może ze względu na te tradycje ziemiańskie rodziny Komorowskich jest to rzecz oczywista, że się podtrzymuje te więzi. Panie prezydencie, jak to jest?
To jest specyfika polskiej rodziny, i to bez względu na pochodzenie, to jest typowe dla polskiej... Jednak rodzina wielopokoleniowa, która kształtuje nasze poglądy na świat, na życie dzisiaj może ta rodzina wielopokoleniowa trochę słabnie, bo już rzadkością są rodziny, które mieszkają razem wielopokoleniowe i pewnie to jest efekt absolutnego postępu cywilizacyjnego i wzrostu zamożności. Ale gdzieś nawyki wyniesione z czasu, kiedy się razem jadło obiad, kiedy się razem świętowało, gdzieś pozostały. No, pewnie ograniczają się te wielopokoleniowe spotkania już bardziej do albo świętowania, ale świętowaniem może być i niedziela rodzinna, prawda? Ale też się pewnie realizują poprzez zupełnie codzienną pomoc np. w opiece nad wnukami czy w przypadkach jakiejś choroby i innych kłopotów, które łatwiej się rozwiązuje w oparciu o inne pokolenia rodziny. I my tego też doświadczamy i jestem przekonany, że np. nasze dzieci to doceniają, że jednak różnego rodzaju ograniczenia z tytułu ilości dzieci w domu dzisiaj dla nich oznacza, dla wszystkich, możliwość większego opierania się wzajemnie o siebie w sytuacjach trudnych, a oprócz tego każde spotkanie rodzinne jest spotkaniem licznym, a więc na pewno nie jest nudno.
Powiedział pan prezydent o licznych spotkaniach rodzinnych. To do stołu wigilijnego w ubiegłym roku ile osób zasiadło w pańskiej rodzinie?
Jeszcze doliczając różne szacowne ciotki i wujów, no to jest zawsze dwadzieścia parę osób, że tak powiem, z pierwszej listy, o tak bym... [śmiech]
A jakiś wkład kulinarny pana prezydenta był?
Mój zawsze jest, ja przy świętach to zawsze jest przynajmniej jeden dzień taki albo jeden wieczór, kiedy cała rodzina działa wspólnie, i to także w Belwederze dzisiaj jest to przestrzegane, że się coś robi razem, to znaczy kiedyś to razem było robione wszystko, a teraz jest coś, to znaczy na święta Wielkiej Nocy to jest takie danie specyficzne z tamtych terenów północno–wschodnich, z pogranicza... właściwie z terenów Kurlandii, nawet nie litewskie, bo to jest tak zwana szpekucha, czyli Speckkuchen z niemieckiego, szpekucha – ciastko słoninowe, bardzo... które dzisiaj można znaleźć, zjeść, bardzo smakowite na terenie Łotwy. I to jest bardzo tam cenione. A u nas w rodzinnej tradycji przetrwały szpekuchy, oprócz jajek wielkanocnych i innych tego rodzaju przyjemności. A na Boże Narodzenie takim elementem... I tu pracuje fabryka rodzinna, wie pani, trzeba tych szpekuch zrobić naprawdę bardzo dużo i jest fabryka, jeden robi ciasto, drugi robi farsz i tak dalej, to jest cała rodzina jest zaangażowana. A na Boże Narodzenie takim elementem wspólnym to niewątpliwie są pierniki, robienie pierników i z największą przyjemnością odnotowałem to, że coraz więcej mają do powiedzenia w tej kwestii i coraz więcej inwencji mają wnuki, które już dorastają do tego, żeby nie tylko uczestniczyć, ale coś absolutnie dokładać do tego wspólnego przeżycia świątecznego.
Panie prezydencie, to jeżeli pan pozwoli, to zgłoszę się do Kancelarii po przepis na te szpekuchy (...)
A bardzo proszę, to jest absolutnie w Polsce nieznane praktycznie, a... [śmiech] ...duma mojej rodziny, Jeżeli jest czas, to jeszcze opowiem o tych szpekuchach jedną rzecz...
Tak, tak.
Mój syn najstarszy kiedyś jeździł w takim klubie jeździeckim, w takim szwadronie, który kultywował tradycje kawalerii przedwojennej, no i wyraźnie gdzieś ktoś usłyszał za pośrednictwie radia, kiedy o tych szpekuchach opowiadałem, usłyszał to jego dowódca, tego szwadronu. Nic Tadeuszowi nie powiedział, tylko pewnego razu odczekał i powiedział: słuchaj, wiesz co, tu jest taki zwyczaj u nas, że każdy adept, który chce być prawdziwym ułanem, musi się wkupić i musi przynieść co najmniej sto szpekuch. Tadeusz, który był małym chłopcem wtedy, słyszał o tym, że to jest właściwie tylko rodzinny obyczaj te szpekuchy, był absolutnie zdumiony, ale i zachwycony tym, że ten dowódca o tych szpekuchach wie, więc przyszedł do domu i oczywiście rodzina musiała sto szpekuch zrobić. [śmiech] Było sporo pracy, a potem się okazało, że jak przyniósł te szpekuchy, to oczywiście koledzy z tego szwadronu szpekuchy zjedli i wtedy się przyznali, że nigdy w życiu o żadnej szpekusze nie słyszeli, a usłyszeli to za pośrednictwem radia z mojego wywiadu, gdzie opowiadałem właśnie o obyczajach rodzinnych związanych ze świętowaniem.
Panie prezydencie, matka pana prezydenta, pani Jadwiga Komorowska powiedziała kiedyś, że najlepszym prezentem jest zawsze mądra książka. My mamy dla pana prezydenta już przygotowane takie właśnie mądre książki jako prezent, wszystkie wydane pod patronatem radiowej Jedynki. To jest na razie niespodzianka. Ale mamy też na koniec naszej rozmowy pewną muzyczną niespodziankę, mianowicie utwór grupy Vołosi. Ta grupa 5 lat temu wygrała festiwal folkowy Polskiego Radia „Nowa Tradycja” zdobywając Grand Prix, a ja wiem, że ten zespół jest bardzo, bardzo bliski sercu pana prezydenta. Dlaczego?
To prawda, to jest bardzo ciekawy zespół i bardzo, powiedziałbym pożyteczny. Wytłumaczę to słowo. Bo ten zespół pochodzi tam z okolic Wisły...
Z Beskidu Śląskiego.
Składa się zarówno z muzyków takich bardzo wykształconych, z wyższym wykształceniem muzycznym, z ogromną kulturą muzyczną, jak i z ludzi, którzy są takimi naturszczykami muzycznymi. I to daje znakomity efekt. Ja to wykorzystuję, od razu się państwu przyznam, bo ten zespół robi wrażenie niebywałe na wszystkich gościach zagranicznych. Kiedy grają melodie gór, ludowe melodie, przetworzone w sposób niesłychanie nowoczesny czasami, ale po prostu uruchamiające wszystkie skojarzenia, wszystkie jakieś przeżycia. I to już przećwiczyłem nie wiem, na ilu prezydentach, a robi wrażenie. A kończą Vołosi w ten sposób, że grają na kobzach, między innymi grają po prostu Odę do radości.
Odę do radości...
I wtedy jest w ogóle szok, europejskość grana na kobzie.
No, u nas akurat nie będzie tylko kobzy w wykonaniu Vołosów. Będzie bardzo znana melodia Ajde Jano specjalnie dla prezydenta Rzeczypospolitej, pana Bronisława Komorowskiego. A ja bardzo, bardzo dziękuję za spotkanie z okazji jubileuszu Polskiego Radia.
Dziękuję, a ja z okazji jubileuszu państwu i pracownikom radia i całemu radiu, jak i wszystkim słuchaczom też składam serdecznie gratulacje i życzenia, aby tak to dalej trwała ta szczególna więź pomiędzy słuchaczami a radiem. Naprawdę zawsze warto pytać, co słychać, a nie tylko, co widać.
A teraz Vołosi specjalnie dla pana prezydenta.
(J.M.)