Polskie Radio

Rozmowa dnia: Jerzy Wenderlich

Ostatnia aktualizacja: 04.02.2015 08:15
Audio
  • Wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich o zbliżających się wyborach prezydenckich (Sygnały dnia/Jedynka)

Krzysztof Grzesiowski: Nasz gość: wicemarszałek Sejmu Rzeczpospolitej, pan Jerzy Wenderlich. Witamy, panie marszałku.

Jerzy Wenderlich: Dzień dobry.

3 maja, 10 maja, czy 17 maja? Która z tych dat będzie datą wyborów prezydenckich?

Wczoraj odbywaliśmy Prezydium Sejmu, Konwent Seniorów i w takich przerwach żeśmy w tej sprawie sobie trochę krotochwilnie rozmawiali. Więc marszałek Sikorski udawał, że ma jeszcze rozterki, że nie wie, jaki to termin, myśli o trzech wyborach, ktoś udawał taką postać naiwną w polityce i pytała, do którego terminu pan marszałek się skłania, ja z kolei powiedziałem: panie marszałku, możemy się tutaj założyć i z całą pewnością wygram, jeśli obstawię, że będzie ten termin wyborczy 10 maja. No i wiem, że tak będzie, bo tym terminem rządzą nuty polityczne i czyta się ten termin według partytury politycznej i te inne kryteria są mniej ważne.

A według tej partytury politycznej data 10 maja komu służy najbardziej z tych, którzy już zgłosili akces? No i być może doliczyć do tego należy Bronisława Komorowskiego, który na razie wstrzymuje się z decyzją, no ale przyjmijmy, że zadeklaruje swój udział w wyborach.

No tak, jeśli ktoś powiedziałby, że tyle osób już zadeklarowało kandydowanie, a prezydent Bronisław Komorowski nie, to znaczy, że może rozważa: kandydować, czy nie kandydować, to byłby kolejny obszar fantazji. No oczywiście, że ten termin najbardziej służyć będzie prezydentowi Komorowskiemu, dlatego że on będzie tym głównym celebrantem uroczystości i trzeciomajowych, i Święta Flagi 2 maja, ale też i od pewnego czasu 1 maja pan prezydent staje się aktywny. Więc jest takie pojęcie: publiczność odziedziczona. I ten fajerwerk, ten gejzer długiego weekendu, tego spokoju, gdzie nie będzie być może takich niepokojów społecznych, służyć będzie obecnemu panu prezydentowi, bo ta atmosfera przeniesie się z tych dni na termin najbliższy, czyli 10–go w niedzielę.

Nie wymienił pan daty 8 maja jako ewentualnie sprzyjającej prezydentowi Komorowskiemu, jeśli, oczywiście, zdecyduje się, czyli to jest ten pomysł na organizowanie zakończenia drugiej wojny światowej, 70–lecia, na Westerplatte. Co pan o tym sądzi?

Myślę, że to pomysł nietrafiony i mógłbym zacząć dywagacje od tego, na ile nietrafiony. Ale zacznę od czegoś innego – że jest to absolutnie bardzo czytelne myślenie polityczne, bo przypomnijmy sobie, jeszcze rok temu, i mówił o tym Leszek Miller, to można sięgnąć gdzieś do stenogramów sejmowych, że to święto zwycięstwa 8 maja ono było obce Platformie Obywatelskiej. Pan prezydent nie wyrażał żadnej aktywności, bo kartka w kalendarzu nie pokrywała się z okolicznościami wyborczymi.

Teraz, kiedy 10–go będą wybory, bo raczej jestem pewien, że w tym dniu się odbędą, no to teraz szuka się takiej okazji, żeby ten fajerwerk emocji patriotycznych, jakichś okoliczności uroczystych jeszcze wzmóc. Czyli rok temu Platformy przy tym święcie nie było, ba, powiem więcej, prof. Tadeusz Iwiński musiał jeszcze parę tygodni temu przekonywać Platformę, żeby odstąpiła od zamiaru w ogóle wyeliminowania tego święta z kalendarza. Na szczęście się udało to profesorowi Iwińskiemu, ale to znaczy, że do tego święta zwycięstwa Platforma Obywatelska, a więc również pan prezydent Komorowski nie byli przywiązani. Ale teraz, kiedy płynie z tego opłacalność polityczna, to okazuje się, że to święto może być, a nawet chce uczynić się z tego centrum różnych obchodów.

Ja myślę, że takie szamotanie się, czy Westerplatte, czy Moskwa, nie ma sensu, oczywiście. Jak w Moskwie to święto, które tam zawsze było obchodzone, będzie obchodzone, nie jest bez znaczenia, i jeśli tam, oczywiście, ma przyjechać przywódca Korei Północnej i ma być głównym koncelebransem, to już wiadomo, że to się nie uda, bo wielu przywódców światowych, tych z dużym autorytetem odmówi. Ale boję się, że gdyby stanęło na tym, że to święto przeniesione było i obchodzone 8 maja na Westerplatte, to też nie przyjechałby pierwszy garnitur polityków z dwóch powodów: że nie chcieliby wchodzić w kolejną jakąś szamotaninę z Rosją co do tej daty, a dwa – no przecież wiedzieć będą, że za dwa dni wybory i swoim przyjazdem wpisywaliby się w kampanię wyborczą.

Prawdopodobnie Rosjanie tak czy siak przyślą... roześlą zaproszenia po świecie na paradę zwycięstwa na Placu Czerwonym. Jakiej rangi polityk reprezentujący Rzeczpospolitą mógłby się tam pojawić?

Panie redaktorze, tego nie da się tak strzelić jak z procy nawet w tak ważnej audycji, jak ta. Myślę, że to wymagać będzie analizy tej sytuacji politycznej, która będzie w tamtych dniach, czyli w tej pierwszej dekadzie maja. Przecież ta sytuacja ona jest bardzo dynamiczna, nie wiemy, co będzie, czy będzie lepiej, czy będzie gorzej w tych relacjach polsko–rosyjskich. To raz. Dwa – nie wiemy, jacy goście, jakich gości i jaki scenariusz tych uroczystości napisze Putin. To też w zależności od tego scenariusza będzie stanowić o odpowiedziach, które przychodzić będą ze świata, jaki garnitur przyjedzie na te uroczystości i również jakiej rangi polityk pojechałby z Polski. Więc dziś trudno przewidywać i mówić: a powinien to być ten, a powinien być tamten, a powinien być szef MSZ–u, a wicedyrektor departamentu. Okoliczności stanowić będą o randze osoby, która uczestniczyć będzie z naszego kraju.

Ten pomysł z szefem MSZ–u, panie marszałku, to chyba nie jest najlepszy, bo według rosyjskiego resortu spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna okrył się hańbą. Właściwie nie tylko siebie, ale także całą służbę dyplomatyczną swojego kraju i kulturę polityczną Polski, tak brzmi oficjalne stanowisko w tej kwestii. Czy stosunki dyplomatyczne polsko–rosyjskie oceniłby pan jako letnie, chłodne, czy zimne dziś?

Ani zupełnie zimne, bo wtedy byłoby już naprawdę niedobrze, ale na pewno nie jakieś gorące i takie z otwartymi ramionami. Waż proporcje, mociumpanie. Powiedziałbym, że one są letnie i temperatura może być o parę stopni lepsza, a bałbym się, gdyby miała być chłodniejsza. Musimy być bardziej ostrożni. I myślę, że ta wypowiedź ministra Schetyny ona nawet jeśli płynęła z jakichś dobrych intencji, to była...

Przypomnijmy: dlaczego tylko Moskwa jest miejscem, gdzie czci się zakończenie drugiej wojny światowej, że może to być Londyn, może to być Berlin, mówił minister spraw zagranicznych.

Tak, myślę, że to niepotrzebne jakieś wysuwanie się tutaj do przodu z pomysłami, z kreacjami myślowymi, które nie są jakieś modowe, które nie są trendy i szef dyplomacji powinien być bardziej ostrożny, ale z drugiej strony te karykatury, które Rosjanie ślą w odpowiedzi, te bardzo takie mocne zwroty też są zupełnie niepotrzebne. Czyli moim zdaniem nie ma sensu odpłacać w polityce zagranicznej pięknym za nadobne, bo tu żadna... Nie będzie tak, że jedna ze stron nabije sobie guza. Każda ze stron będzie miała jakieś sińce. To niepotrzebne.

A czy sądzi pan, że to, co mówi minister Grzegorz Schetyna, ot, choćby to, o czym mówił tu, w tym studiu, siedząc na tym fotelu, na którym pan siedzi, przy okazji rocznicy wyzwolenia Auschwitz mówił o żołnierzach ukraińskich, to takie wypowiedzi to przypadek, czy to jest świadoma gra?

Więc właśnie, kiedy mówiłem o niefortunności wypowiedzi pana ministra Schetyny, to przede wszystkim tę frazę miałem na myśli. No przecież według tych kryteriów, które przedstawił pan minister, to można by powiedzieć, że tutaj Polskę wyzwolili Białorusini, bo szedł tu Front Białoruski, Berlin również. Popadlibyśmy w jakąś tutaj aberrację. Tego nie da się rozdzielić, ilu było Kirgizów, ile było Kazachów, ilu Rosjan, ilu Ukraińców. Mówimy o jakimś wspólnym froncie, o koalicji antyhitlerowskiej i naprawdę nie silmy się tutaj na wyliczanie tego w procentach, ile było jakiego narodu udziału w tym zwycięstwie.

Marszałek Sejmu ogłosi datę wyborów prezydenckich, zatem kampania będzie już miała taki formalny charakter. Kandydaci zaczną powoli zbierać podpisy, potrzeba ich 100 tysięcy. Pani Magdalena Ogórek, kandydatka Sojuszu Lewicy Demokratycznej, również te 100 tysięcy podpisów musi zebrać. Wbrew pozorom to nie jest mało, panie marszałku. Czy organizacyjnie Sojusz podoła?

To nie jest mało. To będą moje już dziewiętnaste, a może dwudzieste wybory, w których będę uczestniczyć. Myślę o samorządowych, prezydenckich et cetera, et cetera. To nie jest mało, ale Sojusz Lewicy Demokratycznej to duża siła polityczna, z dużymi, sprawnymi strukturami. I te 100 tysięcy naprawdę to nie jest problem dla nas, żeby zebrać, a jeszcze kiedy kandydatka budzi jednak zainteresowanie, budzi emocje, będzie to tym bardziej łatwe. Więc to jest ten próg wymagany, my będziemy te podpisy zbierać, nie patrząc na ten próg, czyli ja przypuszczam, że znacznie więcej zbierzemy tych podpisów niż te wymagane 100 tysięcy, może 200, może 300. I w ten sposób też będziemy już prowadzić kampanię i zachęcać do tego, żeby wciąż bardziej zainteresowywać wyborców panią dr Magdaleną Ogórek.

Czy do 14 lutego pani Magdalena Ogórek... ta data to jest konwencja wyborcza Sojuszu, czy pani Magdalena Ogórek będzie występowała publicznie, czy będzie odpowiadała na pytania dziennikarzy?

To będzie decyzja Magdaleny Ogórek, ona musi tutaj powiedzieć, kiedy będzie chciała rozpocząć tę kampanię, kiedy rozpocznie tę swoją medialną aktywność. Na razie przygotowujemy się do tej konwencji, która będzie 14 lutego. Wierzę, że będzie to ważne wydarzenie programowe, zaznaczające obecność i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ale wierzę, że i podkreślające wartość tej naszej kandydatki, którą żeśmy zgłosili w tych wyborach, pokaże to duże otwarcie na nowe środowiska Sojuszu Lewicy Demokratycznej. A kiedy pani Magdalena Ogórek rozpocznie taką już aktywność, szerszą aktywność medialną, publiczną, to zależy to od niej, i trudno, żebyśmy my wskazywali jakieś daty. Ona jest kandydatką, cała infrastruktura naszej formacji i ugrupowań społecznych, które z nami współpracują, jest do jej dyspozycji, ale decyzje w tej sprawie ona musi podejmować.

I jeszcze jedna kwestia związana z wyborami, owa mnogość kandydatów, którzy deklarują się jako kandydaci lewicowi, bo to i Janusz Palikot, no i pani Magdalena Ogórek, i pani Anna Grodzka, Ryszard Kalisz być może się zdecyduje, chociaż trochę się wahnął, nie wiadomo, startować, nie startować, zdaje się ta liczba 100 tysięcy podpisów to jest bariera. Ale to nie niepokoi pana jako pewien problem w takim oto znaczeniu, że te głosy rozrzucą się dość mocno i ten procent będzie niewysoki?

Może poprzez punkt a i punkt b odpowiem na to pytanie pana redaktora. No więc punkt a, to kiedy prawica ma iluś kandydatów, to nie robi się z tego żadnego dylematu. Więc jeśli pojawi się jakiś kandydat o konotacjach lewicowych, jakiś inny, to niech się pojawi, przestrzeń demokratyczna jest pojemna. Ale to, że ktoś nazywa się kandydatem lewicowym, wcale nie znaczy, że nim jest. Ale niech próbuje. No i w punkcie b odpowiem tak, że gdy idzie o tych innych kandydatów, których pan redaktor wymienił, to rzeczywiście ten próg 100 tysięcy podpisów, które trzeba zebrać dla tych innych kandydatów, on będzie dużym problemem. I jeśli tutaj osoba, którą pan redaktor wymienił, mówił pan, że ona się jakoś żachnęła, czy...

Wahnęła.

...wahnęła, czy wystartuje, czy nie wystartuje, to ja myślę, że to wahanie płynie z tej niepewności, czy zbierze podpisy, a kiedy już ktoś przystąpi do zbierania podpisów i później okaże się, że nie zebrał, to dopiero jest klops i wstyd dla kandydata. Więc ktoś może powiedzieć, że po dużych rozterkach jednak zrezygnował, ale głęboko jestem przekonany, że płynąć to będzie z niewiary w to, że te 100 tysięcy podpisów zbierze.

Jerzy Wenderlich, Sojusz Lewicy Demokratycznej, wicemarszałek Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej, pewny tego, że wybory, pierwsza tura przynajmniej wyborów prezydenckich odbędzie się 10 maja. Dziękujemy bardzo, panie marszałku.

Dziękuję również.

(J.M.)