Zuzanna Dąbrowska: Naszym gościem jest poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej Dariusz Joński. Dzień dobry.
Dariusz Joński: Dzień dobry pani, witam państwa.
Płaca minimalna to jest jeden ze sztandarowych postulatów europejskich socjaldemokratów, chociaż nie tylko, bo przecież centroprawicowy polityk Jean–Claude Juncker, kiedy jeszcze prowadził kampanię na swoją rzecz, postulował, by w całej Unii Europejskiej obowiązywały te same minimalne pensje we wszystkich dziedzinach. A z kolei przewoźnicy, kiedy przyszli do ambasadora niemieckiego składać list, polscy przewoźnicy składać list protestujący, mówili: dobrze, to jak jesteście tacy dobrzy dla pracowników, to w takim razie płaćcie im 8,5 euro w fabrykach niemieckich i w przedsiębiorstwach niemieckich, które są zlokalizowane w Polsce. No to może rzeczywiście ta płaca minimalna europejska we wszystkich branżach byłaby odpowiedzią dobrą.
To jest propozycja, oczywiście, całej lewicy europejskiej, aby rozpocząć w ogóle dyskusję, bo tego się nie da wprowadzić z dnia na dzień. Te gospodarki, chociażby polska czy niemiecka, czy francuska, różnią się od siebie. Są kraje bardziej rozwinięte i mniej. Jak nawet popatrzymy na płace minimalne od Bułgarii po Luksemburg, to one wynoszą od dwustu, powiedzmy, osiemdziesięciu euro aż po prawie dwa tysiące, a więc w Bułgarii mamy 10–krotnie niższe to najniższe wynagrodzenie niż w Luksemburgu. No, z czegoś to też wynika.
Ale my proponujemy, żeby w tej kadencji, która jest w tej chwili, rozpoczęła się debata i trzeba dążyć do tego, żeby właśnie wprowadzić płacę minimalną w Unii Europejskiej. To jest jednak jedno z najważniejszych narzędzi społecznych. To zostało wprowadzone przecież nie parę lat temu, tylko pierwszą płacę minimalną wprowadzono jeszcze w 1824 roku, więc to już długi czas upłynął, po to, żeby wyrównywać między innymi szanse tych ludzi, którzy wchodzą na rynek pracy, a wiemy, że są zdolniejsi, mniej zdolni, tym, którym się bardziej udaje, tym, którym nie. I chodzi o to, żeby pomagać tym, którym na rynku pracy się nie udaje. Chodzi o to, żeby zarabiali to minimum, które pozwoli na godne życie.
No tak, ale inne jest minimum, jak sam pan powiedział, w bogatych krajach, inne jest minimum w krajach biednych, a w Unii Europejskiej, gdzie są nowe państwa, nowi członkowie, cały czas nowi, mimo że parę lat już minęło, te dysproporcje są szczególnie wyraźne. Kto by miał nam dopłacić do tej pensji minimalnej?
Tak jak powiedziałem, tę dyskusję trzeba rozpocząć. My jako Sojusz Lewicy Demokratycznej rozpoczęliśmy w Polsce w ogóle debatę na temat wprowadzenia godzinowego wynagrodzenia, proponowaliśmy, aby co najmniej (...)
W transporcie.
Nie, nie, mówiliśmy w ogóle...
W ogóle.
...żeby w Polsce wprowadzić minimalne godzinowe wynagrodzenie, bo wprowadzenie przez Platformę tzw. ustawy o elastycznym czasie pracy, ludzie pracują dłużej, a dostają dokładnie tyle samo co wcześniej. Więc zaproponowaliśmy, żeby za godzinę w Polsce było rozliczenie, tak jak to jest w Niemczech, właśnie 8,5 euro. Oczywiście u nas odpowiednio mniej, bo nie jesteśmy tak dobrze rozwiniętą gospodarką. W tej chwili pewnie byłoby to ponad 11 zł, no ale tej debaty Platforma Obywatelska nie chciała. Nie ma takiej woli ze strony rządzących, żeby na ten temat rozmawiać. Pewnie przedsiębiorcy robią i walczą i robią wszystko, żeby w ogóle zdjąć, a najlepiej zlikwidować kodeks pracy, bo dla wielu pracodawców byłoby to pewnie bardzo dobrym rozwiązaniem, tylko dla pracowników pewnie dużo mniejszym. Więc...
No tak, ale to jest wprost żądanie pieniędzy z budżetu państwa, podobnie zresztą jak drugi projekt SLD, czyli wypłaty rekompensat dla tych, którzy stracili na planie Balcerowicza, 400 zł miesięcznie, projekt ustawy gotowy. No, ogromne pieniądze. Jak to się ma do tego, że mamy rok 2015 i kampanię wyborczą?
Zaraz o rekompensatach, tylko powiem, tu nie chodzi o wypłatę z budżetu, tylko chodzi o to, żeby tym ludziom płacić za to, za co przepracowali, bo nie może tak być, że oni pracują zamiast 8 godzin... Przecież kiedyś kodeks pracy mówił o 8 godzinach pracy. Teraz ludzie pracują po 10–12 godzin, ale wcale więcej nie zarabiają (...)
A kodeks cały czas mówi to samo.
No dobrze, ale mówi też o elastycznym czasie pracy, czyli że jednego dnia mogą pracować 12 godzin, a później sobie odbiorą. No, z tym odbieraniem bywa różnie, często nie mogą sobie odebrać, a pracodawca mówi: no dobrze, odbierz sobie, ale możesz stracić pracę. Ciężko dochodzić jakby prawa nawet przed sądem pracy. Krótko mówiąc, ten pracownik zawsze jest poszkodowany w tych relacjach z pracodawcą i po to jest kodeks pracy, po to są związki zawodowe i lewica w Polsce, żeby walczyć o tego pracownika, bo on zawsze jest na tej przegranej pozycji. Co pani powiedziała o zadośćuczynieniu dla ofiar planu Balcerowicza, no, gdyby Platforma z PiS-em w piątek nie przegłosowała projektu ustawy, który jest skierowany dla opozycjonistów, to jest pytanie też, oczywiście, kto jest opozycjonistą według Platformy i PiS-u, o tym ma decydować urzędnik w Instytucie Pamięci Narodowej i...
To dość proste, to się na dokumentach (...)
No, to się okaże, bo tu się okazuje, że to jest grupa ok. 50 tys. osób, która rzekomo działała wtedy w opozycji i oni mają dostawać uznaniowy zasiłek, rentę w wysokości 400 zł miesięcznie przez okres 12 miesięcy z możliwością przedłużenia. No ale jak to się ma do tych ludzi, którzy np. stracili pracę w wyniku likwidacji na masową skalę w latach 89–92 zakładów przemysłowych i PGR–ów? Ja pochodzę z Łodzi, gdzie zlikwidowano wszystkie zakłady włókienniczo–bawełniane, cała Łódź przemysłowa padła, bo według planu Balcerowicza żadne z tych zakładów nie był rentowny. No, nawet jeśli część była nierentowne, to można było wprowadzać plany naprawcze, ale likwidowano zakłady, gdzie pracowało po kilkanaście tysięcy ludzi. I w związku z tym...
A za czasów rządów SLD nie likwidowano PGR–ów? Nie likwidowano zakładów pracy tych popeerelowskich?
Ale ja mówię o latach... Na pewno nie w taki sposób, próbowano ratować jeszcze, co się da, ale przed tym, kiedy Sojusz Lewicy Demokratycznej rządził, to właśnie prawica dorwała się do władzy i likwidowała co się da i zresztą do dnia dzisiejszego Platforma i PSL wychodzi z założenia, że trzeba prywatyzować i likwidować wszystko, co związane z usługami publicznymi również, czyli PKP sprywatyzować, Pocztę Polskę sprywatyzować...
To już się stało.
...sprzedać nawet kolejkę na Kasprowy Wierch, bo nawet to według Platformy bo i PSL-u powinno zostać sprzedane i zlikwidowane. Tutaj jest różnica między Platformą a nami, że my mówimy: stoimy na straży tzw. usług publicznych, dlatego że nie wszystko powinno być zlikwidowane i sprywatyzowane.
A ja mam jeszcze ostatnie pytanie...
Krótko mówiąc, jeszcze wracając do tych...
Bardzo krótko.
...którzy zostali poszkodowani. Otóż uważamy, że to jest sprawiedliwe, bo wśród tych, którzy zostali zwalniani z tych zakładów 89–92 byli też opozycjoniści. Niech dostaną ci, gdzie faktycznie dochód na rodzinę nie przekracza minimalnej emerytury.
Ostatnie pytanie. Kandydatka SLD na prezydenta ile będzie miała podpisów złożonych? Widzieliśmy wczoraj konferencję Prawa i Sprawiedliwości, nie było konferencji SLD na ten temat. Magdalena Ogórek wyjechała do Szczecina. Ile będzie tych podpisów?
Tak, miała wcześniej zaplanowany wyjazd do Szczecina. Jutro składa podpisy. Dwa razy więcej niż zebrano pod kandydaturą prezydenta Komorowskiego. Dwa razy więcej. Mówiono nam, że nie zbierzemy stu tysięcy, zebraliśmy 500 tysięcy, a prezydent Komorowski 250, więc to pokazuje też, że jest po pierwsze mobilizacja w szeregach SLD, ale też pewna akceptacja dla naszej kandydatki. I to jest dobre preludium do tej trzeciej części kampanii, która będzie pewnie najważniejsza.
Zobaczymy, jak te podpisy przełożą się na procenty wyborcze. Bardzo dziękuję za rozmowę. Gościem magazynu był poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej Dariusz Joński.
(J.M.)