Przemysław Szubartowicz: „Nie był człowiekiem spokojnym, ale był człowiekiem rozmowy i dialogu, był po prostu kulturalny”, tak Tadeusza Mazowieckiego wspomina jego przyjaciel i współpracownik, były działacz opozycji, a dzisiaj doradca w Kancelarii Prezydenta Jan Lityński.
Jan Lityński: Tadeusz Mazowiecki był człowiekiem, który całe życie myślał nie tyle o polityce, co o działaniu wśród ludzi, dla ludzi, myślał kategoriami... ja nie lubię dużych słów i Tadeusz Mazowiecki też ich nie lubił, kategoriami dobra ogólnego. Szukał zawsze optymalnych rozwiązań i szukał je wśród ludzi. I był człowiekiem grupy, ale miał taką naturalną umiejętność bycia liderem zawsze tej grupy, ale liderem, który nawet jak miał bardzo zdecydowane zdanie, to nie próbował go narzucać, tylko próbował do niego przekonać.
Kamila Terpiał-Szubartowicz: Człowiek dialogu, właśnie, to jest też określenie, które bardzo często się pojawia. Czyli Tadeusz Mazowiecki jako człowiek, który przede wszystkim słuchał?
Jan Lityński: To było dosyć pozorne, dlatego że Tadeusz Mazowiecki potrafił być bardzo twardy i pozostawać przy swoim zdaniu, jednakże zawsze szukał rozwiązań, które są rozwiązaniami optymalnymi, on uważał, że rozmowa, działanie nie jest, ja bym powiedział to trochę matematycznie, grą o sumie zerowej, że w rozmowie, w dyskusji, w dialogu osiąga się coś więcej niż każdy człowiek z osobna może osiągnąć, że działanie publiczne nie polega na zwyciężaniu, na obcinaniu głów, jak to się bardzo często dzisiaj używa o kimś, kto stracił stanowisko, tylko polega na tym, aby dochodzić do wspólnych optymalnych rozwiązań, nawet wtedy, kiedy się różnimy.
Kamila Terpiał-Szubartowicz: Chociaż sam o sobie mówił, słyszałam taką jego wypowiedź, że jeżeli chodzi o to, jak działał w polityce, to nie zawsze był aniołem.
Jan Lityński: Nie, dlatego że polityka nie jest moralistyką i Tadeusz Mazowiecki nie był moralistą, natomiast to, czego uczył mnie, czego uczył Henryka Wujca, a także Bronisława Komorowskiego, to to, że polityka musi być etyczna, musi być oparta o pewne zasady i wartości i etykę, ale sama polityka jest oczywiście także grą, która nie jest moralistyką.
Kamila Terpiał-Szubartowicz: I dlatego był nawet przerażony tym, co w tej chwili dzieje się w polityce, jak wygląda ten język debaty politycznej?
Jan Lityński: Tadeusz Mazowiecki był bardzo rozczarowany polską polityką, aczkolwiek był zawsze optymistą, był urodzonym optymistą, uważał, że zawsze można dojść do dobrych rozwiązań, niemniej to, co się teraz działo, wielokrotnie to mówił, napawało go i dużym niepokojem, i powiedziałbym momentami przerażeniem. Tadeusz Mazowiecki był bardzo wrażliwy i był bardzo łatwy do uderzenia wtedy, kiedy spotykał się z brakiem zrozumienia i, nie zawaham użyć się tego słowa, chamstwem. Wobec niego ostatnio nawet wiele razy wobec niego bardzo chamskie tekst i chamskie ataki na niego. Na to był bardzo wrażliwy, Tadeusz Mazowiecki z trudem wychodził z takich tekstów, w których ktoś brutalnie go uderzał.
Kamila Terpiał-Szubartowicz: Do tej pory jest uderzany, używając takiego języka, przez niektórych, jeżeli jest mowa o grubej kresce czy grubej linii, o której mówił Tadeusz Mazowiecki. To bardzo często jednak i cały czas powraca, bo jest takim chyba najbardziej rozpoznawalnym tekstem, jeżeli można powiedzieć, Tadeusza Mazowieckiego.
Jan Lityński: Tak, tekstem, który przez wielu ludzi, przez jego przeciwników był niezrozumiały, to hasło grubej linii, które on zgłosił, było hasłem, abyśmy rozliczali jego rząd z jego dokonań, a przeszłość odkreślamy grubą linią. Nie miało to znaczenia tego, że zapominamy o przeszłości i że wobec przeszłości wszyscy jesteśmy (...)
Kamila Terpiał-Szubartowicz: Ja też pamiętam Tadeusza Mazowieckiego, bardzo często przychodził do Sejmu na wszystkie ważniejsze wydarzenia, które się tutaj działy. I to był człowiek, który zawsze się zatrzymał, jeżeli był o to poproszony, zawsze porozmawiał z dziennikarzami, chętnie mówił o tym, co uważa. Zawsze był taki otwarty? Bo ja go tak odbieram.
Jan Lityński: Mazowiecki był ciekawy ludzi i w związku z tym lubił rozmawiać z ludźmi. Nie był bardzo otwarty, on nie był człowiekiem wylewnym, natomiast jeżeli miał do kogoś zaufanie, to miał do kogoś zaufanie bezgraniczne. I to bardzo podnosiło samopoczucie człowieka, moje przynajmniej, rozmowa z nim.
(J.M.)