Czwórka Blog - baner
BLOG - Czwórka - Muzyczny

SAM BINGA - Wasted Days (Critical Music)

Ostatnia aktualizacja: 18.09.2015 21:00

SAM BINGA
Wasted Days
Critical Music
Pochodzący z Bristolu Samuel Simpson to jedna z najważniejszych, najzdolniejszych i najbardziej wszechstronnych postaci zbasowanej sceny klubowej. Ponad dekadę temu, jako Baobinga (a także Pablo Beatz) zaczynał od breakbeatowo-garage'owych brzmień. Wraz z Edem I.D, pod szyldem The Big Monster, tworzył breakbeat o mentalności techno, a w ramach duetu Behling & Simpson już bardziej house'owe, deepowe utwory. Po drodze mieliśmy jeszcze dubstepowo-garage'owe produkcje jako Skinnz, bardzo rozrywkowy i imprezowy album The Body Snatchers (w duecie z Ginzem), a w roku 2011 barwną, wyborną, choć trochę niedocenioną płytę "Joint Ventures", stworzoną z udziałem takich gości jak Scratcha DVA, Kowton, Guido, Mensah, Hyetal, Untold, Roska czy Kahn. Wraz z rozwojem klubowych brzmień, wraz z pojawianiem sie nowych gatunków i trendów, ewoluowała i rozwijała się również muzyka Brytyjczyka. To, co jednak pozostało niezmienne - to zacięcie do oryginalnych, porywających rytmów oraz potężnie brzmiących, wgniatających w ziemię beatów.
Tak również jest na jego najnowszej płycie, tym razem nagranej jako Sam Binga, i będącej najpełniejszą, najbardziej imponującą muzyczną wypowiedzią naszego bohatera. Co więcej, to jedna z najlepszych, najciekawszych i najbardziej wybuchowych klubowych płyt tego roku. Co prawda, opublikowana przez znaną i szanowaną wytwórnię drumandbassową, ale dobitnie pokazująca, że w roku 2015 sztywne gatunkowe podziały, i takie również myślenie o muzyce, nie ma najmniejszego sensu.
Owszem, drum & bass na "Wasted Days" jest obecny, jednak spuszczony z łańcucha schematów, brzmi niczym futurystyczny hip-hop, przy którym zawstydzić mogliby się sami The Neptunes czy Timbaland. Mamy tu również footworkową gorączkę, która z pewnością uraduje posiadaczy t-shirtów z napisem "Teklife" - podkręconą jednak mocnym basem i złamaną jungle'owymi beatami. Jest także grime, dancehall, dub i kto wie co jeszcze, a to wszystko dopełnione doskonałymi wokalami i rymami takich gości jak Rider Shafique, Redders, Fox, Warrior Queen, Slick Don, TT The Artist, Chimpo czy Romaine.
Album Bingi wręcz kipi od pomysłów, a większość utworów to niepowstrzymane klubowe petardy. Są tu również delikatniejsze, bardziej deepowe momenty, i to z nich właśnie nasz bohater jest najbardziej dumny. Słusznie, bowiem "Greatest Distance" oraz "Stormy Weather" pięknie wpisują się w tradycję tzw. "Bristol soundu" (Smith & Mighty, Massive Attack) i pokazują wymownie jakże doskonałym i dojrzałym twórcą stał się Brytyjczyk.
Zainspirowany post-drumandbassowanymi poszukiwaniami Om Unita, Sam Binga odkrył i stworzył się tu na nowo. Wykreował własny, niezwykle oryginalny muzyczny świat, za to całemu światu solidnie skopał przy tym tyłek.
4,5 / 5
Marcin "Harper" Hubert

P.s. Dobra wiadomość jest taka, że "Wasted Days" będzie wkrótce naszą Płytą Tygodnia w Czwórce, a Wy materiał ten będziecie mogli zdobyć w naszych konkursach.