Drugi obieg
Section05
Section21

Kontrolować, inspirować, zapobiegać. Wydawnictwa niezależne na celowniku bezpieki

Polskie Radio
Izabella Mazurek 26.01.2015

Tajna policja polityczna w PRL (najpierw Urząd Bezpieczeństwa, od 1957 roku Służba Bezpieczeństwa) od początku swojego istnienia zajmowała się ściganiem osób, które za pomocą słowa pisanego zamierzały walczyć o niepodległość kraju.

W połowie lat 70. wzrosła ilość niezależnych wydawnictw oraz czasopism, co spowodowane było powstaniem zwartych środowisk opozycyjnych w kraju (m.in. Komitet Obrony Robotników, Komitet Samoobrony Społecznej KOR, Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Konfederacja Polski Niepodległej, Studenckie Komitety Solidarności, Wolne Związki Zawodowe). SB, zgodnie z dotychczasową pragmatyką pracy operacyjnej, zakładała na poszczególne oficyny czy tytuły tzw. "sprawy obiektowe”, a na osoby z redakcji, publicystów, drukarzy i kolporterów – "sprawy operacyjnego sprawdzenia” lub "sprawy operacyjnego rozpracowania”.
Od kwietnia 1976 roku aparat bezpieczeństwa próbował zmienić taktykę postępowania wobec rodzącej się opozycji. Ciężar prowadzonych przedsięwzięć miał zostać przerzucony na profilaktykę, informację, rozpoznanie i nękanie przeciwnika, a nie, jak dotychczas, na doprowadzenie inwigilowanych przed oblicze sądu, co powodowało reperkusje za granicą lub eskalację napięcia i konfliktów w kraju. Najdobitniej tę taktykę podsumował gen. Adam Krzysztoporski, dyrektor Departamentu III MSW zwalczającego opozycję, mówiąc na jednej z narad, że przecież ich "w Wiśle nie potopimy”. Podobnie postępowano wobec redakcji czasopism drugoobiegowych, a szczególnie jej kanałów kolportażowych, wokół których tworzyły się struktury opozycji.  
Naczelnym zadaniem, jakie przyświecało SB stało się kontrolowanie kolportażu oraz procesu poligraficznego. To skutkowało infiltracją dosyć szerokiego grona członków opozycji. Co więcej, bezpieka tolerowała, a nierzadko wręcz inspirowała zakładanie oficyn wydawniczych, traktując je, jako początek głębszego wnikania w struktury opozycji. Wspomniany Krzysztoporski szedł dalej w swoich rozważaniach na temat metod zwalczania podziemia,  rozważając wręcz ich… legalizację.
Inny pogląd miało jednak kierownictwo SB - Bogusław Stachura, gen. Władysław Ciastoń, gen. Mirosław Milewski czy gen. Czesław Kiszczak. Według nich tylko likwidacja wszelkiej działalności antysocjalistycznej, w tym drugiego obiegu, mogła okazać się skuteczna dla ocalenia socjalizmu w Polsce.
Cele infiltracji, kontroli oficyn drugoobiegowych realizowano za pomocą starannie dobranej agentury. Oto kilka przykładów wydawnictw infiltrowanych przez tajnych współpracowników (TW) Służby Bezpieczeństwa: Krakowska Oficyna Studentów i Konsorcjum Niezależnych Wydawnictw (TW "Monika”, ”Waldek”), Oficyna Liberałów (TW "Ketman”, "Zbyszek”, "Tomek”, "Return”), Wydawnictwo Konstytucji im. 3 maja i Wydawnictwo Myśl (TW "Rybak”, "Jan Lewandowski”, "Stanisław Wysocki”, "Zaniewski”, TW "Anka”), koniński "Robotnik” (TW "Bronek”, "Zygmunt”, "Bogumił”) czy Serwis Informacyjny NZS SGGW-AR oraz "BOK. Studenckie Pismo Satyryczno-Literackie” (TW "Joanna”).
Do środowiska tego przenikali również funkcjonariusze SB na etatach niejawnych, o czym świadczyły przypadki Mariana Kotarskiego vel Leszka Pękalskiego (kadrowego oficera Departamentu II MSW, od 1984 do 1988 roku na etacie niejawnym, szefa Oficyny Wydawniczej "Rytm”) czy Janusza Molki (TW "Majewski”, "C-15”, "Romkowski”, potem oficer kadrowy SB na etacie niejawnym, używający ps. "Nowak”). Do sieci agentury zaliczała się także rzesza drukarzy i kolporterów, co ułatwiało SB monitorowanie, a co najważniejsze inspirowanie konkretnych działań operacyjnych.
O tym, jak agenci budowali swoją pozycję w podziemiu Molke opowiadał Bogdanowi Rymanowskiemu: "Współpracowałem z czołowymi oficynami: Kręgiem, Nową, Przedświtem. Miałem świetną opinię, bo zawsze rozliczałem się co do grosza. To budowało moją pozycję, bo kanty w kolportażu były plagą. Wielu podziemnych wydawców nie mogło doliczyć się kasy z terenu”.

SB posługiwała się również fałszywkami, których wiele trudno dziś zidentyfikować, lecz ich liczba stale rośnie i pokazuje, że był to kolejny sposób zmierzający do dezintegracji środowiska, eliminowania niewygodnych osób, czy prób penetrowania siatek kolportażu.
Wprowadzenie stanu wojennego na krótko zahamowało rozwój prasy drugoobiegowej. W regulacjach prawnych tego okresu pojawiły się kary za prowadzenie nielegalnych drukarń, kolportażu, czy redagowanie periodyków poza cenzurą. Powróciła restrykcyjna polityka władz, a zapisy karne brzmiały jak echo Małego Kodeksu Karnego czy Kodeksu Karnego Wojska Polskiego z lat 40. Kary - od roku do dziesięciu lat więzienia - zgodnie z dekretem z 12 grudnia 1981, groziły za rozpowszechnianie wiadomości (również za pomocą druku), które miały na celu  "osłabienie gotowości obronnej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej” oraz za sporządzanie, gromadzenie, przechowywanie, przewożenie, rozsyłanie pism. Generał Władysław Ciastoń optymistycznie twierdził, że po wprowadzeniu stanu wojennego funkcjonariusze SB mieli już tylko nie pozwolić na odtworzenie tego ruchu wydawniczego. Plan okazał się niemożliwy do realizacji. Siła oddolnej inicjatywy była zbyt duża, gazetki stały się realnym i widocznym znakiem trwania w oporze przeciwko władzy, choć ich rzeczywisty zasięg był dosyć mocno ograniczony.
SB zatem śledziła i dekonspirowała kolejne punkty druku i kolportażu, znakowała sprzęt poligraficzny, kontrolowała szlaki przerzutowe, starała się mieć jak najlepsze rozeznanie w redakcjach gazet drugiego obiegu, wpływać na treści i zasięg oddziaływania prasy.     Rozpracowanie redakcji gazet, dziennikarzy, publicystów prowadzono zazwyczaj w ramach większych operacji przeciwko opozycji. Dlatego też nie należy się dziwić niewielkiej ilości spraw zachowanych na same redakcje gazet drugoobiegowych. Przykładowo w latach 1981-1987 w Warszawie było ich tylko sześć, a w całym kraju zaledwie 23.
Kierownictwo Służby Bezpieczeństwa wiedziało, że jest bezsilne w rozpracowaniu osób zajmujących się nielegalnym wydawaniem czasopism. W czerwcu 1987 roku oceniano, że od wprowadzenia stanu wojennego ukazało się łącznie 1759 tytułów prasowych, z czego w okresie analizy istniało jeszcze 411 z nich. Funkcjonariusze Departamentu III MSW wskazywali, że w ramach spraw operacyjnych objęto rozpracowaniem 241 czasopism, tj. 58 proc. spośród wszystkich czasopism i tylko wspomniane 23 oficyny wydawnicze, co dawało zaledwie 15,2 proc. ogółu funkcjonujących wydawnictw. Konkludowano  ostro i jednoznacznie, że "obszar niewiedzy o działalności przeciwnika na odcinku propagandy jest stanowczo zbyt duży”. Zdaniem autorów dokumentu z Departamentu III MSW powodem tego stanu rzeczy były płytkie, powierzchowne i niestaranne analizy dokonywane przez poszczególnych funkcjonariuszy SB oraz niechęć do zakładania spraw operacyjnych. Niezwykle trzeźwo brzmiała ocena dotycząca polityki karno-represyjnej prowadzonej przez władze wobec niezależnych wydawnictw w latach 1982–1986. Stwierdzano, że "nie stanowiła ona w pełni skutecznej tamy dla tej działalności”. Sugerowano unikanie spektakularnych działań, takich jak zamykanie drukarń i aresztowanie drukarzy uznając, że powodowało to krótki, mało pragmatyczny sukces nie pozwalający na głębokie penetrowanie środowiska.
Analitycy Departamentu III MSW stwierdzali, że metody walki z nielegalnymi wydawnictwami prowadzone przed stanem wojennym przynosiły większe  możliwości neutralizowania poczynań podziemnej poligrafii, poprzez zdobywanie bardziej szczegółowych informacji niż taktyka stosowana podczas stanu wojennego i tuż po jego zakończeniu.
Inna była ocena działalności niezależnego ruchu wydawniczego dokonana w MSW w listopadzie 1988 roku. Stwierdzano wówczas, że doszło do znacznego zahamowania produkcji wydawniczej w kraju. Jedną z przyczyn był wzrost cen wielu publikacji, w tym czasopism, co doprowadziło do sytuacji zawężenia kręgu ich odbiorców. Czytelnikami pozostał mały krąg opozycjonistów i sympatyków. Dlatego SB starała się realizować konsekwentnie politykę dezintegracji redakcji oraz organizacji systemu kolportażu, która jeszcze bardziej osłabiała struktury opozycji. Wybiórczo dokonywano przeszukań, czy zatrzymań poszczególnych osób, a potem kierowano wnioski do kolegiów ds. wykroczeń, nakładające wielotysięczne kary pieniężne.
Na początku 1989 roku aparat bezpieczeństwa dopasowywał cele swoich działań wobec niezależnego ruchu wydawniczego do zmieniającej się sytuacji politycznej w kraju. Kładziono nacisk na izolowanie i ograniczanie dostępu do środków finansowych i zaplecza poligraficznego, oraz odseparowanie poligrafii od nielegalnych struktur opozycyjnych, co miało powodować ich eliminację. Najważniejsze jednak, że w działaniach SB dopuszczano możliwość, wzorem zalegalizowanej w połowie 1987 roku "Res Publiki”, do powiększenia grupy legalnych periodyków o kolejne tytuły: "Wezwanie” (Warszawa), "Obecność” (Wrocław), "Arka” (Kraków). W ten sposób nielegalna poligrafia miała stracić rację bytu.
Wydawnictwa kierowane przez agentów czy funkcjonariuszy SB, dysponujące dobrym parkiem maszynowym, siecią kolporterską, bogactwem tytułów uwłaszczały się i wchodziły na tworzący się rynek prasowo-poligraficzny w III RP z bogactwem inwentarza, stając się atrakcyjnym i ważnym jego "graczem”. Inne podmioty zależnie od swoich sympatii politycznych albo legalizowały swoją działalność i upadały, albo były tak długo zwalczane, że nie udawało się im przetrwać w nowej sytuacji politycznej. Powiodło się niewielu.
dr Sebastian Ligarski, Instytut Pamięci Narodowej

  • Zobacz więcej na temat:
Polecane serwisy:      
Patron główny:
Współpraca:    
Section49