Pekin 2015

Pekin 2015: Wojciechowski ma już niezłą kolekcję trofeów. "Brakuje tylko medalu olimpijskiego"

Ostatnia aktualizacja: 24.08.2015 18:20
Paweł Wojciechowski po zdobyciu w Pekinie brązowego medalu mistrzostw świata w skoku o tyczce przyznał, że niedosyt pozostał. Zawodnik cieszy się jednak z krążka i zapowiada, że w kolekcji brakuje mu już tylko medalu olimpijskiego. Na najniższym stopniu podium stanie razem z Piotrem Liskiem.
Audio
  • Wojciechowski bardzo żałował, że nie pokonał poprzeczki zawieszonej dziesięć centymetrów wyżej (IAR)
  • Wojciechowski cztery lata temu w Daegu Korei Płd. wywalczył mistrzostwo świata, ale jego trener Wiesław Czapiewski ocenia, że brąz w Pekinie również jest wielkim sukcesem (IAR)
Paweł Wojciechowski zna już smak mistrzostwa świata, dlatego też mógł czuć się nieco rozczarowany brązem w Pekinie
Paweł Wojciechowski zna już smak mistrzostwa świata, dlatego też mógł czuć się nieco rozczarowany brązem w PekinieFoto: PAP/EPA/ROLEX DELA PENA

- Niedosyt pozostał, bo to nie jest pierwsza pozycja, ale i tak jestem bardzo szczęśliwy - przyznał.

To drugi medal mistrzostw globu w karierze Wojciechowskiego. Cztery lata temu w Daegu wywalczył złoto.

- Niezła się robi już z tego kolekcja i oby tak dalej. A w przyszłym roku igrzyska w Rio. Brakuje mi tylko medalu olimpijskiego – wspomniał wicemistrz Europy z Zurychu (2014).

Czytaj dalej
lisek 1200.jpg
Pekin 2015: brązowe medale Liska i Wojciechowskiego. Lavillenie kolejny raz bez złota

Miejsce na podium w Pekinie to jednak nie tylko zasługa samego zawodnika i jego trenera Romana Dakiniewicza. To także praca z psychologiem Zdzisławem Sybilskim i Centrum Osteopatii w Poznaniu.

- To wszystko mi bardzo pomaga. Wychodzę na stadion z bojowym nastawieniem. Stresowałem się całą niedzielę i od rana w poniedziałek, ale jak znalazłem się na obiekcie to tak, jakby cały ciężar spadł mi z pleców. Wiedziałem, po co tutaj przyjechałem. Zrobiłem swoje - opowiedział.

Do Centrum Osteopati trafił przypadkiem, gdy wszystkie inne metody, łącznie z wizytą w Monachium u słynnego lekarza Hansa-Wilhelma Muellera-Wohlfartha, nie pomagały.

- Marcin Ganowski okazał się niesamowitym specjalistą. Ma ręce, które leczą i właściwie nie mogę tego wytłumaczyć. Kiedy się pojawiają, nagle znikają wszystkie bóle. Nie wiem, co się dzieje. To za każdym razem czary - podkreślił rekordzista Polski.

Duże znaczenie miała sama koncentracja.

- Dwa najważniejsze skoki udało mi się oddać w pierwszej próbie. Na 5,90 zabrakło bardzo niewiele i jestem teraz trochę zły na siebie, ale to mija, jak sobie uświadamiam, że jestem trzecim człowiekiem na świecie - przyznał.

Na ostatnią próbę w konkursie Wojciechowski zaryzykował. Wziął twardszą tyczkę.

- Teraz można gdybać, że może trzeba było po nią sięgnąć wcześniej. To najtwardsza tyczka, jaką w życiu skakałem. Nie było zawahania. Trzeba teraz wyciągnąć wnioski, bo przecież sezon się jeszcze nie skończył i warto powalczyć o rekord życiowy - dodał.

Pekiński krążek jest - jak przyznał - najbardziej przemyślanym i świadomym w jego karierze.

- Bo cztery lata temu w Daegu to był wypadek przy pracy. Rok temu w Zurychu w mistrzostwach Europy wprawdzie medal wywalczyłem, ale nie był do końca świadomym. Ten jest właśnie takim. Doskonale wiem, jaką pracę wykonałem i po co. I przede wszystkim - dzisiaj wierzę. Mam brąz a świat stoi otworem i trzeba tych dwóch chłopaków dogonić - zaznaczył.

Na najniższym stopniu pekińskiego podium stanie aż trzech tyczkarzy: Wojciechowski, Lisek i rekordzista świata Francuz Renaud Lavillenie.

- Jakoś będzie trzeba się zmieścić. Piotrek jest najwyższy, ja niewiele niższy od niego, a Renaud... gdzieś tam będzie musiał stanąć. Tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Będzie nas pięciu na podium. Pewnie trochę abstrakcyjnie, ale ja płakać nie będę - powiedział.

Biało-czerwona ekipa po trzech dniach rywalizacji ma cztery medale. Wcześniej w rzucie młotem złoto wywalczył Paweł Fajdek (Agros Zamość), a brąz Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok).

Źródło: PZLA/x-news

ps

Zobacz więcej na temat: Lekkoatletyka Pekin 2015

Czytaj także

Pekin 2015: we wtorek medal Kszczota? Jest w życiowej formie

24.08.2015 17:29
Zbigniew Król, trener Adama Kszczota, który we wtorek wystąpi w finale lekkoatletycznych mistrzostw świata w Pekinie w biegu na 800 m, uważa, że jego podopiecznego stać na medal. Jest w życiowej formie i może uzyskać wynik nawet poniżej minuty i 43 sekund.
Adam Kszczot
Adam KszczotFoto: EPA/SRDJAN SUKI

- Adam jest mocny - fizycznie i psychicznie. Miejsce na podium nie będzie zależało wyłącznie od jego aktualnej dyspozycji, ale także od szczęścia - ocenił wieloletni szkoleniowiec.

To właśnie pod jego okiem największe sukcesy odnosił także Paweł Czapiewski. - Adam na treningach osiąga już lepsze wyniki. Dlatego uważam, że jest w stanie nawet poprawić rekord Polski (1.43,22 - red.) - dodał.

Zdaniem Króla, szansa Kszczota jest w tym, aby bieg finałowy był szybki. Wówczas jest on w stanie wytrzymać tempo, a z szybkością na końcówce nie powinno być problemu. Nie bierze jednak pod uwagę sytuacji, że to mistrz Europy poprowadzi bieg.

SERWIS SPECJALNY
stadion Pekin 1200 F.jpg
Pekin 2015

- To jest wykluczone. Jeżeli to zrobi, to wtedy może być bez medalu. Osoba prowadząca zawsze traci więcej energii. To są mistrzostwa świata, w finale każdy chce wygrać. Jedynym zawodnikiem, który w takiej imprezie mógłby poprowadzić bieg od początku do końca to David Rudisha. Adam aż tak mocny nie jest - podkreślił trener.

Najgroźniejszym rywalem może być Bośniak Amel Tuka, który ma najlepszy tegoroczny wynik - 1.42,51.

- On wygląda na bardzo mocnego. Ma piekielny finisz. Przed rokiem w mistrzostwach Europy trzeciego biegu nie wytrzymał, ale teraz wygląda bardzo dobrze. Rudisha też może namieszać. W półfinale zrobił co chciał, dyktował warunki - powiedział Król.

Finał 800 m - we wtorek o godz. 14.55 czasu polskiego. Po raz ostatni na podium mistrzostw świata stanął w 2001 roku w Edmonton Czapiewski. Z Kanady przywiózł brąz.

bor