Redakcja Polska

Koniec procesu b. członków Falangi oskarżonych o atak terrorystyczny na Ukrainie

11.03.2020 10:34
Przed sądem w Krakowie dobiegł końca proces trzech działaczy skrajnie prawicowej organizacji Falanga, którzy w lutym 2018 roku usiłowali podpalić na Ukrainie węgierski dom kultury. - To było działanie o charakterze terrorystycznym, które miało zdestabilizować sytuację na Ukrainie - mówił prokurator Mariusz Sadło. Wyrok w sprawie ma zapaść pod koniec marca. 
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjneShutterstock

W lutym 2018 roku Adrian M. i Tomasz Sz. na zlecenie Michała P., próbowali przy pomocy koktajlu Mołotowa podpalić budynek Towarzystwa Kultury Węgierskiej w miejscowości Użhorod na Ukrainie. Adrian P. rzucił butelką z benzyną, kiedy Tomasz Sz. filmował akcję. Sprawcom nie udało się podpalić budynku, a uszkodzili jedynie fragment elewacji. Dzięki nagraniom z kamer monitoringu sprawców zdarzenia udało się szybko ująć. 

W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że mężczyzn zwerbował Michał P., który dał im telefony i po dwa tysiące złotych za wykonanie zlecenia. Organizator zeznał, że przeprowadzenie akcji nie było jego pomysłem, a głównym inspiratorem był niemiecki dziennikarz Manuel Ochsenreiter, który w tamtym czasie współpracował z deputowanym do Bundestagu Markusem Frohnmaierem ze znanej z prorosyjskich sympatii partii Alternatywa dla Niemiec (AfD).

Michał P. zeznał, że pierwszy raz z Ochsenteiterem spotkał się w Warszawie w trakcie konferencji w Instytucie Geopolityki. Potem niemiecki dziennikarz skontaktował się z nim na początku 2018 roku, proponując atak na węgierski dom kultury w Użhorodzie. Obaj mężczyźni mieli się spotkać później w Berlinie, gdzie Ochsenreiter wręczył Michałowi P. 1000 euro na przeprowadzenie akcji, a kolejne 500 euro przesłał ukryte w książce do Krakowa. Po ataku na instytucje Michał P. przesłał plik z nagraniem z ataku Ochsenreiterowi.

Źródło ataku na Kremlu?

W trakcie ostatniej rozprawy prokurator Mariusz Sadło wniósł o przesłuchanie przed sądem nowego, anonimowego świadka, który miał poinformować śledczych o działaniach destabilizacyjnych prowadzonych przez Rosję na Ukrainie. Oskarżyciel wnioskował, by sąd dołączył do akt nagrania rozmów telefonicznych i materiały ABW. Jak argumentował, wskazują one na powiązania Manuela Ochsenreitera z rosyjskimi służbami i są kolejnym elementem prowadzenia przez Rosjan wojny hybrydowej na Ukrainie, jednak ostatecznie sąd pominął ten dowód. - Dokonując próby podpalenia, oskarżeni dążyli do pogłębienia konfliktu między Ukraińcami a mniejszością węgierską. Chodziło o przedstawienie Ukraińców jako prześladujących mniejszość węgierską, a Ukrainę jako państwo niepotrafiące zapewnić im ochrony - zaznaczał prokurator. - Ten atak wpisywał się w ciąg działań Rosji wobec Ukrainy. Celem było wewnętrzne osłabienie Ukrainy i ten czyn zmierzał do zdestabilizowania sytuacji w tym kraju. To nie było działanie w interesie Polski. To nadało temu przestępstwu charakter terrorystyczny - uzasadniał.

Prokurator zażądał dla Michała P. 4,5 roku więzienia, dla Tomasza Sz. - 1,5 roku, a dla Adriana M. - 11 miesięcy w zawieszeniu na 4 lata. Ten ostatni zdecydował się na współpracę ze śledczymi i wskazał pozostałych oskarżonych oraz opowiedział o przebiegu ataku.

Nieuchwytny dziennikarz

Tymczasem z informacji, do których dotarła Gazeta Wyborcza, wynika, że polska prokuratura wszczęła postępowanie przeciwko Manuelowi Ochsenreiterowi. Chodzi o zlecenie ataku w Użhorodzie polskim nacjonalistom.

- Na razie śledztwo jest zawieszone - powiedział "Wyborczej" prokurator Mariusz Sadło. Powodem jest brak kontaktu z niemieckim dziennikarzem, który według informacji niemieckiej gazety "Neues Deutschland" ma rozsiewać informacje, jakoby przebywał obecnie w Afryce.

krakow.wyborcza.pl/dad