X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zacznie obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Informacyjna Agencja Radiowa

Liban. Tragedie nie rzucają się w oczy

Ostatnia aktualizacja: 18.09.2013 15:46
Bejrut tętni życiem. Gdyby nie patrole wojska i policji, punkty kontrolne i informacje w mediach, trudno byłoby się zorientować, że kilkadziesiąt kilometrów dalej, w Syrii, toczy się wojna. Ale jej skutki dotarły także do stolicy Libanu. Tyle, że nie rzucają się w oczy za pierwszym razem.
Liban. Tragedie nie rzucają się w oczy
Foto: IAR/Wojciech Cegielski

Al Hamra to jedna z głównych ulic handlowych Bejrutu. Sklepy światowych marek kuszą tu promocjami na wystawach. Ale prawdziwa rewia mody następuje dopiero po zmroku. Gdy upał odpuszcza, kawiarnie, restauracje i puby zapełniają się tłumem Libańczyków. Młodzi chłopcy w modnych jeansach i koszulkach polo, a dziewczyny albo wyrozbierane, w letnich sukienkach i szortach albo w długich spódnicach i chustach, ale tylko tych najmodniejszych.

W tłumie „bejruckiej złotej młodzieży” giną nieliczni obecni na Hamrze żebracy. Młoda kobieta z trójką dzieci nie narzuca się. Słabym głosem prosi o pieniądze. Uciekła z Syrii, a jej mąż zginął w nalocie bombowym. Zatrzymała się na przedmieściach Bejrutu u dalekich krewnych. Nie ma pracy, może tylko żebrać. Bardzo niechętnie odpowiada na pytania. Sprawia wrażenie, jakby wstydziła się swojego wygnania.

Syryjskie rejestracje samochodów to w centrum Bejrutu codzienność. Czekając niedawno na mojego kierowcę, naliczyłem kilkanaście syryjskich aut. Niedaleko mojego hotelu codziennie stała stosunkowo nowa Toyota Landcruiser z Damaszku. Jej właściciel zapewne uciekł z Syrii, ale w Bejrucie udało mu się rozkręcić interes. Takich osób jest zresztą niemało. Niektóre syryjskie samochody śmiało mogłyby pokazać się w najdroższych dzielnicach Dubaju czy Nowego Jorku. Ale bogaci Syryjczycy, tak jak żebraczka z Hamry, też nie chcą rzucać się w oczy.

foto:
foto: IAR/Wojciech Cegielski

Libańczycy z kolei to naród bardzo gościnny. Wielu z nich ma krewnych w Syrii. Gdy krewni ci uciekają z domów, często pukają właśnie do libańskich domów. Ale po przeszło dwóch latach wojny, niektórym Libańczykom kończy się cierpliwość. Syryjscy krewni mieli u nich gościć kilka tygodni, a są już dwa lata. Nie pracują, nie zarabiają na utrzymanie domu.

Joseph, chrześcijanin ze wschodniej dzielnicy Bejrutu właśnie dowiedział się, że przyjeżdża do niego dalsza rodzina z Syrii. Ma poważny kłopot. Jego ojciec chce, by przyjąć Syryjczyków, a żona mówi „nie”. Narzeka, że i tak jest zmęczona obowiązkami, a z chwilą przyjęcia gości, nie będzie miała już ani chwili wytchnienia.

Są i radykałowie, tacy jak Nabil, taksówkarz, który wiózł mnie do syryjskiej ambasady. „Gdyby w Ameryce rządził George Bush, już dawno zrzuciłby bomby i byłoby po sprawie”.

Wojciech Cegielski z Bejrutu