Od "Iliady" do Bolta - najszybsi ludzie na świecie

polskieradio.pl
Marcin Nowak 03.08.2012
Zdjęcie Usaina Bolt na parlamencie angielskim
Zdjęcie Usaina Bolt na parlamencie angielskim, foto: PAP/EPA/Rolf Vennenbernd

Przed nami najważniejsza lekkoatletyczna konkurencja igrzysk. W tym roku emocje przed biegiem na sto metrów podgrzewają niedawne porażki złotego medalisty z Pekinu, Usaina Bolta z reprezentacyjnym kolegą, Yohanem Blakem.

Wygranie tej konkurencji daje więcej niż tylko najwyższe miejsce na podium. Kto pierwszy przekracza metę w biegu na sto metrów, zyskuje sławę najszybszego człowieka na świecie. A jeśli przy tej okazji zostanie pobity uprzedni rekord, zwycięzca biegu przesunie o kilka setnych dotychczasową granicę ludzkich możliwości.
Nim poznamy najszybszego człowieka świata, warto sobie uzmysłowić, że mamy do czynienia z jedną z najstarszych dyscyplin sportowych w ogóle. Wydaje się, że starożytni, choć nigdy nie byli w stanie zmierzyć czasu swoim sprinterom, pasjonowali się biegami nie mniej od nas. Już w Iliadzie czytamy o herosach, którzy ścigali się na igrzyskach pogrzebowych ku czci Patroklosa. Bieg krótki stał się pierwszą (i na wiele dziesięcioleci jedyną) konkurencją w programie starożytnych igrzysk olimpijskich, rozgrywanych od ok.776r p.n.e. aż po początki średniowiecza. Choć tryumfator otrzymywał jedynie oliwny wieniec, mógł liczyć na wdzięczność swoich współobywateli. Zwycięzcy dostępowali uroczystego wjazdu do miasta, który odbywał się przez specjalnie wykuwany wyłom w murze. Zwalniano ich z podatków i żywiono na koszt państwa. Na ich cześć wystawiano pomniki, pisano pieśni. Wyłącznym honorem dla zwycięzcy krótkiego biegu było to, że jego imię nosiła następna olimpiada, czyli czteroletni okres pomiędzy kolejnymi igrzyskami.
Zanim dostąpiło się zaszczytów, należało zostać pierwszym. Zasady współczesnej dyscypliny, choć tworzone na klasycznych wzorach, różnią się od nich w wielu punktach. Mimo miłości do greckiej kultury, w purytańskiej Anglii przełomu XIX i XX wieku bieganie nago było zupełnie nie do pomyślenia. Gdy dzisiejszych zawodników wspiera coraz doskonalsze obuwie, antyczny sprinter biegał na bosaka. Jedynie nieliczne wazy ukazują zawodników noszących specjalne sandały. Odmienny był również dystans. Sprinter musiał przebiec odległość jednego stadionu, klasycznej miary wynoszącej w przybliżeniu wynoszącej ok. dwieście metrów. Bieżnia, z której korzystali atleci w Olimpii była prosta i miała 192 metry długości. W wypadku konkurencji długodystansowych biegano w tę i z powrotem. Zawodnicy rozpoczynali bieg na stojąco, z kamiennego progu z wyżłobieniami na palce (tzw. balbis). Wszystko wskazuje, że stosowany obecnie start niski był wówczas zakazany.
Dążono do uzyskania obiektywnego wyniku. Stosowane od kilku lat przepisy są bardzo surowe i karzą dyskwalifikacją za falstart. Grecy wymierzali sprawiedliwość po swojemu – biegacz, który łamał reguły agonu, karany był chłostą. Wiemy także, że na antycznych stadionach budowano niekiedy bramki startowe, zwane hysplex. Dzięki temu skomplikowanemu (jak na owe czasy) mechanizmowi można było jednym pociągnięciem sznurka uwolnić wszystkich zawodników.
Ci, którzy mieli możliwość zaprezentowania się na olimpijskiej bieżni, byli wyselekcjonowani spośród chętnych zgłaszających się na miesiąc przed zawodami. Mimo eliminacji, biegi pozostawał najliczniej obsadzonymi konkurencjami. W finale startować mogło aż dwudziestu dwóch biegaczy. Gdy wśród aplauzu widowni ustawiali się na swoich miejscach, sędzia wydawał komendę nakazującą przygotowanie się do startu - "Poda para poda" (dosł. Noga do nogi). Gdy krzyknął "Apite!" (Pędźcie!), zawodnicy ruszali. Po zażartym boju zwyciężał najlepszy. To akurat nie zmieniło się przez ponad dwa tysiące lat.


Roman Żuchowicz

sortuj
liczba komentarzy: 0
    Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!