Polskie Radio

Protest pracowników sieci handlowych. "Pracujemy jak woły na polu za marne grosze"

Ostatnia aktualizacja: 02.05.2017 10:59
Zakupy w super i hipermarketach mogą wiązać się dziś ze stratą czasu i nerwów. Na 2 maja zaplanowano ogólnopolski protest pracowników sieci handlowych. Szacuje się, że na terenie całego kraju weźmie w nim udział nawet kilkanaście tysięcy osób.
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjneFoto: Shutterstock.com/Makistock

- Protest ma charakter ulotkowo-informacyjny. Wielu pracowników będzie dziś wykonywać swoje czynności skrupulatnie i sumiennie, jak przewidują to regulaminy pracy - tłumaczy portalowi PolskieRadio.pl Alfred Bujara z handlowej „Solidarności”. W praktyce może oznaczać to znaczne spowolnienie wykonywania obowiązków.

- Gdy siedzę przy kasie, to nie mam nawet czasu, aby napić się wody, bo trzeba jak najszybciej skanować produkty. Jeden klient jeszcze nie zapakuje zakupów, a już trzeba obsługiwać następnego, bo za chwilę utworzą się kolejki i kierownik zacznie poganiać. Dziś będziemy się zachowywać jak nakazuje regulamin. Dopiero, gdy jeden klient odejdzie, to zacznę obsługiwać następnego - tłumaczy nam pracownica jednego ze stołecznych Tesco, gdzie trwa protest. Oprócz tych brytyjskich hipermarketów, w proteście wezmą udział również pracownicy z sieci takich jak: Biedronka, Carrefour, Kaufland, Auchan, Decathlon, Dino, Arel oraz Makro Cash and Carry.

- Chcemy uświadomić społeczeństwu i politykom trudną sytuację pracowników wspomnianych sklepów – wyjaśnia Bujara. I dodaje. - Chcielibyśmy, żeby negocjowano z nami układy zbiorowe pracy i ujednolicano pewne zasady w skali całego kraju. W tej chwili nie mamy prawnych możliwości, żeby zmobilizować pracodawców do podjęcia z nami rozmów. To sprawia, że powstaje wśród nich zmowa milczenia i nikt nie musi dać więcej – tłumaczy rozmówca portalu Polskiego Radia.

Bujara tłumaczy, że pracowników do protestu skłonił PR stosowany przez sieci handlowe. – Chwalą się tym jak to świetnie się u nich pracuje i zarabia, a rzeczywistość jest inna. Daje się podwyżki, a zabiera części ruchome wynagrodzenie, takie jak np. premie. Efekt jest taki, że otrzymuje się wypłatę sprzed podwyżki - mówi szef handlowej „Solidarności”. A pracownica stołecznego Tesco zapyta o podwyżki tylko macha ręką.

- Da pan spokój. Pracujemy jak woły na polu za marne grosze. Podwyżki są śmieszne przy tym, jeśli uwzględni się czas pracy i zaangażowanie jakiego się od nas wymaga. Szkoda, że dyrektorzy takich podwyżek sobie nie przyznają – mówi nam oburzona pracownica stołecznego Tesco.

W innych sieciach handlowych sytuacja pracowników również jest fatalna. Skarżą się oni na nadmiar obowiązków, długi czas pracy oraz niskie pensje. Jest jeszcze jedno. - To co mnie bolało w tej pracy, to zachowanie klientów. Czułem, że traktują mnie jak człowieka drugiej kategorii. Przykre, że ludzie uważają się za lepszych tylko dlatego, że stoją po drugiej stronie lady – opowiada portalowi Polskiego Radia Radek, który na studiach pracował w jednej z sieci hipermarketów.

Mężczyzna pracuje obecnie w wyuczonym zawodzie. O proteście pracowników dowiedział się od nas. Zapowiedział, że pójdzie do sklepu zrobić zakupy, aby wesprzeć protestujących i odczekać swoje w kolejce tylko po to, aby zwrócić uwagę innych klientów na problemy osób pracujących w sieciach handlowych. – Z zachowaniem kupujących bywa różnie. Jedni są kulturalni i uśmiechnięci, inni naburmuszeni, jak to w społeczeństwie. Gdybym zarabiała więcej, to na zachowanie klientów przymknęłabym oko, bo można się przyzwyczaić – tłumaczy pracownica stołecznego hipermarketu.

- Pracownicy mają już naprawdę dość tego co się dzieje w sieciach handlowych, dlatego postanowili zaprotestować. Jeśli nie spotka się to z reakcją ze strony pracodawców, to będziemy musieli zastanowić się nad nową formę protestu – tłumaczy Bujara.

Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl

 

 

Zobacz więcej na temat: POLSKA protest